Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Fotografie więźniarskie - wspomnienia

W Erkenungdienst wykonywałem m.in. zdjęcia więźniów w trzech pozycjach : z przodu, z lekko zwróconą twarzą oraz z profilu. (…)  Aparatura do wykonywania zdjęć więźniarskich pochodziła z KL Sachsenhausen. W skład tego urządzenia należał aparat fotograficzny, do którego wkładało się adapter ze specjalną kliszą, na której można było wykonać kolejno trzy zdjęcia. (…)

            Oprócz właściwego aparatu fotograficznego, w skład urządzenia wchodziła także specjalna podstawa w postaci prostopadłościanu, na którym siadała osoba fotografowana. Podstawa ta miała z tyłu przymocowany metalowy pręt, do którego doczepiona była podpórka w kształcie półksiężyca, znajdująca się na wysokości potylicy siedzącego więźnia. Był to jakby ogranicznik, który utrzymywał głowę fotografowanego w jednakowej odległości od aparatu fotograficznego. Podczas zmiany obrotu fotograf nie musiał za każdym razem korygować ostrości obiektywu. Podstawa siedzenia była zamocowana na stałe na okrągłej platformie, obrotowej, o grubości około 10 cm. (…)

            Do podstawy doczepiony był na stałe poziomy uchwyt z metalową tabliczką, w którą można było wsuwać płytki, na których znajdowały się skróty oznaczające rodzaj więźnia, np. skrót „Aso”, PPol.”, „BV” itd. Drugim członem zamieszczanym na tabliczce był numer obozowy fotografowanego więźnia, montowany z luźnych, pojedynczych cyfr, wymalowanych na pionowych tabliczkach.(…)

            Fotografowanie nie było codzienną czynnością w życiu więźnia. Każdy fotografowany był tylko jeden raz. Kiedy więzień wchodził do pomieszczenia, gdzie znajdował się aparat fotograficzny i zajmował miejsce na siedzeniu, stawiał stopy na okrągłej platformie. Dwa zdjęcia wykonywano z przodu, z tym, że jedno z lekko w bok uchyloną głową. Jedno zdjęcie było z profilu. Przy zmianie ułożenia fotografującego względem obiektywu, następowało uruchomienie platformy i jej obrót, przy pociągnięciu dźwigni. Kiedy wykonano już wszystkie trzy zdjęcia, padła komenda „Weg!” (precz), fotografowany musiał się lekko podnieść z siedzenia i opuszczał stopy z platformy na podłogę. Był lekko pochylony i kiedy przygotowywał się do wyprostowania kapo Maltz podciągał dźwignię sterującą. Ruch platformy podrywał mu nogi i więzień upadał na podłogę. (…)

Gdy zaczęła się ewakuacja obozu, filmy robione przez Waltera i Hoffmana, zdjęcia dla dra Mengelego zostały wywiezione prawdopodobnie do KL Gross-Rosen. Natomiast negatywy zdjęć więźniarskich kazano mnie i Jureczkowi spalić w piecu. Robiliśmy to pod nadzorem Waltera. Gdy on wyszedł przydusiliśmy ogień w piecu i wyjęliśmy resztki negatywów. Przed opuszczeniem obozu w dniu 18.01.1945 roku negatywy zabezpieczyliśmy w pracowni, zabijając deskami wejście, aby nikt się tam nie dostał.

Wilhelm Brasse (nr 3444)

 

W ostatniej niemal chwili polecono nam spalić wszelkie negatywy i fotografie znajdujące się w Erkenungdienst. Do pieca kaflowego w pracowni wsadziliśmy najpierw zamoczony papier fotograficzny a następnie masę zdjęć i negatywów. Wtłoczone do pieca duże ilości materiałów zatkały odpływ dymu. Kiedy zapaliliśmy w piecu byliśmy przekonani, że spłonie tylko część zdjęć i klisz tuż przy drzwiczkach piecowych a potem z braku powietrza w piecu – ogień zgaśnie. (…) Rozmyślnie pewną ilość zdjęć i negatywów pod pozorem pośpiechu rozrzuciłem w pokojach pracowni. Wiedziałem, że przy pospiesznej ewakuacji nikt nie będzie miał czasu wszystkiego zabrać i coś się ocali.

Bronisław Jureczek (nr 26672)

 

W pierwszych dniach marca 1941 roku po apelu porannym pozostałem w bloku 5, gdzie mieszkałem. Po ogoleniu twarzy i ostrzyżeniu włosów na głowie, w pożyczonej mycce, udałem się pod blok 18 [według nowej numeracji był to blok 26 – M.H.], gdzie zastałem już więźniów z mojego transportu.

            Widocznie systematycznie fotografowano więźniów według numeracji bieżącej, od 1 wzwyż, gdyż tak nas ustawiono przed blokiem. Osobiście zaskoczony byłem brakiem więźniów, a raczej numerów, którzy na pewno nie zmarli naturalną śmiercią.

            Po wywołaniu mojego numeru, zaprowadzono mnie do ostatnich drzwi po prawej stronie korytarza. Kazano usiąść na obrotowym krześle i zrobiono mi zdjęcie w trzech pozach. Zejść z obrotowego krzesła należało w chwili uruchomienia go, co powodowało upadek fotografowanego.

Henryk Porębski (nr 5805)