Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Romowie - wspomnienia

Pod koniec lutego 1943 roku – na polecenie Rapportschreibera Diestla – przeprowadziliśmy z Antonim Sicińskim ewidencję Cyganów osadzonych już w obozie oraz nowo przybywających. (…) Rzuciło nam się w oczy przede wszystkim to, że Cyganie mieli cywilne ubrania. Kobiety nosiły kolorowe stroje, zaś mężczyźni ubrani byli w tandetne odzienie. Zauważyłem również, że dziewczynki miały cienkie sukienki, natomiast chłopcy długie spodenki i koszulki. Prawie wszyscy byli bez butów i bosymi stopami deptali po zimnej i zabrudzonej podłodze baraku.

Zaraz po wejściu do mieszkalnej części baraku uderzył w nas duszący smród, wobec czego poleciliśmy blokowemu, aby wystawiono nam stoły na zewnątrz baraku i tam po zajęciu miejsc rozpoczęliśmy spis.

 Zgromadzonych przed nami Cyganów ustawiono w czterdziestu pięciu szeregach, po dziesięć osób w każdym. Naszym zadaniem było wpisanie do karty personalnej każdego Cygana danych w następującej kolejności: numer więźnia, narodowość, imię i nazwisko oraz data i miejsce urodzenia, a także miejsce ostatniego zamieszkania i nazwa urzędu, który dokonał aresztowania. Ostatnia rubryka pozostawała wolna z przeznaczeniem na specjalny wpis o przeniesieniu, zwolnieniu lub śmierci. Te dane wpisywane były do rubryk w księgach głównych obozu. Na kartach personalnych mieliśmy możliwość dokonania bardziej szczegółowych adnotacji np. o służbie wojskowej, odznaczeniach i karalności.

 Stojący przede mną Cyganie byli w różnym wieku. Przy jaskrawym świetle słońca wszyscy bez wyjątku wyglądali bardzo źle. Na ten zastraszający wygląd wpływało również to, że od czasu przywiezienia ich z głębi Rzeszy, kiedy to wykąpali się w obozie męskim na odcinku BIb, nie mieli możności umycia się, a od tego czasu minął niejednokrotnie tydzień i więcej dni. W dodatku byli niewyspani i niedożywieni. (…)

 Spisywanie ewidencji rozpoczynaliśmy o godzinie szóstej i z bardzo krótką przerwą obiadową trwało ono do apelu wieczornego, rozpoczynającego się pół godziny wcześniej niż w obozie męskim. Uwarunkowane to było tym, że raporty o stanach liczbowych dostarczane musiały być przez jednego z pracowników kancelarii obozu cygańskiego do kancelarii obozu męskiego, jak również do kancelarii obozu kobiecego, w których to kancelariach dokonywano zestawień ogólnych mężczyzn i kobiet. Wypełnione karty ewidencyjne zabierał do swojej kancelarii Roman Frankiewicz, sporządzając z nich odpisy, natomiast ewidencje Cyganów i Cyganek przebywających w tym czasie w szpitalu dostarczał nam pisarz szpitala w rodzinnym obozie cygańskim, inny polski więzień polityczny, Wojciech Barcz. Po trzech dniach pracy przy ewidencji Cyganów wróciliśmy do obozu macierzystego w Oświęcimiu.

 Kilka dni później razem z Antonim Sicińskim poszliśmy ponownie do rodzinnego obozu cygańskiego w Brzezince, gdzie spisywanie nowo przybyłych nie trwało długo, ponieważ transport był niezbyt liczny i mogliśmy jeszcze tego samego dnia wrócić do Oświęcimia. Wtedy to Roman Frankiewicz namawiał mnie usilnie, abym załatwił sobie przeniesienie na stałe do pracy w kancelarii obozowej na odcinku BIIe. Byłem jednak przekonany, że niejeden jeszcze raz odwiedzę obóz cygański i że wtedy podejmę tę decyzję. (…) Ilekroć przebywałam na terenie odcinka BIIe, tyle razy Roman Frankiewicz namawiał mnie do porzucenia mojej funkcji w obozie macierzystym i przeniesienia się do Birkenau.

 Był koniec kwietnia, a może początek maja 1943 roku gdy wraz z kolegą Kazimierzem Sichrawą (nr 231), szliśmy pod eskortą esesmana do obozu cygańskiego na terenie Brzezinki. Idąc drogą Sichrawa wypytywał mnie o warunki życia w tym obozie, o zachowanie się esesmanów w stosunku do więźniów funkcyjnych oraz o kolegów, z którymi zżył się w obozie macierzystym, a którzy już wcześniej zostali przeniesieni do Brzezinki. Rozmowę naszą przerwaliśmy w momencie dojścia do obozowej bramy na odcinku BIIe. Zameldowaliśmy się w okienku wartowni u Blockführera Zielke. Był to jeden z najbardziej ludzkich esesmanów. Wkrótce przywitaliśmy się z uradowanym naszym widokiem Romanem Frankiewiczem, oddając mu nasze karty przeniesienia. Od tej chwili staliśmy się mieszkańcami obozu cygańskiego.

Tadeusz Joachimowski (nr 3720)

 

Zakładałam tam kartoteki według list transportowych i prowadziłam Księgę główną dla mężczyzn z naszego obozu. Codziennie musiałam wpisywać meldunki o śmierci, które przychodziły do Schreibstuby z Krankenbau. Wpisałam ich tysiące do Książki. Byłam właśnie ósmy dzień w Schreibstubie, gdy przyszedł Totenmeldung, na którym widniało nazwisko mojego ojca. Byłam jak porażona, łzy spływały mi z oczu. W tym momencie drzwi otwarły się z hukiem, SS-Oberscharführer Plagge wpadł jak bomba do środka i wrzasnął:

– Dlaczego beczy ta tam w kącie?

 Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Ale moja przyjaciółka, Hilly Weiss, która była pisarzem raportowym wyjaśniła:

– Zmarł jej ojciec.

 Na co esesman odrzekł:

– Wszyscy kiedyś umrzemy – i opuścił Schreibstubę.(…)

Osobiście straciłam w Auschwitz około 30 krewnych. Zmarły tam obydwie babcie. Była tam ciocia z dziesięciorgiem dzieci. Przeżyła tylko dwójka. (…) Była także w Auschwitz druga ciocia z pięciorgiem dzieci. Nikt z nich nie przeżył Auschwitz. Jeszcze inna ciocia została pod sam koniec zabita gazem. Ojciec zmarł dosłownie z głodu zaraz w pierwszych miesiącach po przybyciu do obozu. Najstarsza siostra zachorowała na tyfus i zmarła na skutek powikłań. Oczywiście niedożywienie, głód odgrywały tu pewną rolę. Potem zmarł mój brat. Miał 13 lat. Musiał nosić ciężkie kamienie, aż wychudł jak szkielet. Mama zmarła parę miesięcy później. Wszyscy umierali z głodu.

Elisabeth Guttenberger, z domu Schneck  (no. Z-3991)