Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Materiały ruchu oporu - wspomnienia

Pewnego dnia przyszedł do nas jako łącznik więzień Jan Mosdorf, który przyniósł polecenie sporządzenia odpisu z książek szpitala obozu żeńskiego. Zachodziło niebezpieczeństwo, że władze obozowe polecą zmienić książki szpitala w obawie przed Międzynarodowym Czerwonym Krzyżem, który zaczął się interesować KL Auschwitz-Birkenau. (…)

            Wypisy z książek szpitalnych robiła Monika Galica i oddawała je Antoninie Piątkowskiej. Piątkowska przechowywała je w zrobionym dla tego celu schowku w bloku 4. Gdy pod koniec 1944 roku zaczęto przenosić nas z bloku do bloku, Piątkowska przy pomocy więźniarki Zofii Gawron wysłała odpisy z ksiąg szpitalnych poza obóz. Przechował je w Brzeszczach ojciec Zofii Gawron. Odpisy te zawierały: nazwisko i imię więźniarki, numer obozowy i datę śmierci.

Wiktoria Klimaszewska (nr 25993)

 

W październiku 1942 roku zachorowałam na tyfus. Przebywałam w obozowym baraku szpitalnym, a po minięciu gorączki zatrzymano mnie na stałe w szpitalu. Otrzymałam przydział do kancelarii szpitala więźniarskiego obozu kobiecego, która mieściła się w baraku 30 na odcinku BIa. (…) Pracując tam miałam dostęp do różnych dokumentów, m.in. do księgi zmarłych więźniarek.    Była to księga dużego formatu. Na jej kartkach znajdowało się wiele rubryk. Wpisy do tej księgi dokonywano według dat zgonów na podstawie meldunków napływających z poszczególnych bloków. (…)

            Nie pamiętam już kto i kiedy zwrócił się do mnie z prośbą o robienie wypisów z tej księgi. Chodziło o wypisanie nazwisk, numerów obozowych i dat zgonów więźniarek narodowości polskiej. Karteczki z wypisanymi nazwiskami przekazywałam Antoninie Piątkowskiej. (…) Wypisy robiłam po kryjomu na małych skrawkach papieru formatu A-6, które po wojnie sklejono i dlatego w chwili obecnej są to karty formatu A-4. Odpisy robiłam wyłącznie w nocy wykradając ze Schreibstuby Księgę zmarłych więźniarek. Nie było to łatwe, bo księgi znajdowały się pod nadzorem jednej z dyżurujących więźniarek, która na moją prośbę zezwalała mi przenosić księgę do sąsiedniego pomieszczenia ambulatoryjnego. Tak późne przebywanie w ambulatorium było ryzykowne, gdyż każdy z kontrolujących esesmanów mógł się zapytać co robię o takiej porze w ambulatorium.

            Pewnego razu około 1:00 w nocy weszła do ambulatorium któraś z nadzorczyń. Całe szczęście, że usłyszałam wcześniej jak zbliża się do ambulatorium i w porę wrzuciłam zapisane karteluszki do kartoteki. Miałam to już wcześniej obmyślone, a moja obecność przy kartotekach dawała jakąś szansę wytłumaczenia się. Całe szczęście, że Aufseherin nie robiła rewizji, lecz jedynie zapytała się czy pracuję za zgodą Lagerarzta. Przytaknęłam, choć nie było to prawdą. Nazajutrz zgłosiłam Lagerarztowi Kleinowi o nocnej wizycie mówiąc, że pracowałam jeszcze o 1:00 w nocy, bo było dużo roboty, ale Aufseherin powiedziałam, że on (Lagerarzt) o tym wiedział. Lagerarzt nie badał dokładnie całej sprawy i zostałam tylko za to ukarana.

            W 1943 roku, dokładnej daty nie pamiętam, otrzymałam od jednej z koleżanek polecenie zniszczenia wszystkich zapisanych karteluszków. Była tego już spora ilość i żal mi było mojej pracy, którą włożyłam w sporządzenie wykazu, ale ostatecznie polecenie wykonałam i zapisane z takim trudem karteczki spaliłam w piecyku stojącym w Schreibstubie. Polecenie to otrzymałam widocznie w związku z jakąś wpadką. W każdym razie kiedy wszystko się uspokoiło zabrałam się do pracy od początku.

Monika Galica (nr 6814)

 

Jesienią 1942 roku, po powrocie z karnej kompanii w Budach zwróciłam się do współwięźniarki z mojego transportu, Moniki Galicy, z propozycją sporządzenia spisu Polek, które umierały w obozie. Monika Galica podjęła tę propozycję z dużym zapałem i pracując na rewirze, gdzie miała dostęp do Księgi zgonów kobiet, systematycznie robiła spisy zmarłych Polek, oddając mi je do przechowania. Akcja ta trwała prawie dwa lata.  Spisy zmarłych więźniarek wpływały do mnie w różnych ostępach czasu i przechowywane były w różnych schowkach.

W ukryciu tych dokumentów pomogła mi Zofia Gawron, która razem ze mną zakopała je i przenosiła do innych schowków. Do ocalenia Wykazów zmarłych więźniarek przyczynił się także Władysław Urbański, zatrudniony w komandzie Zimmerei, który pewnego razu niemal w ostatniej chwili podczas rewizji na bloku zabrał dokumenty i schował je we wskazanej przeze mnie skrytce. Pomagał mi także więzień Wacław Szparadziński, zatrudniony również w komandzie Zimmerei, który wspólnie z Urbańskim ukrył wykazy więźniarek pod betonem w umywalni bloku 4. O akcji przechowywania dokumentów wiedziały także Wiktoria Klimaszewska i Krystyna Horczak.

Wobec niemieckich zamierzeń zlikwidowania kobiecego obozu na odcinku BIa i BIb w Birkenau i przeniesienia więźniarek do dawnego obozu familijnego dla Cyganów na odcinku BIIe, byłam zmuszona w październiku 1944 roku wydobyć dokumenty ze schowka pod betonem w umywalni bloku 4. W nocy razem z Zosią Gawron rozbiłyśmy beton i wydostałyśmy słoiki z dokumentami. Następnie zaszyłam dokumenty w pasie i w ten sposób przeniosłam je do byłego obozu familijnego dla Cyganów, gdzie nas przeniesiono. Nie znałam tego terenu i nie miałam schowków, a na bloku też nie mogłam ukryć dokumentów, ponieważ często przeprowadzano rewizje, dlatego nosiłam je na sobie. Po dwóch tygodniach Zofia Gawron skontaktowała się z robotnikiem cywilnym, pracującym w konspiracji i przez niego przekazała te dokumenty poza obóz do swojej rodziny.

W maju 1945 roku, po powrocie z obozu, rodzina Gawronów zwróciła mi przechowywane dokumenty. Spisy zmarłych Polek oddałam do organizacji „Caritas”, do rąk kardynała Sapiehy, który następnie przekazał je do ks. Kanonikowi Jasińskiemu. Staraniem tego ostatniego opublikowano te dokumenty w prasie i radiu, po czym przesłano je do Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, do rąk dr. Sehna.

Antonina Piątkowska (nr 6805)

 

Pracując w komandzie Zimmereibarakenbau chodziliśmy naprawiać i przebudowywać baraki. (…) Oberkapo wyznaczył grupę około 20 osób do obozu kobiecego. W grupie tej znaleźliśmy się obydwaj. (…) Po przyjściu do obozu kobiecego kolega Urbański udał się do baraku 4, zajmowanego przez więźniarki funkcyjne i pracujące w administracji obozowej. Mieszkała tam także Antonina Piątkowska. Urbański wiedział, że pracuje ona w ruchu oporu i wymieniał z nią różne informacje.

W tym czasie w baraku 4 spodziewano się kontroli i Piątkowska zwierzyła się Urbańskiemu, że ma do ukrycia bardzo ważne dokumenty, będące dowodem zbrodni hitlerowskich. Postanowiliśmy razem zabrać te materiały od niej i przechować. Wzięliśmy skrzynkę z narzędziami i jedną rurkę ceramiczna od kanalizatorów. W tej rurce schowaliśmy dokumenty zabrane od Piątkowskiej. Po przyniesieniu rurki do baraku, gdzie pracowaliśmy, włożyliśmy ją do rowu wykopanego przez kanalizatorów i przysypywaliśmy ją wiórami. W niedługim czasie do baraku 4 przyszła grupka esesmanów (m.in.: Boger, Kramer) w asyście nadzorczyni obozu kobiecego Drexlerki. Byli tam dość długo, następnie niespodziewanie dla nas skierowali się do baraku naszej pracy nr 10. Nie pytali o nic, ani nie rewidowali nas, tylko przejmującym wzrokiem patrzyli na nas i na naszą robotę. Byliśmy tą ich wizytą bardzo zdenerwowani, tym bardziej, że koledzy kanalizatorzy nic nie wiedzieli o ukryciu rurki z dokumentami. Jeden z nich zaczął nawet odsuwać wióry. Szparadziński zdążył mu szepnąć: „Nie ruszaj!”. Wtedy ten kanalizator przeniósł się do pracy w inny róg baraku. Esesmani stali przy nas pół godziny. Po ich odejściu przenieśliśmy rurkę z dokumentami do baraku 4 i tam wspólnie z Piątkowską ukryliśmy ją pod posadzką cementową w umywalni. Posadzka była zniszczona, podziurawiona, więc łatwo można było wsunąć rurkę. Szparadziński pilnował, czy ktoś się zbliża do baraku, a Urbański z Piątkowską zabezpieczali dokumenty.

Wacław Szparadziński (nr 11013)