Leichenhalle - wspomnienia
Książkę kostnicy prowadził kapo Ryszler i oficjalnie nie miałem do niej żadnego dostępu. Nie wiem dokładnie o jakiej porze dnia kapo Ryszler wpisywał numery więźniów zmarłych do Książki kostnicy. Sądzę, ze robił to przed południem, kiedy chodziliśmy po żywność dla szpitalnej kuchni dietetycznej. (…) Kilka dni po rozpoczęciu pracy w komandzie Leichenträgerów dr Stanisław Kłodziński poprosił mnie abym po kryjomu odpisał jej fragmenty. Poinformował mnie, że książka powinna znajdować się w pomieszczeniu kapo Ryszlera (przy Leichenhalle) w skrytce w stoliku lub w leżance. Któregoś dnia po apelu wieczornym, w czasie „Blocksperry” [zakaz opuszczania baraków przez więźniów], (…) przed przyjazdem samochodu po zwłoki, mogło to być około godziny 22:00, rozpocząłem poszukiwania. Moi koledzy z Leichenkommando udali się już na odpoczynek. Nikomu poza Leichenträgerami nie wolno było wówczas poruszać się w obrębie bloku 28. Co prawda koledzy zachęcali mnie abym razem z nimi poszedł odpocząć ale pod pretekstem chęci czytania książki poszedłem do pomieszczenia kapo Ryszlera. (…) Książkę kostnicy znalazłem dopiero za drugim razem podczas przeszukiwania skrytek przy leżance. Książka była ukryta pod ruchomym, drewnianym podgłówkiem leżanki. Na drugi dzień poinformowałem o tym Kłodzińskiego. W następnych dniach podczas Blockschpery 4 lub 5 razy schodziłem do Leichenhalle i odpisywałem fragmenty książki. Za każdym razem na luźnej kartce odpisywałem kolejny fragment, z którym następnego dnia (…) biegłem do 20 bloku i przepisany fragment oddawałem Kłodzińskiemu. Książka Leichenhalle była zwykłym brulionem i składała się ze spiętych w jedną całość liniowanych i kratkowanych kartek, przy czym kartek liniowanych było o wiele więcej. (…) W dokonanych odpisach uwzględniłem daty dzienne, kolejne numery pozycji oraz numery zmarłych więźniów. (…) Przy niektórych wpisach zmarłych więźniów były podane choroby. Przyczyn zgonu jednak nie zaznaczałem, ponieważ nie orientowałem się dokładnie o co chodzi. Dr Kłodziński wyjaśnił mi, że fałszywe przyczyny zgonu wpisywano przy numerach więźniów rozstrzelanych pod Ścianą Śmierci. (…) Do Książki kostnicy kapo Ryszler wpisywał tylko numery tych więźniów, których zwłoki przechodziły przez Leichenhalle. (…) Po pewnym czasie Kłodziński stwierdził, że dalsze odpisywanie Książki kostnicy trwałoby zbyt długo i lepiej będzie kiedy całą książkę wyniosę z bloku 28 i mu ją przekażę. (…) Książkę kostnicy wyniosłem przed apelem porannym ukrywszy ją pod bluzą. Nie orientuję się jakimi drogami przekazano ją poza obóz.
Stefan Markowski (nr 64914)
Z mojej inicjatywy zostały wysłane z KL Auschwitz rejestry prowadzone przez więźniów w kostnicy. W wykazie tym znajdowały się adnotacje przy poszczególnych numerach, np. odnośnie „zaszpilowania”. Zdobycie tych rejestrów ułatwił mi więzień Stefan Markowski, który był początkowo salowym w mojej sztubie (sztuba nr 3 w bloku 20), a następnie udało się uzyskać dla niego zatrudnienie w komandzie Leichenträgerów. Na moją prośbę dostarczył mi te rejestry, które wyniósł z terenu KL Auschwitz więzień Józef Róg. Przeszmuglował je z obozu, przyczepiając je plastrem do podudzia.
Stanisław Kłodziński (nr 20019)
Na krótko przed apelem wieczornym usłyszałem dochodzące z zewnątrz odgłosy spadających na deski jakiś ciężkich przedmiotów. Zapytałem co to się dzieje. Mój zastępca polecił mi wyjrzeć przez okno. Widoku tego nigdy nie zapomnę…Odbywało się właśnie ładowanie zwłok na auto ciężarowe. Ze sterty trupów, sięgającej prawie do pół piętra, a liczącej około 250 sztuk, dwóch Leichenträgerów brało kolejno zwłoki, każdy trzymając za rękę i nogę, a rozbujawszy je w powietrzu rzucało z ziemi na wóz. Trzeci na aucie rozkładał te zwłoki, żeby jak najwięcej ich można było pomieścić. Odgłosy padających ciał słychać było na dużą odległość, tak że ściągały one uwagę przechodzących poza obozem esesmanów i nadzorczyń. Podobne widoki miałem później co dzień, więc z czasem przyzwyczaiłem się do nich, jak również do wywożenia zwłok kolegów, załadowaną pod pierwsze piętro ciężarówką lub olbrzymim wozem. Nie mogłem się jednak pozbyć pierwszego wrażenia.
Czesław Jaworski (nr 31070)