Auschwitz I blok 28 stuba 7 - wspomnienia
Lekarz-więzień miał z góry nakazane przedstawienie lekarzowi SS do 10 chorych dziennie, z których kilku lekarz SS odsyłał do obozu. W ten sposób z kilku setek potrzebujących umieszczenia w szpitalu, przyjmowano niekiedy 6, a w niektórych dniach 10. Lekarz ambulansowy miał bardzo mało czasu na wstępne ustalenie diagnozy, bo lekarz obozowy SS zjawiał się już około 8:00, a często i wcześniej. Przy przedstawianiu lekarzowi SS chorych musiałem podawać rodzaj choroby, narodowość, ale nie wolno nam było stawiać propozycji co do leczenia szpitalnego, zwolnienia od normalnych prac w obozie, czy przebywania na bloku mieszkalnym. Esesmani sami chcieli decydować o wszystkim.
Rudolf Diem (nr 10022)
Selekcje więźniów przeprowadzano w dwojaki sposób. Rano miała miejsce wizyta ambulatoryjna lekarza SS. Nazywało się to „Arztvormelder”. Więźniowie, którzy się uprzednio zgłosili, byli przedstawiani lekarzowi SS, to znaczy byli przedstawiani nago. W zależności od tego jak wskazał palcem, wiedzieliśmy, co to oznaczało. Były tylko trzy rozwiązania: „SB” (Sonderbehandlug) – co oznaczało „szpilę”, albo przyjęcie do szpitala obozowego lub też „opieka ambulatoryjna” – chory był odsyłany do obozu i zgłaszał się jedynie po leki lub w celu zmiany opatrunku.
Inny rodzaj „wybiórek” polegał na tym, że lekarz obozowy SS przeprowadzał selekcję w Krankenbau wśród leżących chorych. Duże grupy transportowano ciężarówkami do komory gazowej. Jeżeli były mniejsze grupy, szpilowano je na raz albo na dwa lub trzy razy.
Tadeusz Paczuła (nr 7725)
Niekiedy po wyjściu lekarza SS, osobiście z szeregów skazańców wyciągałem chorych, którzy wyglądali na jeszcze rokujących powrót do zdrowia. Wyprowadzano ich do sali 7. Przy tym nie można było przeciągać struny, ale zwykle udawało się dodatkowo uratować jeszcze kilka osób. Nie pytano się nikogo z nich o nazwisko, stanowisko czy pochodzenie. Decydował wygląd i przewidywana możliwość przeżycia. Wybór był bardzo ciężki, a pośpiech jeszcze większy. Wyciągałem muzułmanów (w żargonie więźniarskim tak określano ekstremalnie wychudzonego więźnia) ile się dało i pakowałem na salę 7, gdzie już Kuryłowicz wiedział co z nimi zrobić. Zdarzało się, że uratowani mówili gorączkowo: „Przecież lekarz niemiecki kazał nam czekać, dlaczego mnie tu ciągniecie?”
Rudolf Diem (nr 10022)
Chorych więźniów, przyjętych do sali 7 w bloku 28, ewidencjonowano w Książce bloku 28 sztuba 7. Tą ewidencje wprowadził i kontynuował Franciszek Sobkowiak, który lubił porządek na sali i z własnej inicjatywy założył dla porządku zeszyt, w którym wpisywał nazwiska więźniów przebywających na sali chorych oraz dokąd zostali przeniesieni. Odnotował przy tym fakt naturalnej śmierci i uśmiercania przez fenol. Zaznaczał to odpowiednio czerwonym lub niebieskim krzyżykiem.
Rudolf Diem (nr 10022)
Przyszedłem do sztuby 7 w momencie, kiedy do szpitala przyszły trzypiętrowe łóżka. Chorzy, leżący pokotem na siennikach na podłodze byli przeze mnie i przez Antoniego Lipowskiego rozmieszczani na łóżkach. Praca ta zajęła mi cały dzień. (…) Chorzy leżeli w łóżkach piętrowych, ścieśnieni po dwóch, a często i po trzech razem, bez bielizny lub tylko w koszuli. Ciężko chorzy nie mieli sił wdrapywać się na wyższe kondygnacje, toteż staraliśmy się układać ich nisko. Nieraz spadali na ziemię i dotkliwie się tłukli. (…) Chorzy leżeli na siennikach wypchanych woliną, często zanieczyszczonych przez chorych na biegunkę lub nieprzytomnych. Trzeba było nie lada wysiłku i starań Lipowskiego, aby następny chory nie leżał na wydalinach. Siennik był przewracany po 20 razy, a miejsca zanieczyszczenia przykrywano kawałkami tkaniny papierowej. Zanieczyszczone sienniki były szorowane wodą z bielidłem i w niedługim czasie przypominały sita o wygnitych sporych otworach, rwących się w palcach i pod chorymi. Wszystkie cuchnęły moczem i kałem. Do tego dochodziły zapachy gnijących resztek zupy rozlanej na koce lub sienniki przez słabych chorych…
Rudolf Diem (nr 10022)
W sztubie 7 leżeli przeważnie chorzy wyczerpani głodem z biegunkami i obrzękami. Niekiedy między nimi zdarzali się ludzie zdrowi, którym należało zapewnić schronienie w szpitalu przed ciężkimi pracami karnymi i szykanami obozowymi.
Władysław Fejkiel (nr 5647)