Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Aktualności

O "odnalezieniu" pierwszej komory gazowej

11-11-2001

Niedawno w prasie ukazały się dwa artykuły dotyczące sprawy pierwszej prowizorycznej komory gazowej w obozie Birkenau.

W KOŃCU ROZWIĄZANO TAJEMNICĘ PIERWSZEJ KOMORY GAZOWEJ W AUSCHWITZ-BIRKENAU

Henri Tincq, Le Monde, 20.11.2001

Odnaleziono Bunkier 1, pierwszą komorę gazową w Birkenau, obok Auschwitz. Za brzozowym lasem, poza aktualnymi granicami obozu, który jest światowym dziedzictwem UNESCO, dom należący do rodziny polskich chłopów z Oświęcimia został zarekwirowany przez nazistów i zaadaptowany w marcu 1942 r. na komorę gazową. Funkcjonowała ona aż do kwietnia 1943 r., kiedy to zbudowano cztery krematoria i komory gazowe, których pozostałości można do dziś oglądać.

Miejsce gdzie znajdował się pierwszy bunkier pozostawało nieznane. To właśnie tam zostało zagazowanych wielu francuskich Żydów, szczególnie tych z łapanki na Vel d'Hiv 17 lipca 1942.

Odkrycie tego miejsca zawdzięczamy uporczywym poszukiwaniem włoskiego historyka, 48-letniego Marcello Pezzetti, dyrektora centrum dokumentacji żydowskiej w Mediolanie oraz urodzonego w Gdańsku lekarza, francuskiego Żyda Richarda Prasquier, który przyjechał do Paryża z rodzicami kiedy miał 1 rok.

Marcello Pezzetti, od 10 lat prowadził swoje badania w Auschwitz, aby odnaleźć Bunkier 1. Richard Prasquier po dwóch latach działań, z własnych funduszy i przy pomocy dyrekcji Muzeum Auschwitz doprowadził do odkupienia tego domu i przeprowadzki polskiej rodziny, która po zakończeniu wojny powróciła do swojego dawnego domu i 50 lat żyła w dawnej komorze gazowej w otoczeniu masowych grobów.

Marcello Pezzetti przeprowadził wiele rozmów ze świadkami, przeglądnął plany i katastry (ewidencja gruntów i budynków), przewertował archiwa sądowe w Krakowie, gdzie oficerowie nazistowscy i Żydzi mówili w swoich zeznaniach o istnieniu tego pierwszego bunkra. W 1995 r. cudem spotkał dwóch braci żyjących w Izraelu: Schlomo i Abrahama Dragonów, ocalałych z Sonderkommando z Birkenau, którzy w tym domu musieli wykonywać swoją straszną pracę.

Dokumenty z ewidencji gruntów i budynków w Oświęcimiu pozwoliły mu na upewnienie się co do lokalizacji Bunkra 1 i jednocześnie zauważyć, że polskie władze utrzymywały to w tajemnicy aby uniknąć konfliktu z mieszkańcami.

Dzięki Stefanowi Wilkanowiczowi katolickiemu intelektualiście, związanemu z Janem Pawłem II, który już w konflikcie o karmel w Oświęcimiu odegrał swoją pozytywną rolę oraz dzięki ojcu Patrykowi Dubois, sekretarzowi komitetu episkopatu francuskiego ds. kontaktów z judaizmem, można było sprawę sfinalizować i otworzyć dyskusje na temat przyszłości tego miejsca pamięci.

Po polemikach na temat karmelu, supermarketu i dyskoteki (zamkniętej na skutek międzynarodowych protestów [dyskoteka nie została zamknięta-JM]) M. Pezzetti, R. Prasquier, ojciec Dubois zdają sobie sprawę, że obóz "psuje" życie mieszkańców Oświęcimia. Ale uważają, że to miejsce największej zbrodni w historii wymaga elementarnego poszanowania.

Doktor Prasquier nie był w swoim rodzinnym kraju do 1993 r. Dla niego związki z Polską są bolesne, ale jak mówi koniecznym jest służyć pomocą tam gdzie pojawia się dobra wola, a szczególnie kiedy dodatkowo przejawia się ona w trudnych okolicznościach.

SENSACJE WOKÓŁ KOMORY GAZOWEJ

Auschwitz-Birkenau. Le Monde odkrywa tajemnicę, która tajemnicą nie była.

Polska rodzina przez pięćdziesiąt lat żyła w dawnej komorze gazowej obozu Birkenau, a władze polskie utrzymywały w tajemnicy lokalizację tego miejsca - taką bulwersującą informację podał francuski Le Monde. - Nie było żadnej tajemnicy, a budynek komory gazowej został zburzony jeszcze w czasie wojny - prostuje te rewelacje dyrekcja Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau.

Henri Tincq napisał (Le Monde z 20 listopada), że dzięki współpracy oświęcimskiego muzeum z włoskim historykiem Marcello Pezzettim i urodzonym w Gdańsku francuskim Żydem Richardem Prasquier'em możliwe będzie upamiętnienie miejsca, gdzie znajdowała się owa komora, zwana Bunkrem 1 lub Czerwonym Domkiem.- Niepotrzebnie jednak Le Monde opakował tę ze wszech miar pozytywną wiadomość sensacyjnymi informacjami mijającymi się z prawdą - twierdzi Stefan Wilkanowicz, wiceprzewodniczący Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej, o którego roli w sfinalizowaniu tej sprawy francuska gazeta pisze w superlatywach.

Artykuł w Le Monde nosi tytuł "Nareszcie odkryta tajemnica pierwszej komory gazowej w Auschwitz-Birkenau". Jego autor oznajmia, że odnaleziono Bunkier 1, a odkrycia tego dokonał Marcello Pezzetti, dyrektor centrum dokumentacji żydowskiej w Mediolanie prowadzący od 10 lat badana w Auschwitz. Wertował on archiwa, w 1995 r. "cudem" spotkał dwóch żyjących w Izraelu braci Schlomo i Abrahama Dragonów, którzy jako więźniowie pracowali przy Bunkrze nr 1 w Birkenau. Dokumenty z ewidencji gruntów i budynków w Oświęcimiu pozwoliły mu upewnić się co do lokalizacji komory gazowej i "jednocześnie zauważyć, że polskie władze utrzymywały to w tajemnicy, aby uniknąć konfliktu z mieszkańcami". Zdaniem autora tekstu, dzięki odkryciu Pezzettiego mogło dojść do wykupienia - za pieniądze Richarda Prasquier - budynku, gdzie mieścił się Bunkier nr 1, a następnie do przeprowadzki w inne miejsce polskiej rodziny, która "po zakończeniu wojny powróciła do swojego dawnego domu i przez 50 lat żyła w dawnej komorze gazowej w otoczeniu masowych grobów".

Nie można mieszkać w czymś czego nie ma.

- Ta rodzina nie mogła mieszkać w komorze gazowej, bo Czerwony Domek Niemcy rozebrali już w 1943 r. Nie pozostał po nim żadnego śladu, nawet kawałków fundamentów hitlerowcy nie zostawili. Dopiero w 1955 r. na miejscu dawnej komory gazowej właściciele działki postawili nowy dom i w nim zamieszkali - wyjaśnia dr Franciszek Piper z Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau i opowiada dzieje Czerwonego Domku. Wybrał go osobiście Adolf Eichmann z Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, odpowiedzialny za stronę organizacyjno-administracyjną Holokaustu, w asyście Rudolfa Hössa, komendanta KL Auschwitz. Był to parterowy budynek wiejski z czerwonej cegły, z którego już wcześniej wysiedlono mieszkańców. Miał około 90 metrów powierzchni. Z czterech izb hitlerowcy zrobili dwie, pozabijali okna, uszczelnili drzwi wybili otwory do wrzucania cyklonu B. Położona nieco z boku od obozu Auschwitz II, czyli KL Birkenau, ukryta w drzewach tymczasowa komora gazowa używana była przez hitlerowców tylko przez rok: od wiosny 1942 do wiosny 1943. Szacuje się, że zagazowano tam ponad 100 tys. osób. Gdy w obozie Birkenau zbudowano cztery wielkie komory gazowe i krematoria , Czerwony Domek nie był już potrzebny i został rozebrany.

- Niestety, gdy w 1957 r. wyznaczano granice muzeum, działka na której w latach 1942-43 była pierwsza komora gazowa, znalazła się poza jego terenem, ale w najbliższym sąsiedztwie. Nie wiem dlaczego tak wówczas postanowiono. Może dlatego, że stał tam już zbudowany nowy dom, a w latach powszechnej odbudowy po wojennych zniszczeniach nikt nie odważył się żądać jego zburzenia - zastanawia się Jerzy Wróblewski, dyrektor Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Bardzo dziwi go też stwierdzenia Le Monde, że dopiero teraz odkryte zostało miejsce gdzie znajdował się Bunkier nr 1.

- Jego lokalizacja była od dawna dobrze znana, nie stanowiła żadnej tajemnicy. Ustaliła ją już w 1945 r. w swych protokołach zarówno radziecka jak i polska komisja. Wskazywali ją wówczas przesłuchiwani więźniowie, m.in. Schlomo Dragon. Komorę opisywał w opublikowanych później wspomnieniach komendant obozu Rudolf Höss. Miejsce to znają wszyscy przewodnicy oprowadzający po obozie - mówią dr. Franciszek Piper i dyr. Jerzy Wróblewski. Gdyby dziennikarz Le Monde chciał zasięgnąć informacji u źródła, w muzeum mogliby mu pokazać m.in. wydaną po raz pierwszy w 1977 r. przez Interpress popularną monografię Oświęcim. Hitlerowski obóz zagłady masowej, gdzie znalazła się mapka obozu Birkenau z zaznaczonym miejscem pierwszej komory gazowej. - Jeszcze w latach osiemdziesiątych, gdy o panu Pezzettim nikt tu nie słyszał, wziąłem mapy katastralne i ustaliłem co do metra lokalizację nieistniejącego Czerwonego Domku. Jego plan znajduje się na 114 stronie trzeciego tomu pięciotomowej monografii Auschwitz, wydanej po polsku, niemiecku i angielsku - opowiada dr Piper. Inna sprawa, że w miejscu gdzie dawniej był Bunkier nr 1 czyli Czerwony Domek, nie umieszczono żadnej tablicy informacyjnej. - Ciągle nie dawało nam spokoju, że miejsce męczeństwa tysięcy więźniów nie jest należycie upamiętnione. Uważaliśmy za niestosowne, że stoi tam budynek mieszkalny. Ale na wykup terenu i domu muzeum nigdy nie miało pieniędzy - twierdzi dyrektor Wróblewski. Nie jest to jedyny teren poza ogrodzeniem dawnego obozu Auschwitz-Birkenau, który naznaczony jest męczeństwem więźniów. W czasach komunizmu władze interesowały się niemal wyłącznie terenem ujętym w granice muzeum. Teraz to się zmienia; po wszechstronnych badaniach dyrekcja oświęcimskiego muzeum ustaliła 21 miejsc, poza granicami dawnego obozu, które wymagają upamiętnienia.

Kilka lat temu pojawił się w Oświęcimiu Marcello Pezzetti, z którym zastanawiano się w jak sposób załatwić problem miejsca po Czerwonym Domku. Znalazł on sponsora, Richarda Prasquier. Po długich negocjacjach udało się w tym roku odkupić teren i przeprowadzić mieszkańców do innego wyremontowanego domu. Ekipy techniczne muzeum rozebrały opuszczony budynek i splantowały teren. - Na wiosnę chcemy działkę tę ogrodzić, zasiać trawę, posadzić tuje, a na środku ustawić tablicę pamiątkową z krótką historią tego miejsca i planem pierwszej komory gazowej - zapowiada dyrektor muzeum Jerzy Wróblewski.

- Tak cieszyliśmy się, że wreszcie coś można zrobić w Oświęcimiu z jakimś wyprzedzeniem, bez presji i nacisków z zewnątrz, bez otoczki sensacji - mówi dziś gorzko dr Franciszek Piper. Znów okazało się jednak, że nawet szlachetne inicjatywy związane z dziejami hitlerowskiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau nie mogą obyć się bez nieporozumień i przekłamań, jakich już było wiele.

[Rzeczpospolita, Jerzy Sadecki]