Aktualności
Domy publiczne w Auschwitz
W niemieckich obozach koncentracyjnych przez kilka lat funkcjonowały pod zarządem SS domy publiczne dla więźniów. Do niedawna jednak nie wypadało o tym głośno mówić.
– Na dole stał wyznaczony więzień funkcyjny. Wręczało mu się specjalny talon o wartości dwóch obozowych marek. Taka była cena. Potem szybka kontrola weneryczna i jeżeli wszystko było w porządku, dyżurujący esesman wyznaczał odpowiedni pokój. Dostawało się numerek i szło na piętro. Każda dziewczyna miała tam swoje pomieszczenie – opowiada były więzień Auschwitz, który korzystał z obozowego domu publicznego. Dwie marki kosztowała wówczas paczka papierosów.
– Pokoje urządzone były jak w normalnym domu. Łóżko, jakiś stolik, firanki. Dziewczyny były ubrane bardzo ładnie, w cywilne przyzwoite ubrania. Nikt, kto nie spędził kilku lat za drutami, nie zrozumie, jakie wrażenie mógł wywoływać na nas taki widok. Co było dalej?
[Powyższy tekst ukazał się w „Rzeczpospolitej” w dn. 21 lipca 2007 r. Jego autorem jest Piotr Zychowicz]
Temat domów publicznych w publikacjach Muzeum
Temat domów publicznych w nazistowskich obozach koncentracyjnych, w tym w Auschwitz, omawiany był już przed laty w publikacjach Muzeum. Poruszył go m.in. historyk Muzeum, Franciszek Piper, w wydanej w 1981 r. monografii Zatrudnienie więźniów KL Auschwitz. Organizacja pracy i metody eksploatacji siły roboczej. Jego zdaniem miały być one jednym z elementów systemu premiowania więźniów za dobre wyniki pracy.
Nieco inaczej kwestię tę widział Hermann Langbein, były więzień obozu i autor wydanej przez Muzeum książki Ludzie w Auschwitz. W rozdziale poświęconym seksualności opisuje on m.in. historię powstania tzw. puffu dla więźniów, który został utworzony w czerwcu 1943 r. na terenie obozu Auschwitz I, w bloku nr 24.
Zdaniem Langbeina istotnym powodem tworzenia przez nazistów domów publicznych w obozach koncentracyjnych była także chęć zwalczania homoseksualizmu. Autor dodaje też, że choć „w literaturze przedmiotu przytaczano wprawdzie także inne przyczyny, jak łamanie woli oporu u więźniów politycznych i podrywanie ich morale; nie znajdują one jednak potwierdzenia”.
Ella Lingens, jedna z więźniarek, tak opisała werbunek do puffu, przeprowadzony w Birkenau:
Lagerführer Hössler kazał wystąpić młodym dziewczynom, pracującym ciężko pod gołym niebem, bez możliwości umycia się i zmiany bielizny, śpiącym w zatłoczonych pomieszczeniach i żyjącym w ciągłej obawie przed biciem. Obwieścił im, że która dobrowolnie zgłosi się do domu uciech, otrzyma tam własny pokój, czystą odzież, wystarczającą ilość jedzenia, papierosy i będzie mogła codziennie się kąpać. Następnie dał do zrozumienia, że mieszkanki puffu – o ile się ‘sprawdzą’ – mogą zostać zwolnione. Oczywiście zgłaszać się mogły wyłącznie ‘Aryjki’. Żydzi byli także wykluczeni z prawa odwiedzin puffu.
Także Piotr Setkiewicz, historyk Muzeum i autor monografii poświęconej historii obozu Auschwitz III-Monowitz, wspomina o założonym tam pod koniec 1943 r. puffie i opłatach za korzystanie z jego usług.
Bonami premiowymi płacili [...] więźniowie za wstęp do obozowego domu publicznego. Przepisy stanowiły, iż więźniowie (wyłącznie nieżydowscy) mogli z niego korzystać maksymalnie raz w tygodniu. Opłata za wizytę wynosiła 2 marki, z czego 45 fenigów otrzymywała pensjonariuszka, 5 fenigów nadzorczyni domu publicznego, a pozostałe 1,50 marki wpływało na konto WVHA. Zarówno władze SS, jak i kierownictwo IG przywiązywały dużą wagę do istnienia w obozie tego rodzaju instytucji i jak wynika z dość obfitej urzędowej korespondencji, traktowały ją jako ważny czynnik zwiększania wydajności pracy więźniów [...].
Jak stwierdza autor, w domu publicznym w Monowicach „przebywało [...] zwykle około dziesięć więźniarek. Korzystało z niego z reguły to same wąskie grono więźniów funkcyjnych i z tego powodu nie odegrał on znaczniejszej roli przy mobilizowaniu więźniów do efektywniejszej pracy”.
Zdaniem innego historyka Muzeum, Heleny Kubicy, z usług kobiet „za opłatą w markach lagrowych korzystali głównie kapo i blokowi. Ogół więźniów sam fakt istnienia w obozie ‘domu publicznego’ oceniał negatywnie jako działalność wymierzoną w godność osadzonych tu ludzi. Dlatego nie korzystano z jego usług oraz nie utrzymywano kontaktów koleżeńskich z osobami tam widzianymi”.
W Oświęcimiu w latach wojny istniał także dom publiczny dla robotników cywilnych zatrudnionych przy budowie fabryki IG Farben. Był on podzielony na części: „Tylko dla Niemców” oraz „Tylko dla robotników cudzoziemskich” i korzystali z niego także esesmani z załogi obozowej Auschwitz.