Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Aktualności

70. rocznica pierwszego masowego użycia cyklonu B

03-09-2011

70 lat temu, najprawdopodobniej 3 września 1941 r., w obozie Auschwitz rozpoczęła się pierwsza próba masowego uśmiercania ludzi przy pomocy gazu, cyklonu B. Zabito wówczas ok. 850 osób. Tuż po wieczornym apelu, w 28 celach w podziemiach bloku 11 (wówczas 13), w którym mieścił się obozowy areszt, Niemcy zamknęli ok. 600 radzieckich jeńców wojskowych oraz 250 chorych polskich więźniów wyselekcjonowanych ze szpitala obozowego. Było tam także 10 więźniów z Karnej Kompanii, którzy zostali osadzeni w areszcie 1 września 1941 r., po ucieczce jednego z więźniów.

W tomie Głosów Pamięci poświęconych historii krematoriów i komór gazowych w obozie Auschwitz kierownik Działu Naukowego Muzeum dr Piotr Setkiewicz napisał: „...esesmani na polecenie kierownika obozu SS-Hauptsturmführera Karla Fritzscha zapędzili do podziemi bloku nr 11 około 600 sowieckich jeńców i 250 chorych ze szpitala, po czym wsypali przez piwniczne okienka granulki preparatu cyklonu B, wykorzystywanego dotąd w obozie do celów sanitarnych (dezynsekcji). Okna zasypano ziemią, nazajutrz zaś po stwierdzeniu, że niektórzy jeńcy i więźniowie dają jeszcze oznaki życia, esesmani dosypali kolejną porcję gazu, osiągając tym razem zabójcze jego stężenie. Wówczas to po raz pierwszy piece krematoryjne nie były w stanie podołać spaleniu tak dużej liczby zwłok, które musiano po części przez kilka dni składować w hali kostnicy, część zwłok zapewne zakopano w masowym grobie”.

Po tym eksperymencie, na pierwszą komorę gazową Niemcy zaadaptowali kostnicę znajdującą się przy krematorium I w obozie Auschwitz I. Ze względu na bliskość bloków więźniarskich, biur administracji obozu oraz drogi prowadzącej z Oświęcimia do Brzeszcz, zabijanie ludzi gazem przeniesiono w łatwiejsze do izolacji miejsce. Wiosną 1942 r. w domu wysiedlonego polskiego chłopa niedaleko budowanego obozu Auschwitz II-Birkenau utworzono prowizoryczną komorę gazową. Kilka miesięcy później przystosowano na ten cel inny wiejski dom, a w 1942 r. w obozie Birkenau rozpoczęła się budowa czterech krematoriów wraz z komorami gazowymi.

Pierwsze masowe gazowanie w relacjach więźniów

W swojej relacji były więzień Kazimierz Hałgas wspominał selekcję, jaka odbyła się w szpitalu obozowym: "Po swoim wejściu lekarze SS polecili wszystkich chorych przenieść na lewą połowę sali, a w środku przejścia ustawiono stolik, przy którym sami zasiedli. Przed nimi gęsiego przechodzili chorzy na drugą połowę sali Lekarze SS oceniali chorych na oko, nikogo nie badając, jedynie czasem rzucając chorym pytanie w rodzaju: pluca boli? nelki boli? i polecali niektórych chorych, zwłaszcza bardziej wyniszczonych, odstawiać na bok. Stałem obok ze skrzynką z kartoteką chorych, wyjmowałem i podawałem odpowiednie karty, a stojący obok sanitariusz notował lub poprawiał uprzednio utrwalone na piersiach chorych numery za pomocą chemicznego ołówka. Wyprowadzono chorych na placyk między blokami, gdzie doprowadzono po kolei chorych z innych oddziałów. Wielu chorych z wyczerpania kładło się na ziemi, inni drżeli z zimna, ponieważ byli tylko w koszulach. Był to okropny widok. Przed apelem wieczornym blokowi i esesmani zaprowadzili chorych do bloku karnej kompanii. Wieczorem otrzymaliśmy zaopatrzenie, chleb i dodatki, na pełny stan chorych. Podszedłem do oberkapo rewiru Bocka i zapytałem, dokąd odesłać żywność dla chorych. Pukając się w głowę powiedział mi, żeby jedzenie rozdać innym chorym, gdyż ci nie będą już jedli".

Stanisław Suliborski wspominał moment przybycia do obozu grupy radzieckich jeńców, których potem zabito gazem: "Około godziny 23 usłyszeliśmy od strony obozowej bramy krzyki ludzi i szczekanie psów. Przyczailiśmy się w oknie, z którego był widoczny odcinek obozowej ulicy prowadzącej do bloku 13. Wkrótce przed naszymi oczami przesunęły się sylwetki kilkuset ludzi w mundurowanych szynelach, eskortowanych przez ustawionych w szpaler po obu stronach ulicy uzbrojonych esesmanów. Wołania: nie męcz, zabij! w języku rosyjskim zorientowały nas, że pędzonymi byli Rosjanie. Hałasy ustały za bramą bloku 13. Esesmani odeszli, nastąpiła cisza".

Po zakończonym gazowaniu więźniom ze szpitala obozowego polecono wynieść zwłoki z piwnic i przetransportować je do krematorium. Jednym z nich był sanitariusz z bloku chirurgicznego Jan Wolny, który tak opisywał tamte wydarzenia: "Całą grupę, w której i ja byłem, zagoniono biegiem na podwórze bloku 13. Było tam kilku esesmanów, a jeden z nich wyjaśnił nam, że będziemy wynosić zmarłych z piwnicy i rozbierać ich z ubrań. Trupy po rozebraniu mieliśmy układać na środku podwórza. Tego, co zobaczyłem po wejściu do piwnic, nigdy nie zapomnę. W nieładzie leżały splątane martwe ciała więźniów i jeńców radzieckich. Oczy i usta mieli szeroko otwarte. W czasie noszenia i rozbierania zwłok stwierdziłem, że wielu spośród zagazowanych miało pozatykane szmatami usta i nosy. W następnym dniu zmuszono nas także do ładowania trupów na wozy i przewożenia do krematorium. W obozie była blokszpera. Każdy trup był brany za ręce i nogi przez dwóch sanitariuszy i jednym rozmachem rzucany na wóz. Sanitariusze, którzy byli na wozie, układali martwe i zastygłe ciała w kilku warstwach, wysoko ponad skrzynię wozu. Tak naładowany wóz pchaliśmy przez cały obóz do krematorium".