Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Podobozy

Transkrypcja podcastu

Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST

Obóz koncentracyjny Auschwitz posiadał blisko 50 podobozów. Największe miały rozbudowaną strukturę administracyjną, oddzielne baraki szpitalne, łaźnie, a nawet małe krematoria. W mniejszych natomiast więźniów zamykano na noc w salach lub w piwnicach. Nie było tam ogrodzenia i wież wartowniczych, a żywność dowożono z obozu głównego. Większość więźniów zatrudniano przy pracy w przemyśle zbrojeniowym, wydobywczym i w rolnictwie. Na początku 1945 roku w podobozach przebywało więcej więźniów i więźniarek niż w obozach Auschwitz I i Birkenau razem wziętych. O historii podobozów Auschwitz opowiada dr Piotr Setkiewicz, kierownik Centrum Badań Miejsca Pamięci.

Czy w momencie zakładania obozu Auschwitz pojawiła się idea założenia oddzielnych, odrębnych jednostek, gdzie przebywali i pracowali więźniowie, czy była to raczej potrzeba chwili?

W pierwszych latach istnienia KL Auschwitz panowała zasada, iż wszyscy więźniowie powinni przebywać na terenie obozu, tzn. przynajmniej wracać na apel wieczorny i w nocy przebywać na terenie otoczonym drutem kolczastym. Przez długi czas władze obozowe wręcz odmawiały wszelkim prośbom, które zmierzały do zatrudnienia więźniów poza Auschwitz. Zwłaszcza miało to swoje uzasadnienie, kiedy w Auschwitz prowadzono przede wszystkim liczne prace budowlane, wznoszono nowe baraki, budowano drogi i logicznym wydawałoby się, że więźniowie w takiej sytuacji powinni wracać do obozu na noc. Sytuacja zaczęła się zmieniać właściwie dopiero w 1941 roku, kiedy to wokół obozu doszło do licznych akcji wysiedleńczych. Kiedy usunięto polskich rolników z wsi znajdujących się pomiędzy rzekami Sołą i Wisłą, to jest mniej więcej obszar około czterdziestu kilometrów kwadratowych, co nazwano później tak zwaną strefą interesów obozu, było to związane z planami utworzenia tam wielkich gospodarstw rolnych, gdzie więźniowie mieliby pracować, uprawiając ziemię odebraną polskim chłopom. Z tym że wydawało się zapewne esesmanom, iż więźniowie będą mogli po prostu dochodzić na miejsce pracy z obozu głównego i po zakończeniu dnia pracy do obozu wracać. Ale bardzo prędko okazało się, że istnieją ku temu pewne przeszkody, zwłaszcza jeśli chodzi o gospodarstwa, w których znajdowało się bydło odebrane polskim gospodarzom, które trzeba było karmić. Krowy trzeba było doić wcześnie rano. Rozwiązano to prowizorycznie w ten sposób, że do Rajska, gdzie owo bydło się znajdowało, dochodziło z obozu macierzystego niewielkie komando pilnowane przez kilku wartowników, które zajmowało się właśnie tymi pracami. Wreszcie w 1941 roku, ale już pod koniec tego roku, w grudniu, do wsi Harmęże skierowano na stałe kilkudziesięcio-osobowe komando więźniów, którzy zajmowali się karmieniem drobiu, kaczek, kur, które to przeniesiono z terenu przyobozowego do klatek, które znajdowały się w Harmężach. Tam więźniów umieszczono w dworze właścicieli tamtejszego majątku rolnego. To był właściwie pierwszy podobóz Auschwitz, aczkolwiek chyba jeszcze wtedy nieformalny, tzn. w dokumentach niemieckich z tego okresu nie nazywano tego komanda jeszcze zewnętrznym czy podobozem. Dopiero potem, w miarę upływu czasu, kiedy owa idea powstania wielkich gospodarstw rolnych SS zaczęła się bardziej materializować i kiedy okazało się, że wiedziony pewnie ambicją Höss starał się, ażeby te gospodarstwa nie były li tylko miejscem, gdzie by więźniowie uprawiali zboże czy ziemniaki, ale jakimiś wysoko specjalistycznymi gospodarstwami rolniczymi czy też hodowlanymi. Należy pamiętać, że w południowej części strefy interesów obozu znajdowały się liczne stawy rybne i to pobudziło wyobraźnię Hössa, który doszedł do wniosku, że ten rodzaj gospodarki można w pobliżu Auschwitz rozwijać. Zamówił on w tym czasie dwie poważne ekspertyzy naukowe, które miały wspomóc go przy organizacji tych gospodarstw rybackich i doprowadzić do znacznego powiększenia, podwojenia ponad areału tychże stawów rybnych. Także przy hodowli bydła czy przy nadzorowaniu owych stawów potrzebne były konkretne komanda, które by mogły podjąć pracę od razu z rana. I to był powód, dla którego stopniowo grupy więźniów przenoszono do podobozów, które miały bardzo prostą formę, czyli były to jakieś 1 lub 2 baraki, ogrodzone ogrodzeniem z drutu kolczastego i tam znajdowała się niewielka załoga składająca się z zespołu wartowników i Komandoführera takiego podobozu. To podobozy, które powstawały na terenie strefy interesów SS, czyli na terenie całkowicie kontrolowanym przez esesmanów. Natomiast jeszcze przez długi czas Höss odmawiał zgody na wysłanie więźniów na dalszą odległość od obozu, gdzie mieliby pracować w zupełnie innych miejscach i przy innego rodzaju wytwórczości.

Jaka w ogóle była definicja podobozu?

Definicja jest dość prosta. Jest to miejsce, w którym więźniowie przebywają stale przez dłuższy czas i tam są zakwaterowani. To w dokumentach niemieckich wygląda bardzo różnie. Nazywa się to komandem zewnętrznym czy podobozem, czy obozem pracy, ale sens zawsze pozostaje ten sam, tzn. więźniowie, którzy są odrębnie zakwaterowani i strzeżeni przez wydzieloną jakąś grupę esesmanów, czy to kompanię, czy fragment kompanii, którzy posiadają własnego dowódcę. I taki podobóz zazwyczaj miał coś w rodzaju swojej mikro administracji w postaci Lagerführera, czyli kierownika podobozu, czasami też najczęściej z kilkoma urzędnikami, którzy wspomagali go w tej pracy.

Wspomniał pan, że pierwszymi podobozami były podobozy rolne. Jakiego typu podobozy Auschwitz możemy w ogóle wyróżnić?

Spośród wszystkich podobozów generalnie uważa się, że wyróżnić można kilka ich typów, tzn. zazwyczaj duże podobozy, gdzie więźniowie zatrudniani byli w fabrykach i w przedsiębiorstwach, które to wnioskowały o przydział takich więźniów do różnego rodzaju prac. I były to zazwyczaj firmy zajmujące się produkcją z zakresu przemysłu ciężkiego, czyli głównie huty. Były to kopalnie węgla kamiennego oraz wszelkie innego rodzaju zakłady przemysłowe, które potrzebowały więźniów do pracy przy produkcji różnego rodzaju dóbr. Natomiast istniały też podobozy budowlane, można rzec, to znaczy miejsca, gdzie więźniowie zatrudnieni byli przy realizowaniu różnych inwestycji, budowie czy przebudowie istniejących obiektów i wreszcie podobozy stanowiące zupełnie odrębną kategorię, czyli tzw. podobozy leśne, gdzie więźniowie pracowali przy wyrębie drzew i pozyskiwaniu gałęzi różnego rodzaju materiału odpadowego dla potrzeb obozu koncentracyjnego.

Domyślam się, że warunki egzystencji w tych podobozach były różne w zależności od ich rodzaju. Jak wyglądały warunki egzystencji więźniów tam pracujących?

Warunki te wynikały z kilku podstawowych przyczyn. Jeżeli popatrzymy na historię tych podobozów i na chyba najbardziej obiektywny miernik warunków, które w nich panowały, tzn. śmiertelność, okaże się, że najgorsze, najtrudniejsze warunki panowały w obozach powstałych najwcześniej, czyli w 1942 roku. To są podobozy przy fabryce IG Farben w Monowicach, największe w ogóle spośród wszystkich podobozów Auschwitz. Poza tym w kopalni węgla kamiennego w Jawiszowicach, w kamieniołomie w Goleszowie, czy też w fabryce obuwia w Chełmku. I tam w owym okresie więźniów traktowano najgorzej, tzn. poddawani byli takiemu drylowi, który był charakterystyczny dla tego okresu istnienia Auschwitz, gdzie więźniowie zmuszani byli najczęściej do pracy biegiem, co powodowało to, iż bardzo szybko tracili siły, a kapowie, którzy nadzorowali ich pracę, byli nadzwyczaj brutalni, zmuszając ich do maksymalnego wysiłku. Później, kiedy okazało się, że więźniów potrzebnych jest do pracy coraz więcej, a jednocześnie firmy zatrudniające owych więźniów zorientowały się, iż szybkie pozbywanie się ludzi mających jakieś już doświadczenie w pracy jest nieekonomiczne z punktu widzenia produktywności pracy, no i wreszcie, kiedy okazało się, że po prostu więźniów zaczyna wręcz brakować takich, którzy mogliby wydajnie pracować na rzecz przemysłu, ów dryl, owa brutalność niemieckich nadzorców i kapów nieco osłabły, co zresztą znalazło swój wyraz w zarządzeniach wydawanych przez komendanturę obozu, kiedy to zwłaszcza od 1943 roku starano się zapewnić więźniom przynajmniej jakieś minimum warunków egzystencji i ograniczyć ekscesy ze strony kapów. Zatem ci więźniowie, którzy trafili do podobozów powstałych w 1943 r. czy zwłaszcza ‘44 roku, mieli przeciętnie większe szanse na przetrwanie niż ci, którzy pracowali w nich w roku ‘42. To pierwszy element. Drugi to rodzaj wykonywanych prac, przede wszystkim, jak się uważa, najgorsze warunki pracy panowały w kopalniach węgla kamiennego, gdzie więźniów kierowano na przodki, wydawano im oskardy czy łopaty i musieli ciężko pracować w bardzo trudnych warunkach. Pamiętać też trzeba, że byli to często ludzie niemający zupełnie doświadczenia w tego rodzaju zajęciach, też skąpiono im, jeśli chodzi o wyposażenie w środki ochrony. Więźniowie w kopalniach nie otrzymywali butów gumowych, np. musieli często pracować w bardzo ciasnych i w niskich przodkach. Także powszechnie w Auschwitz uważano, że w podobozach przy kopalniach węgla kamiennego praca jest najcięższa i zresztą często nawet grożono więźniom w innych częściach Auschwitz zesłaniem do podobozu przy kopalni węgla kamiennego, gdyby popełniali jakieś przewinienie. Trzeci element to stosunek kierownictwa firm do zatrudnianych przez nich więźniów. I tutaj zdarzało się tak, że niektórzy dyrektorzy zupełnie nie przejmowali się tym, w jakich warunkach więźniowie pracują czy umierają, czy też znikają z miejsca pracy, odwożeni systematycznie do obozu głównego. Właściwie zależało im jedynie na utrzymaniu pewnej efektywności pracy więźniów i tyle. I też zdarzali się dyrektorzy, którzy jednak mieli na względzie posiadane przez więźniów pewne szczególne umiejętności. Ci więźniowie, którzy zatrudnieni byli w fabrykach, przy maszynach w rodzaju frezarek, tokarek itd., oni byli traktowani lepiej. To raz, dwa, zresztą charakter tej pracy nie wymagał najczęściej od nich jakiegoś dużego wysiłku i bardzo często, rzecz jasna, pracowali w miejscach ogrzewanych, co miało swoje znaczenie w zimie, czy pod dachem. Także praca w tego rodzaju fabrykach, choć często ciężka, to jednak przeważnie dawała większe szanse na przetrwanie obozu. Z tym że trzeba też pamiętać, że więźniowie generalnie traktowani byli jako robotnicy niewykwalifikowani, więc jeśli jakaś firma zatrudniała kilkuset więźniów, to znaczna część z nich wcale nie pracowała ostatecznie w hali produkcyjnej, ale byli oni kierowani do różnego rodzaju prac pomocniczych, do rozładunku wagonów np. musieli oni równie ciężko pracować jak więźniowie np. w obozie macierzystym Auschwitz, przy przenoszeniu worków cementu na przykład, czy też przy różnego rodzaju pracach budowlanych. Także często sam fakt zatrudnienia więźniów w jakimś podobozie oznaczał dla niego albo w pewnym sensie wybawienie w sytuacji, kiedy praca ta była stosunkowo lekka lub też mógł trafić on do bardzo ciężkiego komanda budowlanego, skąd szanse jego przetrwania były niewielkie. Dyrektorzy firm, i tutaj trzeba podkreślić, zajmowali tutaj stanowisko w kwestii zatrudnienia więźniów bardzo różne. Jeśli chodzi o takich, którzy okazywali więźniom swego rodzaju współczucie,  na pewno trzeba tutaj wspomnieć o firmie Siemens, która w pobliżu Oświęcimia posiadała nieduży podobóz, gdzie więźniowie, fachowcy, zatrudnieni byli przy produkcji pewnych części, elementów silników elektrycznych i osprzętu elektrycznego, co wymagało wysokich kwalifikacji. I być może z tego powodu, a być może dlatego, że dyrektor tejże fabryki okazał się człowiekiem ludzkim, tam śmiertelność była minimalna. Zresztą dyrektor tejże fabryki, rozumiejąc, że więźniowie otrzymują stale to samo i zresztą bardzo złej jakości wyżywienie, postarał się np. o przeniesienie do Bobrku grupy kobiet z obozu w Birkenau i kobiety te zatrudniano przy różnego rodzaju pracach porządkowych, ale też przy uprawie grządek na terenie fabryki, skąd można było pozyskać świeże warzywa, cebulę zwłaszcza, która była istotna, jeśli chodzi o kwestie dostępu witamin dla więźniów. Te produkty dodawano po prostu do wyżywienia więźniów. Po przeciwnym końcu tejże skali rozumienie trudnego losu więźniów można ewidentnie postawić Joachima Schulz-Bundte, dyrektora fabryki w Chełmku, który zupełnie nie przejmował się warunkami pracy i tym, co się stanie z więźniami, w wyniku czego praktycznie wszyscy więźniowie, którzy trafili do tego podobozu, zginęli. Zginęli na miejscu w Chełmku lub też zostali odwiezieni do obozu macierzystego do szpitala w stanie niemalże agonalnym. Większość z nich zmarła w krótkim czasie po przewiezieniu do Auschwitz. No i gdzieś tak pewnie pośrodku można umieścić, w tej skali, można umieścić dyrekcję fabryki IG Farben w Auschwitz – Monowitz, gdzie kierownictwo tejże firmy zajmowało stanowisko co do sposobu traktowania więźniów następujące, iż niekiedy zdarzało się, że rzeczywiście można tutaj w dokumentacji tejże firmy znaleźć przejawy pewnego rodzaju współczucia wobec więźniów. Stwierdzano, że więźniów np. chłostano zupełnie niepotrzebnie, a i tak nie mogliby oni przecież pracować szybciej czy bardziej wydajnie z jednej strony, ale z drugiej też uważano, że to jednak jakieś chłostanie, jakieś bicie ich jest konieczne dla utrzymania pożądanego poziomu wydajności pracy. No i wreszcie firma też, domagając się stale zwiększenia tempa robót na placu budowy fabryki, doprowadziła do tego, że ci więźniowie, którzy stopniowo opadli z sił, byli wymieniani na zdrowych, silnych, którzy właśnie przybywali w nowych transportach do Auschwitz. Należy przyjąć, że dyrektorzy tychże fabryki doskonale wiedzieli, co dzieje się z tymi słabymi, wycieńczonych robotnikami, którzy są później wywożeni rzekomo na leczenie do obozu Birkenau. Także tutaj bardzo wiele zależało od stanowiska dyrekcji fabryki, ale również od zachowania personelu nadzorczego, czyli wszelkiego rodzaju inżynierów, majstrów, kierowników, którzy ogólnie nadzorowali postęp robót. Zatem w sytuacji takiej, kiedy np. więźniowie otrzymywali wielkie młoty, którymi mieli rozbijać jakieś bryły kamieni po to, żeby tłuczeń można było wykorzystać do budowy dróg, zdarzało się, że na przykład jakiś tam niemiecki inżynier zwracał uwagę na to, że przecież to może się dla nich skończyć źle i postarał się o przydział dla nich okularów ochronnych, z jednej strony, ale z drugiej strony też, i to była, niestety, częstsza praktyka, taki majster czy nadzorca zirytowany, jego zdaniem, wolnym postępem robót, w końcu zwracał się do kapo czy do esesmana, ażeby ten zrobił coś, żeby tempo robót wzrosło. W związku z tym taki esesman instruował odpowiednio kapo, a ten chwytał za kij i po prostu bił bez miłosierdzia więźniów, zmuszając ich do pracy często ponad siły. No i wreszcie zdarzało się też, że niektórzy członkowie nadzoru niemieckich fabryk sami brali ich zdaniem sprawiedliwość w swoje ręce, tzn. po prostu bili, tłukli, kopali, bili pięściami więźniów po to, żeby zmusić ich do szybszej pracy, co zresztą było, niechętnie na to spoglądało kierownictwo esesmańskich takich podobozów. W końcu doszło do wydania szeregu zarządzeń, które miałyby ukrócić tego rodzaju praktyki. Tutaj właściwie nie chodziło o to, że, rzecz jasna, że esesmani jakoś szczególnie współczuli tym więźniom, ile właściwie o spełnienie pewnych wymogów regulaminu i utrzymanie takiego swoistego monopolu na maltretowanie więźniów przez SS.

Czy mógłby pan powiedzieć o podobozach kompleksu Auschwitz, które wyróżniały się na tle innych, rodzajem pracy, jaką tam wykonywano?

Tak, wydaje się, że więźniowie najczęściej pracowali, to prawda przy zajęciach, które wymagały po prostu dużej siły fizycznej i były niesłychanie wyczerpujące. Ale spoglądając na całość kompleksu obozowego Auschwitz, można odnaleźć tam pewne komanda lub nawet całe podobozy, gdzie praca była stosunkowo lekka i dawała więźniom znacząco większe szanse na przetrwanie. Były to bardzo różne i dziwne niekiedy zajęcia. Do nich należy na przykład pewne komando, które pracowało w podobozie w Brnie. Generalnie więźniów tam przeniesiono po to, żeby zajmowali się remontem czy pracami wykończeniowych nowego gmachu Akademii Policji SS. Okazało się też, że znajdowała się tam maszyna drukarska, która podczas transportu uległa uszkodzeniu i rozsypały się czcionki ze specjalnego rodzaju kaset, w których były one przechowywane. Także grupa więźniów przez dłuższy czas zajmowała się mozolnym wyszukiwaniem poszczególnych czcionek i wkładaniem ich do odpowiednich kaset, co było jedną chyba z najbardziej pożądanych prac i zajęć w całym kompleksie Auschwitz, jako niewymagająca szczególnego wysiłku. Prawda, było też komando pracujące w Międzybrodziu, gdzie znajdował się ośrodek wypoczynkowy dla esesmanów i tam początkowo skierowano grupę więźniów rzeczywiście, którzy pracowali bardzo ciężko przy transporcie materiałów budowlanych czy później też przy różnego rodzaju pracach wykończeniowych. Natomiast w końcowym okresie istnienia tego podobozu znajdowały się tam więźniarki, dwie prawdopodobnie, które po prostu gotowały esesmanom posiłki. Trudno właściwie stwierdzić, czy można nazwać to komando dwuosobowe mianem podobozu, aczkolwiek rzeczywiście pracowały one i mieszkały stale w znacznej odległości od obozu Auschwitz. Było też komando Pflanzenzucht, które stanowiło część podobozu w Rajsku koło Oświęcimia, w którym to prowadzono prace mające na celu uzyskanie bardziej wydajnych odmian rośliny zwanej koksagiz, która pochodziła z południowych terenów Związku Sowieckiego i zawierała w swoich korzeniach kauczuk naturalny. Przy pracach nad uzyskaniem nowych odmian, bardziej wydajnych, tejże rośliny zatrudniono grupę kobiet, które posiadały bardzo wysokie kwalifikacje. Były to w dużej mierze absolwentki uniwersytetów. Część z nich pochodziła z Francji, po Sorbonie. Były one zatrudniane przy różnego rodzaju pracach laboratoryjnych i tam rzeczywiście ich wysiłek fizyczny był właściwie bardzo niewielki, a esesmanom ewidentnie zależało na tym, żeby utrzymać ich przy życiu. No i wreszcie trzeba pewnie wspomnieć o zupełnie innego rodzaju podobozie, który można nazwać podobozem na kołach, to tzw. Bauzug, czyli komando budowlane, które było przerzucane z miejsca na miejsce w Rzeszy, w Niemczech po to, ażeby więźniowie ci mogli reagować natychmiast, czyli żeby można było ich wprowadzić do pracy w miejscach, które zostały zbombardowane przez alianckie samoloty i ich zadaniem było po prostu odgruzowywanie ulic po to, żeby uczynić je przejezdnymi. Czyli generalnie jakieś takie prace mające na celu uporządkowanie tych terenów, które zostały zbombardowane. Do takich najbardziej chyba niebezpiecznych prac, które wykonywali więźniowie, należy zaliczyć, poza pracą w kamieniołomie w Goleszowie, tam rzeczywiście warunki były bardzo trudne i praca niebezpieczna ze względu na, czy na usuwające się skały, czy na eksplozję ładunków wybuchowych. Wreszcie więźniowie ci mieli ładować urobek na wagony kolejowe w wyznaczeniu bardzo wysokich norm. To należy wspomnieć też o grupach więźniów, zwłaszcza w podobozie w Czechowicach, które były wysyłane do rozbrajania niewypałów, które to pozostały na terenie tamtejszej rafinerii w wyniku nalotów amerykańskiego lotnictwa. Podobnie zresztą grupy więźniów kierowano do usuwania takich niewypałów w Blechhammer, w Blachowni Śląskiej. Z dokumentów szpitalnych można wyczytać w nich, że rzeczywiście niektórzy więźniowie zginęli podczas tych prac, prawdopodobnie w wyniku eksplozji owych niewypałów.

Czy możemy określić, ilu więźniów i więźniarek przebywało w podobozach kompleksu Auschwitz? Bo wiemy, że pod koniec istnienia Auschwitz w podobozach przebywało więcej więźniów i więźniarek niż łącznie w Auschwitz i Birkenau.

Tak, ponieważ w końcu 1944 roku z jednej strony starano się maksymalnie wielu więźniów wysłać do pracy w przemyśle, co skutkowało, rzecz jasna, rozrostem i sieci podobozów, w których w sumie już było niemalże 50, jak i po prostu liczby więźniów w poszczególnych podobozach. Były to niektóre podobozy dość duże, jak największy z nich, poza Monowicami, jak podobóz Blechhammer, koło Kędzierzyna, gdzie więźniowie pracowali przy budowie wielkiej fabryki chemicznej, czy w Neu-Dachs, w Jaworznie, gdzie więźniów zatrudniano i w kopalniach, i przy budowie elektrowni. Także były to duże podobozy, w których liczba więźniów stopniowo rosła, a z drugiej strony w Auschwitz i w Birkenau w drugiej połowie 1944 roku miał miejsce stopniowo już zauważalny proces ewakuacji więźniów, czyli przewożenia ich z Auschwitz do innych obozów w Niemczech, tam, gdzie mieli zostać zatrudnieni. I rzeczywiście w tych podobozach w grudniu czy w styczniu 1945 roku stany ich łączne przewyższały już stan obozu łączny w Auschwitz-Birkenau.