Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Duchowni chrześcijańscy w obozie Auschwitz

Transkrypcja podcastu

Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST

Niemcy osadzili w Auschwitz co najmniej 464 kapłanów, kleryków i zakonników oraz 35 sióstr zakonnych z Polski oraz innych krajów okupowanej Europy. O losach duchownych chrześcijańskich i życiu religijnym w obozie opowiada Teresa Wontor-Cichy z Centrum Badań Muzeum Auschwitz.

Jak wspominają byli więźniowie obozu Auschwitz, podczas rejestracji nowoprzybyłych w obozie przemówienie wygłaszał do nich kierownik obozu, mówił: „ Przybyliście tutaj nie do sanatorium tylko do niemieckiego obozu koncentracyjnego, z którego nie ma innego wyjścia jak tylko przez komin. Jeśli się to komuś nie podoba, to może od razu iść na druty. Jeśli są w transporcie Żydzi to maja prawo żyć nie dłużej niż 2 tygodnie, klechy miesiąc, a pozostali 3 miesiące”. W tym przemówieniu podzielił więźniów na 3 grupy, z czego jedną z nich stanowili księża, o których pogardliwie mówił „klechy”. Skąd duchowni w obozie Auschwitz?

Aresztowanie wśród przedstawicieli społeczeństwa polskiego było przygotowane jeszcze przed rozpoczęciem wojny. Różnego rodzaju dyrektywy były wydawane dla wojska, dla policji głównie i były one również motywowane sytuacją społeczeństwa polskiego i także kontekstem historycznym. W przypadku Kościoła katolickiego możemy się tutaj powołać na taki memoriał wydany przez NSDAP – tytuł tego memoriału: „Sprawa traktowania ludności byłych polskich obszarów z rasowo – politycznego punktu widzenia”. Tam autorzy, to byli prawnicy, tłumaczą, że w przypadku Polaków ważna rolę odgrywa Kościół, który może być zalążkiem ruchu oporu. Wyjaśnione tutaj było: właśnie sprawa rozbiorów, sprawa jednoczenia się Polaków wokół Kościoła, utrzymanie tożsamości, utrzymania języka. W związku z tym uważano, że niszczenie struktury Kościoła katolickiego zarówno w formie organizacyjnej, jak i niszczenie formy personalnej, będzie bardzo ważne przy osłabianiu, przeciwdziałaniu ruchu oporu w okupowanej Polsce. Widzimy tutaj, że po rozpoczęciu działań wojennych te różne zasady były wprowadzane, ale widzimy pewną różnorodność. I tak wcielonych do III Rzeszy czyli na Pomorzu Gdańskim, na terenie Warthegau, Kraju Warty Kościoła miały charakter bardzo ostry, szczególnie na Pomorzu Gdańskim, gdzie dochodziło do aresztowań rozstrzeliwań. Tutaj Piaśnica, Lasy Szponglewskie. To są miejsca, gdzie dochodziło do tragicznych wydarzeń, do egzekucji. W przypadku Kraju Warty miał ten proces troszeczkę wolniejszy przebieg. Jeszcze inaczej sprawa wyglądała na terenie Górnego Śląska, gdzie tak naprawdę mieszały się sprawy polityczne ze sprawami gospodarczymi. Chodziło o utrzymanie produkcji w przemyśle w kopalniach, w związku z tym ta ludność Polska, również Kościół, miała być w jakiś sposób utrzymana i zachowana, stąd te kroki były troszkę inne. Duchowieństwo polskie zastępowano duchowieństwem niemieckim. Jeszcze jedną bardzo ważną rzeczą, która w tym czasie właśnie na tych terenach, to tak zwane fahdungsbuchy, czyli listy proskrypcyjne przygotowane jeszcze przed wybuchem wojny. One obejmowały Polaków, którzy z różnych powodów mieli być aresztowani na pierwszym miejscu i byli to najczęściej właśnie działacze społeczni, ludzie wpływowi, politycy i wśród nich było wielu duchownych. Jak się przyjrzymy bliżej ich nazwiskom, to byli to na przykład aktywiści w czasie plebiscytów na Górnym Śląsku, podobnie na terenie Warmii i Mazur i Powiśla, więc te osoby nie były anonimowe, o nich zbierano informacje już dosyć długo i właśnie na Górnym Śląsku te aresztowania miały taki charakter, że poszukiwano tych, którzy w tych plebiscytach uczestniczyli w taki sposób aktywny. Kolejną sprawą na Górnym Śląsku była sprawa volkslisty, kiedy mieszkańcy musieli się zdecydować. Tutaj decyzję w jakiś sposób ułatwił metropolita katowicki biskup Stanisław Adamski, który polecił księżom, aby podpisywali volkslisty, jeżeli takowa jest im przedstawiana. Wiadomo też, że nie wszystkim przedstawiono volkslistę, a to w tym celu, żeby zachować miejsce, zachować parafie, zachować obowiązki, w dalszym ciągu otoczyć opieką w mieszkańców. To była bardzo trudna decyzja i później jej konsekwencje dla wielu były różne. Sam biskup Adamski został wydalony z Diecezji Katowickiej musiał przenieść się do Generalnego Gubernatorstwa. Tutaj stosunek do Kościoła katolickiego był jeszcze inny. Wiadomo, były to tereny okupowane, z którymi również pewne cele gospodarcze się wiązały i uznawano, że zachowanie instytucji kościelnych jest potrzebne, żeby zachować spokój, wzbudzić zaufanie mieszkańców, a urzędnicy kościelni, księża, proboszczowie, osoby na różnych stanowiskach i z różnymi funkcjami miałyby po prostu wypełniać te zalecenia władz okupacyjnych. I taki przykład: kontyngenty, do których byli zobowiązani rolnicy, księża, mieli ogłaszać, w jakiej wysokości, w ogóle zasady dostarczania kontyngentów, później na przykład roboty przymusowe. Też starano się wywrzeć nacisk na duchownych, aby zachęcali parafian do wyjazdów na roboty przymusowe. Były działania, które powodowały, że duchowni znajdowali się tak naprawdę w takiej pułapce. Z jednej strony te wiadomości o tym, jaki jest los nie tylko duchownych w innych częściach Polski już znajdującej się pod kontrolą III Rzeszy bądź znajdujących na terenie III Rzeszy tak samo biskupów, bo wielu z nich zostało aresztowanych i przebywało albo w obozach, albo w aresztach domowych, a z drugiej strony właśnie taka sytuacja takiej gry z administracją niemiecką, która, no, miała po prostu te nastroje uspokajać, miała łagodzić. Zresztą to w wypowiedziach na przykład Hansa Franka też jest widoczne, że chodziło o takie prowadzenie owieczek Kościoła w wybranym kierunku, wykorzystując właśnie w tym celu duchowieństwo, ale ta sytuacja troszeczkę się zmieniała, w związku z tym aresztowania też dosięgały duchownych i tutaj, jak wspomniałam, te listy proskrypcyjne – fahndungsbuchy, które doprowadzały do aresztowania i osadzenia w więzieniach księży bądź jeszcze inne sytuacje.

Czy wiemy kiedy pierwsi duchowni trafili do obozu Auschwitz?

Pierwsi duchowni przywiezieni byli już w pierwszym transporcie polskich więźniów politycznych. Kiedy patrzymy na pierwszy transport, drugi, kolejne, widzimy tutaj taką nasilającą się sytuację: mianowicie zaczynają pojawiać się nie tylko jednostki, ale na przykład w drugim transporcie przywieziono 20 czerwca ‘40 roku z więzienia w Wiśniczu Nowym mamy 20 jezuitów aresztowanych w Kolegium Jezuickim w Krakowie. To efekt akcji zwanej Sonderaktionkrakau, która miała na celu właśnie wyeliminowanie inteligencji krakowskiej. Te aresztowania też miały swoją formę i jak już wcześniej wspomniałam o okolicznościach, o sytuacji duchowieństwa, w różnych częściach Polski ze strony Niemiec przeprowadzane były akcje. Pierwszą akcją, która została wprowadzona tuż po rozpoczęciu działań wojennych, była tak zwana Inteligentzaktion, której celem było właśnie wyeliminowanie tej najcenniejszej tkanki społeczeństwa, ludzi wykształconych, elity intelektualnej również przedstawicieli administracji i wszystkich tych, którzy cementowali tą strukturę społeczną. No i wśród aresztowanych znalazło się bardzo dużo duchownych. Druga akcja tak zwana AB – Außerordentliche Befriedungsaktion – to kolejny rok 1940 i znowu całe grupy są aresztowane. Ta akcja, o której wcześniej wspomniałam, związanej z jezuitami, ona wpisuje się w ten pierwszy proces i chociaż jak historycy mówią Inteligentzaktion, gdzie on obejmowała głównie tereny wcielone do Rzeszy, okazuje się, że niektóre działania również się przenosiły na teren Generalnego Gubernatorstwa i jak popatrzymy na kolejne grupy, to widzimy tutaj właśnie taki narastający terror w społeczeństwie, ponieważ zaczynają pojawiać się donosy. W sierpniu ‘40 roku w małej parafii wiejskiej pod Krakowem – Wróblowice, aresztowanych zostało trzech księży: proboszcz, wikary i ksiądz, który też tam przebywał, ksiądz Krzewski, ksiądz proboszcz aresztowany został jako ostatni. Ksiądz Leśniak, wikary, miał radio. Wiadomo, że radia trzeba było oddać, takie było zarządzenie. Ksiądz jednak zatrzymał radio i czasami słuchał programów radiowych zagranicznych. Nieopatrznie podzielił się tą informacją z jakąś osobą z parafii, która po prostu doniosła na gestapo o tym. Został aresztowany właśnie ksiądz Leśniak, ksiądz Krzak znalazł się również we Wróblowicach, ponieważ musiał opuścić swoją parafię. Była to mała parafia Michalcze nad Dniestrem i po prostu we Wróblowicach znalazł schronienie. Ksiądz Krzyżanowski nie został aresztowany od razu. Na drugi dzień zgłosił się na posterunek gestapo, żeby zapytać o los właśnie aresztowanych księży i sam został również w tym momencie pojmany i przewieziony do obozu. Jeszcze inną taką zorganizowaną akcją było aresztowanie Salezjanów w Krakowie. Rzecz działa się w maju ‘41 roku. Salezjanie utrzymywali swoją działalność, ale ewidentnie byli obserwowani, ewidentnie szukano jakiegoś pretekstu do wejścia na teren domu towarzystwa salezjańskiego i stało się to w maju ‘41 roku. I znowu chodziło o nielegalne pisma, o ulotki, które były już kolportowane przez ruch oporu. Jeden z księży taką ulotkę dostał, przeczytał, również tą ulotkę przekazał innemu i dowiedział się o tym jeden z robotników, który pracował na terenie domu salezjańskiego i prawdopodobnie przez niego ta informacja dotarła do gestapo. W związku z tym kiedy funkcjonariusze znaleźli się właśnie w domach salezjańskich, bo te aresztowania miały miejsce w dwóch miejscach, podstawą do aresztowania wszystkich było właśnie kolportowanie nielegalnej prasy, także nawet taka jedna niewinna, gdzieś przekazana z zewnątrz była wystarczającym argumentem do tego, żeby księży osadzić w obozie. Jedno z wydarzeń, które również do aresztowania większej grupy zakonników, miało miejsce w Niepokalanowie, franciszkańskim klasztorze prowadzonym wówczas przez ks. Maksymiliana Kolbe. Na podstawie badań historyków, a także materiałów zebranych przez samych zakonników prawdopodobnie przyczyną aresztowania grupy 5 wówczas zakonników były donosy kierowane na gestapo, warszawskie gestapo, o różnych osobach, które przychodzą na teren klasztoru i zakonnicy udzielają im pomocy. Na podstawie właśnie takiej informacji w lutym ‘41 roku funkcjonariusze wystawowo pojawili się w Niepokalanowie i 5 zakonników właśnie z gwardianem ojcem Maksymilianem Kolbe zostało aresztowanych. Umieszczono ich w Warszawie w więzieniu na Pawiaku. Dosyć szybko 4 bracia franciszkanie zostali wysłani transportem do obozu Auschwitz, stali się więźniami Auschwitz. Gwardian ojciec Kolbe przebywał na śledztwie, aż do maja właśnie końca maja tego roku ‘41 roku, po czym został deportowany do obozu. Ojciec Kolbe przebywał w obozie około 11 tygodni. W tym czasie dał się poznać współwięźniom jako osoba, która wspierała innych. Został pobity, ciężko pobity podczas pracy. Jego zdrowie bardzo podupadło i jak wiemy, podczas wybiórki końcem lipca 1941 roku, oddał swoje życie za innego więźnia. Zmarł zabity zastrzykiem z fenolu po wcześniej dwutygodniowym pobycie w celi głodowej w podziemiach bloku 11.

Czy możemy powiedzieć ilu duchownych różnych wyznań w ogóle deportowano do Auschwitz?

Szacuje się, że przez cały okres istnienia obozu przywieziono co najmniej 464 księży, kleryków, braci zakonnych oraz 35 sióstr zakonnych. Byli to duchowni głównie z terenu w II Rzeczypospolitej, ale także z Francji, z Czech, z Holandii większość stanowili duchowni rzymskokatoliccy, ale byli wśród nich również duchowni protestanccy oraz duchowni kościoła prawosławnego. W przypadku aresztowanych poza terenem Polski jak widzimy, to też są kraje, które są pod okupacją niemiecką, i tak na przykład z Pragi został przywieziony pastor Kościoła husyckiego Jarosław Bendl, znany, ceniony w swoim środowisku, który oficjalnie wypowiadał się przeciwko okupacji przeciwko Hitlerowi i w jego sprawie również został złożony donos na gestapo. Został aresztowany i przewieziony do obozu Auschwitz. Więźniem był również archimandryta gruzińskiego Kościoła prawosławnego Georgij Peradze. Był on aresztowany w Warszawie. Był profesorem teologii Uniwersytetu Warszawskiego, również pracował naukowo w Niemczech, we Francji. Był bardzo ceniony jako znawca literatury gruzińskiej, teolog, filozof. Okoliczności jego aresztowania są dosyć niejasne i prawdopodobnie również był to taki zbieg okoliczności, które też z elementem tutaj donosu są. W tej grupie też warto zauważyć duchownych pochodzenia żydowskiego. Tutaj trzeba wspomnieć oczywiście Edytę Stein, karmelitankę, Niemkę, która przyjęła chrześcijaństwo w 1922 roku. Do klasztoru karmelitańskiego wstąpiła w 1933 roku i kiedy prześladowania nasilały się na terenie Niemiec, w 1938 roku została przeniesiona do klasztoru karmelitańskiego w Echt w Holandii. Tam była do 1942 roku, kiedy na terenie Holandii oficjalnie rozpoczęto aresztowania Żydów i różne prześladowania tej grupy, protesty kościołów na terenie Holandii, kościoła przede wszystkim protestanckiego, który jest tam większościowy oraz kościoła katolickiego doprowadziło do wydania rozkazu o aresztowaniu przebywających w zgromadzeniach zakonnych wszystkich duchownych pochodzenia żydowskiego. W takich okolicznościach właśnie Edyta Stein została aresztowana razem ze swoją siostrą zresztą, Rozą, która jako tercjanka mieszkała w tym klasztorze. Obydwie zostały skierowane na śmierć w komorze gazowej. W tych samych okolicznościach przewiezieni zostali do obozu Auschwitz zakonni z rodziny Löb, też z Holandii, gdzie w zgromadzeniu trapistów było aż pięcioro rodzeństwa. No i w konsekwencji tych samych wydarzeń w ‘42 roku zostali aresztowani i przewiezieni do obozu Auschwitz, gdzie w większość z nich straciła życie.

Jak duchowni byli traktowani w obozie? Do jakiej pracy byli przydzielani? Według słów Karla Fritzscha, kierownika obozu, mieli prawo żyć w Auschwitz maksymalnie przez miesiąc...

Duchowni byli kierowani do tych samych właściwie komand, do których kierowano innych więźniów, ponieważ w tych pierwszych miesiącach istnienia obozu Auschwitz był to czas intensywnej rozbudowy obozu. W związku z tym byli kierowani do komand budowlanych, gdzie praca polegała na transportowaniu materiałów budowlanych, wykonywaniu różnego rodzaju prac związanych z wznoszeniem budynków, ogrodzenia obozowego, dróg wokół obozu. Jak wspominają właśnie więźniowie pierwszego transportu pierwsza karna kompania, która została utworzona, składała się właśnie z duchownych i z Żydów. Wspomina okoliczności utworzenia karnej kompanii ksiądz Adam Kozłowiecki, jezuita przywieziony właśnie w czerwcu ’40 roku. I pamięta że po apelu usłyszeli „alle Juden und Pfafen raus” – „wszyscy Żydzi i klechy wystąpić”. I faktycznie pewna grupa więźniów została oddzielona od pozostałych i skierowani zostali do bardzo ciężkiej pracy, zarówno pod względem fizycznym, jak i pod względem traktowania. Kapo tej grupy roboczej, osławiony Krankenmann, wymyślał przeróżne kary i utrudniał, jak tylko mógł, pracę więźniów. Słynne było jego siadanie na walcu, który więźniowie musieli ciągnąć. To był walec do utwardzania dróg, a ponieważ był dużej postury, więc rzeczywiście dla więźniów wycieńczonych pracą, słabych generalnie, ponieważ te porcje żywnościowe, które otrzymywali, były absolutnie niewystarczające, było to dodatkowe utrudnienie. Praca w takim komendzie potrwała kilka tygodni i później, właściwie nie wiadomo z jakich przyczyn, tych więźniów zwolniono i znaleźli się w różnych innych komandach. Drugi raz większą grupę duchownych włączono do karnej kompanii właśnie w maju ‘41 roku, kiedy z Krakowa przywieziono salezjanów do obozu Auschwitz i skierowano ich właśnie do tej najcięższej pracy. Mieli kopać żwir na terenie żwirowni znajdujących się wokół obozu. W tej grupie więźniarskiej było dużo więźniów, dużo duchownych starszych wiekiem. To byli już zasłużeni nauczyciele, dyrektorzy szkół, którzy wiele lat w pracy edukacyjnej w pracy duszpasterskiej spędzili. Był wśród nich też ksiądz Antonowicz, który był kapelanem w czasie pierwszej wojny światowej, kapelanem w czasie wojny polsko-bolszewickiej i za swoją postawę, odwagę został odznaczony Krzyżem Walecznych w okresie powojennym po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej. Więc to były osoby naprawdę bardzo, bardzo wyróżniające się i traktowanie tych więźniów, tych księży w karnej kompanii, było wyjątkowo brutalne, wyjątkowo bestialskie. To było po prostu mordowanie, także właściwie każdego dnia któryś, szczególnie właśnie ci starsi wiekiem księża, byli wynoszeni martwi. Po pewnym czasie, też właściwie nie wiadomo z jakich przyczyn, Rudolf Höess miał się pojawić w miejscu pracy tego komanda i wydał rozkaz, aby więźniów umieścić w innych komandach roboczych. W przekonaniu więźniów czytamy, że większość duchownych była właśnie kierowana do karnej kompanii, jednakże po takim szczegółowym przebadaniu historii karnej kompanii okazuje się, że właśnie początek charakteryzował się dużą liczbą duchownych, kierowaną do tej grupy, a potem właśnie tak bardziej incydentalnie byli tam umieszczani. Przeglądając relacje czy wspomnienia byłych więźniów duchownych, widzimy, że inni byli kierowani też do pracy związanej trochę z przeszkoleniem, jakie posiadali. Ksiądz Konrad Szweda, aresztowany na Śląsku, przeszedł przeszkolenie sanitarne. W związku z tym został umieszczony w szpitalu obozowym jako sanitariusz i tam różne prace związane z więźniami, którzy jako chorzy byli umieszczani w szpitalu, wykonywał. I też początkowo właściwie ukrywał się, z tym że jest duchownym bał się, że po prostu zostanie stamtąd usunięty, ale później widząc konających więźniów, z posługą kapłańską występował i właśnie na tej ostatniej drodze z nimi był. Bywało również, że księża byli zatrudniani jako więźniowie, którzy mieli kierować taką większą grupą. Na przykład vorarbeiterem był jeden z więźniów zapamiętany przez innych jako ksiądz Boniek. Była to mała grupa więźniarska, która robiła wylewki w blokach obozowych. I tenże ksiądz został zapamiętany jako bardzo dobry organizator, po pierwsze. A po drugie, właśnie taki bardzo życzliwy starający się w taki sprawiedliwy sposób podchodzić do więźniów. Wiadomo, życie obozowe miało też swoje prawa swoją rzeczywistość i kradzież na przykład w obozie była rzeczą normalną, wielu duchownych miało tutaj, widać było, bardzo poważne dylematy i swoje spojrzenie, swoją opinię na ten temat. Właśnie podobnie było w przypadku wspomnianego księdza, który był vorarbeiterem. Na przykład więźniowie, którzy pracowali w kuchni, wykradali stamtąd jedzenie za jego zgodą. Mogli z tego jedzenia przygotowywać na przykład zupę dla innych, podczas gdy wiadomo było, że to jest ukradzione zabrane innym. To były bardzo, bardzo trudne i poważne sprawy, z którymi duchowni zmagali się w obozie.

Czy w czasie rejestracji w czasie oznaczenia więźnia w obozie w dokumentach obozowych było gdzieś zaznaczone, że są to właśnie księża, duchowni, siostry zakonne?

Podczas rejestracji już właściwie z placówek kierujących do obozu, czyli z posterunków gestapo, policji w dokumentach była informacja, że jest to „Geistliche”, czyli duchowny. Czasami jest nawet powiedziane jaką funkcję pełnił. Na przykład w liście transportowej skierowanej z Warszawy, na której znajduje się ojciec Maksymilian Kolbe, Rajmund Kolbe, bo tak był zarejestrowany, czytamy, że jest Pfarrer, czyli proboszcz. Wiemy, że w tej strukturze franciszkańskiej on miał pozycję gwardiana, to jest taki odpowiednik właściwie proboszcza, może nawet więcej. Jest to ktoś, kto odpowiada nie tylko za parafię, ale za całe zgromadzenie, które tam ma swoją siedzibę. W przypadku zakonników wpisywano ordenspriester, ale bywało również to, szczególnie w kolejnych latach okupacji i w przypadku kleryków, czyli osób, które nie miały jeszcze żadnych święceń ani diakonatu, ani kapłańskich, ani w przypadku zakonników tych święceń, które są charakterystyczne dla formacji, że podczas rejestracji podawali, że są studentem. Na przykład student teologii, no, dla nas dzisiaj jest to i zupełnie inaczej odbierane, ale wówczas osoby duchowne, więc wiadomo było, że skoro jest to student teologii, no to jest to albo kleryk, albo brat zakonny, który jest w trakcie przygotowywania do kapłaństwa. W obozie oznaczanie byli trójkątem czerwonym charakterystycznym dla więźnia politycznego i właściwie inne oznaczenia tutaj nie były stosowane. W przypadku sióstr ich deportacja do obozu to jest sam początek deportacji kobiet. W tym pierwszym transporcie 999 kobiet przywiezionych tutaj z obozu Ravensbrück była siostra Maria Cecylia Autsch, Austriaczka, zakonnica ze zgromadzenia sióstr trynitarek w Austrii, aresztowana w konsekwencji bardzo niewinnej rozmowy, którą odbyła z jedną z osób mieszkających właśnie miasteczku, w którym siostry miały swój dom zakonny. Otóż ta osoba opowiadała o sytuacji rodzinnej. Wiadomo, wówczas mężczyźni byli powoływani do wojska, te informacje docierały, o sytuacji dużo rodzin otrzymywało informacje o śmierci swoich krewnych i siostra tak chciała, pewnie takie miała intencje, zwróciła się z takim współczuciem do swojej rozmówczyni, że Hitler będzie musiał zapłacić za to okrucieństwo, które tak dotyka wszystkich. No i ta jej wypowiedź została odczytana zupełnie inaczej. Doniesiono na gestapo o tym, że siostra się wypowiada wrogo na temat Hitlera. Została aresztowana, została umieszczona najpierw w obozie Ravensbrück i potem właśnie z tą grupą pierwszych więźniarek przywiezionych do obozu Auschwitz przeniesiona była do tego obozu. Z terenów Polski siostry, również siostry, były kierowane i na przykład siostry urszulanki. Z tego zgromadzenia przywieziona została siostra Helena Staszewska, która kierowała domem znajdującym się w Rokicinach Podhalańskich. Tam siostry udzielały pomocy przechodzącym przez granicę ze Słowacją. Ukrywali się tam różni właśnie uciekinierzy i siostry kontaktowały się z kurierami. Ponadto w zabudowaniach klasztornych schronienia siostry udzielały również dzieciom i były wśród nich dzieci żydowskie. Siostra została aresztowana. Właściwie nie wiadomo tutaj dokładnie, co sprowadziło czy to była taka rutynowa kontrola, czy właśnie fakt całej akcji pomagania przekroczenia granicy ze Słowacją w drodze na Węgry. To sprowadziło właśnie gestapo. Były również siostry służebniczki, tutaj siostra Katarzyna Faron, która była przedszkolanką w Brzozowie, bardzo znaną, lubianą, entuzjastyczną osobą. Też nie mamy tutaj informacji, co dokładnie sprowadziło na siostry aresztowanie. Być może właśnie taka jej postawa wspierająca mieszkańców taka otwarta. Tutaj w obozie została zapamiętana jako siostra, która uczyła dzieci. Akurat w tym czasie znalazło się w jej otoczeniu kilka nastoletnich dziewczynek. Wiadomo, dla dziecka w obozie to przeżycie niewyobrażalne i żeby w jakiś sposób te dzieci oderwać chociaż na moment od tego nieszczęścia obozowego, siostra powtarzała, że muszą się uczyć. I pierwsza rzecz niemiecki – rozumienie komand, rozumienie języka, który wokół nich był. Później arytmetyka. Po prostu na tych ulicach obozowych patykiem dzieci pisały równania, które siostra z nimi ćwiczyła. Taka naprawdę bardzo prosta rzecz, byśmy powiedzieli, w niezwykle prymitywny sposób robiona, ale niesamowicie wpływała na te dziewczynki, które znajdowały się w otoczeniu siostry, no i pokazuje wielkie takie posłannictwo, która nawet w tych warunkach do końca chciała pomagać chciała opiekować się innymi przede wszystkim.

Czy w obozie inni więźniowie wiedzieli, że wśród nich są osoby duchowne, czy szukali tego kontaktu?

Więźniowie z upływem czasu, kiedy ta rzeczywistość obozowa, to okrucieństwo wszechobecne okrucieństwo, i to całkowite zaprzeczenie wszelkim zasadom, normom, czym się kierowali w życiu, dotykało ich, wzbudzało taki ogromny niepokój, no i wpływało na ich kondycję psychiczną, powodowało załamanie. Szukali różnych sposobów radzenia sobie. Ci, którzy umieli się modlić, modlili się. Takie chwile właśnie wytchnienia, zastanowienia, takiej refleksji bardzo im pomagały, ale były też sytuacje takiego dużego załamania. Opowiada o tym Władysław Lewkowicz, przywieziony z Warszawy młody człowiek, student, który w pewnym momencie, no, czuł, że ten jego stan jest bardzo zły i szukał możliwości kontaktu z księżmi, a słyszał, że są również deportowani. Jeden z więźniów wskazał mu, no, innego więźnia, którego nie znał i poprosił go o spowiedź. Ta spowiedź odbywała się oczywiście w warunkach konspiracyjnych, czyli jakaś taka właśnie w czasie wolnym, a czas wolny najczęściej był po apelu wieczornym, przed tym gongiem oznaczającym wejście więźniów do baraku. Wtedy można było właśnie pozwolić sobie na taką dłuższą rozmowę, najczęściej odbywali więźniowie ją na tak zwanym Birkenallee, czyli tym wydzielonym takim pasie poza budynkami, który był obrośnięty brzozami, stąd Birken. Jak wspomina Władysław Lewkowicz ta rozmowa była dla niego bardzo ważna, była takim przełomem, który bardzo pomógł mu w kolejnych latach, a księdzem duchownym, który wysłuchał jego spowiedzi, tą rozmowę, był Maksymilian Kolbe. Później wiele osób wokół ojca Kolbe pojawiało się, również prosząc go o spowiedź. Podobnie było z innymi księżmi. Adam Kozłowiecki który w grudniu ‘41 roku został wywieziony z obozu Auschwitz do Dachau, opowiadał, że kiedy ogłoszono w obozie, że mają być wywiezieni, pojawiało się wokół księży jezuitów bardzo wielu więźniów i te spowiedzi były, jak wspomina, bardzo ujmujące. Spowiedzi po wielu latach, spowiedzi osób, które naprawdę szukały wsparcia, szukały pocieszenia, nie wiedząc, co się z nimi stanie, więc to też taki był bardzo ważny moment i wielkie przeżycie dla obydwu i dla spowiednika, i dla spowiadającego się, także więźniowie wiedzieli. Były też sytuacje, wspominają o tym, kiedy za spowiedź trzeba było zapłacić chlebem. Prawdopodobnie miały one charakter jednostkowy, ale w relacjach o tym czytamy i to więźniów bardzo oburzało. Musimy tutaj też przyjrzeć się tej rzeczywistości, temu, że głód panował w obozie ogromny i prawdopodobnie stąd taka sytuacja miała miejsce, ale rzeczywiście ona bardzo wielu oburzała, nie tylko zresztą więźniów. Księża, którzy dowiadywali się o tym, również byli bardzo zgorszeni. Więźniowie widzieli księży również w komendach pracy, kiedy księża proponowali wspólną modlitwę. Adam Zięba, przywieziony z Krakowa do obozu Auschwitz, był właśnie w komandzie budowlanym i któregoś dnia skierowano ich do noszenia właśnie materiału budowlanego – cegieł. Akurat październik, październik, kiedy odmawia się modlitwę różańcową i właśnie zaproponował więźniom swojego komanda, żeby przy tej takiej mozolnej pracy te paciorki, te zdrowaśki, odmawiać i mówił, że wszyscy więźniowie w jego grupie do tej modlitwy się włączyli. To było takie piękne dla nich wszystkich, gdzieś jakaś właśnie ucieczka w takiej modlitwie, która powtarza się, która jest zatopieniem się w rozważaniu słów modlitwy „Zdrowaś Mario”, a jednocześnie była takim elementem wspólnoty dla nich. Była takim rozważaniem, a dla innych była takim poczuciem bycia razem, poczuciem bycia wśród kolegów, którzy są dla sami jedni dla drugich ogromnym wsparciem.

Jakie były okoliczności transportów duchownych do obozu Dachau i dlaczego KL Dachau został wybrany właśnie jako obóz dla księży?

O tym, że duchowni są aresztowani do Watykanu informacje zaczęły przychodzić dosyć szybko. W momencie napadu na Polskę we wrześniu ’39 roku wyjechał z kraju Prymas Polski August Hlond i on właśnie poprzez różne kontakty swoje osoby, które przyjeżdżały, właśnie o tym się dowiadywał, że aresztowania dotykają księży na poziomie parafii, ale również aresztowani są biskupi, biskupi na terenie diecezji gdańskiej, biskupi w Lublinie i te sytuacje stawały się coraz bardziej napięte. Podjął on liczne interwencje w Watykanie. Sytuacja była bardzo trudna. Jeżeli chodzi o Kościół w Niemczech, to relacje między rządem III Rzeszy a Kościołem, Kościołami, bo przecież mamy tutaj przede wszystkim Kościół protestancki, który jest większościowy, i Kościół katolicki, więc o te relacje bardzo dbano. Wiemy przecież, że Hitler podpisał konkordat z Watykanem. W związku z tym bardzo zależało rządom na utrzymaniu poprawnych relacji z duchowieństwem, stąd taka różnica w traktowaniu duchownych na terenie ziem polskich czy na terenie krajów okupowanych takich jak Francja, Holandia, Belgia, ponieważ aż tak silne represje, stąd kościół w Niemczech był troszeczkę zaskoczony tymi wiadomościami. Prymas Hlond na początku spotkał się z takim niedowierzaniem w związku z tym informacji już w formie takich gotowych artykułów przekazywał również placówkom dyplomatycznym ambasadom różnych krajów, które znajdowały się na terenie Włoch i to spowodowało, że nuncjusz apostolski w Rzymie, Cesare Orsenigio, został skłoniony do tego, żeby w bardziej aktywny sposób kwestie osadzania coraz większej liczby duchownych w obozach koncentracyjnych negocjować. Chodziło w pierwszym rzędzie o zwolnienie ich, ale szybko okazało się, że jest to niemożliwe. Inne zaproponowane rozwiązanie to umieszczenie wszystkich na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Również ten pomysł został odrzucony. Proponowano również wywiezienie ich poza Europę, na przykład do krajów Ameryki Łacińskiej. Tutaj odpowiedź niemiecka była, że szczególnie księża polscy staną się również tam agitatorami antyniemieckimi. Te negocjacje przybrały na sile, kiedy włączył się do nich specjalny komisarz Konferencji fuldańskiej do spraw duchownych katolickich, biskup Heinrich Winken i to on zaproponował, żeby właśnie jeden z obozów wyznaczyć jako ten, gdzie duchowni będą kierowani. W takich okolicznościach właśnie w listopadzie ‘40 roku zdecydowano o tym, że z obozów, gdzie znajdują się duchowni, mają być te grupy kierowane do Dachau. Dlaczego akurat Dachau? Właściwie jest tutaj kilka elementów. Pierwsza sprawa to taka, że Dachau był tym obozem wzorcowym, Musterlager, pierwszym, w którym opracowano regulamin obozowy, zasady funkcjonowania obozu, zasady przyjęcia więźniów, zatrudniania więźniów. W związku z tym on był takim najbardziej reprezentacyjnym. To była chyba najważniejsza rzecz. Inne takie mniejsze to to, że do Dachau kierowano przed ’39 rokiem już takie grupy osadzane oddzielnie. Na przykład skierowano tutaj grupę Żydów na dosyć krótki okres, ale byli umieszczeni w oddzielnych blokach. Jeszcze innym elementem, który wskazywałoby na to, że Dachau był dobrym miejscem do umieszczenia duchownych, było to, że właśnie wówczas Dachau był ośrodkiem szkoleniowym dla esesmanów. W związku z tym większość więźniów stamtąd usunięto do innych obozów i w porównaniu z innymi obozami, funkcjonującymi wówczas, Dachau był względnie pustym obozem. Tak to w tym momencie można określić. I stąd właśnie w grudniu, w połowie grudnia ‘40 roku zaczęto kierować transporty duchownych. Z obozu Auschwitz wówczas wywieziono 68 duchownych. Wśród nich właśnie ta wspomniana przeze mnie grupa jezuitów, ale również inni księża. Co ciekawe, nie tylko księża rzymskokatoliccy, byli również pastorzy. Kolejny transport wysłany został w maju ‘41 roku i trzeci w czerwcu ’42 roku. Największy, jaki skierowano do Dachau, to był transport przywieziony z obozu Sachsenhausen też w grudniu ’40 roku i liczył on ponad 500 duchownych i zdecydowana większość z nich to byli duchowni polscy, właśnie aresztowani w większości na terenie ziem włączonych do III Rzeszy, czyli albo teren Warthegau, Kraju Warty, albo teren Pomorza Gdańskiego. Przyglądając się całej historii obozu Dachau, wiemy, że przywieziono tam co najmniej 190 000 więźniów, różnej narodowości, wśród nich było 2796 duchownych, z czego 1807 stanowili Polacy. Była to największa grupa. Umieszczeni na początku nawet w osobnych barakach. Negocjacje prowadzone miały zapewnić im dostęp do liturgii, mieli otrzymać modlitewniki, mieli mieć możliwość uczestniczenia we mszy świętej, ale mszę świętą mógł odprawiać tylko jeden ksiądz, wyznaczony. Mieli również mieć dostarczone wino mszalne. To wszystko właściwie w rzeczywistości obozowej stało się takim elementem upokarzania księży. Na przykład wino mszalne było im wydawane i głodnym księżom kazano pić to wino. Na pusty żołądek takiego wygłodzonego księdza wino nie było najlepszym, czego mogli się napić w tym momencie. Czy fakt, że przez jakiś krótki czas nie kierowano ich do pracy, też powodował takie niesnaski wśród więźniów. To się zmieniło dosyć szybko, ponieważ księży zaczęto normalnie w Dachau kierować do pracy. Tutaj takim częstym miejscem były tak zwane plantacje, gdzie hodowano zioła. No i oczywiście wydawać by się mogło, że praca w ogrodnictwie znowu nie taka ciężka, jak wznoszenie budynków czy stawianie baraków w Birkenau, tak jak to miało miejsce tutaj na terenie obozu Auschwitz, ale nawet okazuje się, że taką pracę można potraktować jako torturę i jako okazje do tego, że więźniowie tracili siły i umierali, więc ta śmiertelność wśród nich była duża.

Mimo tego KL Dachau został wyznaczony jako taki obóz dla osób duchownych, czy mimo to do Auschwitz dalej byli przywożeni księża, siostry zakonne, czy nie byli już kierowani do Auschwitz?

Jak przyjrzymy się dokumentacji, okazuje się, że za każdym razem jakaś grupa duchownych pozostawała w obozie. Wspomniałam, że pierwszy transport był skierowany w grudniu ‘40 roku i wydawać by się mogło, że przy takiej stosunkowo niedużej liczbie więźniów osadzonych w obozie, wyodrębnienie wszystkich duchownych nie będzie jakimś problemem dla administracji obozowej. Okazało się, że nie. Okazało się, że kilku duchownych, co więcej, którzy byli zarejestrowani jako duchowni, nie zostali włączeni do tego transportu, a na przykład została włączona do tego transportu osoba świecka. Ten więzień mówił, że nie jest duchownym, że to jakieś nieporozumienie. Żadnym sposobem nie mógł przekonać administracji obozowej, że nie jest duchownym. Został wywieziony do Dachau razem z innymi. Niestety, nie mamy informacji czy udało mu się przeżyć. W związku z tym widać tutaj, że taka opinia, że ta administracja, ewidencja więźniów była tak rozwinięta i świetnie działająca, no troszkę burzy się ta opinia, ponieważ jednak oni byli w obozie. Po wywiezieniu tej ostatniej grupy w czerwcu 1942 roku w dalszym ciągu do obozu Auschwitz byli przywożeni duchowni i w dalszym ciągu były przywożone siostry zakonne. Dlaczego przestano ich przenosić do Dachau? Właściwie literatura tutaj niewiele przynosi, również badania na ten temat nie były prowadzone, takie dogłębne. Miejmy nadzieję, że otwarcie archiwów watykańskich pozwoli historykom przyjrzeć się, jak wyglądało właśnie negocjowanie, jak wyglądały sprawy informowania Stolicy Apostolskiej o duchownych osadzonych w obozach koncentracyjnych.