Aktualności
W cieniu Auschwitz
Bardzo często po wizytach w oświęcimskim Muzeum szkolnych grup z zagranicy w lokalnej prasie pojawiają się artykuły relacjonujące to wydarzenie. Często są to osobiste relacje mówiące o emocjach i indywidualnym spojrzeniu na historię obozu. Oto obszerne fragmenty tekstu, który niedawno ukazał się w Wirral Globe, niewielkiej gazecie wydawanej w okręgu Wirral w północno-zachodniej Anglii. Jego autorem jest David Gennard, fotograf gazety, który przyjechał do Oświęcimia wraz z uczniami szóstej klasy miejscowej szkoły.
„W cieniu Auschwitz”
[...]Moje najwcześniejsze wspomnienia dotyczące Holokaustu wiążą się z panem Peterem, który mieszkał na tej samej ulicy, co moi dziadkowie. Pamiętam tylko, że był bardzo miły i mówił z dziwnym akcentem. Dziś wiem, że pochodził z Polski. Co najważniejsze, na przedramieniu miał wytatuowany numer.
W ubiegłym tygodniu towarzyszyłem grupie ponad 200 szóstoklasistów, w tym uczniów ze szkół okręgu Wirral, podczas jednodniowej wizyty w byłym obozie Auschwitz. Tam właśnie sąsiadowi dziadka zrobiono tatuaż. Była to druga z trzech części projektu organizowanego przez Holocaust Educational Trust.
– Bazujemy na założeniu, że zobaczenie czegoś znaczy znacznie więcej niż słuchanie opowieści lub czytanie książek” – wyjaśniał Alex Maws, koordynator projektu Lekcja w Auschwitz –. – Dajemy szóstoklasistom z całego kraju szansę odwiedzenia byłego obozu Auschwitz-Birkenau, aby sami mogli zobaczyć konsekwencje rasizmu, uprzedzeń, dyskryminacji i antysemityzmu. Być może wówczas zastanowią się nad tym, czy lekcje historii mogą odnosić się do ich własnego życia, a także do funkcjonowania całego społeczeństwa”.
Do Polski z Liverpoolu odlecieliśmy wczesnym rankiem. Na miejscu było strasznie zimno i padał śnieg. Jazda z lotniska do Muzeum znajdującego się na przedmieściach Oświęcimia – miasta położonego na południu Polski – zajęła jakąś godzinę. Mieliśmy luksusowe warunki, zwłaszcza jeśli porównać je do tych, w jakich deportowano dziesiątki tysięcy ludzi na początku lat 40. XX wieku.
Jednym z pierwszych i najbardziej symbolicznych obrazów, jakie zobaczyliśmy w Auschwitz to jego brama. Żelazne litery „Arbeit Macht Frei”, co po niemiecku oznacza „Praca czyni wolnym”, szyderczo umieszczono nad wejściem do obozu. [...] Dla więźniów Auschwitz praca wcale nie oznaczała wolności.
Przewodnik prowadził nas cichymi ulicami obozu obok wysokich budynków z ciemnoczerwonej cegły otoczonych kilometrami drutu kolczastego. Wówczas zaczęliśmy rozumieć, że nikt, kto wszedł do obozu, nie mógł mieć nadziei na wolność. W budynkach poobozowych dziś znajduje się wystawa opowiadająca o historii Holokaustu. Mimo niewyobrażalnych liczb, które ilustrują horror i skalę zagłady, w muzealnej ekspozycji udało się utrzymać bardzo humanistyczne podejście. Najbardziej szokującym i wzruszającym miejscem była sala pełna ludzkich włosów. Były tam dwie tony włosów, które ścinano prosto z głów ofiar po zabiciu ich w komorach gazowych. Włosy były pakowane i sprzedawane fabrykom, które produkowały z nich tkaninę. Kiedy Rosjanie wyzwolili Auschwitz, w magazynach znaleziono siedem ton włosów.
Przez cały dzień również pogoda wpływała na smutną atmosferę naszej podróży. Kiedy dojechaliśmy do Auschwitz II, cienka poranna mgiełka stała się już prawdziwą mgła. [...] – To, co uderzyło mnie, jeśli chodzi o Birkenau, to jej rozmia – powiedział Kyle Armstrong, jeden z uczniów. – Jak takie miejsce mogło być ignorowane przez tak długi czas?. [...] Kiedy zaszło słońce, temperatura znacznie spadła. Staliśmy wewnątrz drewnianego baraku, który można nazwać jedynie szopą. Budynek z pewnością nie chronił więźniów przed zimnem. Będąc tam uświadomiliśmy sobie, że oni mieli na sobie jedynie pasiak przypominający pidżamę.
Jednym z najbardziej poruszających momentów tego dnia była niewielka uroczystość kończąca wizytę. W pobliżu zniszczonych komór gazowych uczniowie przeczytali kilka wierszy autorstwa ocalonych z Holokaustu, a rabin Barry Marcus poprowadził modlitwę po hebrajsku dla upamiętnienia ofiar ludobójstwa na całym świecie. – Mimo, że nie rozumieliśmy hebrajskiego, wszyscy tłumaczyliśmy modlitwę naszymi uczuciami. To było bardzo osobiste przeżycie– powiedziała Jess Rummery, jedna z uczennic. Pomiędzy ruinami pozostawiliśmy małą świeczkę.
[...] Po tym długim dniu czułem ogromną wdzięczność, że mogę wsiąść do autokaru i bezpiecznie wrócić do rodziny oraz ciepłego i wygodnego domu. Mężczyzna mieszkający przy ulicy moich dziadków zmarł kilka lat temu i dziś nie jestem wstanie poznawać historii z pierwszej ręki. Dlatego tak ważne jest odbycie – póki jeszcze jest to możliwe – takiej lekcji o tym niezwykle ciemnym, ale bardzo niedawnym okresie historii ludzkości.
David Gennard, Wirral Globe