Aktualności
Schowek w Auschwitz odkryty po ponad 60 latach
Przed kilkoma dniami do Muzeum przyjechał Jakob Silberstein, ur. 15 listopada 1924 r. w Rypinie w centralnej Polsce. Z zawodu jest zegarmistrzem i złotnikiem. W czasie wojny został skierowany przez nazistów do pracy przymusowej w Nosarzewie koło Mławy, gdzie pracował przy budowie lotniska.
W listopadzie 1942 r., wraz z grupą innych Żydów z rejencji ciechanowskiej, został deportowany przez Niemców do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Z grupy liczącej ok. 1,5 tys. osób do obozu skierowano jedynie 532 mężczyzn i 361 kobiet. Pozostałych zamordowano w komorach gazowych.
Jakob otrzymał numer obozowy 76715 i został umieszczony w tzw. Maurerschule (szkółce murarskiej). Później, wraz ze swoim kolegą obozowym Szlomo Bielasem, pracował przy rozbudowie obozu oraz jako kominiarz.
W styczniu 1945 r. wraz z tysiącami innych więźniów został ewakuowany pieszo z obozu „Marszami śmierci” w kierunku Wodzisławia Śląskiego, skąd wagonami towarowymi powieziono go dalej. W czasie jazdy udało mu się uciec i znaleźć schronienie u rodziny Jany Sudowej w Bohuminie, gdzie doczekał nadejścia Armii Czerwonej.
Po wojnie zamieszkał w Izraelu i w Niemczech. Rok temu, dzięki pomocy czeskich mediów a w szczególności redaktora bohumińskiej gazety „Oko” Františka Krejzeka, odnalazł dom i rodzinę, która ukrywała go po ucieczce z pociągu. Kilka dni temu odwiedził tereny byłego obozu pragnąc odnaleźć schowek, który wraz ze Szlomo Bielasem przygotowali na wypadek ewakuacji obozu.
Była to jama, ukryta pod metalowym piecykiem (tzw. kozą) stojącym w piwnicy bloku 17 w obozie Auschwitz I. Schowek ten nigdy nie został wykorzystany, ponieważ Jakob i jego kolega obawiali się, iż esesmani zamordują pozostawionych w obozie więźniów przy użyciu gazu oraz przez zbombardowanie budynków i dlatego postanowili nie ryzykować ukrywania się w obozie.
W piwnicy bloku nr 17, we wskazanym przez Jakoba Silbersteina miejscu zauważono zamurowany ciąg kominowy, dobrze widoczny okopcony kawałek ściany świadczący o tym, że stał tam niegdyś piec, oraz otwór w posadzce będący wejściem do przygotowanego przez więźniów schowka.
Telefon z Berlina
Jakob Silberstein kończy teraz pisanie swoich wspomnień. Twierdzi, że bez dotarcia do rodziny, która go ukrywała oraz potwierdzenia, że miał przygotowaną na wypadek ewakuacji obozu skrytkę te wspomnienia byłyby niepełne. Po wizycie zadzwonił jeszcze do Muzeum Auschwitz-Birkenau:
„Dzień dobry, mówi Jakob Silberstein. Dojechałem dobrze, jestem taki szczęśliwy, że odnalazłem tę dziurę, cośmy ją ze Szlomo mieli. Dzwonił wczoraj do mnie syn z Izraela i pytał, czy mi się tam coś niedobrego nie przydarzyło, bo wnuczka, jego córka, co ją spotkałem u was w Muzeum, to dała mu znać, że jeszcze taki zdenerwowany nigdy nie byłem. Odpowiedziałem, że nie byłem zdenerwowany, ale szczęśliwy, bo odnalazłem tę dziurę. Ja byłem pewny, że ją odnajdę.
„Dzwonię, bo piszę do pana list, a chciałbym wiedzieć, czy pan zrozumie, co ja chciałem napisać. Bo wie pan, ja siedzę i płaczę, wszystko mi się przypomina i cała młodość, i… wszystko. I płaczę, bo pierwszy raz po prawie 70 latach piszę po polsku.”