Aktualności
Obozowa codzienność zatrzymana na płótnie
Do zbiorów Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Zostały one przekazane przez Amerykański Instytut Kultury Polskiej w Pinellas Park na Florydzie. Tym samym muzealna kolekcja prac tego artysty liczy łącznie 190 dzieła sztuki.
„Rzadko się zdarza, że do jakiegokolwiek muzeum trafia tak duża tematyczna kolekcja jednego autora. Dlatego bardzo nas cieszy, że te rysunki i obrazy trafiają do naszych zbiorów” – powiedział dr Piotr M.A. Cywiński, dyrektor Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau – „Wszyscy znamy książki, w których więźniowie, często w sposób niezwykle dramatyczny, opisywali swoje obozowe przeżycia. Sztuka jest czymś podobnym. To wspomnienia dotyczące nie tylko wyglądu obozu i różnych wydarzeń z jego historii, ale także emocji samych artystów”.
„To jedna z największych i najciekawszych istniejących kolekcji prac plastycznych stworzonych przez byłego więźnia Auschwitz” – ocenia dr Igor Bartosik, kierownik Działu Zbiorów PMA-B – „Prace Komskiego są bardzo uniwersalne. Pokazują bowiem nie tylko faktografię i codzienne zdarzenia obozowe. Są to także prace, które w wielu przypadkach przekazują niezwykle silne emocje widoczne chociażby na twarzach portretowanych więźniów”.
Na obrazach i rysunkach zobaczyć można m.in. proste sceny z codziennej więźniarskiej egzystencji, jak np. wydawanie posiłków, golenie, czy opatrywanie skaleczonej nogi na obozowej ulicy. Są tam także sceny pokazujące masową zbrodnię: obraz selekcji na rampie z widocznym na pierwszym planie żydowskim chłopcem z konikiem-zabawką, czy rysunek więźniów Sonderkommando wśród nagich zwłok ludzi zamordowanych w komorach gazowych.
„Te obrazy z pewnością pomogą nam przedstawić historię KL Auschwitz na przygotowywanej nowej wystawie głównej. Jan Komski rysuje z wielką precyzją, a jego prace są bardzo faktograficzne. Rzeczywistość obozową artysta przedstawiał w sposób niemal fotograficzny, dzięki czemu jego obrazy są bardzo wiarygodne i nadają się znakomicie do pracy dydaktycznej. Poza tym Komski to jedna z takich osób, których niezwykła i dramatyczna biografia daje nam możliwość porównania tego, co działo się w różnych miejscach obozowego kompleksu Auschwitz-Birkenau” – powiedział dyrektor Cywiński.
Teraz przekazane prace zostaną sfotografowane, dokładnie opisane i włączone do katalogu naukowego Muzeum. Jeszcze w tym roku powinny zostać zaprezentowane na wystawie czasowej.
Za przewiezienie prac Jana Barasia-Komskiego z USA do Polski dziękujemy firmie Art Logistic z Łodzi.
Jan Baraś-Komski urodził się 3 lutego 1915 roku w Birczy niedaleko Sanoka. W 1934 roku został przyjęty na wydział malarstwa i rzeźby krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Po ukończeniu studiów w 1939 roku pracował przy konserwacji gotyckich kościołów w północnej Polsce, m.in. kościoła św. Jakuba w Toruniu. Aresztowano go 29 kwietnia 1940 roku, kiedy próbował nielegalnie przedostać się przez Węgry do polskiego wojska formowanego na zachodzie. Po krótkim pobycie w więzieniu na Słowacji został odesłany do Gestapo w Muszynie, a następnie do więzień w Nowym Sączu i w Tarnowie.
14 czerwca 1940 roku, wraz z 727 innymi więźniami, Jan Baraś-Komski znalazł się w pierwszym transporcie polskich więźniów politycznych, który wysłano z Tarnowa do nowoutworzonego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Tam otrzymał numer 564. Początkowo pracował przy odgruzowywaniu terenu oraz budowie obozowego ogrodzenia. Następnie został zatrudniony w Bauleitungu, gdzie m.in. opracowywał plany i mapy terenu obozowego. W międzyczasie poznał więźniów z komanda cieśli i rzeźbiarzy, dla których wykonywał szkice do ich późniejszych prac rzeźbiarskich. Portretował także zatrudnionych w magazynach esesmanów.
W lipcu 1941 roku za nielegalne kontakty z cywilami oraz przemyt żywności i lekarstw na teren obozu został osadzony w bunkrze Bloku 11, a następnie skierowany do Karnej Kompanii. Tam jego talent plastyczny zauważył Franz Hössler, który potrzebował kogoś do pracy przy sporządzaniu kolorowych wykresów. Tak Komski dostał się do Arbeitseinsatzu (obozowe biuro zatrudnienia), w którym pracował do swojej ucieczki obozu w grudniu 1942 roku.
29 grudnia 1942 roku Komski uciekł z obozu wraz Otto Küsselem (nr 2), Mieczysławem Januszewskim (nr 711) i Bolesławem Januszem Kuczbarą (nr 4308). Była to ucieczka brawurowa - więźniowie wyjechali z obozu zaprzęgiem konnym, zabierając z sobą część dokumentów z "Arbeitseinsatz". Początkowo ukrywał się w Libiążu w domu Andrzeja Harata, którego rodzinie namalował kilka portretów. Po otrzymaniu fałszywych dokumentów na nazwisko Józef Nosek w styczniu 1943 roku Komski próbował przedostać się do Warszawy. Niestety podczas przesiadki na dworcu w Krakowie został aresztowany w łapance Gestapo. Aresztowanych przewieziono do więzienia na Montelupich. Z ciężarówek do bramy więzienia zatrzymani musieli przejść przez szpaler strażników. W pewnym momencie Komski roztrącił najbliżej stojących i rzucił się do ucieczki, ale w czasie pościgu został postrzelony w nogę. Wszyscy aresztowani tego dnia nazajutrz zostali wysłani transportem do Oświęcimia, natomiast Komski trafił do więziennego szpitala. Na Montelupich otrzymał farby, papier i pędzle i malował portrety na zamówienie władz więziennych. Obiecano mu zwolnienie, jednak przy sprawdzaniu personaliów odkryto nieprawidłowości.
Komski został ponownie skierowany do KL Auschwitz 1 października 1943 roku, gdzie został zarejestrowany pod fałszywym nazwiskiem Jan Nosek. Otrzymał także nowy numer obozowy 152 884. Na szczęście rozpoznali go jedynie obozowi przyjaciele. Kilka tygodni później zgłosił się na ochotnika na transport do KL Buchenwald. Tam, po rozpoznaniu egzemy, natychmiast trafił do szpitala obozowego, a po miesiącu wysłano go do więzienia w Krakowie, gdzie rozpoczęto śledztwo dotyczące jego fałszywych personaliów. Był bity i torturowany. W połowie 1944 roku został wywieziony do KL Gross-Rosen i tam zarejestrowany pod swoim prawdziwym nazwiskiem. W styczniu 1945 jednym z transportów ewakuacyjnych został przewieziony do podziemnej fabryki z Herzburgu, a stamtąd już w marcu, wraz z innymi więźniami, ruszył w miesięczny marsz do KL Dachau. Wyzwolony 29 kwietnia 1945 roku.
Po zakończeniu wojny Komski mieszkał w Górnej Bawarii. Jeszcze w 1945 roku wykonał w Garmisch-Partenkirchen cykl rysunków "Za drutami", który wydał w formie albumu. Zaprojektował też kilka znaczków pocztowych, emitowanych w 1. rocznicę wyzwolenia KL Dachau. Była to kontynuacja jego nielegalnej twórczości artystycznej, uprawianej w więzieniach i obozach. W 1949 roku wyemigrował do USA, gdzie mieszkał do końca życia. Współpracował m.in. z dziennikiem "The Washington Post" jako ilustrator w dziale reklamy. W swoich pracach wciąż podejmował tematykę obozową. Zmarł 20 lipca 2002 r. w Arlington.
Z relacji Jana Barasia-Komskiego:
„Przebywając w Karnej Kompanii zdobyłem papier, ołówek i zacząłem portretować strażników SS. Dowiedział się o tym Hössler, który potrzebował więźnia do wykonywania różnego rodzaju wykresów. Akurat zwolniono z obozu więźnia, który robił to dotychczas, więc Hössler na to miejsce postanowił ściągnąć mnie. W taki sposób, po około dwutygodniowym pobycie w SK, otrzymałem przydział do Arbeitseinsatz, którego biura mieściły się w bloku 24.
[...] W obozie malowałem, jak na tamtejsze stosunki, bardzo dużo. Pracując jeszcze w Bauleitungu codziennie portretowałem. Było to traktowane w pięćdziesięciu procentach jako mój zawód, niemal jako obowiązek. Prace zabierali esesmani ale do rzadkości należało, aby taki portretowany esesman dał mi jakąś bułkę czy coś do zjedzenia. Papier, kredki i inne potrzebne mi materiały malarskie brałem z zapasów biurowych. Stosowałem różne techniki: olej, akwarelę, rysunek piórkiem, rysunek ołówkiem. Pracując jeszcze w Bauleitungu zdarzyło się, że jednemu esesmanowi nie mogłem zrobić - nie pamiętam już dlaczego – portretu. Urażony tym poskarżył się wyżej. Pewnej niedzieli wywołano mój numer obozowy i zostałem ukarany karną pracą wykonywaną właśnie w niedzielę.
[...] Oprócz portretów wykonywałem także pejzaże. Na początku chciałem malować także sceny obozowe, ale mi zabroniono. Będąc jeszcze w Bauleitungu malowałem jednego razu pejzaż w pobliżu ujścia Soły. Ówczesnym szefem komanda mierników był esesman Bruno Reichweirz – mały, rudy, podoficer. To właśnie on chciał, abym mu namalował pejzaż, więc zabrał mnie ze sobą z grupą Jarzębowskiego. Malowałem i w pewnym momencie zorientowałem się, że zostałem zupełnie sam. W pobliżu nie było ani więźniów, ani żadnego z esesmanów. Oczywiście nachodziły mnie myśli o ucieczce, ale nie uciekłem – bałem się o kolegów, którzy mogli ponieść konsekwencję za moją ucieczkę.
[...] Sceny pejzażowe, np. piórkiem, kontynuowałem także w obozowym muzeum. Nigdy nie miałem żadnej możliwości pracowania w tym muzeum przez cały dzień. Przecież zatrudniony byłem – na początku – w Bauleitungu, później w Arbeitseinsatz. Do muzeum przychodziłem tylko dorywczo, po zakończeniu pracy. To wynikało z mojego zamiłowania do rysowania. Chciałem także spotkać kolegów o podobnych zainteresowaniach. Wreszcie możliwość malowania, tam w obozowym muzeum, pozwalała przynajmniej na chwilę zapomnieć o potwornościach codziennej rzeczywistości. W muzeum panowała atmosfera wolnościowa, zresztą sami sobie stworzyliśmy tę atmosferę”.
Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, Oświadczenia t. 71, s. 61-62