Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Aktualności

Auschwitz przed sądem

14-03-2012

Wydana po raz pierwszy w języku polskim książka Auschwitz przed sądem Hermanna Langbeina zawiera niemal 800 stron relacji z jednego z największych procesów przeciwko zbrodniarzom z Auschwitz, który w latach 1963-1965 odbył się we Frankfurcie nad Menem.

Pełne dynamizmu i nieukrywanych emocji relacje naocznych świadków odtwarzających swe obozowe przeżycia w miejscu, w którym dziś znajduje się Miejsce Pamięci Auschwitz sprawiają, że dokumentacja ta stanowi niezwykły i wstrząsający przewodnik po tym byłym największym niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym i ośrodku zagłady.

Autor, były więzień Auschwitz i jeden ze świadków na procesie, wybrał i żywo skomentował najcenniejszą część obszernego postępowania dowodowego, dzieląc wybrane zeznania pod względem ich treści. Dzięki układowi tematycznemu czytelnik może dotrzeć do wybranego problemu i porównać różne zeznania na ten sam temat. Tym samym publikacja zachowuje wszelkie zalety bezpośredniego kontaktu ze źródłem historycznym, nie mając zarazem, poprzez staranny dobór cytatów, jego wad.

Choć po latach aspekt prawny frankfurckiego procesu nie ma już większego znaczenia, to wciąż aktualnym tematem pozostaje konfrontacja z historią. Jak napisał autor we wstępie do pierwszego wydania niemieckiego z 1965 r.: „Jeżeli ten zbiór 825 zeznań złożonych w procesie Auschwitz przez 273 świadków może pomóc młodemu pokoleniu w uzyskaniu wiedzy na temat tego, co jeszcze nie tak dawno możliwe było w Niemczech, jeżeli pomoże mu zastanowić się nad tym, dlaczego mogło się to zdarzyć i co należy zrobić, aby nigdy już, choćby w innych okolicznościach, się nie zdarzyło — wówczas książka ta osiągnęła swój cel.”

Wydawcy polskiej edycji, zachowując pierwotny układ książki, wzbogacili ją o kilka elementów, pozwalających współczesnemu czytelnikowi na pełniejszy odbiór przedstawianych faktów, w tym o przypisy z informacjami na temat uczestników procesu oraz słowniczek nazw i instytucji niemieckich oraz terminów obozowych.

Książka została wydana wspólnie przez Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, wydawnictwo Via Nova, oraz Instytut Pamięci Narodowej — Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i jest do nabycia w księgarni internetowej Muzeum.

PIERWSZY PROCES FRANKFURCKI (1963-1965)

Był największym i najważniejszym z procesów przeciwko nazistom, które miały miejsce w Niemczech pod jurysdykcją Republiki Federalnej Niemiec po 1945 r. Przyciągnął dużą uwagę niemieckich i zagranicznych mass mediów oraz miał najbardziej dramatyczny przebieg i wydźwięk polityczny spośród innych, podobnych postępowań toczonych w latach 1945-1980.

Proces 20 esesmanów z załogi obozowej Auschwitz trwał ponad 180 dni, w jego trakcie przesłuchano 254 świadków. Jak uważają historycy, zdarzenie to kontrastowało z wcześniejszym traktowaniem przez Niemcy Zachodnie nazistowskich zbrodni i było — wraz z procesem Adolfa Eichmana w Jerozolimie z 1961 r. — jednym z kluczowych czynników, które dały asumpt do bardziej krytycznego podejścia Niemców do dziedzictwa Trzeciej Rzeszy.

Wczesne lata 60-te były okresem przejściowym między wczesnymi latami istnienia RFN, kiedy to nazistowska przeszłość traktowania była powściągliwie a byłych nazistowskich przestępców czynnie rehabilitowano, a późnymi latami 60-tymi i 70-tymi, kiedy młode pokolenie reagowało na brunatną przeszłość, a zwłaszcza na Holokaust, o wiele bardziej emocjonalnie, łącząc to często z żądaniem radykalnych, społecznych i politycznych, zmian. W tym kontekście proces frankfurcki był ważnym ogniwem, łączącym oba te okresy.

HERMANN LANGBEIN

Hermann Langbein urodził się w 1912 r. w Wiedniu. W latach 1938–1939 walczył w szeregach Brygad Międzynarodowych w Hiszpanii. Po wybuchu II wojny światowej został internowany we Francji i przekazany przez rząd Vichy Niemcom, którzy osadzili go w obozie koncentracyjnym Dachau. W 1942 r. został przeniesiony do Auschwitz gdzie działał aktywnie w obozowym ruchu oporu, pełniąc jednocześnie funkcję sekretarza Eduarda Wirthsa, naczelnego lekarza garnizonowego. Pozwoliło mu to na wgląd w poufne informacje SS, w tym statystyki więźniów zabitych w obozie oraz Żydów mordowanych w komorach gazowych. Wyzwolenia doczekał w obozie Neuengamme.

W 1958 r. Langbein wniósł oskarżenie przeciwko Wilhelmowi Bogerowi, byłemu esesmanowi z Wydziału Politycznego — obozowego Gestapo w Auschwitz — co w rezultacie doprowadziło do tzw. pierwszego procesu frankfurckiego, rozpoczętego w 1963 r. Langbein uczestniczył w większości posiedzeń sądu, spisując wypowiedzi świadków i oskarżonych, i wkrótce po ogłoszeniu werdyktu opublikował dwutomowy raport z procesu pt. Der Auschwitz-Prozess. Eine Dokumentation. Układ książki, podzielonej według obozowej struktury, dawał jasno do zrozumienia, że jej głównym punktem odniesienia był nie tyle proces w sprawie Auschwitz, co samo Auschwitz. I taką jest ta publikacja — historią obozu koncentracyjnego i ośrodka zagłady, opowiedzianą w trakcie procesu przez naocznych świadków.

FRAGMENTY KSIĄŻKI

[Mordowanie ludzi w komorach gazowych]
Przewodniczący sądu: Gdzie odbywały się wtedy zagazowania?
Kremer: Stare budynki wiejskie zostały przebudowane na bunkry i wyposażone w mocno zamykające się przesuwane drzwi. Na górze znajdował się otwór. Ludzi wprowadzano tam bez ubrań. Wchodzili bardzo spokojnie, tylko niewielu opierało się — tych brano na bok i rozstrzeliwano. Gaz wrzucał przydzielony do tego esesman. Wchodził tam po drabinie.
Przewodniczący sądu: Powiedział pan wcześniej, że słychać było krzyki.
Kremer: Tak, to był strach przed śmiercią. Kopali w drzwi. Ja siedziałem w samochodzie.
Przewodniczący sądu: Czy były jakieś specjalne dodatki dla tych, którzy brali udział w takiej akcji?
Kremer: Tak, to było normalne, trochę wódki i papierosy. Wszyscy tego chcieli. Rozdawano na to bony. Ja także dostałem taki bon — zupełnie automatycznie.
Pełnomocnik oskarżenia posiłkowego Ormond: W swoim dzienniku napisał pan, że esesmani pchali się do służby przy rampie.
Kremer: Z ludzkiego punktu widzenia jest to bardzo zrozumiałe. Była wojna i brakowało papierosów i wódki. Jeżeli ktoś był uzależniony od papierosów… Człowiek zbierał bony, a potem szedł z butelką do kantyny.
Człowiek, który w sposób tak rzeczowy i beznamiętny opisuje przebieg zagazowywania, to były profesor uniwersytecki doktor Johann Paul Kremer z Münster. W Polsce i w Niemczech został już ukarany za pomocnictwo w masowych mordach. We Frankfurcie miejsce dla świadków opuścił z łagodnym uśmiechem.
Niski rangą esesman zeznaje z oporami. Miejsca zagazowania poznał jako kierowca:
Hölblinger: Byłem na służbie jako kierowca i prowadziłem sanitarkę, przeznaczoną do transportu więźniów.
Przewodniczący sądu: Czy jeździł Pan też w nocy?
Hölblinger: Tak, kiedy na rampę w Birkenau przyjeżdżały transporty Żydów. Wtedy musiałem zawozić na rampę sanitariuszy i lekarzy. Potem jechaliśmy także do komór gazowych. Sanitariusze wchodzili tam po drabinie, mieli na sobie maski gazowe i opróżniali puszki. Widziałem więźniów podczas rozbierania; zawsze wszystko odbywało się bardzo spokojnie, nie mieli o niczym pojęcia. Przebiegało to bardzo szybko.
Przewodniczący sądu: Jak długo trwało zagazowanie?
Hölblinger: Mniej więcej jedną minutę. Kiedy gaz wchodził do środka, słychać było krzyki przerażenia. Po minucie było cicho. Gaz przynosili SDG w blaszanych puszkach.
Przewodniczący sądu: Jak wprowadzano ofiary do komory gazowej?
Hölblinger: Żydzi niezdolni do pracy byli przywożeni do komory gazowej ciężarówkami. Brało w tym udział pięć do sześciu samochodów. One często jeździły.
Przewodniczący sądu: Czy bunkry były oświetlane reflektorami samochodów?
Hölblinger: Tak.
Prokurator Kügler: Czy oskarżony Klehr był szefem SDG?
Hölblinger: Nie wiem. Nazywaliśmy ich tylko gazowymi frycami.
Pełnomocnik oskarżenia posiłkowego Raabe: Jak długo trwała średnio selekcja?
Hölblinger: To było różnie. Od godziny do półtorej.
Jeden z kolegów Hölblingera pojechał z nim raz do tego miejsca mordu:
Sędzia zastępczy Hummerich: Czy był pan kiedyś podczas akcji zagazowania?
Böck: Tak, to było pewnego wieczoru, wtedy pojechałem razem z kierowcą Hölblingerem. Nadszedł transport z Holandii, więźniowie musieli zeskakiwać z wagonów. To byli lepsi Żydzi, niektóre kobiety miały futra karakułowe. Przyjechali wagonami kolei pospiesznej. Ciężarówki były już podstawione, przed nimi drewniane schodki, i ci ludzie weszli na nie. Potem wszyscy odjechali. W okolicy, w której wcześniej była miejscowość Birkenau, pozostał tylko jeden długi budynek wiejski, obok cztery albo pięć wielkich baraków. Stali tam ludzie na ubraniach, które piętrzyły się na podłodze. Był tam jeden Blockführer i jeden Unterscharführer z kijem. Hölblinger powiedział do mnie: „Chodźmy tam”. Była tam tablica: „Do dezynfekcji”. Powiedział: „Teraz przywożą też tutaj dzieci”. Potem otworzyli drzwi, wrzucili do środka dzieci i znowu zamknęli drzwi. Słychać było straszne krzyki. Jeden z esesmanów wszedł na dach. Ci ludzie krzyczeli z dziesięć minut. Potem więźniowie otworzyli drzwi. Wszystko było pomieszane i pokurczone. Buchnęło stamtąd dużym gorącem. Ciała załadowano na wozy drabiniaste i zawieziono do dołu. W barakach rozbierali się już następni. Po tym wszystkim przez cztery tygodnie nie mogłem spojrzeć w oczy własnej żonie.

Nowa publikacja Muzeum Auschwitz
Nowa publikacja...
Oskarżeni (od lewej): Heinrich Bischoff, Herbert Scherpe, Josef Klehr, Robert Mulka, and Stefan Baetzki
Oskarżeni (od...
1964 r. Wizja lokalna w Birkenau. Zdjęcie: dpa
1964 r. Wizja...