Załoga SS w obozie Auschwitz
Transkrypcja podcastu
Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST
W obozie Auschwitz przez cały okres jego istnienia służyło nieco ponad osiem tysięcy esesmanów. O Załodze SS oraz strukturze administracyjnej obozu opowiada dr Piotr Setkiewicz – kierownik Centrum Badań Miejsca Pamięci.
Czym różniła się załoga SS w KL Auschwitz od załóg w innych obozach koncentracyjnych?
Załoga obozu Auschwitz była przede wszystkim najliczniejsza. Z naszych ustaleń wynika, że na początku 1945 roku w Auschwitz służyło znacznie ponad 4 tysiące esesmanów. To bardzo wielu wedle stanów dywizji frontowych Wehrmachtu w owym czasie. Liczyły one właśnie tylu żołnierzy, czyli można powiedzieć, że do Auschwitz kierowano do pilnowania więźniów niemalże całą dywizję piechoty w tamtejszych realiach. To raz. Dwa – Auschwitz posiadał, jako obóz największy, również dość skomplikowaną strukturę organizacyjną, co powodowało, że w znacznej mierze komendanci obozu czy też oficerowie odpowiedzialni za wydziały administracji obozu, w mniejszym stopniu, jak się wydaje, w innych obozach byli w stanie kontrolować to, co się działo na najniższych stopniach obozowej hierarchii. Co powoduje, że praktycznie sierżant w Auschwitz posiadał znacznie większą sferę swobody działania, niż to było w innych obozach koncentracyjnych w Niemczech.
Czy możemy powiedzieć, ilu esesmanów służyło w Auschwitz?
Tak, zachowały się dość kompletne dokumenty, które wskazują na stany i stany załogi obozowej oraz na ogólną liczbę esesmanów, którzy kiedykolwiek służyli w Auschwitz, bo należy pamiętać, że do obozu i z obozu przenoszono stosunkowo wielu esesmanów z różnych powodów, na przykład w celu wzmocnienia załóg w innych obozach koncentracyjnych, czy też przede wszystkim do jednostek frontowych Waffen SS. Bardzo często zdarzało się, że w miarę ponoszenia strat na froncie dokonywano akcji przeczesywania obozów koncentracyjnych i różnych formacji tyłowych SS w celu wyszukania osób, które ze względu na wiek i dobry stan zdrowia mogły zostać przeniesione na front celem uzupełnienia walczących tam jednostek. Zasada ta działała w drugą stronę również tzn. w sytuacji kiedy w wyniku jakichś obrażeń poniesionych w czasie walk na froncie pewni esesmani zostali uznani za niezdolnych do służby frontowej, to bardzo często przenoszeni byli do obozów koncentracyjnych w Niemczech, w tym do Auschwitz, żeby pełnili służbę. Więc takim najbardziej znanym esesmanem, który trafił do Auschwitz w ten sposób, był dr Josef Mengele, który uprzednio był lekarzem wojskowym w piątej dywizji pancernej SS „Wiking” i w wyniku ran odniesionych na froncie wschodnim został wysłany do Auschwitz.
Czy możemy podać jakieś liczby, ilu tych esesmanów było na początku i jak to się później zmieniało?
Jesienią 1940 roku w Auschwitz istniała tylko jedna kompania wartownicza poza strukturą komendantury i nieco ponad trzystu esesmanów. Stopniowo ich liczba wzrastała adekwatnie do zadań tzn. w sytuacji kiedy np. podjęto decyzję o utworzeniu obozu Birkenau, automatycznie należało wzmocnić załogę wartowniczą i jesienią 1941 roku obserwujemy wyraźny wzrost liczebny załogi SS, a potem, jak wspomniałem, liczba esesmanów systematycznie rosła do ponad 4 tysięcy w ostatnich dniach istnienia obozu, natomiast generalnie biorąc pod uwagę wszystkich esesmanów przenoszonych do innych obozów bądź tych, co trafiali do Auschwitz z innych miejsc, można stwierdzić, że znacznie ponad 8 tysięcy osób, 8 tysięcy esesmanów przewinęło się przez Auschwitz, pełniąc tu służbę krócej lub dłużej.
W porównaniu z liczbą więźniów esesmanów stosunkowo niewielu. Czy więźniowie nie próbowali wykorzystać swojej przewagi liczebnej, żeby uciec z obozu?
Takie było dość powszechne przekonanie wśród więźniów, że w razie konieczności, w razie jakiegoś buntu, bunt ten miałby szanse powodzenia ze względu po prostu na wielką przewagę liczebną ze strony więźniów i nawet przyjmując, że wielu z nich w walce poniosłoby śmierć, to i tak ostatecznie wydawało im się, że mają spore szanse pokonania załogi SS. Natomiast w praktyce było to, jak się wydaje, niemożliwe z tego względu, że wymagałoby jakiejś skoordynowanej akcji ze strony więźniów z wszystkich właściwie części obozu Auschwitz, które były od siebie oddalone: Auschwitz od Birkenau o około dwóch kilometrów, obóz w Monowicach odległy o jakieś 7 kilometrów, i od Auschwitz, i od Birkenau. To raz. Dwa – więźniowie, zwłaszcza w Birkenau, przebywali w sektorach, które były odseparowane od siebie ogrodzeniem z drutu kolczastego, więc również tutaj możliwość jakieś wspólnej akcji byłaby, jak się wydaje, dość wątpliwa. No i wreszcie trzeba pamiętać, że w razie wybuchu powstania wszyscy więźniowie musieliby wiedzieć, iż o takiej i takiej godzinie wedle pewnego jakiegoś, z góry założonego, planu powinni chwycić za broń i zaatakować esesmanów. Co było, rzecz jasna, właściwie niemożliwe ze względu na pewne ograniczone możliwości ze strony różnych organizacji konspiracyjnych w obozie, i dwa, ze względu na istnienie siatki również konfidentów ze strony tworzonej przez Politische Abteilung – gestapo obozowe. Wiedza o zamierzeniach tego typu musiałaby być powszechna i w związku z tym zapewne informacja o takim planie trafiłaby do gestapo obozowego. Natomiast pamiętać trzeba, że więźniowie tak naprawdę byli bezbronni, w sensie, że mogli ewentualnie wykorzystać do walki jakieś kije, kamienie. W relacjach można spotkać niekiedy informacje o tym, że gdzieś tam jakaś organizacja ruchu oporu twierdziła, iż posiadała magazyn broni. To jak się wydaje nieprawda i te wiadomości nigdy nie zostały potwierdzone.
Panuje powszechne przekonanie, że esesmani z załogi KL Auschwitz byli świetnie wyposażeni w najnowsze uzbrojenie. Czy to prawda?
Nie do końca. To znaczy, owszem, zwłaszcza w późniejszym okresie drugiej wojny światowej jednostki Waffen SS walczące na froncie rzeczywiście otrzymywały najlepsze dostępne wówczas uzbrojenie, czyli np. dywizje pancerne otrzymywały najnowsze wzory czołgów i tak dalej. Natomiast we wszelkich jednostkach tyłowych, i takim był właśnie Auschwitz, broń, którą otrzymywali esesmani, była wzorów raczej starych. Początkowo w dużej mierze esesmani posiadali karabiny Mauser wzoru 98, czyli standardowe w armii niemieckiej, wówczas już trochę przestarzałe. Dodatkowo później doposażano esesmanów w broń zdobyczną – karabiny rosyjskie czy jugosłowiańskie. Przede wszystkim na wielką skalę karabiny czeskie. W znacznej mierze taki proces przezbrajania załogi Auschwitz miał miejsce w 1942 roku. Także była to broń nieszczególnie nowoczesna, ale sprawna, a dla oceny siły ognia pododdziałów SS ważne stwierdzenie, że po prostu karabin maszynowy umieszczony na wieży, który był w stanie oddać serię strzałów, był równie skuteczny, jak i najnowszy MG 42 Spandau. Także tutaj opowieści o tym, iż broń ta była jakoś szczególnie nowoczesna lub bardzo przestarzała, nie mają wielkiego znaczenia, jeśli chodzi o próby oceny sytuacji i możliwości stawiania oporu przez więźniów. Taką ciekawostką może być fakt, że w ‘44 roku część esesmanów otrzymała też zupełnie zabytkowe karabiny o bardzo nietypowym kalibrze 8 mm, do których prawie nie było amunicji. Niemniej można było z nich strzelać i w sytuacji, gdzie więźniowie nie mieli żadnej broni, uzbrojenie esesmańskie było w pełności skuteczne.
Poza esesmanami – wartownikami byli również esesmani pracujący w administracji obozu. Jakie były ich obowiązki, czym się zajmowali?
Takich wydziałów zasadniczych administracji obozu było siedem, z których najważniejszy, jak się wydaje, był wydział numer 2 – polityczny, czyli po prostu obozowe Gestapo i tutaj sytuacja była o tyle organizacyjnie skomplikowana, że każdy członek personelu wydziału drugiego był z jednej strony esesmanem, posiadał osobną rangę w SS, a z drugiej strony był również urzędnikiem gestapo. Teoretycznie szef takiego wydziału w razie konfliktu interesów mógł odwoływać się od decyzji komendanta obozu wedle struktury hierarchicznej gestapo, czyli do szefa gestapo w Katowicach, czy nawet do samego Berlina. Z czego generalnie raczej nie korzystano, bo tak czy inaczej ci esesmani podlegli byli komendantowi obozu również jako komendantowi garnizonu SS dyscyplinarnie. Niemniej stanowiło to pewną komplikację. Esesmani się zajmowali przede wszystkim prowadzeniem różnego rodzaju akt i kartotek, które pozwalały im na zorientowanie się przede wszystkim, ilu i jacy więźniowie znajdują się w obozie. Posiadali też informacje dotyczące przestępstw czy też oskarżeń o ich dokonywanie przez więźniów. Po to, żeby w razie potrzeby móc udzielić pomocy swoim kolegom z gestapo, którzy prowadzili jakieś tam śledztwa przeciwko ruchowi oporu w Warszawie i okazywało się nagle, że w obozie koncentracyjnym znajduje się ktoś, kto mógłby posiadać jakieś informacje przydatne dla celów tych śledztw. W związku z tym prosili o nich kolegów z gestapo w Auschwitz, o sprawdzenie tych informacji, co kończyło się zwykle dla więźniów przesłuchaniami połączonymi z biciem, z torturami. Wreszcie esesmani z wydziału drugiego powinni być obecni na rampie kolejowej w czasie przybycia transportu po to, żeby móc potwierdzić, że rzeczywiście dowódca eskorty dostarczył tylu a tylu więźniów do obozu. Byli oni obecni w czasie egzekucji pod Ścianą Śmierci, po części zawiadywali również krematoriami w obozie. W ramach wydziału drugiego istniał również urząd stanu cywilnego, czyli referat, który zajmował się przede wszystkim wydawaniem aktów zgonów. Był to bardzo szczególny urząd stanu cywilnego, ponieważ wyłącznie zajmował się produkcją takich dokumentów poświadczających, że dany więzień zmarł w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu przy ulicy Koszarowej.
Wydział trzeci to esesmani bezpośrednio odpowiedzialni za nadzór nad więźniami w obozie. To blockfūhrerzy, rapportfūhrerzy, którzy sprawowali kontrolę nad więźniami z poszczególnych bloków. Odpowiedzialni byli za stan czystości, za porządek, za utrzymywanie dyscypliny, z czego, rzecz jasna, korzystali sami osobiście, wymuszając pewne zachowania ze strony więźniów, tzn. po prostu ich bijąc, tudzież nakazując funkcyjnym, ażeby to robili w ich imieniu.
Wydział czwarty to wydział administracji. Może wydawać się, że był on mało znaczący, ale w strukturach Auschwitz był on najliczniejszy, po pierwsze. Po drugie, esesmani z tego wydziału zajmowali się poza aprowizacją obozu, poza dostarczaniem broni, amunicji, umundurowania itd., itd., zajmowali się też zapewnieniem dostaw gazu cyklonu B dla komór gazowych w obozie. Istniał tam też spory referat, który odpowiedzialny był za przeliczanie walut, złota, precjozów, wszelkiego rodzaju przedmiotów, które przywozili przede wszystkim Żydzi tutaj wysłani na zagładę do Auschwitz.
No i wydział piąty, również bardzo istotny, to służba medyczna, to lekarze SS i sanitariusze, którzy w dużej mierze byli odpowiedzialni za zbrodnie popełniane w Auschwitz. Lekarze przede wszystkim, to oni decydowali o tym, kto w czasie selekcji na rampie kolejowej zostanie skierowany do obozu, a kto trafi do komory gazowej. Również podobne selekcje przeprowadzali w szpitalach obozowych. Jeżeli ich zdaniem okazało się, że pewni więźniowie sprawiają wrażenie zbyt słabych, ażeby w krótkim czasie powrócić do pracy, to również tacy więźniowie trafiali na mocy ich decyzji do komór gazowych. A sanitariusze SS np. również wykonywali zastrzyki dosercowe fenolu, takim pacjentom, co do których również istniało podejrzenie, że w najbliższym czasie nie odzyskają zdolności do pracy i dla których ze względu na ich niewielką liczbę nie opłacało się uruchamiać komór gazowych.
Poza tym w strukturze garnizonu SS znajdowały się też inne jednostki organizacyjne, takie jak Centralny Zarząd Budowalny, czyli architekci, którzy odpowiadali za rozbudowę obozu, Instytut Higieny w Rajsku, który przeprowadzał masowo testy i badania mające wykryć tych więźniów, którzy np. zainfekowani byli tyfusem, co najczęściej kończyło się dla nich wysłaniem do komory gazowej. Różnego rodzaju firmy SS, które korzystały z pracy więźniów i tak dalej, i tak dalej. Także była to bardzo duża i skomplikowana struktura, nad którą usiłował sprawować kontrolę komendant obozu, co generalnie udawało mu się w większym lub mniejszym stopniu.
Nie wszyscy esesmani sprawowali nadzór nad więźniami. Czy możemy w takim razie mówić o odpowiedzialności tych esesmanów – pracowników administracji za zbrodnie popełniane w Auschwitz?
To jest pytanie, które bardzo wielu zadawało sobie po wojnie i które było istotnym problemem dla przede wszystkim dla organów ścigania. Ustalenie stopnia winy i odpowiedzialności esesmanów za popełniane zbrodnie. Bo pamiętać trzeba, że bezpośrednio śmierć zadawali w Auschwitz jedynie nieliczni esesmani. I mam tutaj na myśli przede wszystkim członków komanda dezynfekcyjnego. To byli esesmani, którzy byli odpowiednio przeszkoleni w używaniu gazu cyklonu B, tzn. posiadali oni maski przeciwgazowe i specjalne otwieracze do puszek z cyklonem. Wiedzieli, jak radzić sobie z wykorzystaniem cyklonu w taki sposób, by nie ulec zatruciu. I oni wsypując granulki cyklonu B do wnętrza komór gazowych, rzecz jasna, bezpośrednio zabijali tysiące czy dziesiątki tysięcy ludzi. Poza tym mamy esesmanów, którzy uczestniczyli w egzekucjach. Zarówno chodziło tutaj o funkcjonariuszy wydziału trzeciego, jak i po prostu esesmanów z batalionu wartowniczego, którzy wybierani byli do plutonów egzekucyjnych, które strzelały do więźniów pod Ścianą Śmierci czy w żwirowniach w pobliżu obozu. Mamy też wspomnianych esesmanów sanitariuszy, którzy wykonywali zastrzyki śmiertelne fenolu wprost w serce i też wartowników, którzy w razie zauważenia ucieczki czy też zauważenia więźnia, który sprawiał wrażenie, że może spróbować ucieczki, strzelali do takich więźniów i ich zabijali także było to grono dość spore, aczkolwiek jednak ograniczone zapewne w sumie do kilkaset osób. I po zakończeniu wojny, kiedy to udawało się zidentyfikować esesmanów, którzy służyli w Auschwitz, którzy stawiani byli przed sądem, okazywało się, że wielu z nich najprawdopodobniej nigdy nie miało okazji, żeby zabić jakiegoś więźnia. W związku z tym powstał istotny problem, co z ludźmi takimi uczynić i w jaki sposób ewentualnie ich ukarać. Wydaje się, że klasyfikacja prawna i sposób rozumowania sędziów w owym czasie, bezpośrednio po wojnie zwłaszcza, był prawidłowy. To znaczy, rozpoznali oni, że nawet jeśli dany esesman nie brał bezpośrednio udziału w zbrodniach, nawet jeśli nie można było stwierdzić, czy pobicie więźnia skutkowało jego później śmiercią, to tak czy inaczej działając w ramach struktury załogi SS, tak czy inaczej esesmani przyczyniali się pośrednio do śmierci więźniów, bo tak obóz był zorganizowany. Działał niemalże jak machina, która wymagała wsparcia esesmanów na bardzo wielu szczeblach po to, żeby ostatecznie można było doprowadzić do śmierci więźniów, czy to w komorze gazowej, czy w inny sposób. Kiedy ktoś pyta się mnie o to, ja podaję przykład działań sanitariuszy w podobozach KL Auschwitz, gdy stwierdzili, czy też wydawało im się, bo bardzo często to nie byli ludzie mający tam przeszkolenie czy wiedzę medyczną, że tacy więźniowie sprawiają wrażenie chorych na tyfus. W takiej sytuacji sporządzali listę takich więźniów, po czym dzwonili do komendantury w obozie macierzystym Auschwitz z prośbą o przydzielenie transportu i wtedy jakiś tam urzędnik powodował, że wysyłano do podobozu ciężarówkę, którą to ciężarówką kierował jakiś tam kierowca, odwoził on takich więźniów do obozu macierzystego i tam trafiali oni do szpitala, gdzie z kolei byli mordowani np. zastrzykami fenolu. Więc tutaj dość wielu, przynajmniej kilka osób, w takich sytuacjach angażowanych było po to, by ostatecznie takich więźniów zamordować. Tutaj mam na myśli bardzo różne osoby. Wspomniani esesmani, którzy odpowiedzialni byli za organizowanie dostaw gazu cyklonu B, prowadzili całą korespondencję, księgowali tego rodzaju zakupy. Mam tu na myśli esesmanów z kolumny transportowej obozu, którzy przewozili ofiary wprost do komór gazowych i wreszcie takich esesmanów, którzy często poza służbą zgadzali się dodatkowo na wzięcie udziału w akcjach zabijania więźniów po to, żeby otrzymać różnego rodzaju bonusy w postaci czy to alkoholu, czy papierosów. Bo takie dodatki przysługiwały właśnie tym esesmanom, którzy byli obecni czy to na rampie, czy konwojowali więźniów do komór gazowych. Także bardzo wielu esesmanów było zaangażowanych praktycznie wprost w zabijanie więźniów i mówienie tutaj, że taki esesman, który zajmował się np. przeliczaniem odzieży po zamordowanych Żydach w komorach gazowych jest bez winy, było interpretowane po wojnie jako twierdzenie niesłuszne i generalnie rzecz biorąc za samą przynależność do załogi SS można było otrzymać karę, ponieważ traktowano zbiorczo wszystkich esesmanów z Auschwitz jako przynależnych do kryminalnej zbrodniczej organizacji, zwanej załogą obozu koncentracyjnego Auschwitz.
Co możemy powiedzieć o profilu socjologicznym członków załogi SS w Auschwitz?
To jest pytanie, które wiele osób sobie zadaje. Jak można było chcieć służyć w Auschwitz? Jakie były motywy, którymi ludzie ci się kierowali, wstępując do SS, no i niejako potem zgadzając się na służbę w obozie. Wiemy o tym tyle, o czym właściwie powiedzieli esesmani po wojnie, w czasie swoich procesów. I tutaj najczęściej padała odpowiedź taka, że „byłem patriotą i uważałem, że Adolf Hitler i NSDAP to partia, która przyczyni się do odzyskania przez Niemcy należnej im pozycji w Europie”. Poza tym niektórzy esesmani po prostu lubili wojskowy styl życia. Dla wielu z nich członkostwo w SS było formą zadośćuczynienia swoim marzeniom o posiadaniu munduru, o maszerowaniu dziarsko w równych szeregach. Przed wojną wielu esesmanów generalnie prowadziło zwykłe życie, tzn. byli oni piekarzami, sprzedawcami w sklepach, ale co pewien czas zbierali się po to, żeby odbyć różnego rodzaju ćwiczenia na strzelnicy, ćwiczenia z musztrą i wtedy właśnie mieli okazję zaprezentować się przed współmieszkańcami swojego miasta, kiedy to maszerowali ulicami, a tam przechodnie bili brawo. Tego rodzaju motywacje, ale też nie należy zapominać, że dla wielu członków SS wstąpienie do takiej organizacji było spowodowane motywami dosyć przyziemnymi tzn. po prostu ułatwiało karierę. Taki urzędnik, który dodatkowo był również i członkiem SS, był dobrze widziany w administracji u swoich szefów, także takie były generalnie motywy. Przypuszczać należy, że esesmani nie zdawali sobie sprawy, wstępując do SS, czym to się skończy. Nie mieli pewnie zbytnio ochoty na służbę w obozie koncentracyjnym, aczkolwiek kiedy zostali do obozu ostatecznie skierowani, przeniesieni służbowo, zazwyczaj nie protestowali i tutaj do zachowań negatywnych ocenianych przez przełożonych nie dochodziło w sensie okazywania współczucia ofiarom. Ledwie kilka jest takich dokumentów, w których mowa jest o tym, że pewien esesman np. jest wobec więźniów zbyt miękki albo zachowuje się zbyt przyjaźnie. Generalnie rzecz biorąc, esesmani, kiedy już trafili do Auschwitz, tutaj wykonywali swoje obowiązki dlatego, że takie były rozkazy. To raz. Dwa, że jeżeliby wobec swoich przełożonych zademonstrowali chęć opuszczenia Auschwitz np. zgłaszaliby się na front, to sytuacja na froncie była taka, że tam można było zginąć, a tutaj w Auschwitz generalnie było bezpiecznie aż do 1944 roku, kiedy się zaczęły naloty amerykańskich bombowców. Poza tym życie w Auschwitz, w garnizonie, niosło za sobą możliwość pozyskania pewnych profitów np. zdobycia drogą nielegalną, co nie było wcale trudne, czy to precjozów, biżuterii, która należała do zamordowanych w komorach Żydów, czy też różnego rodzaju drobnych przedmiotów. Tutaj w 1943 roku przeprowadzano kontrole, inspekcje, mające na celu wykrycie aktów korupcji ze strony esesmanów i okazywało się, że bardzo wielu esesmanów posiadało w swoich szafkach służbowych bardzo wiele drobiazgów, które ewidentnie pochodziły właśnie z magazynów mienia zamordowanych Żydów. Tam chodziło o bardzo różne, dziwne często przedmioty, jak dynamo rowerowe, jakaś książka, torba skórzana, nóż myśliwski itd., itd. Także tych dodatkowych profitów dla esesmanów pełniących tutaj służbę było wiele. Czy esesmani szczególnie zgłaszali się do Auschwitz po to, żeby akurat w tym obozie koncentracyjnym pełnić służbę? Nie wiemy zbyt wiele o tym, ale o takich, przynajmniej niektórych przypadkach wzmianki można odnaleźć w dokumentach SS. Na przykład pewien esesman z Mauthausen prosił o przeniesienie do Auschwitz, ponieważ słyszał, że w Auschwitz znajdują się wielkie gospodarstwa rolne, a on ma zamiar po wojnie, po zwycięstwie, objąć jakieś gospodarstwo rolne gdzieś na wschodzie i dobrze by było, jakby w Auschwitz nabył pewne umiejętności zawodowe, ażeby nauczył się po prostu uprawy ziemi. Także takie przypadki też się zdarzały.
A mówiąc o profitach płynących ze służby w Auschwitz, czy był jakiś oficjalny system kar i nagród dla esesmanów?
Tak, to w każdej formacji takiej quasi militarnej, jaką była załoga SS, dowódca, czy to kompanii, czy to oddziału, czy komendant obozu, przede wszystkim musiał posiadać instrumenty służące utrzymaniu dyscypliny. Za pokazywaną gorliwość w służbie taki esesman mógł być np. wymieniony w rozkazie, co w wojsku oznacza, że po zdobyciu kilku takich pochwał w rozkazie esesman mógł otrzymać nagrodę najbardziej chyba pożądaną we wszystkich tego rodzaju formacjach quasi wojskowych, jak już wspomniałem, jaką dla żołnierza jest urlop. Urlop specjalny. Esesman mógł również otrzymać przepustkę, czyli po południu wyjść sobie z koszar do miasta, lub dłuższą przepustkę w niedziele, kiedy mógł np. wsiąść w pociąg i pojechać sobie do Katowic, gdzie jak w większym mieście atrakcje dla esesmanów były bardziej dostępne. Tylko problem polegał na tym, że w Oświęcimiu generalnie mieszkali Polacy i esesmani wychodzący na przepustkę do miasta mogli co najwyżej pójść do niemieckiego kina, albo pójść do niemieckiej restauracji i tam się upić. Natomiast w Katowicach było już więcej Niemców i zwłaszcza dziewcząt, także te wyjazdy cieszyły się sporym powodzeniem. Esesman mógł także otrzymać odznaczenia, bo służbę w Auschwitz traktowano na równi z służbą frontową. Te odznaczenia jak np. Krzyż Zasługi ze zniczami lub bez, był dość często nadawany esesmanom właśnie w uznaniu ich zasług za walkę z wrogami Rzeszy i wreszcie esesmani mogli otrzymać awans na wyższy stopień. To bardzo różnie wyglądało. Niektórzy esesmani służyli przez kilka lat w Auschwitz, awansowali zaledwie o jeden stopień, ale zdarzały się też przypadki nadzwyczajnych karier, kiedy to jeden szeregowiec w ciągu dwóch lat awansował i ostatecznie został Lagerführerem w wielkim podobozie w Monowicach. Także wiele zależało tutaj od predyspozycji danego esesmana, no i też krótko mówiąc, od tego, w jaki sposób był on w stanie wkraść się w łaski swojego przełożonego. Natomiast za popełnione przewinienia esesmani byli karani, tzn. zazwyczaj była to kara upomnienia, która wiązała się z zakazem opuszczania koszar przez określony czas, czyli z zakazem wydawania przepustek. W poważniejszych przypadkach esesman mógł zostać aresztowany i osadzony w areszcie obozowym zazwyczaj na kilka dni. Wreszcie w najbardziej jaskrawych przypadkach braku dyscypliny esesmani byli sądzeni przez placówkę zamiejscową sądu we Wrocławiu, która miała swoją ekspozyturę w Katowicach. Tutaj chodziło o przejawy najbardziej jaskrawe korupcji, czy też brak staranności podczas pilnowania więźniów, doprowadzenie czy też umożliwienie więźniowi ucieczki. Także ten wachlarz kar był również dosyć spory. Zazwyczaj kary leżały w rękach komendanta obozu, który z nich korzystał.
A gdzie esesmani mieszkali w obozie Auschwitz?
Szeregowcy i niżsi stopniem podoficerowie mieszkali w latach 1940–1941 w salach sypialnych, które zostały wydzielone w wielkich magazynach przedwojennego polskiego Monopolu Tytoniowego. Były to po prostu magazyny tytoniu i w tych pomieszczeniach wydzielono ściankami działowymi takie izby żołnierskie, tam ustawiono piętrowe prycze. Warunki tam były dość przyzwoite od ‘43 roku zaczęto przemieszczać esesmanów do świeżo zbudowanych koszar w Birkenau. Były to baraki drewniane, ale również dobrze wyposażone, ciepłe, ogrzewane, z instalacją centralnego ogrzewania, ze stołówką żołnierską, z kuchnią i tak dalej, i tak dalej. Także znowu mając tutaj w perspektywie ewentualnie wyjazd na front wschodni, bardzo wielu esesmanów, którzy mogliby teoretycznie paść ofiarą właśnie takich akcji wyczesywania młodych i zdrowych esesmanów, którzy mogliby pełnić służbę wojskową na froncie, to starali się oni robić wszystko, ażeby mówiąc kolokwialnie, nie podpaść swoim przełożonym, żeby pozostać w Auschwitz tak długo, jak to tylko możliwe i nie zostać wysłanym na front, gdzie, jak wspomniałem, można było stracić życie. To być może w jakimś stopniu tłumaczy ową brutalność esesmanów, o których jest mowa w relacjach światków. Natomiast starsi stopniem podoficerowie i oficerowie SS mieszkali w tak zwanym SS-Siedlung, w osiedlu, które właściwie było przedmieściem Oświęcimia. Skąd już na samym początku wojny wysiedlono wszystkich polskich i żydowskich właścicieli tych domów i w tych willach, bo to było dość zamożne przedmieście Oświęcimia, umieszczano esesmanów albo kawalerów w tak zwanych mieszkaniach służbowych. Czyli z takiego domu wydzielano kilka mniejszych pokoi, z jakimś węzłem sanitarnym i kuchnią, albo zdarzało też się, że jeżeli oficer przybywał tutaj, do Oświęcimia z rodziną, z żoną, z dziećmi, otrzymywał albo całe piętro takiego budynku, albo czasami nawet całą willę do dyspozycji swojej, wraz z ogródkiem. Także warunki życia oficerów w Auschwitz były bardzo, rzec można komfortowe, a największą willę z ogrodem, ze szklarnią, z altaną itd., zajmowała oczywiście rodzina komendanta obozu Rudolfa Hössa. Mieszkał on tam ze swoją żoną Jadwigą i z pięciorgiem dzieci.
Nadzór na więźniarkami w obozie kobiecym w Auschwitz sprawowały nadzorczynie SS. Co należało do ich obowiązków?
W Auschwitz istniały zasadniczo trzy formacje, w których służyły kobiety i najliczniejszą z nich była grupa kobiet, które w relacjach więźniarek określane są mianem esesmanek. Co w jakiejś tam mierze odpowiadało rzeczywistości, aczkolwiek z formalnego punktu widzenia owe nadzorczynie SS nie były członkiniami SS jako organizacji. Były to kobiety zazwyczaj młode, które zgadzały się podpisać kontrakt na służbę w obozie koncentracyjnym i dla których ta służba czy też praca właściwie, była atrakcyjna ze względu na dość wysokie uposażenie. Otrzymywały one coś na kształt mundurów o ujednoliconym kroju, czyli to były takie garsonki ze spódnicami z butami z wysokimi cholewami, z czapką służbową, z insygniami, które były przyporządkowane tejże formacji. I pełniły one służbę w obozie kobiecym, bezpośrednio nadzorując więźniarki czy to w blokach, czy też wychodząc z nimi do pracy jako kierowniczki komand. Z tym, że oczywiście wtedy takie komando, taka grupa więźniarek otrzymywała też eskortę ze strony esesmanów mężczyzn, wartowników z karabinami, którzy pilnowali owe więźniarki w otwartym terenie. Także kobiety te choć formalnie członkiniami SS nie były, to jednak podlegały dyscyplinarnie komendantowi obozu i wykonywać musiały jego rozkazy. A jeśli chodzi o ich zachowanie w obozie, to z relacji więźniarek wynika, że były one dokładnie równie okrutne, jak i postępowanie esesmanów mężczyzn, załogi obozu. Poza tym w Auschwitz były też były dziewczęta, które pełniły służbę jako telegrafistki, pracowały w obozowym węźle łączności. Było ich około dwudziestu. I wreszcie grupa nieduża sióstr Niemieckiego Czerwonego Krzyża, z tym że owe pielęgniarki pracowały w szpitalu dla esesmanów, z więźniami miały one właściwie nieduży kontakt.
Co działo się z esesmanami z załogi KL Auschwitz po ewakuacji obozu?
Esesmani ci w dużej mierze zostali wykorzystani do konwojowania więźniów maszerujących na zachód w ramach tzw. marszów śmierci. To znaczy, ich zadaniem było dopilnowanie, aby żaden więzień nie uciekł, a w sytuacji kiedy więźniowie w wyniku wyczerpania, czy wychłodzenia organizmu po prostu nie byli w stanie kontynuować marszu, byli po prostu zabijani przez tych esesmanów. Bardzo wielu więźniów pamiętających ewakuacje obozu w swoich zeznaniach wspomina o licznych ciałach, które napotykali na swojej drodze. Byli to właśnie więźniowie zastrzeleni przez esesmanów z komand czy z grup, które maszerowały wcześniej. Potem esesmani ci byli przenoszeni do załóg innych obozów koncentracyjnych w Niemczech i tam pełnili służbę aż do końca, aż do właściwie zakończenia wojny. Rzecz jasna, popełniając tam kolejne zbrodnie.
A jak wyglądała kwestia procesów członków załogi KL Auschwitz już po zakończeniu wojny?
No, tutaj początkowo rzeczywiście starano się dość energicznie przede wszystkim odszukać takich esesmanów, zidentyfikować ich i postawić ich przed sądem, zwłaszcza tych, którzy pełnili jakieś znaczące funkcje w Auschwitz i później w innych obozach koncentracyjnych. To zadanie należało do formacji policyjnych brytyjskich, amerykańskich i francuskich. W zachodnich strefach okupacyjnych, tam znalazło się w gros esesmanów, którzy niegdyś służyli w Auschwitz i kiedy zostali oni rozpoznani, byli stawiani przed sądami wojskowymi czy to np. amerykańskim, czy brytyjskim. I kary, które tam były im udzielane, wyroki, które zapadały, były bardzo surowe można powiedzieć . Stosunkowo wielu z tych wyższych rangą esesmanów zostało skazanych na śmierć i straconych. Potem wszakże władze alianckie rozpoczęły akcje ekstradycji tych esesmanów, którzy pełnili służbę w Auschwitz, do Polski, kierując się ustaleniami czy umowami międzynarodowymi, które przewidywały, że zbrodniarze wojenni mają być sądzeni w krajach, w których popełniali oni swoje zbrodnie. Stąd ponad sześciuset esesmanów, którzy kiedyś tam pełnili służbę w obozie Auschwitz, zostało wysłanych do Polski. Władze polskie początkowo miały pomysł, ażeby wszystkich tych esesmanów sądzić w ramach jednego wielkiego procesu. Zamierzano znaleźć czy poszukiwano nawet jakichś wielkich pomieszczeń, gdzie tego rodzaju proces mógłby się odbyć, ale bardzo prędko okazało się, że jest to niemożliwe, ponieważ tych esesmanów po prostu jest zbyt wielu. Także zdecydowano się na rozwiązanie następujące: dwóch komendantów obozu, którzy wtedy zostali wydani Polsce, jak i wyższych oficerów SS, przekazano do osądzenia Najwyższemu Trybunałowi Narodowemu. To była taka instytucja sądowa, która miała zająć się karaniem największych zbrodniarzy, którzy byli wówczas w gestii sądowych władz polskich. Natomiast inni esesmani, niżsi stopniem, mieli być sądzeni przed sądami okręgowymi w Katowicach, w Krakowie, Wadowicach i innych. I takie procesy miały miejsce i jeśli procesy przed Najwyższym Trybunałem Narodowym były dwa, pierwszy z nich w Warszawie, gdzie sądzono komendanta Hössa, a później czterdziestu wyższych oficerów w Krakowie. Te procesy zakończyły się, można powiedzieć, sukcesem z tego względu, że starano się tam dochować jakichś tam zasad procesów sądowych i jednocześnie udało się również pozyskać materiał dowodowy, w postaci czy to dokumentów, które były wówczas dostępne, czy też dość licznych świadków, którzy zeznawali na tych procesach. I tutaj właściwie nie można mieć większych wątpliwości co do właściwości procedur sądowych, zastosowanych właśnie w tychże dwóch procesach. Natomiast potem bywało gorzej i trudniej z tego względu, że wielu esesmanów sądzonych przed sądami okręgowymi nie zapisało się jakoś szczególnie w pamięci więźniów. Stąd też trudno było znaleźć świadków, którzy byli w stanie potwierdzić, że „pamiętam oto tegoż esesmana, który na moich oczach zabił tam jakiegoś więźnia”. Bardzo często te procesy wyglądały następująco: esesmanów sądzono w jakichś grupach, tzn. był to proces przeciwko esesmanowi jakiemuś tam oraz jego towarzyszom. Wtedy to esesmani ci zeznawali, że owszem pełnili służbę w Auschwitz, ale niczego nie pamiętali i nic złego nigdy właściwie nikomu nie uczynili, że wykonywali tylko rozkazy, po czym przed obliczem sądu stawiali się byli więźniowie, którzy twierdzili, że ja, co prawda, tego esesmana nie pamiętam, ale generalnie wszyscy esesmani byli w Auschwitz źli i mordowali ludzi. Po czym sąd kierując się takąż właśnie konstrukcją prawną, iż dany esesman przynależał do załogi obozu koncentracyjnego Auschwitz, która była kryminalną organizacją, wydawał wyroki. To były wyroki najczęściej roku, dwóch, więzienia. No i po odcierpieniu kary w polskim więzieniu, esesmani ci byli odwożeni do granicy Niemiec. Także tutaj sprawność czy sukcesy organów wymiaru sprawiedliwości w sądzeniu esesmanów niższych stopniem było znacząco mniejsza. W Niemczech Zachodnich wraz z rozpoczęciem zimnej wojny właściwie zaniechano zupełnie procesów czy ścigania zbrodniarzy nazistowskich. Dopiero znacznie później dzięki wysiłkom uczciwych niemieckich prawników, tutaj mam na myśli przede wszystkim prokuratora krajowego Hesji Fritza Bauera i jego współpracowników, którzy doprowadzili do utworzenia Centrali Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu. Udało się doprowadzić do szeregu procesów, które miały miejsce we Frankfurcie. Spotkały się one z dość sporym poparciem ze strony społeczeństwa, zwłaszcza kręgów lewicowych wokół socjaldemokracji. To właśnie w prasie tej ukazywały się artykuły, w których piętnowano fakt, że zbrodniarze wojenni nie zostali jeszcze osądzeni, że uczciwy Niemiec wychodząc wówczas na ulicę, mógł tam spotkać takiego właśnie zbrodniarza, który żył sobie zupełnie bez jakiejkolwiek kary. Procesy te we Frankfurcie wymagały zastosowania procedur przewidzianych w niemieckim kodeksie karnym, czyli zgromadzenia odpowiednich dowodów, zgromadzenia świadków. Zeznawało w nich bardzo wielu więźniów również z Polski, co przyczyniło się do utwierdzenia świadomości tego, czym był Auschwitz w czasie wojny w społeczeństwie niemieckim. Rezultaty były, rzekł bym, właściwie kontrowersyjne. Bo z jednej strony udało się rzeczywiście skazać niektórych spośród podsądnych na kary więzienia, niekiedy nawet kary dożywotniego więzienia, aczkolwiek również z powodu trudności ze znalezieniem świadków czy też po prostu luk w pamięci byłych więźniów, bo, rzecz jasna, po wielu latach niektórzy z nich nie pamiętali już szczegółów, prowadziło to do zwolnienia niektórych esesmanów z aresztów. Aż wreszcie właściwie procesów tych zaniechano z powodów proceduralnych i uznania, bo taka praktyka sądowa istniała w Niemczech przez wiele lat, że jeżeli dany esesman np. znajdował się w Auschwitz, to niekoniecznie mógł wiedzieć i być świadom tego, co działo się w Birkenau. Wreszcie stosunkowo niedawno praktykę tę zmieniono o tyle, że zaczęto przyjmować, że rzeczywiście właściwie każdy esesman, który pełnił służbę w Auschwitz, był w jakieś mierze odpowiedzialny czy współodpowiedzialny za popełniane tutaj zbrodnie. Z tym że te informacje obszernie przedstawiane przez media obecnie, o powrocie do sądzenia zbrodniarzy z Auschwitz zwłaszcza napawają optymizmem w tym sensie, że utwierdzają bardzo wielu Niemców i po prostu ludzi, którzy się tym interesują, że te zbrodnie nie zostały zapomniane i że istnieje świadomość zła, które zostało popełnione w Auschwitz. Natomiast w wymiarze praktycznym trzeba pamiętać, że są to ludzie, którzy mają już dziś jakieś 90 czy 100 lat i jeśli nawet zapadają wyroki skazujące, to ze względu na różnego rodzaju choroby związane z wiekiem, szanse na to, że ludzie ci będą mogli odbywać karę zasądzoną w więzieniu, szanse na to są raczej nieduże, także można tutaj mówić bardziej o symbolicznym wymiarze tych procesów, niż praktycznym.
Czy możemy oszacować, ilu członków załogi SS z KL Auschwitz stanęło przed sądem?
Ogólnie można powiedzieć, że prawdopodobnie 10% lub mniej spośród esesmanów, którzy kiedykolwiek pełnili służbę w Auschwitz, w ogóle postawiono przed sądami, z czego zresztą jak wspomniałem, niektórzy otrzymali bardzo niewielkie wyroki lub w ogóle z więzień czy z aresztów zostali zwolnieni. Czy to oznacza, że sprawiedliwości stało się zadość? Pewnie należy uznać, że nie, że bardzo wielu esesmanów i nawet tych, którzy ponosili większą odpowiedzialność niż szeregowcy, ale kierownicy jakichś tam komand czy instytucji obozowych zdołało np. zbiec za granicę, do Ameryki Południowej, czy do innych krajów.