Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Zachowanie tajemnicy o funkcjonowaniu obozu Auschwitz

Transkrypcja podcastu

Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST

Choć esesmani podejmowali różne działania aby utrzymać funkcjonowanie obozu w tajemnicy, zwłaszcza gdy Auschwitz stał się jednocześnie obozem koncentracyjnym i ośrodkiem zagłady, wiadomości o obozie wydostawały się na zewnątrz. O tym w jaki sposób informacje o Auschwitz mogły docierać do świata opowiada doktor Piotr Setkiewicz kierownik Centrum Badań Muzeum.

Obóz Auschwitz jako ośrodek zagłady położony był dość nietypowo w odróżnieniu od pozostałych ośrodków zagłady, na przykład Sobiboru, Bełżca czy Treblinki, które były położone na odludziu, na terenach leśnych. W jaki sposób władze obozowe dbały o to, by wieści o Auschwitz i o zagładzie nie przedostawały się poza obóz?

Wokół obozu mieszkało dość sporo osób, które może niedokładnie miały wgląd w to, co działo się wewnątrz, czy to Auschwitz czy Birkenau, ale na podstawie różnych oznak działalności ośrodka zagłady mogli zorientować się bez cienia wątpliwości, co tak naprawdę dzieje się we wnętrzu obozu. I tutaj mam na myśli przede wszystkim mieszkańców miasta Oświęcim, zarówno Polaków, jak i sprowadzonych do Oświęcimia niemieckich osadników, ale również bardzo liczne grono robotników przymusowych czy też niemieckich specjalistów, którzy zostali przeniesieni do Oświęcimia w celu rozpoczęcia prac przy budowie wielkiej fabryki chemicznej koncernu IG Farben. Więc to była zasadniczo inna jakość w porównaniu z obozami typu Treblinka, gdzie świadkami zagłady mogli być, no poza samymi sprawcami samymi esesmanami, mogli być jedynie mieszkańcy kilku okolicznych wiosek, tam grono wtajemniczonych czy osób mających czy orientujących się w tym, co tam się rozgrywa, mogło liczyć kilkaset osób. Natomiast w Oświęcimiu, no rzecz jasna, to sami esesmani i ich rodziny, rodziny oficerów czy starszych stopniem podoficerów, które zamieszkiwały bezpośrednio na terenie przyobozowym, to Polacy mieszkający w mieście oraz ci Niemcy, ale nie tylko, bo z biegiem czasu firma IG Farben sprowadziła do Oświęcimia bardzo wielu robotników cywilnych z różnych krajów pochodzących na przykład z Francji, Belgii, Holandii, Norwegii, Włoch i tak dalej. Także ludzie ci znajdowali się w bezpośredniej bliskości obozu Auschwitz, znaczy mogli oglądać, czy widzieć płomienie wydobywające się z kominów krematoriów, czuć zapach spalonych ciał i obserwować na co dzień pracę więźniów na terenie fabryki w odległości dosłownie kilkudziesięciu metrów.

Także wszyscy ci ludzie mieli okazję do rozmów ze swoimi bliskimi, do odwiedzania ich, do wyjazdów na święta na przykład, tutaj tyczyło to robotników francuskich czy belgijskich, i w takich warunkach utrzymanie w tajemnicy tego, co działo się w Auschwitz było po prostu niemożliwe. Dlatego należy z pewnością doliczyć mieszkańców okolicznych miasteczek i wsi. Tutaj mam na myśli Chełmek, Libiąż, Bieruń, Brzeszcze to są miejscowości odległe o kilka kilometrów od Auschwitz, skąd… jak na przykład Libiąża, który był oddalony od Auschwitz o około 10 km ze wzgórza, na którym to miasteczko było położone, widać było w miarę dokładnie, czy to dymy, czy chmury dymu wydobywające się niemal codziennie z terenu Birkenau. Także jeśliby ktokolwiek sądził, że utrzymanie w tajemnicy masowych zbrodni, które popełniono w Auschwitz było możliwe, to z pewnością byłoby to swego rodzaju naiwnością, tudzież właściwie no było to niemożliwe. W dodatku jeszcze obóz Birkenau znajdował się w pobliżu stacji kolejowej i linii kolejowej wiodącej z Oświęcimia do Czechowic. I później jeszcze dalej tam pociągi docierały w kierunku na Wiedeń. I wedle rozkładu jazdy z 1944 roku codziennie przez tę linię kolejową przejeżdżało 15 pociągów w każdą stronę. W sumie 30 składów pociągów pasażerskich i pasażerowie tychże pociągów mieli okazję oglądać w Birkenau i widzieć kominy krematoriów z odległości niecałego kilometra. Także z pewnością to budziło i budziło, jak wiemy z relacji pewne komentarze. I to byli, rzecz jasna, nie tylko Niemcy, ale też Polacy i inni podróżni. Także ludzie ci mieli okazję zobaczyć bezpośrednio niemalże teren obozu, co nie dane było chyba nikomu, no poza cywilnymi robotnikami, którzy zatrudnieni byli przy rozbudowie obozu przez niemieckie firmy.

I tutaj mamy taki bardzo ciekawy fragment relacji, czy też wpis do książki parafialnej z Zakładu Ojców Salezjanów w Oświęcimiu z 1944 roku, który ilustruje to jak wyglądał Oświęcim w tym czasie, w czasie największego nasilenia tak zwanej akcji węgierskiej, czyli zagłady węgierskich Żydów.

I tu cytuję: „W obozie koncentracyjnym odbywa się masowe palenie trupów. Trują gazami całe transporty Żydów. Dziś przy niskim pułapie chmur i przy wilgotnym powietrzu tumany dymu włóczą się po ziemi. Straszny fetor czuć w całym mieście, mimo że stosy płoną kilka kilometrów od nas. Chodzenie po mieście jest okropnie przykre. Nieznośny zapach wciska się nawet do mieszkań, poobiednia przechadzka nad Sołą jest niemożliwa. Tak strasznie dusi swąd spalonych ciał”.

Czy wobec tego władze obozowe w dokumentacji stosowały jakieś środki, by ukryć prawdę o obozie?

Tak, tutaj stosowano bardzo liczne kryptonimy, eufemizmy, które tyczyły się bezpośrednio przeprowadzania, czy to egzekucji, czy też masowych zbrodni w komorach gazowych w taki sposób, żeby przynajmniej formalnie ukryć ów proceder. I odbywało się to na bardzo wielu poziomach, płaszczyznach, szczeblach już bezpośrednio przy deportacji więźniów do Auschwitz stosowano owe eufemizmy, co świadczy o tym, że urzędy niemieckie, czyli przede wszystkim policja, Gestapo, zdawało sobie sprawę, co oznacza deportacja wolnego więźnia czy grupy więźniów do obozu koncentracyjnego, zwłaszcza jeśli chodzi o Żydów. Już w 1942 roku, kiedy zaczynała się dopiero masowa zagłada w Auschwitz, jednostki policji niemieckiej na terenie Śląska wysyłały wraz z Żydami, którzy uznani byli w tamtejszych gettach na terenie Zagłębia Dąbrowskiego, ludzi, którzy wcześniej popełnili różnego rodzaju przewinienia. Otóż byli oni przesyłani wraz ze starcami, dziećmi, kobietami w ciąży do Auschwitz w celu „specjalnego potraktowania”, bo taki nagłówek nosiły te dokumenty – „Sonderbehandlung”, opatrzone dodatkowo jeszcze symbolem „4B4”, czyli to wydział w ramach Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, który to pod kierunkiem Adolfa Eichmanna zajmował się organizowaniem zagłady Żydów, deportacji Żydów do obozu. Także za przestępstwa w rodzaju usunięcia gwiazdy Dawida, za ukrywanie czy pomaganie Żydom, którzy przedostali się do gett na Górnym Śląsku oraz Zagłębiu Dąbrowskim z terenów Generalnego Gubernatorstwa, za dokonanie nielegalnego uboju, za różne drobne kradzieże i tak dalej i tak dalej, wszyscy ci ludzie byli dołączani do transportów skierowanych na zagładę, o czym właśnie świadczy ów dopisek „Sonderbehandlung”, iż oni mają być specjalnie potraktowani.

Poza tym stosowano też inne eufemizmy w rodzaju, na przykład ewakuacji. Owi Żydzi mają zostać ewakuowani. Ci Żydzi, którzy nie stawią się na placu w getcie po to, ażeby byli oni wysłani na roboty przymusowe, to powinni liczyć się, iż w takiej sytuacji zostaną ewakuowani. Co było dla, jak widać, nie tylko dla samych gestapowców, ale również dla samych tych Żydów, którzy przebywali getcie, jednoznacznie brzmiącym ostrzeżeniem i groźbą. Mowa jest tutaj również o przesiedleniu, także tych eufemizmów było bardzo wiele. I tutaj czytając niemieckie dokumenty, można mieć czy odnieść takie wrażenie, że wymyślanie ich niemalże esesmanów czy gestapowców, niemalże bawiło. Oni zdawali sobie sprawę z tego, czemu mają służyć owe deportacje i dla nich była to taka zabawa, która miała polegać na wymyślaniu słów, oryginalnych, które być może były też przedmiotem jakichś żartów. Także tych sformułowań jest bardzo wiele i to w dokumentach związanych z deportacją Żydów do obozów, ale też w dokumentach, które wytwarzane były w samym obozie. Jak na przykład przy organizowaniu dostaw gazu cyklonu B do Auschwitz w pismach, telegramach tyczących wyjazdów ciężarówek, które miały przetransportować gaz cyklon B do obozu, pojawia się sformułowanie, iż do fabryki, w której produkowano cyklon, należy wysłać ciężarówkę w celu przywiezienia materiału do „przesiedlenia Żydów”, prawda? Poza tym w aktach administracji obozu mowa jest również o sporządzeniu wykazu przedmiotów, które pozostały w obozie w wyniku akcji wysiedlania Żydów – „Judenumsiedlung”, czyli na przykład zegarków, maszynek do golenia i tak dalej i tak dalej. Wreszcie w różnego rodzaju opiniach służbowych czy wnioskach o nadanie odznaczeń za wybitną służbę wobec pewnych esesmanów, którzy byli ewidentnie wprost zaangażowani w ograbianie Żydów deportowanych do Auschwitz, mowa jest o tym, że otrzymają oni jakiś tam medal czy też krzyż, ponieważ brali udział w różnego rodzaju akcjach przesiedleńczych i poprzez ich rozważną postawę przyczynili się do ich powodzenia, prawda.

Tutaj mamy inny taki wniosek o nadanie odznaczenia dla esesmana, który również brał udział w przesiedleniach „Umsiedlungen” i przyczynił się do ich niezakłóconego przebiegu, co pewnie oznaczało z kolei esesmana, który stał wtedy na rampie lub przy krematorium i poprzez swoje postępowanie nie dopuścił do wytworzenia wśród deportowanych Żydów przekonania, iż za chwilę zginą, że być może tenże esesman właśnie wygłaszał różnego rodzaju przemówienia czy też mowy do deportowanych, że „Tutaj oto przybyliście do obozu Auschwitz. I wszyscy ci, którzy zdolni są do pracy, to zostaną zatrudnieni, a generalnie po kąpieli i po dezynfekcji traficie do dobrego obozu, do czystych i funkcjonalnie urządzonych baraków”. Także z tych eufemizmów, tych sformułowań, które znajdujemy w dokumentach niemieckich, można dość łatwo zrozumieć, czym tak naprawdę zajmowali się ci esesmani i przy jakiego rodzaju akcjach byli oni angażowani. Ale najczęściej chyba spotykanym sformułowaniem, które miało kamuflować zabijanie ludzi w obozie, były wszelakiego rodzaju wyrażenia zawierające przedrostek „Sonder”, czyli specjalny. Chodziło tutaj najczęściej o akcje specjalne i to chyba słowo było najbardziej popularne w obozie dla określenia i selekcji i zabijania Żydów w komorach gazowych, bo ono spotykane jest nie tylko w dokumentach, ale nawet w jakichś tam prywatnych zapiskach esesmanów, którzy, no z jakichś tam względów pewnie woleli nawet w dziennikach, pamiętnikach używać tego rodzaju sformułowania. Spotyka się również tutaj sformułowanie czy zwrot „specjalne zadanie”. W ostrzeżeniach, które esesmani musieli podpisywać w Auschwitz, ostrzeżeniach przed ujawnieniem tajemnicy służbowej, ten zwrot właśnie się pojawiał „Sonderauftrag”, czyli specjalne zadanie. Jeżeli nie będę przestrzegał tego zarządzenia o utrzymywaniu zdarzeń w Auschwitz w tajemnicy, to mogę zostać ukarany nawet śmiercią za zdradę.

Tego rodzaju dokumenty przedstawiano do podpisania esesmanom, którzy wyłącznie, czy to brali udział w selekcjach na rampie, czy też znajdowali się w tym czasie bezpośrednio w pobliżu. Tutaj mam na myśli zwłaszcza członków SS zatrudnionych w komandzie Kanada, ponieważ nie wszyscy esesmani w Auschwitz musieli, to dokument z '42 roku, jeszcze podpisywać tego rodzaju zobowiązania, lecz wyłącznie właśnie ci esesmani, którzy mogli przebywać w czasie selekcji w pobliżu komór gazowych czy krematoriów. Poza tym tego rodzaju zwroty znaleźć można w korespondencji niemieckich firm, które wykonywały różnego rodzaju prace na terenie obozu. Jedna z nich na przykład stwierdziła, iż w związku z częstym przeprowadzaniem akcji specjalnych czy też prowadzaniem, przeprowadzeniem „SonderMaßnahmen”, czyli działań specjalnych w pobliżu miejsca, w którym to ta firma wykonywała jakieś prace budowlane, zaistniała potrzeba czynienia częstych przerw. Po prostu tych cywilów, majstrów, którzy nadzorowali pracę więźniów, musiano w takich chwilach wyprowadzać czy zabierać z miejsc, które związane były z zagładą. Tutaj przede wszystkim chodzi o prowizoryczne komory gazowe w owym okresie. Także firma miała kłopot. Jak rozliczać dniówki pracy takich robotników? W związku z tym pytała się właśnie, co ona ma zrobić, bo często prace są wstrzymywane z powodu owych działań specjalnych. Poza tym w korespondencji tyczącej budowy czy też rozbudowy komór gazowych można znaleźć sformułowania, iż wtedy odbywały się rozmowy specjalne „Sondergesprache”. Biuro budowlane obozu wydzieliło grupę więźniów do pracy przy natychmiastowych przedsięwzięciach „Sofort Maßnahmen”, prawda. I ostatecznie nawet w takim zespole dokumentów, jak akta obozowej stacji dentystycznej, mowa jest również o tym, że przybył z Berlina do Auschwitz pewien esesman, który poinstruował kierownika stacji dentystycznej o tym, iż należy przeprowadzać „zadania specjalne”, które prawdopodobnie tyczyły usuwania złotych zębów ze zwłok zamordowanych i później ich przetwarzania, przetapiania na sztabki i ewidencjonowania. Także tych sformułowań tego rodzaju jest w dokumentacji obozowej dość sporo. Natomiast na wyższym nieco szczeblu częściej spotykanym zwrotem jest „migracja” tudzież „wędrówka”.

Na wyższym szczeblu, czyli na szczeblu już Berlina, nie obozowych dokumentów?

Tak, tak, mam tutaj na myśli najwyższe organa SS włącznie z samym Reichsführerem Heinrichem Himmlerem, który to wspominał o tym, że na przykład, kiedy to nakazywał, ażeby do Auschwitz zamiast sowieckich jeńców wojennych wysłać liczną grupę Żydów, sformułował to w ten sposób, iż Żydów tych należy wybrać spośród tych, którzy są właśnie ewakuowani. Kiedy indziej z kolei podczas rozmów w Ministerstwie Uzbrojenia i Amunicji, kiedy to władze obozowe starały się zapewnić stały dopływ siły roboczej do Birkenau, wspomniano o tym, że, no w tym właśnie czasie odbywa się „Ostwanderung”, czyli podróż na wschód owych Żydów. I w związku z potrzebami gospodarki wojennej należy część z tych Żydów pozostawić w Birkenau i w ten sposób oni przerwą swą podróż czy wędrówkę czy migracje na wschód. No i ostatecznie też pojawiały się w korespondencji esesmańskiej te sformułowania, które są chyba najczęściej wiązane z masowym zabijaniem Żydów w komorach gazowych, czyli rzadko, co prawda, ale również pojawia się tam zwrot „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej”. Czyli w takim  w zbiorczym raporcie budowlanym, w którym mowa jest o tym we wstępie do tego raportu, czym był Auschwitz w przeszłości, tam wspomniano, że początkowo Auschwitz miał być obozem kwarantanny, ale bardzo prędko stał się zwykłym standardowym obozem koncentracyjnym, zarządzanym przez władzę Rzeszy, a ostatnio właśnie w Auschwitz również przeprowadzone jest ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej. Także te sformułowania są bardzo liczne i używane na różnych szczeblach. Jak się wydaje, żaden z esesmanów pomimo to nie miał kłopotów z rozpoznawaniem właściwej natury zdarzeń, które były opisywane przy użyciu właśnie tego rodzaju określeń, ponieważ i tak wszyscy wiedzieli, o co chodzi.

Wspomniał pan, że esesmani od '42 roku musieli podpisywać oświadczenia, w których zobowiązywali się do utrzymania tajemnicy o tym, co widzą w obozie. Jednak te informacje poza obóz się wydostawały też za sprawą właśnie załogi SS. W jakich przypadkach to następowało?

My możemy się jedynie domyślać, że takie przypadki musiały być dość częste. To znaczy, no z jednej strony esesmani ewidentnie tutaj wielokrotnie ostrzegani, ażeby czy to w rozmowach prywatnych, czy w sytuacjach nieformalnych, rozmawiając z cywilami, zachowywali to, czego świadkami byli w Auschwitz, w tajemnicy. Ale od czasu do czasu, na przykład przy okazji jakiś suto zakrapianych spotkań towarzyskich, o tym wymogu zapominali. I znów tutaj w korespondencji esesmańskiej, czy też w aktach personalnych esesmanów możemy znaleźć o tym wzmianki. I tak na przykład pewien esesman, który,  Ludwig Damm, który przebywał na urlopie, „podczas spotkania w gronie cywilów”, tutaj mówił o tym meldunek karny, który został wystawiony w związku z tym wobec owego esesmana, „opisywał sposoby rozwiązywania kwestii żydowskiej w Auschwitz, czym mógł wzbudzić uzasadniony niepokój wśród miejscowej ludności”. Tak to zostało sformułowane. Więc z jednej strony mowa była tutaj o tym, że esesman ten dopuścił się czynu zabronionego, ale jednak ostatecznie potraktowano to zdarzenie dość pobłażliwie, ponieważ ostatecznie został on tylko surowo pouczony o niewłaściwości swojego postępowania. Przypuszczalnie pewnie też dlatego, że ów esesman w cywilu był burmistrzem takiej niewielkiej miejscowości w Nadrenii-Palatynacie. Wiemy również, że, no wieści o tym, co działo się w Auschwitz, przedostawały się tutaj do miejscowej ludności Górnego Śląska, ponieważ przy okazji zdarzeń, które były opisywane w meldunkach SS, można z kontekstu się zorientować, że esesmani właśnie przebywając, czy to w restauracjach pijąc alkohol, no nie zachowywali tejże tajemnicy. Także wieści o tym roznosiły się po właściwie całym Górnym Śląsku. Jak należy sądzić, tutaj mamy takie na przykład sprawozdanie ze zdarzenia, które miało miejsce w Katowicach, tutaj grupa kilku esesmanów na przepustkach zaczęła pić alkohol właściwie od rana i w trzeciej czy czwartej restauracji, w której ów alkohol pili, skończyło się to bijatyką po prostu, ponieważ esesmani ci zaczepiali miejscowe kobiety czy dziewczyny, i Ślązacy, żołnierze Wermachtu, stanęli w ich obronie. Także z tych raportów widać, że z pewną odrazą ci Ślązacy czy powołani do Wermachtu żołnierze niemieccy patrzyli na esesmanów, zdając sobie sprawę, z kim mają do czynienia.

Czy zdarzały się jakieś wzmianki w prasie dotyczące Auschwitz, w prasie w tamtym okresie?

No nie i tutaj jest to oczywiste, jeśli chodzi o sam obóz koncentracyjny, ale generalnie można mieć wrażenie, że temat Auschwitz czy zdarzenia, które miały miejsce w nie tyle w obozie, ale w mieście Oświęcimiu, właściwie nie były przedmiotem jakiegoś zainteresowania ze strony dziennikarzy, czy też raczej istniał zapis cenzorski, a być może nawet po prostu świadomość tego, że lepiej o Oświęcimiu w ogóle nie pisać. I to jest ciekawe o tyle, że jeżeli spojrzymy na notatki w prasie niemieckiej z 1944 roku, które to dotyczą alianckich bombardowań na terenie Górnego Śląska przeprowadzanych przez amerykańskie ciężkie bombowce mniej więcej od połowy 1944 roku. Jeżeli tam mowa, jest o atakach lotniczych, no i cierpieniach ludności zwykle z tym związanych. Z innych miast niemieckich, tutaj w z terenu Śląska, to o Auschwitz tam wspomina się rzadko albo wcale. Gdzieś tam i to ze sporym opóźnieniem Oświęcim jest wymieniany wśród miast, które ucierpiały podczas bombardowań i to po jakichś dwóch tygodniach czy nawet później. Także spoglądając na artykuły prasowe, można ledwie kilka takich tekstów znaleźć, które tyczą się, rzecz jasna, tylko miasta. Już wczesny bardzo artykuł w wydanej takiej gazecie gadzinowej w Krakowie pod tytułem „Dziennik Poranny” z 1941 roku mowa jest o tym, że Oświęcim jest takim niewielkim miastem, które do tej pory, co prawda, zupełnie się nie rozwinęło z tego względu, no, rzecz jasna, ponieważ mieszkało w nim wielu Żydów, którzy swoje macki tutaj swojej działalności właściwie na całą sferę aktywności gospodarczej Oświęcimia rozwinęli. Jednak dopiero teraz, dzięki przybyciu niemieckiej administracji, poprzez uporanie się z owym ekonomicznym zagrożeniem Żydów, Oświęcim ma szanse, żeby stać się w przyszłości zwykłym, porządnym, normalnym niemieckim miastem. I tam wspomniano jedynie, że, no tutaj wśród tych poczynań władz niemieckich zorganizowano jakąś garkuchnię i generalnie przystąpiono do oczyszczenia miasta z jakichś tam ruin, śmieci i tak dalej. I że przy tego rodzaju pracach byli zatrudnieni więźniowie z miejscowego obozu pracy. Ponieważ jako żywo wtedy w Oświęcimiu nie było żadnego innego obozu pracy, więc należy przyjąć, że ów dziennikarz przybyły do Oświęcimia, opisał w ten sposób po raz pierwszy właśnie obóz koncentracyjny Auschwitz. Z 1944 roku mamy z kolei taką dość sążnistą relację dotyczącą wizyty w Auschwitz notabli z Katowic, z Prezydium Rejencji w Katowicach, którzy to przybyli do Oświęcimia w celu otwarcia niemieckiej sali. Taka jakaś sala widowiskowa rodzaj niemieckiego centrum kulturalnego. No i tam mowa jest o tym, że znowu, że tutaj w przeszłości Oświęcim był siedliskiem zarazy i biedy właśnie poprzez to, że mieszkali tutaj Żydzi. No ale Żydzi zostali już usunięci, a nowe niemieckie władze pod przewodnictwem burmistrza Butza tutaj wkładają wiele pracy, ażeby Oświęcim stał się niemieckim miastem, żeby niemieccy osadnicy, którzy tutaj przybywają, znaleźli tutaj okazję do nie tylko rozwijania swoich interesów, ale też aktywności kulturalnej i tak dalej i tak dalej. Więc jest to bardzo sążnisty i długi artykuł. Wynika z tego, że ów dziennikarz był tutaj na miejscu. Co ciekawe, miejsce to, które on opisywał, czyli owo niemieckie centrum kulturalne powstało na skraju płaskowyżu, które znajduje się nad rzeką Sołą. Co prawda, po przeciwnej stronie niż obóz koncentracyjny, ale stamtąd można było z pewnością dostrzec zarówno obóz koncentracyjny Auschwitz, jak i rzecz jasna zobaczyć dymy wydobywające się z kominów krematoriów, ale dziennikarz o tym ani słowem w tym artykule nie wspomniał. No i gdzieś tam jeszcze można znaleźć takie wzmianki w rodzaju, że odbył się mecz piłkarski pomiędzy drużyną złożoną z esesmanów z Auschwitz, a jakimiś tam drużynami folksdojczów na Śląsku, czy też jacyś esesmani brali udział w zawodach narciarskich w Zakopanem, zdobywając tam jakieś nawet medale, czy też odbył się konkurs chórów śpiewaczych. I tutaj pierwsze miejsce zajął chór z „Gemeinschaftslager”, z takiego obozu dla robotników przymusowych z Oświęcimia i tak dalej i tak dalej. Niemniej to były zupełnie wyjątkowe i bardzo rzadkie wzmianki. Co, jak sądzę, należy tłumaczyć tym, że okoliczni dziennikarze, no powstrzymywali się w ogóle o pisaniu, na wszelki wypadek, o pisaniu o Auschwitz.

Wspomniał pan o tym, że ludność okoliczna orientowała się, co się dzieje. Logiczne, mieszkali, przebywali na tym terenie. Źródłem tych informacji wydostających się poza obóz mogła też być częściowo załoga. Jakie jeszcze były inne źródła przedostawania się informacji o Auschwitz poza obóz?

No tutaj mamy bardzo liczną korespondencję prowadzoną przez więźniów i to tych, którzy byli zaangażowani w ruch oporu. To zarówno członkowie organizacji Witolda Pileckiego, jak i później więźniowie z kolei skupieni w organizacji lewicowej, ale też wielu innych więźniów na własną rękę usiłowało w jakiejś mierze informować swoich bliskich o tym, co dzieje się w obozie, o swoich własnych doświadczeniach, prawda. Tutaj korzystano też z pośrednictwa wspomnianych przeze mnie robotników cywilnych, bo to nie tylko byli niemieccy majstrowie, ale też przede wszystkim Polacy miejscowi z terenu czy to Zachodniej Małopolski czy Górnego Śląska, którzy jako robotnicy cywilni mogli przebywać na terenie obozu i upilnowanie ich w tym sensie, żeby nie mogli nawiązywać, jakichś kontaktów z więźniami rozmawiać z nimi było właściwie praktycznie niemożliwe. W związku z tym zdarzało się, że też taką prywatną korespondencję więźniowie ci wysyłali, no poza zasięgiem cenzury obozowej właśnie dzięki pomocy i pośrednictwu owych robotników cywilnych. Także to jedno podstawowe właściwie źródło informacji o tym, co działo się w obozie i te wieści, te meldunki docierały do Warszawy do Komendy Głównej Armii Krajowej, stamtąd to poprzez kurierów czy drogą radiową do Londynu, do polskiego rządu na uchodźstwie, który z kolei na własną rękę starał się, z różnym skutkiem, niestety, zazwyczaj dość niewielkim, alarmować opinię światową o tym, co działo się w Auschwitz.
W późniejszym okresie w 1943 i 1944 roku powstało kilka obszernych raportów napisanych intencjonalnie już przez zbiegów z obozu, które miały być przesłane, no do Warszawy, ale przede wszystkim też z myślą o informowaniu światowej opinii publicznej. Co dopiero zaczęło odnosić jakiś skutek mniej więcej w 1944 roku, kiedy rzeczywiście w prasie światowej pojawiły się na ten temat dość liczne informacje. Ale tutaj nie należy zapominać o jeszcze innym i jak się wydaje, kluczowym czy względnie źródłem informacji, które mogło mieć czy odegrać bardzo znaczącą rolę w przedostawaniu się wiadomości o Auschwitz na zewnątrz. Czyli mam tutaj na myśli brytyjskich kryptologów, którzy w czasie wojny byli w stanie odczytywać niemieckie depesze przesyłane za pomocą urządzenia zwanego w Polsce Enigmą, na Zachodzie zwaną Ultra-Secret. Brytyjczycy byli w stanie odszyfrowywać dziesiątki tysięcy różnego rodzaju meldunków i telegramów dziennie, z których też część, zwłaszcza w 1942 roku ta korespondencja była bardzo obszerna, tyczyło właśnie Auschwitz. To były radiogramy wysyłane bezpośrednio tutaj z węzła łączności radiowej w obozie w Auschwitz do różnych instytucji niemieckich. Mam na myśli tutaj przede wszystkim centrale obozów koncentracyjnych w Oranienburgu czy władz w Berlinie czy innych obozów koncentracyjnych. I tam znajdowały się informacje, które odpowiednio interpretowane, mogły posłużyć już w 1942 roku za bezsporny dowód zbrodni popełnianych przez nazistów w Auschwitz. I tutaj trzeba powiedzieć, że owe naiwne, czasami dość prymitywnie wyglądające  próby wykorzystania różnego rodzaju eufemizmów w korespondencji służbowej, eufemizmów tyczących właśnie zagłady, to wbrew pozorom okazały się chyba skuteczne, bo co prawda w meldunkach składanych przez obóz do Berlina o stanie liczebnym, o liczbie więźniów, którzy stawali na apelach, były dokładne i precyzyjne, ale jakoś nikt chyba w Londynie czy w Wielkiej Brytanii nie był w stanie ich właściwie zinterpretować. Bo, co prawda, w takich opiniach zbiorczych można znaleźć od czasu do czasu, no taki pewien odcień zdziwienia czy też zaskoczenia tym, że w obozach znajdujących się w Rzeszy, typu tam, nie wiem, Buchenwald, śmiertelność sięga dajmy na to 100 więźniów miesięcznie, a jesienią 1942 roku w Auschwitz 6 000, prawda? Więc wywołało to lekkie zaskoczenie, jak można przeczytać w owych meldunkach ze strony oficerów, którzy odczytywali te radiogramy, tudzież próbowali na ich podstawie coś wywnioskować, ale widać było, że nie byli oni w stanie pojąć, z jakiego powodu aż 6 000 więźniów danego miesiąca umarło czy zginęło w Auschwitz.

A drugi taki przykład, chyba najbardziej charakterystyczny, to kwestia telegramu, który został wysłany przez komendanta Hössa do Berlina z prośbą o wyrażenie zgody na wyjazd służbowy. W celu oszczędzania paliw każda podróż służbowa z Auschwitz na odległość większą niż 200 kilometrów musiała być formalnie zatwierdzona aż w Berlinie, prawda. Więc taki radiogram został do Berlina wysłany, który to zawierał informację następującą: „Jest tutaj komendant Höss, ma zamiar wyjechać do Litzmannstadt, czyli do Łodzi, w celu obejrzenia pieców polowych Akcji Reinhardt”. Tak naprawdę Höss wyjechał do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem, ponieważ w tym okresie, mówimy tutaj o późnym lecie 1942 roku, rozpoczęto w Birkenau, na skraju lasu, palenie zwłok więźniów na wielkich stosach drewna. I jak należy sądzić, załoga obozu miała z tym pewien problem. Po prostu albo to spalanie było niekompletne, albo przebiegało w jakiś niekontrolowany sposób. I Höss wybrał się do Chełmna, żeby zobaczyć, jak tam konstruuje się owe stosy spaleniskowe, ażeby nabrać stosownych doświadczeń. No i tutaj to sformułowanie użyte w tymże telegramie, czyli „obejrzenie pieców polowych Akcji Reinhardt” –  Akcja Reinhardt to też jeden z kryptonimów tutaj używanych w Auschwitz dość rzadko do określenia masowej zagłady – otóż zostało to odczytane w Wielkiej Brytanii jako „wyjazd służbowy w celu obejrzenia kuchni polowych”. Widocznie znowu owi oficerowie brytyjscy nie byli w stanie sobie wyobrazić, o cóż tak naprawdę może chodzić. Także jak widać czasami niektóre z tych metod i sposobów ukrywania prawdy o Auschwitz, chociaż takie dość toporne i dla wtajemniczonych bardzo łatwe do odszyfrowania, to jednak dla z kolei osób zupełnie niewtajemniczonych czasami spełniało to swoją rolę.