Sowieccy jeńcy wojenni w Auschwitz
Transkrypcja podcastu
Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST
Sowieccy jeńcy wojenni to czwarta co do wielkości grupa ofiar niemieckiego obozu Auschwitz, po Żydach, Polakach i Romach. Łącznie w obozie zarejestrowano 11964 jeńców. Ponadto według szacunków do obozu przywieziono co najmniej 3000 czerwonoarmistów, którzy zostali zamordowani bez wprowadzania do ewidencji obozowej. O historii sowieckich jeńców wojennych w Auschwitz opowiada dr Jacek Lachendro z Centrum Badań Miejsca Pamięci.
Jedną z większych grup ofiar, które trafiały do obozu Auschwitz, byli sowieccy jeńcy wojenni. Kim byli i z jakiego powodu zostali skierowani do obozu Auschwitz?
Do obozu Auschwitz zostało przywiezionych co najmniej 15 tysięcy jeńców sowieckich, mniej więcej od lata 1941 roku do lata 1944. Wśród jeńców możemy wyróżnić dwie grupy: jedna, licząca co najmniej 3 tysiące, składała się z tych jeńców, którzy zostali wybrani w obozach jenieckich, i skierowani do Auschwitz na bezpośrednią, niemal natychmiastową zagładę, na uśmiercenie. W skład tej grupy wchodzili jeńcy wybierani w obozach jenieckich przez specjalne grupy funkcjonariuszy Sicherheitspolizei und Sicherheitsdienst. Te grupy działały na podstawie rozkazu operacyjnego nr 8 i rozkazu operacyjnego nr 9, Reinharda Heydricha, szefa RSHA. Ich zadaniem było wyodrębnienie pośród mas niemieckich tych, których można było podejrzewać o propagowanie komunizmu. Przede wszystkim byli to komisarze polityczni w szeregach Armii Czerwonej, ale też ci, którzy byli członkami partii bolszewickiej, członkami Komsomołu. Oni po zidentyfikowaniu w obozach jenieckich, byli grupami przewożeni do Auschwitz i tutaj mordowani. Pierwsza taka grupa przybyła pod koniec lipca 1941 roku i została w ciągu kilku dni zamordowana podczas pracy, przez katów, przez esesmanów. Byli oni mordowani przy pomocy pałek, kijów. Ci, którzy już nie byli w stanie funkcjonować, pracować, byli dobijani przez esesmanów. Kolejne grupy były przywożone, i to wiemy z relacji Rudolfa Hössa, prawdopodobnie w sierpniu 1941 roku. Höss wspomina, że nocami w ciężarówkach przywożono grupy jeńców. Też możemy się domyślać, przewożeni tutaj byli w związku z tymi rozkazami operacyjnymi Reinharda Heydricha i oni byli rozstrzeliwani bądź to na dziedzińcu bloku 11, a także w żwirowisku takim dużym, znajdującym się wówczas, na mniej więcej południowy zachód od obozu.
Trzecia grupa została przywieziona na początku września 1941 r. i została ona skierowana do podziemi bloku 11. Ta grupa liczyła około 600 jeńców. Tam zostali oni dosłownie upchani, stłoczeni w celach. Wcześniej w niektórych celach umieszczono polskich chorych więźniów. Tych Polaków było około 250, a jeńców 600. Ponad 800 ludzi zostało wymordowanych, i tutaj po raz pierwszy w historii obozu na masową skalę do mordowania ludzi użyto preparatu zwanego cyklonem B, który wcześniej był wykorzystywany w obozie do dezynfekcji odzieży i do dezynfekcji pomieszczeń. Tutaj został zastosowany do zabijania ludzi. Przyjmujemy, że ten mord w podziemiach bloku 11 miał miejsce w nocy z 3 na 4 września.
Następnego dnia wieczorem więźniowie zaczęli opróżniać cele bloku 11, a ciała były stopniowo wywożone do obozowego krematorium. Wiemy również, że do Auschwitz przywożone były kolejne grupy jeńców. Byli to właśnie ci komisarze polityczni, oni byli mordowani również przy pomocy cyklonu B, ale już w zaimprowizowanej kostnicy, znajdującej się w budynku krematorium obozowego. I taka pierwsza grupa tam zamordowana liczyła około 900 czerwonoarmistów i w tym pierwszym, w jednym z pomieszczeń krematorium w obozie macierzystym odbył się pod koniec września. Kolejne grupy były przywożone i tam już również mordowane przy pomocy cyklonu B, tam czyli w pomieszczeniu krematoryjnym. Ale tutaj nie jesteśmy w stanie podać konkretnych liczb. Wedle szacunków Franciszka Pipera byłego kierownika Działu Naukowego, teraz Centrum Badań Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, liczba tych, którzy byli tutaj kierowani bezpośrednio na uśmiercenie, bez wprowadzania do ewidencji obozowej, wynosiła co najmniej 3 tys. jeńców. Drugą grupą, która tutaj trafiła, byli jeńcy, których zadaniem w najwcześniejszym okresie była budowa drugiej części obozu Auschwitz. Planowano i faktycznie zrealizowano te plany budowanie drugiej części na polach wsi Brzezinka. Pół roku wcześniej wysiedlono stamtąd ludność polską i na polach tej wsi w październiku rozpoczęto budowę nowej części obozu.
Właśnie w październiku przywieziono ok. 10 tys. jeńców, umieszczono ich w obozie macierzystym, ale ich zadaniem były prace, których celem było właśnie zbudowanie obozu w Brzezince (po niemiecku obóz ten nazywamy był Birkenau). Ci jeńcy byli przywożeni do obozu, rejestrowani tutaj, dzięki temu zachowało się sporo dokumentów dotyczących jeńców. Oni byli kierowani do prac. Jednak z powodu ogromnej śmiertelności, w ciągu pięciu miesięcy zginęło ponad 90% z tej liczby przywiezionych w październiku 1941 roku. Także w marcu, kiedy jeńcy byli przenoszeni już do częściowo przynajmniej zbudowanego obozu Birkenau, żyło jeszcze mniej więcej 700 żołnierzy Armii Czerwonej przebywających w niewoli. W późniejszym okresie, - ale to już w znacznie mniejszych grupach, transportach liczących od kilku, do kilkudziesięciu, rzadziej tam powyżej 100, czy liczących kilkuset jeńców - przywożono kolejne grupy, także łącznie do Auschwitz przywieziono i zarejestrowano tutaj, w ramach tej drugiej grupy, około 12 tys. jeńców. No i teraz sumując tych, których przywożono tylko po to, żeby wymordować, z tymi, których przywożono do pracy, to łącznie ich liczba wynosiła co najmniej 15 tys.
Wspominał pan już o pierwszym użyciu gazu cyklonu B do mordowania ludzi. Może pan powiedzieć coś więcej na ten temat?
3 września wieczorem, do obozu zostało przywiezionych około 600 jeńców. Przywiezieni zostali ciężarówkami. Po opuszczeniu tychże pojazdów sformowano kolumny i poprowadzono ich do bloku 11. Weszli oni bocznym wejściem i tym bocznym wejściem później wprowadzono ich do podziemi. Główne wejście jak i wszystkie okna już wcześniej zostały zabezpieczone taśmami takimi przylepnymi, wszystkie szpary, wszystkie szczeliny zostały w ten sposób uszczelnione. Jeńcy zamknięci w poszczególnych celach zostali zamordowani właśnie przy pomocy cyklonu B. Jest to preparat, którego takie granulki ziemi okrzemkowej są nasączone cyjanowodorem. Tenże cyjanowodór w zetknięciu z powietrzem ulatnia się, oddziałując na drogi oddechowe powoduje śmierć przez uduszenie. Granulki cyklonu B były wrzucane do poszczególnych cel przez okna piwniczne. Tam wcześniej jeszcze framugi okien zostały zdjęte. Te otwory okienne zostały zabite deskami, ale w taki sposób, że w środku tych desek pozostawiany został otwór i poprzez ten otwór wsypywano granulki. Następnie już po wsypaniu ten otwór był zabezpieczony kolejną deską, a całość była obsypywana ziemią, piaskiem. W ten sposób dość szczelnie zamknięto te otwory okienne. Razem z jeńcami zostali umieszczeni w celach również polscy więźniowie wybrani podczas selekcji w blokach szpitalnych, przed południem 3 września. Następnego dnia wieczorem została wybrana przez esesmanów grupa kilkudziesięciu więźniów, głównie sanitariuszy z bloków szpitalnych, dano im maski przeciwgazowe i skierowano ich do podziemi. Zadaniem jednej podgrupy było wyciąganie zwłok z poszczególnych cel. Jak opisują ci, którym udało się w ogóle przeżyć pobyt w obozie, po otwarciu tych drzwi widzieli makabryczne sceny - ciała splątane, poplątane, a oni z ogromnym mozołem musieli te ciała później wyciągać na dziedziniec bloku 11. Tam taka druga podgrupa rozbierała ciała z mundurów, przeszukiwała zawartość kieszeni, a trzecia podgrupa ładowała już nagie ciała na wozy i transportowała te ciała do krematorium. Ponieważ tych ciał było dużo, łącznie z więźniami około 850, też one były mocno poplątane, splątane ze sobą, transport ciał zajął w sumie dwie noce, a spalanie tychże zwłok w krematorium jeszcze kolejne dni. Był to pierwszy masowy mord w obozie przy pomocy cyklonu B. Później tenże preparat był wykorzystywany do mordowania kolejnych grup jeńców, tyle że w budynku krematoryjnym, a później jak już wiemy na masową skalę był wykorzystywany do zagłady Żydów przywożonych tutaj mniej więcej od wiosny 1942 roku, w celu natychmiastowego uśmiercenia.
Wśród relacji świadków dotyczących sowieckich jeńców wojennych w obozie Auschwitz dominują przerażające opisy ich brutalnego traktowania, ekstremalnych warunków, w jakich przyszło im funkcjonować w obozie. Jak wyglądały warunki egzystencji jeńców sowieckich w obozie Auschwitz?
Wojna, jaką rozpoczęły Niemcy w czerwcu 1941 roku miała być wojną ideologiczną. Celem jednym z kilku było zniszczenie ideologii komunistycznej i wszystkich tych, którzy ją propagują, ale też generalnie miała być to wojna wyniszczająca. W czasie przygotowań do wojny na spotkaniu z wyższymi dowódcami Wehrmachtu, Hitler właśnie podkreślał, że ma być to wojna na wyniszczenie, że nie wystarczy tylko pokonać przeciwnika, bo za 30 lat on znowu będzie zdolny do walki, ale należy go po prostu zniszczyć. Przyjmując te założenia, faktycznie ta wojna przybrała obrót takiej wojny totalnej, gdzie praktycznie życie jeńców wziętych przez Niemców do niewoli, było z punktu widzenia niemieckiego niewiele warte. Dlatego też jeńcy wzięci do niewoli, a w tym pierwszym okresie już wystarczy powiedzieć, że, do końca września 1941 roku w raptem w ciągu 3,5 miesiąca, do niewoli trafiło około 2,5 miliona jeńców sowieckich, więc to były ogromne masy ludzi, które były transportowane, chociaż to mocno powiedziane, oni po prostu, większość z nich gnano dziesiątki czy nawet setki kilometrów do punktów zbornych, a później z punktów zbornych jeszcze do obozów jenieckich. Innych transportowano na otwartych takich platformach kolejowych. Otrzymywali oni znikome racje żywnościowe, niewielkie ilości wody do picia. Kiedy już trafiali do miejsc przeznaczenia, do obozów jenieckich, najczęściej trafiali na pustą przestrzeń otoczoną tylko drutem kolczastym. Tam sami sobie kopali jakieś doły, jakieś jamy, w których chronili się. W dalszym ciągu przekazywano im niewielkie ilości niskokalorycznego pożywienia, dlatego też radzili sobie chociażby w ten sposób, że wyjadali trawę w tym miejscu, w którym się znaleźli. W efekcie panował w tych obozach jenieckich, w tych pierwszych miesiącach wojny niemiecko-sowieckiej ogromny głód. I teraz jesienią, kiedy przywieziono tutaj te pierwsze masowe transporty jeńców sowieckich oni już byli w fatalnej kondycji fizycznej.
Rudolf Höss komendant obozu w swojej powojennej relacji pisze, że on był zaskoczony tym widokiem właśnie tych jeńców. Pytał nawet kierowników transportów, dlaczego taki stan, kogo mu tu przysyłają do pracy? Mniej więcej w ten sposób się wypowiadał. Ci zaś tłumaczyli, że i tak wybrano jeńców w najlepszej kondycji fizycznej. Nie mniej tu w obozie tylko część z nich nadawała się do pracy, tylko część z nich do tej pracy była kierowana, ale wielu z nich no właśnie z powodu tego osłabienia, z powodu fatalnej kondycji fizycznej nawet idąc do pracy nie była w stanie efektywnie pracować. I znowu Rudolf Höss wspomina, że kiedyś posłał do pracy 5 tys. jeńców do rozładunku - nie wiem - buraków, brukwi, które zostały przywiezione pociągiem i jeńcy mieli z wagonów zrzucać i kopcować tę brukiew czy ziemniaki. Wielu z nich po prostu nie było w stanie wykonywać nawet najprostszych czynności, rzucili się na te warzywa, próbowali je ugryźć, ale część z nich już była w takim stanie, nawet nie była w stanie przełknąć tych kęsów odgryzionych i z takimi kawałkami brukwi czy ziemniaka umierała w ustach. Tu w obozie właściwie te fatalne, koszmarne warunki jakie panowały w obozach jenieckich miały swoje jakby przedłużenie i dopełnienie również w obozie Auschwitz. Kiedy te duże transporty jeńców przybywały w październiku 1941 roku, jeńcy wysiadali w takim punkcie przyjęć mniej więcej zaimprowizowanym, zbudowanym około kilometra od obozu, do którego później zostali doprowadzeni. Ale tam musieli się rozebrać do naga, przejść proces dezynfekcji, w całości zanurzyć się w takich kadziach pełnych płynu dezynfekcyjnego, a stamtąd w grupach stuosobowych byli po prostu gnani nago do obozu i tutaj kwaterowani. Nago, ponieważ odebrano im mundury, które też zostały skierowane do dezynfekcji i dopiero po kilku dniach zostały im zwrócone, więc znowu przez kolejne kilka dni nago musieli się poruszać, przebywać w blokach do których zostali skierowani. Akurat był to październik i szczególnie poranki były bardzo chłodne, więc polscy więźniowie, którzy byli świadkami przemarszu jeńców, byli przerażeni ich widokiem, ich skóra była takiego koloru już sinego, niektórzy wspominają sino-buraczkowy. Widać było, że już musieli być mocno przemarznięci. Tu, w obozie macierzystym, zostali osadzeni w dziewięciu blokach, w których większość była wtedy jeszcze parterowa. W takich parterowych blokach przebywało w październiku od 1 200 może nawet 1 300 jeńców, więc przepełnienie w tych blokach było ogromne. Oni spali po dwóch na poziomowych pryczach lub bezpośrednio na podłodze. Oczywiście, takie przepełnienie przy ogromnym osłabieniu organizmu sprzyjało rozprzestrzenianiu się chorób. W obozie nie zapewniono im praktycznie żadnej efektywnej opieki medycznej. Wprawdzie został stworzony w części bloku 1 szpital, ale tam wielkiej pomocy jeńcy nie mogli oczekiwać, dlatego też to przepełnienie i te choroby stawały się jedną z przyczyn dużej śmiertelności pośród jeńców. Kolejnymi przyczynami śmiertelności to w dalszym ciągu był ogromny głód. Jeńcy otrzymywali mniejsze ilości pożywienia niż normalnie więźniowie. Oprócz tego jak z relacji wynika, była to najczęściej jeśli mówimy o zupie, był to płyn ugotowany na brukwi, może z jakimiś dodatkami ziemniaków i z jakimiś niewielkimi dodatkami margaryny i to było wszystko. Również porcje chleba były mniejsze niż dla – tak wynika z relacji - więźniów.
Kolejną przyczyną ich dużej śmiertelności była niesłychanie ciężka praca, do której zostali skierowani. Ich zadaniem było z jednej strony wyburzanie domów z wysiedlonej wsi Brzezinka. Tę pracę wykonywali wbrew jakimkolwiek zasadom bezpieczeństwa pracy. Jeńcy, ale również i dołączeni do nich więźniowie musieli burzyć domy przy pomocy taranów. One były wykonane po prostu z belek – nie wiem - ze stodół czy z więźby dachowej. W te belki wbijano klamry żelazne, te klamry wtedy służyły jako uchwyty i kilku więźniów łapiąc taką belkę, po prostu uderzało w ściany. Te ściany się po pewnym czasie przewracały przygniatając często jeńców, również i więźniów. Wielu z nich ginęło czy to na skutek uderzeń cegieł, dachówek czy belek więźby dachowej. Ci, którzy można powiedzieć w pierwszej chwili, że mieli szczęście, zostali tylko poranieni, ale również ich los był nie do pozazdroszczenia, ponieważ często te rany nieleczone, nieodpowiednio dezynfekowane przyczyniały się do choroby i później do śmierci. Część jeńców była kierowana do komand transportowych i transportowała pozyskane w trakcie wyburzania domów w Brzezince czy drewno na plac budowy obozu Birkenau. Tam kolejne grupy jeńców miały za zadanie karczowanie drzew, wyrywanie korzeni, osuszanie terenu, budowanie takich dróg dojazdowych, kopanie dołów pod fundamenty pod baraki. Musimy jednak pamiętać, że te wszystkie prace były wykonywane późną jesienią, zimą roku 1941 i 1942, więc w fatalnych warunkach pogodowych. Były dni z dużym mrozem, później przychodziła odwilż w grudniu, więc ci jeńcy brnęli w błocie, często zapadali się po kolana szczególnie wtedy, kiedy nieśli ciężkie słupy betonowe, które miały posłużyć do budowy ogrodzenia czy jakiekolwiek inne materiały budowlane. Ta ciężka praca i cały czas musimy pamiętać o tym niewystarczającym pożywieniu, powodowały ich ogromny ubytek sił i znowu jak z relacji wynika, wielu jeńców nie było już po prostu w stanie pracować. Oni gdzieś tam szukali jakiegoś miejsca między stosami desek czy jakiegokolwiek ustronnego miejsca, gdzie mogli po prostu usiąść i umrzeć. Natomiast ci, którzy z punktu widzenia np. niemieckich więźniów funkcyjnych nadzorujących ich pracę, ociągali się z wykonywaniem tejże pracy, pracowali zbyt wolno, byli po prostu niemiłosiernie bici i to też przyspieszało ich śmierć. Bardzo często i to w relacjach, ale też i w pracach plastycznych polskich więźniów, którzy byli świadkami tych wszystkich wydarzeń, pojawia się motyw wozów konnych wypełnionych po brzegi ciałami jeńców. Te wozy podążały w ślad za kolumnami jeńców z Brzezinki, tutaj do obozu po południu czy wieczorem, po zakończeniu prac. Często na tych wozach kładli się ci, którzy nie byli w stanie dalej pracować po to, żeby umrzeć. Czasami rzucano na te wozy ciała jeńców, którzy po prostu stracili przytomność i tam będąc na tym wozie, odzyskiwali tę przytomność. Wówczas jest taki motyw w relacjach, że znowu ci kapowie podchodzili wtedy i pałkami czy kijami po prostu bili mocno po głowach po to, żeby przyśpieszyć śmierć tych nieszczęśników.
Czym była grupa specjalna Zeppelin, której członkami byli wybrani sowieccy jeńcy wojenni?
Władze niemieckie z jednej strony dążyły do zniszczenia przeciwnika, ale też dość szybko uświadomiły sobie, że związek sowiecki, to wielkie państwo złożone z wielu republik, nie jest monolitem. I już z tych instrukcji zawartych we wspomnianych przeze mnie rozkazach operacyjnych, czy np. z instrukcji o traktowaniu jeńców wojennych, wydanych przez Naczelne Dowództwo Wehrmachtu we wrześniu 1941 roku wynikało, że wśród jeńców należy szukać nie tylko najbardziej zagorzałych komunistów, których trzeba wymordować, ale również tych, którzy nadawaliby się do pozyskania przez Niemców i do wykorzystania ich w różnych celach – korzystnych oczywiście - dla władz niemieckich. Z czasem, wiosną czy właściwie późną zimą 1942 roku podjęto decyzję o tym, aby część jeńców pozyskanych w czasie przesłuchań w obozach jenieckich jako tych, którzy są jak to określano godni zaufania, którzy podjęliby współpracę z Niemcami. Postanowiono ich wykorzystać do przygotowywania działań dywersyjnych. Szef RSH już 10 marca 1942 roku wydał takie wytyczne do operacji zwanej Zeppelin. Jej celem miało być podkopanie morale społeczeństwa sowieckiego na tyłach frontu poprzez działalność grup dywersyjnych. Właśnie w ramach tej operacji Zeppelin miano przygotowywać grupy dywersyjne, złożone z byłych jeńców sowieckich, które miały być przerzucane na tyły frontu gdzieś tam w głąb Związku Sowieckiego i tam mieli dokonywać aktów dywersji i aktów sabotażu. W obozie Auschwitz już szybko, bo prawdopodobnie w kilka dni, a na pewno już w marcu został stworzony taki obóz szkoleniowy dla wytypowanych już właściwie byłych jeńców sowieckich, którzy mieli być przygotowywani do tych działań dywersyjnych w ramach Unternehmen Zeppelin, czyli tego przedsięwzięcia, tej operacji Zeppelin. Blok 12 tutaj w obozie został otoczony, właściwie część jego została otoczona drutem kolczastym i na piętrze umieszczono grupę byłych jeńców, zwanych w dokumentach aktywistami. Później jeszcze dwie takie grupy były przygotowywane, ale już nie w obozie macierzystym, tylko w dawnej szkole, budynku szkolnym, niewyburzonym na terenie wsi Brzezinka. Te szkolenia były prowadzone mniej więcej przez rok do marca 1943 roku, w każdej z tych grup, w zależności od okresu było szkolonych od stu kilkunastu do stu pięćdziesięciu tak zwanych aktywistów. Oni później byli przerzucani za linię frontu, później jeszcze trafiali na jakby takie dopełnienie tego szkolenia do jeszcze innego obozu i stamtąd przerzucani poza linię frontu. Ale cała ta operacja jednak nie przyniosła tych zamierzonych skutków przez władze niemieckie. Część tych aktywistów po prostu po przerzuceniu ich za linię frontu kierowała się do najbliższych punktów milicji, czy jakichkolwiek innych tych funkcjonariuszy odpowiedzialnych za bezpieczeństwo wewnętrzne i ujawniała się tłumacząc, że dlatego zgodzili się na te szkolenia, żeby być przerzuconymi na teren Związku Sowieckiego i dalej podjąć walkę z Niemcami. Możemy tylko przypuszczać, że za zdradę ojczyzny jednak byli oni karani śmierci. Część z tych sabotażystów, dywersantów, którzy nie ujawnili się, była wyłapywana przez władze bezpieczeństwa sowieckie, albo po prostu identyfikowana przez ludność miejscową i władze bezpieczeństwa były informowane o ich działalności. Te działania z punktu widzenia niemieckiego nie zakończyły się sukcesem. Wiemy również, że do Auschwitz byli przywożeni ci aktywiści z innych obozów, którzy z jakichś względów z punktu widzenia władz niemieckich nie nadawali się do działalności dywersyjnej – czy to w trakcie szkolenia to zauważano, czy po prostu może z powodów chorób, z powodów zdrowotnych, ponieważ byli nosicielami tajemnicy, więc przywożono ich tutaj do obozu Auschwitz. Tutaj mam taką dobra relację byłego więźnia, później dyrektora Muzeum Kazimierza Smolenia, który w obozie był zatrudniony w biurze przyjęć więźniów, i on wspominał, że zdarzało się właśnie, że przywożono tych aktywistów w mundurach SS. Tutaj kazano im się rozebrać, przebrać w mundury jenieckie, tu ich jeszcze rejestrowano i po prostu odprowadzano do bloku 11, gdzie byli rozstrzeliwani. I według Kazimierza Smolenia takich jeńców było około 200-300.
A czy wśród sowieckich jeńców wojennych zdarzały się ucieczki z obozu?
Tak i była to nawet no spora liczba. Wiemy już, że ci jeńcy z tych pierwszych masowych transportów z października 1941 roku próbowali uciekać. Tutaj jednak nie mamy jakichś dokładnych danych, poza tylko wzmiankami, że oni uciekali, więc nie jesteśmy w stanie określić, jak duża była to liczba. Musimy pamiętać, że oni byli w fatalnej kondycji fizycznej, więc tylko ci, którzy zachowali jeszcze trochę sił mogli podjąć taką ucieczkę. Nieco więcej wiemy o takiej masowej ucieczce jeńców sowieckich z końca października 1942 roku. Jeńcy po przeniesieniu do Birkenau w marcu 1942 roku w dalszym ciągu w pierwszych tygodniach jeszcze pobytu w Birkenau byli fatalnie traktowani, w dalszym ciągu niesłychanie brutalnie przez esesmanów i przez więźniów funkcyjnych. Ale już gdzieś mniej więcej w połowie tego roku nastąpiła zmiana w ich traktowaniu, co stanowiło odzwierciedlenie zmian w podejściu do jeńców sowieckich generalnie przez władzę III Rzeszy. Po prostu zauważono, że z powodu przedłużającej się wojny jeńców można wykorzystać do pracy, jako taką cenną siłę fizyczną, część można pozyskać jako właśnie kolaborantów, więc generalnie i w obozach jenieckich i w tych wszystkich miejscach odosobnienia, w których oni przebywali, ale również i w Auschwitz, zwiększono im racje żywnościowe, przestano ich tutaj w Auschwitz szczególnie bić i też liczba jeńców mniej więcej od czerwca ustabilizowała się na poziomie około 150, troszeczkę później wzrosła do 160 kilku. Ta grupa była niesłychanie już spójna, oni przeszli przez to najgorsze, więc czuli takie poczucie wspólnoty, wzajemnego zaufania. Nie mniej pomimo tego, że przestano ich tak brutalnie traktować, oni cały czas obawiali się, że mogą być w którymś momencie wymordowani, dlatego snuli plany ucieczki, najlepiej żeby to była ucieczka zbiorowa. Taką ucieczkę przygotowali jesienią 1942 roku. Sprzyjały im dwie okoliczności: pierwsza to taka, oni generalnie byli zatrudnieni przy budowie drugiego sektora obozu Birkenau zwanego BII. Zauważyli, że cały ten sektor już był ogrodzony z wyjątkiem północno-zachodniego narożnika, ponieważ tamtędy najłatwiej było na skróty transportować materiały budowlane do budowy krematorium IV i V, wznoszonego nieopodal tegoż narożnika. Ale tamtędy też na skróty chodzili więźniowie Sonderkommando, którzy byli zatrudnieni w tak zwanym czerwonym domku, takiej prowizorycznej komorze gazowej, też znajdującej się kilkaset metrów od tegoż narożnika. Zauważyli, że tam gdzie ten narożnik, ta pusta przestrzeń nieogrodzona była pilnowana przez esesmanów, ale stwierdzili, że jeśli uciekać, to najlepiej tamtędy. Drugą taką sprzyjającą okolicznością był fakt, że esesmani w sytuacji, kiedy wieczorem na apelu stwierdzono brak więźnia – przeważnie po prostu stwierdzano brak więźnia czasami z powodu ucieczki, ale częściej chyba z tego powodu, że wielu z nich umierało podczas pracy i niezauważeni często tam ich ciała leżały w jakimś ustronnym miejscu. Wtedy wieczorem esesmani dla ułatwienia sobie życia formowali grupy takie poszukiwawcze złożone z więźniów, później również z jeńców. Te grupy szukały tych brakujących więźniów na apelu. Jeńcy przygotowując tę ucieczkę, podczas dnia pracy ukryli ciało jednego z więźniów, który w trakcie pracy po prostu zmarł licząc na to, że wieczorem na apelu ten fakt zostanie odkryty, że brakuje jednego więźnia. I tak faktycznie się stało. Esesmani prowadzący apel wybrali grupę poszukiwawczą. Tutaj wedle relacji ta grupa liczyła - wedle jednych relacji około 70, wedle innej około 100 jeńców, i oni zostali skierowani właśnie z tego odcinka BIb, na którym przebywali na sąsiedni sektor budowany BII, tam na przeciwległym krańcu tego sektora prowadzili poszukiwania. Część z tej dużej grupy skierowała się w stronę przeciwną do tej pustej przestrzeni, ale część cały czas zbliżała się do tego narożnika niezabezpieczonego ogrodzeniem, drutem kolczastym. I kiedy już byli bardzo blisko na umówiony znak rzucili się na pilnujących esesmanów, a ci zaskoczeni nie byli w stanie powstrzymać uciekających jeńców. Jeńcy wyrwali się właśnie poza ogrodzenie, poza tą linię straży. Tam niedaleko rośnie niewielki lasek i tam pomiędzy drzewami próbowali się ukrywać. Kilkaset metrów dalej płynie rzeka Wisła i oni pod osłoną nocy, pod osłoną mgły, tych drzew starali się dobiec do Wisły, przeprawić na drugą stronę i szukać gdzieś ratunku uciekając dalej. Esesmani po tych pierwszych chwilach zaskoczenia wszczęli alarm. Pododdział alarmowy, pościgowy szybko został wezwany i tym esesmanom z tego oddziału pościgowego - części z nich - udało się już niektórych jeńców otoczyć jeszcze w tym lasku, zanim dotarli do Wisły. Część esesmanów z tego oddziału przejechała na drugą stronę rzeki Wisły i tam stworzyli punkty takie obserwacyjne, wykorzystywali race świetlne i dość skutecznie udało im się, by część tych jeńców została pojmana. Niestety, nie zachowała się jakaś dokumentacja mówiąca o tym, ilu tych jeńców uciekło, ilu zostało schwytanych, ilu zostało zastrzelonych w trakcie ucieczki. Możemy szacować, że próbę ucieczkę podjęło przynajmniej kilkudziesięciu jeńców. Wiemy, że po zakończeniu już II wojny światowej pod koniec lat 50., w latach 60., odnalazło się gdzieś tam można powiedzieć na terenie Związku Sowieckiego czterech jeńców, którym udało się uciec w czasie tej ucieczki.
W kolejnych latach jeńcy podejmowali ucieczki, już w nie tak dużych grupach, aczkolwiek one przeważnie były już dobrze zorganizowane, dobrze zaplanowane. Poza faktem, że oni uciekali niewiele wiemy o przebiegu tych ucieczek. Można się tylko domyślać, że ci, którzy uciekli szczęśliwie, jeśli udało im się dotrzeć na tereny pod kontrolą Związku Sowieckiego, Armii Czerwonej, ich los był różny i też po wojnie nie dzielili się swoimi przeżyciami, może poza właśnie kilkoma wyjątkami. Wiemy na podstawie dokumentów niemieckich, że uciekło co najmniej 55 jeńców w okresie od lata mniej więcej 1943 do lata 1944. Nie wiemy wiele o 37 spośród nich. Nie zachowały się żadne informacje w dokumentach niemieckich. Wobec tego możemy przypuszczać, że oni akurat zbiegli z powodzeniem, natomiast jeden został zastrzelony w czasie ucieczki, a 17 zostało schwytanych. To właśnie wiemy z tej dokumentacji niemieckiej. Część z nich trafiła do karnej kompanii, część z nich została powieszona tutaj karnie w obozie.
Likwidację i wyzwolenie obozu Auschwitz przetrwało jedynie kilka procent z ogromu dokumentacji obozowej. Skąd w takim razie pochodzą dane dotyczące sowieckich jeńców wojennych?
Akurat jeśli chodzi o jeńców sowieckich, to szczęśliwie przetrwało dużo dokumentów. Dużo to oczywiście tutaj pojęcie względne, ale w odniesieniu np. do innych grup więźniów no możemy powiedzieć, że to faktycznie dużo. W tym pierwszym okresie, czyli w październiku, w listopadzie, jeszcze taki był niewielki transport w lutym 1942 roku, do Auschwitz przywieziono nieco ponad 10 tys. jeńców. Oni byli rejestrowani w obozie i im zapisywano takie karty personalne, zachowało się ponad 7 660 tych kart. Zawierają one imiona i nazwiska jeńców, miejsce urodzenia, w mniejszej liczbie przypadków miejsce zamieszkania ostatnie itd., ale też co jest ważne to, kiedy oni zostali przywiezieni. na wielu kartach są wpisy, kiedy zginęli.
Drugim takim ważnym dokumentem jest książka zgonów w szpitalu dla jeńców sowieckich. Ona zawiera wpisy dotyczące ponad 8300 jeńców. W zdecydowanej większości przypadków są oni tam odnotowani z imienia i nazwiska, podane są ich numery, także korzystając z jednego zespołu, czy z tej książki zgonów i z tego zespołu kart personalnych sporo informacji możemy wyczytać o jeńcach. Zachowało się również sporo informacji o jeńcach przywożonych w późniejszym okresie, ponieważ ich dane, ich numery, ich imiona i nazwiska pojawiają się w takich zespołach, jak Premiescheinen, czyli listach więźniów, którym wydawano od‘43 roku bony premiowe. To miała być taka forma zachęty do efektywnej pracy więźniów i jeńców na terenie obozu i tam na tych listach pojawia się dużo nazwisk jeńców. Pojawiają się oni również na zespołach Instytutu Higieny SS, w telegramach o ucieczkach wysyłanych z obozu do RSHA i do posterunków policji na terenie okupowanej Polski. Jest to dość spora baza, w oparciu o którą można odtwarzać losy jeńców w obozie. Do tego jeszcze dochodzą zespoły oświadczeń, relacji byłych więźniów, jak ich wspomnień i ponieważ dla szczególnie polskich więźniów przybycie tych jeńców, ale szczególnie sposób ich traktowania był szokiem, więc w wielu tych relacjach, w wielu wspomnieniach pojawia się dużo informacji właśnie o jeńcach sowieckich.
A czy możemy powiedzieć, ilu sowieckich jeńców wojennych przeżyło obóz Auschwitz i jak wyglądały ich losy powojenne?
Sam pobyt w obozie Auschwitz mogło przeżyć kilkuset jeńców, to są ci, którzy tutaj do obozu zostali skierowani, a później jesienią 1944 roku wywiezieni do innych niemieckich obozów koncentracyjnych na przykład Flossenbürga czy do Buchenwaldu. Tutaj trzeba podkreślić, że oni byli w obozie Auschwitz, przeżyli obóz Auschwitz, ale nie wiemy dalej, co się z większością z nich stało właśnie po wywiezieniu do innych obozów koncentracyjnych. Czy oni tam przeżyli, czy tam zginęli? W tej liczbie tych, którzy przeżyli obóz Auschwitz, są jeszcze ci wspomniani przeze mnie uciekinierzy. Do ostatniego apelu 17 stycznia 1945 roku wedle meldunków polskiego ruchu oporu stanęło 96 jeńców sowieckich, z których zdecydowana większość została wywieziona do innych obozów koncentracyjnych w ramach tej ostatecznej likwidacji obozu, ewakuacji obozu właśnie w styczniu tegoż roku. I pewnie jakaś cześć z nich przeżyła, natomiast tu w obozie Auschwitz pozostało kilku z nich, Na kilka dni przed nadejściem Armii Czerwonej zostali oni rozstrzelani. Jeden tylko ocalał, który został raniony. Esesmani nie zauważyli, że był ranny, więc go zostawili, to ciało. Jaki był los tych ludzi po wojnie, to jest trudno precyzyjnie opisać z tego względu, że niewiele wiemy na ten temat, a jest to efekt polityki władz Związku Sowieckiego w odniesieniu do jeńców. Już 16 sierpnia 1941 roku w Kwaterze Głównej Naczelnego Dowództwa Armii Czerwonej został wydany rozkaz nr 270, którego takimi najważniejszymi postanowieniami było to, że żołnierz Armii Czerwonej ma walczyć do ostatka, jeżeli znajdzie się w okrążeniu, to ma przebijać się przez pozycje przeciwnika do swoich oddziałów. Poddanie się uznawano za zdradę i represję w warunkach wojennych po prostu karom śmierci byli poddawani właśnie ci, którzy poddawali się i szli do niewoli Represjom poddawani byli również członkowie ich rodzin. Ci jeńcy właśnie żyli, tu przebywali w obozach z mianem takim piętnem zdrady, zdrajców ojczyzny, ale również i to takie piętno można sądzić towarzyszyło im również po wojnie, tym którym oczywiście udało się przeżyć w obozach koncentracyjnych. Wprawdzie po wojnie nie byli oni karani śmiercią, niemniej na podstawie art. 38 - o ile dobrze pamiętam - kodeksu karnego w Związku Sowieckim w dalszym ciągu traktowano ich jako zdrajców, ale jeśli stawali przed trybunałem, to kilkaset tysięcy spośród nich zostało skierowanych po prostu do łagrów. Przeważnie taki wyrok to było 10 lat, czasami może krócej, czasami dłużej, ale przeważnie to było 10 lat. Ci ludzie pracowali ciężko w łagrach, ale nawet po zakończeniu tej kary cały czas to piętno zdrajcy im towarzyszyło, bo np. nie mogli się osiedlać w Moskwie, czy w Kijowie czy w Leningradzie. Nie mogli też – o ile dobrze pamiętam - podejmować studiów wyższych. W zasadzie takie brutalne traktowanie tychże ludzi w Związku Sowieckim trochę zelżało w połowie lat 50., między innymi wtedy też chyba po raz pierwszy na jakichś takich spotkaniach, wieczornicach pojawiali się ci uciekinierzy z tej masowej ucieczki, o której mówiłem i oni tam przedstawiali przebiegi tych ucieczek. Oni też później przyjeżdżali do Polski w latach 60. i tutaj też opowiadali o przebiegu tej ucieczki. Na dobrą sprawę właściwie do lat 90. ich sytuacja w Związku Sowieckim była bardzo trudna. Toteż ma przełożenie na to, że wspomnień, relacji czy to jeńców sowieckich, którym udało się przeżyć, czy to nawet więźniów po prostu niebędących jeńcami, a będących osadzonymi tutaj w Auschwitz, tych relacji i wspomnień jest naprawdę niewiele i też nasza wiedza o sytuacji tych ludzi po zakończeniu wojny nie jest zbyt szczegółowa.