Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Przypadki zorganizowanego oporu w Auschwitz

Transkrypcja podcastu

Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST

W historii obozu Auschwitz zdarzały się przypadki, kiedy to więźniowie próbowali stawiać opór. Najbardziej znanym wydarzeniem jest bunt w Sonderkommando, który miał miejsce w Auschwitz II-Birkenau 7 października 1944 r. Ta historia została opowiedziana w 21 odcinku naszego podcastu. Były jednak inne przypadki organizowania przez więźniów oporu, w celu zaatakowania esesmanów lub też ucieczki. O różnych przypadkach zorganizowanego oporu, buntów czy masowych ucieczek z Auschwitz opowiada dr Piotr Setkiewicz, kierownik  Centrum Badań Muzeum.

W powojennej literaturze związanej z tematyką Auschwitz, zwłaszcza w latach 60. pojawiły się informacje o zaistnieniu buntów w obozie. Skąd to ówczesne zainteresowanie tą tematyką buntów?

O buntach w Auschwitz mówiono już znacznie wcześniej, czy to w pierwszych powojennych relacjach więźniów, czy też w trakcie procesów esesmanów, które odbywały się w Polsce w owym okresie w końcu lat 40. Wynikało to, co niektórzy podejrzewali, z chęci podkreślenia, jednak mimo wszystko oporu stawianego przez więźniów i reakcji na oskarżenia, tudzież wątpliwości słuchaczy, iż więźniowie Auschwitz ginęli, nie stawiając oporu. I takie przekonanie, i takie zarzuty pod adresem niejako więźniów padały w wielu krajach, w Izraelu, ale też w Polsce, gdzie starano się podkreślić właśnie ów motyw oporu, chociaż jeszcze początkowo skupiano się jednak mimo wszystko na cierpieniu więźniów, gdzie mówiono o więźniarskiej wspólnocie cierpienia. I działo się tak przez kilka początkowych lat, tym niemniej pod koniec lat z kolei 40 i na początku 50. zaczęto też wspominać o roli ruchu oporu i wynikało to pewnie z dwóch zasadniczych względów. Po pierwsze, wówczas to premierem rządu polskiego został Józef Cyrankiewicz. Osoba bardzo zasłużona, jeśli chodzi o kierowanie lewicową grupą ruchu oporów Auschwitz. No i po drugie owe położenie nacisku na oporze stawianym przez więźniów pozwalało ówczesnym partyjnym ideologom na wytłumaczenie, z jakich to tak naprawdę przyczyn deportowano więźniów do Auschwitz. Otóż w tej prostej interpretacji przyczyną było właśnie działanie w ruchu oporu i sprzeciwianie się okupantowi. Także takie tendencje w opisywaniu rzeczywistości Auschwitz istniały w drugiej połowie lat 40., potem wraz z postępującą stalinizacją życia w Polsce zaczęto właściwie ten temat pomijać. Skupiano się na osiągnięciach w budowie realnego socjalizmu w Polsce, po czym z kolei w połowie lat 50., w trakcie kolejnego zwrotu historii naszego kraju, okazało się, że jednak Auschwitz i jego symbolika będzie użyteczna dla ówczesnych PRL-owskich władz z wielu względów, przede wszystkim propagandowych i dlatego to dopiero wtedy Muzeum otrzymało pewne fundusze, które pozwoliły na rozpoczęcie badań naukowych, których praktycznie wcześniej niemalże w ogóle nie prowadzono. Z tym, że jeśli chodzi o wytyczne, które wydano dla Muzeum, w statucie Muzeum, w jakim kierunku powinny posuwać się te badania naukowe, wspominano, co prawda, o tym, że miano podkreślić też historię walki więźniów z esesmanami, jednak w praktyce przez pierwsze kilka lat żaden z zatrudnionych wówczas w Muzeum młodych absolwentów Uniwersytetu Jagiellońskiego nie otrzymał w swoim przydziale zadań opracowania takiego tematu, co pewnie było decyzją zupełnie pragmatyczną, podjętą przez ówczesne kierownictwo Muzeum, przez pana dyrektora Kazimierza Smolenia. Miał on prawdopodobnie na myśli to, iż należy przede wszystkim skupić się na zbadaniu podstawowych faktów z historii obozu i ustalenie chronologii zdarzeń. Także aż do pierwszej połowy lat 60. właściwie ten temat ruchu oporu nie był jakoś szczególnie podkreślany. I sytuacja uległa zmianie wraz z presją, której poddawane były różne instytucje kultury w Polsce, w tym też muzeum. I było to wynikiem walki w łonie partii komunistycznej. Chodziło głównie tutaj o wysiłki podejmowane przez ludzi związanych z Mieczysławem Moczarem, tak zwanego środowiska partyzantów. Otóż twierdzili oni, że w owych badaniach powinno się szczególnie podkreślać motyw walki i ruchu oporu. I to nie tylko to, jak do tej pory w komunistycznej proweniencji, ale też partyzantki i ruchu oporu AK-owskiego. Było to, rzecz jasna, działanie mające na celu przejęcie władzy w Polsce, a środkiem ku temu miała być właśnie owa propaganda patriotyczna, która miała wskazywać na powszechność ruchu oporu w Polsce. I w rezultacie w 1965 roku powołano w muzeum oświęcimskim drugi dział naukowy – Dział ruchu oporu. Co jest o tyle zaskakujące, że właściwie wyjęto w ten sposób z przedmiotu zainteresowania naukowców Działu naukowego, kwestię ruchu oporu i wyłącznie tymi zagadnieniami właśnie miał się zajmować ów drugi dział. Niemniej niebawem okazało się, że żeby przedsięwziąć jakiekolwiek badania naukowe w tej mierze, należało zebrać źródła, czyli relacje osób zaangażowanych w ruch oporu. I to zajęło dwóm historykom zatrudnionym w tym dziale dość sporo czasu. Po czym kiedy zaczęli oni publikować wyniki swoich prac na początku lat 70., już w zmienionej sytuacji politycznej trudno właściwie tutaj odnaleźć jakieś elementy nacisków z zewnątrz na kształt owych prac i one generalnie rzecz biorąc, do dzisiejszego dnia bronią się w sensie solidności warsztatowej i oparcia o dostępne wówczas źródła. Aby podkreślić zasięg nowego ruchu oporu, jego namacalne wyniki, potrzebnych było, rzecz jasna, wskazanie na nie tylko działania związane z nawiązywaniem kontaktów wzajemnych z organizacjami ruchu oporu poza terenem obozu. I tak dalej i tak dalej. Wszelkiego rodzaju działalnością, samopomocową, ale zapewne oczekiwano wtedy też, ażeby uwypuklić pewne przejawy aktywnej walki z esesmanami, kiedy to dochodziłoby do starcia pomiędzy więźniami a wartownikami SS. I tutaj znaleziono kilka takich przykładów. Wśród nich najbardziej znaczące, ewidentnie takie jak na przykład powstanie z Sonderkommando w październiku 1944 roku i tutaj właściwie nawet nie używano słowa „bunt” ile powstanie, co wskazywałoby na mimo wszystko niezwykłość owego zdarzenia. To znaczy mieliśmy tutaj do czynienia z sytuacją, w której więźniowie mieli z góry przygotowany plan. Mieli kierownictwo swojej grupy ruchu oporu i ich zamiary wykraczały poza prostą chęć uratowania życia. To znaczy członkowie Sonderkommando zgromadzili pewną ilość prymitywnych granatów. Zamierzali użyć ich w celu wysadzenia czy spalenia krematoriów po to, żeby powstrzymać zagładę w komorach gazowych. Wreszcie mieli oni zamiar, i rzeczywiście go urzeczywistnienia, przecięcia drutów do obozu po to, żeby umożliwić innym więźniom ucieczkę. Także z tego względu jeżeli mówimy o starciach, tudzież buntach w obozie, to historia powstania Sonderkommando zajmuje tutaj miejsce szczególne i stąd pewnie wielu historyków używa przy opisaniu owych zdarzeń określenia „powstanie” nie tylko „bunt”. Natomiast co do pozostałych buntów, no jest tutaj kłopot polegający na tym, że w dużej mierze przez wiele lat dostępne były jedynie relacje byłych więźniów opisujących takie zdarzenia. I niekiedy owe relacje opierały się jedynie na zasłyszanych w obozie  jakichś pogłoskach, które niekoniecznie były precyzyjne z tego względu, że w dużej mierze uczestnicy tych zaś ponieśli śmierć i tutaj pojawia się problem. No to skąd w takim razie więźniowie w obozie mogli wiedzieć o tego rodzaju zdarzeniach, więc owszem, ta wiedza była przekazywana z ust do ust. Niemniej zwykle w takich sytuacjach uległa pewnemu zniekształceniu. No i problem polegał też na tym, w jakiej mierze świadkowie tych zdarzeń, obserwatorzy, mogli widzieć dokładnie, co się zdarzyło i mogli znać tło podjęcia przez więźniów takiej walki. Więc my tutaj dziś staramy się wszystkie te zdarzenia ponownie zweryfikować, ustalić szczegóły na podstawie innych relacji świadków oraz dokumentów nazistowskich, które w dużej mierze są pomocne do po pierwsze potwierdzenia, że takie zdarzenie miało miejsce, po drugie, ustalenia pewnych szczegółów, czyli liczby więźniów biorących udział w danym zdarzeniu. No i przede wszystkim chronologię.

Jakie w takim razie możemy wyróżnić kryteria danego zdarzenia, które wskazywałyby, że to był bunt?

Mam tutaj na myśli przede wszystkim podjęcie realnych działań, które albo przejawiały się w bezpośrednim ataku na esesmanów, czyli podjęciu walki, tudzież masowości, czy też zdarzenia. Czyli musiało tutaj dojść do sytuacji, w której pewna grupa więźniów, mając wcześniej na jakiś tam plan, starała się w plan czy to ucieczki, generalnie najczęściej to były właśnie próby ucieczki planów, zrealizować. Ważnym tutaj również wyróżnikiem jest sposób formułowania opisów tych zdarzeń przez samych esesmanów, czyli sytuacji, w której bardzo często używali oni takie sformułowań, iż była to „rewolta”, że był to „bunt” była to „masowa ucieczka”. Więc nie mam tutaj na myśli wszelkich zdarzeń o charakterze indywidualnym, gdzie dochodziło, owszem, na przykład do zaatakowania kapo lub esesmana, ale raczej o wspólnym grupowym działaniu. I takich zdarzeń można w historii Auschwitz wyróżnić co najmniej kilka, tych, o których my wiemy, bo z góry zaznaczam, że zapewne zdarzało się i świadczą o tym źródła mniej może pewne, ale zdarzało się z pewnością również, że tego rodzaju starcia z załogą SS miały miejsce, ale, jak wspomniałem, ponieważ zazwyczaj kończyły się one niepowodzeniem, to znaczy wszyscy biorący w nim udział w takim zdarzeniu ponieśli śmierć, więc tutaj jest istotny problem ze znalezieniem wiarygodnych świadków. Natomiast co do kilku przynajmniej zdarzeń mamy stosunkowo wiele, przynajmniej klika relacji, obserwatorów tych wypadków oraz często mamy też wzmianki w dokumentach SS. Prawdopodobnie jednym z pierwszych takich zdarzeń było to, co zdarzyło się 26 czerwca 1941 roku, kiedy to esesman Ewald Leonow  z czwartej kompanii wartowniczej otrzymał pochwałę od komendanta obozu za spostrzegawczość oraz roztropność i zachowanie, dzięki któremu udało się udaremnić masową ucieczkę Żydów. Właściwie dysponujemy tylko taką notatką i kilkoma relacjami więźniów, którzy potwierdzają, iż w tym okresie zdarzały się ucieczki więźniów z karnej kompanii, Żydów, i wynika to ze specyficznego położenia owej grupy więźniów, ponieważ Żydzi w tym okresie wszyscy właściwie bezpośrednio po przybyciu do obozu trafiali do karnej kompanii i tam bardzo prędko umierali, byli mordowani przez kapów, a średnia ich życia, jak wynika to z nieco późniejszych dokumentów, rzeczywiście wynosiła mniej więcej 15 dni. Także w takiej sytuacji, Żydzi ci, zdając sobie sprawę z tego, że cokolwiek by nie uczynili, jakkolwiek by nie starali się spełnić oczekiwania esesmanów, czyli wydajnie pracować, i tak zostaną zamordowani. I tutaj mamy przypuszczalnie do czynienia z być może pierwszą taką grupową ucieczką więźniów, kiedy to Żydzi z karnej kompanii zorientowali się, że podejmowane wcześniej ucieczki indywidualnie zakończyły się niepowodzeniem. Ci uciekinierzy po prostu zostali zastrzeleni przez wartowników. W związku z tym doszli do wniosku, że być może uda się ucieczka jednoczesna jakiejś grupy więźniów i przynajmniej niektórzy z nich ocalą życie. Także stąd pewnie wzmianka po raz pierwszy w dokumentach niemieckich o masowej ucieczce. I jak się wydaje, należy również z tym faktem wiązać wpis do książki bunkra z tego właśnie dnia. Jeden z więźniów Żydów został w bunkrze podziemiach bloku 11 w areszcie obozowym osadzony. To jest o tyle ciekawe, że tak naprawdę to kara skierowania do karnej kompanii była karą ostateczną, to znaczy tutaj nie można mówić o tym, że istniała jakaś inna jeszcze surowsza kara, inny sposób ukarania więźnia Żyda w tym okresie. Więc jeśli jakiś Żyd trafił do bunkra, w podziemiach bloku 11, to oznaczało jakieś nadzwyczajne wydarzenie. Więc być może można to rozumieć w ten sposób, że ów osadzony tam więzień żydowski brał udział w owej ucieczce, czy też coś wiedział na temat planowania tej ucieczki został przez Wydział Polityczny osadzony w celi celem przesłuchania tak właściwie dla porządku chyba, bo to przesłuchanie wiele nie mogło przynieść. Z innego dokumentu wiemy, że ów Żyd został 30 czerwca z bunkra zwolniony, ale też tego samego dnia w obozie zginął, więc jeśli został zwolniony, no to przypuszczalnie albo został skierowany z powrotem do karnej kompanii i tam zabity, zatłuczony kijem przez kapów, albo został rozstrzelany pod Ścianą Śmierci.

Drugie takie zdarzenie już znacznie bardziej znaczące w sensie wrażenia, które uczyniło one na pozostałych więźniach obozu, to ucieczka więźniów Polaków z karnej kompanii w Birkenau 10 czerwca 1942 roku. I to było zdarzenie, które dość powszechnie w obozie komentowano. Wiedzieli o tym, co stało się w Birkenau, nie tylko więźniowie tego obozu, ale też wieści na temat dochodziły do obozu macierzystego. Posiadamy szereg relacji świadków, z tym, że nie są one wszystkie w tej samej mierze wiarygodne, bo z przyczyn oczywistych ludzie, którzy znajdowali się wówczas w karnej kompanii i przeżyli, byli świadkami najlepszymi, bo na ich oczach ów dramat się rozegrał. Poza tym byli też więźniowie, którzy znajdowali się stosunkowo blisko bloku karnej kompanii, to znaczy na przykład, czy to w szpitalu obozowym, czy też w kuchni, która znajdowała się naprzeciwko bloku pierwszego, czyli siedziby wówczas karnej kompanii. Posiadamy też szereg relacji innych więźniów, którzy coś zapamiętali, coś słyszeli i tutaj ta rozbieżność, jeśli chodzi o wiarygodność, co do szczegółów, jest dosyć spora. Niemniej udało nam się w ostatnich latach pozyskać kilka nowych dokumentów i źródeł, które pozwalają na uszczegółowienie naszej wiedzy na ten temat. Co zdarzyło się tak naprawdę w karnej kompanii Birkenau w czerwcu 1942? Otóż wiemy, że w końcu maja w obozie macierzystym przeprowadzono selekcję, w wyniku której część więźniów transportu z Krakowa rozstrzelano, a pozostałych, dość sporą grupę więźniów politycznych przeniesiono właśnie do karnej kompanii do Birkenau i więźniowie ci nie zdawali sobie sprawy, dlaczego właściwie esesmani to uczynili i starając się odgadnąć ich zamiary, doszli do przekonania, że widocznie chodzi o pozbycie się, o zamordowanie tych więźniów Polaków, którzy z różnych względów przypuszczalnie nie byli już potrzebni Gestapo dla prowadzenia jakichś dalszych śledztw. Z tą obawą trafili oni do karnej kompanii, zwłaszcza, iż na miejscu okazało się, że oznaczono ich dodatkowo tak zwanymi czerwonymi punktami. Wszyscy więźniowie z karnej kompanii posiadali takie naszywki na pasiakach w formie czarnych kół. Natomiast ta grupa właśnie Polaków, przeniesionych w owym czasie do Birkenau, otrzymała jeszcze dodatkowo czerwone punkty, co wskazywało na to, że są oni jakoś tam szczególnie niebezpieczni. Więc to był pierwszy dzwonek alarmowy dla owych więźniów. Drugim było wzywanie, jak stwierdzili, pewnych grup więźniów z powrotem do Auschwitz. Celem rzekomo przesłuchania, z tym że wszakże dowiedzieli się oni, że więźniowie ci są zabijani, padają ofiarą egzekucji pod Ścianą Śmierci. Także doszli oni do przekonania, że celem przeniesienia tej grupy polskich więźniów do karnej kompanii było z jednej strony, albo doprowadzenie ich do szybkiej śmierci w wyniku ciężkiej pracy w owej karnej kompanii. Lub też stopniowo rozstrzelanie ich w małych grupach przenoszonych do obozu macierzystego. Stąd powstał plan wśród grupy tych więźniów, przeprowadzenia masowej ucieczki grupowej, ucieczki z miejsca pracy, czyli z kopania rowu odwadniającego tak zwanego Königsgraben, pomiędzy obozem Birkenau a Wisłą i plan ten został urzeczywistniony 10 czerwca. Zakładał on z jednej strony zaatakowanie esesmanów wartowników, ale w taki sposób, ażeby nie ponieśli oni śmierci, to ważne podkreślenia, bo jak sądzę, wskazywało na to, że więźniowie ci, inicjatorzy ucieczki, myśleli też o losie tych, którzy pozostaną w obozie. Więc ów atak miał polegać jedynie na obezwładnieniu esesmanów, na odebraniu im broni, ale nie zamierzano ich zabijać. Po czym grupa wtajemniczonych więźniów miała zacząć biec w kierunku zarośli nad rzeką Wisłą, przepłynąć rzekę i tam już dalej na własną rękę szukać ocalenia. Liczono przede wszystkim na to, że więźniowie pozostali, którzy nie byli wtajemniczeni w plany owej tej grupy, widząc, co się dzieje, dołączą spontanicznie do uciekinierów, co było ewidentnie pewną słabością tego planu. Bo jak się okazało, jak można było z dzisiejszej perspektywy by się spodziewać, większość więźniów z karnej Kompanii była tymi zdarzeniami po prostu zaskoczona. Nie wiedzieli oni, jak zareagować i co się tak naprawdę dzieje. Z drugiej strony, no inicjatorzy ucieczki nie mieli, jak się wydaje również wyjścia, nie mogli poinformować wszystkich swoich kolegów o planowanej ucieczce, ponieważ istniało jednak spore ryzyko, że wśród nich znajdzie się ktoś, kto ów plan zdradzi. Także doszło do tej ucieczki po południu 10 czerwca, kiedy to na gwizdek kommandoführera Mölla, który miał oznaczać zakończenie pracy tego dnia, więźniowie rozpoczęli akcję z tym, że już na wstępie pojawił się problem. Otóż tego dnia zaczął padać dość rzęsisty deszcz i kommandoführer Möll postanowił zakończyć pracę wcześniej. Zgodnie z regulaminem obozu w tym okresie więźniowie mieli pracować do godziny 18.00, natomiast wiemy, że o godzinie 16.00 zginął więzień, który brał udział w owej ucieczce, więc przypuszczalnie aż dwie godziny wcześniej praca miano zakończyć, to spowodowało tez dezorientacje wśród więźniów i nie widzieli oni właściwie, co oznaczał ów gwizdek i dlaczego rozległ się znacznie wcześniej niż zwykle. Niemniej ostatecznie kilku więźniów rzuciło się do ucieczki, kilku esesmanów zostało obalonych na ziemię. Przypuszczalnie esesmani ci byli bardzo mocno zaskoczeni tym, co się stało. Po pierwsze, ich swoboda ruchów była dość mocno ograniczona, ponieważ w tkwili tam w terenie wokół Königsgraben przykryci takimi płaszczami tak zwanymi pałatkami wojskowymi przeciwdeszczowymi, znajdowali się przypuszczalnie zbyt blisko pracujących więźniów, żeby mieć czas, żeby zareagować to, żeby wprowadzić nabój do pocisku, do komory nabojowej i wystrzelić. Także w momencie, kiedy owi więźniowie mijali ich, dopiero wtedy zaczęli szarpać się tam z karabinami i usiłowali strzelać. Wielu więźniów zdołało wydostać się na otwartą przestrzeń, jednakże kiedy już wokół nich zaczęły gwizdać kule, część z nich się zatrzymała. Poza tym prędzej niż esesmani zareagowali kapowie, którzy również w liczbie kilkunastu pilnowali tego komanda. Mieli oni jak zwykle na podorędziu kije, także bijąc owymi kijami, udało się również im grupę więźniów powstrzymywać od ucieczki. Także te zdarzenia znajdują potwierdzenie zarówno w relacjach świadków, z drobnymi różnicami, i w relacjach również esesmanów. Najważniejszymi świadkami ewidentnie byli ci więźniowie, którzy zdołali zbiec. Z dokumentów niemieckich wynika, że było ich 9, bo tylu odnotowano ich jako zbiegłych z obozu. Niemniej z nowszych materiałów wynika, że tak naprawdę ucieczka z obozu Auschwitz udała się jedynie 3 lub 4 więźniom, ponieważ dwaj pozostali zostali niebawem schwytani. Jeden z nich, czy ciało jednego z nich, wyłowiono w kilka dni później z albo z Wisły, albo ze starorzecza Wisły w pobliżu obozu. Dwóch innych więźniów zostało później jeszcze schwytanych. Jeden z nich na przykład w Tarnowie. Miał on być odwieziony do obozu Auschwitz, gdzie przypuszczalnie zginął. Inny został zastrzelony w czasie ucieczki, kiedy gdzieś tam został schwytany. Także w praktyce jedynie trzem lub czterem więźniom ta ucieczka z obozu się udała. I teraz dochodzimy do jednego z bardziej istotnych i tragicznych momentów w dziejach tejże ucieczki, to znaczy ze śledztwa, które zostało przeprowadzone przez esesmanów w celu odkrycia, co stało się tak naprawdę i kto był inicjatorem tejże ucieczki. Istnieją tutaj spore różnice w relacjach świadków, ponieważ część z nich to ci, którzy przebywali w karnej kompanii wcześniej, którzy byli oznaczeni tylko czarnymi punktami i których tego dnia, czyli 11 czerwca, wyprowadzono z karnej kompanii do pracy, pozostawiając tylko więźniów owych czerwonych, oznaczonych czerwonymi punktami na miejscu. Także właściwie niemalże nie było nikogo, kto mógł być świadkiem tego, co się zdarzyło. Być może tutaj mogło chodzić o kilku więźniów z obsługi bloku. No i właśnie tych świadków, tych więźniów, którzy nie dawali się gdzieś w pobliżu, na przykład personel kuchni obozowej. Wynika także z tychże relacji, że wielu więźniów, bo kilkunastu, 20 czy nawet 20 kilku, zostało rozstrzelanych w czasie śledztwa, które przeprowadził Lagerführer obozu z Auschwitz, Aumeier, wraz z kilkoma innymi esesmanami z Wydziału politycznego z obozowego Gestapo. A przybył on tam na dziedzinie z tego bloku karnej kompanii rano 11 czerwca i usiłował w ten sposób wydobyć jakieś zeznania od więźniów, a ponieważ więźniowie nie chcieli podać nazwisk organizatorów tego buntu, więc po kolei ich zabijał wystrzałem pistoletu, on lub jego towarzysze. Po czym zagroził, że jeżeli do popołudnia, kiedy wróci tutaj raz jeszcze, nikt nie zdecyduje się na zdradzenie organizatorów ucieczki, wszyscy więźniowie zostaną w ten sposób rozstrzelani. Wiemy z relacji świadków, że po południu wszyscy więźniowie z karnej kompanii odznaczeni czerwonymi punktami zostali zebrani na dziedzińcu bloku. Kazano im się rozebrać, to znaczy przypuszczalnie po prostu ściągnąć kurty pasiaków. Związano im ręce, drutem czy też drutem kolczastym i odprowadzono w nieznanym kierunku, i teraz większość autorów relacji wspomina, że więźniowie ci zostali zamordowani w komorze gazowej. Była to najprawdopodobniej jedyna wówczas istniejąca komora gazowa w tak zwanym bunkrze pierwszym w Birkenau. Niektórzy wspominają, co prawda, że więźniowie ci zostali rozstrzelani, bo moment, kiedy oni opuszczali obóz, prawda kiedy wychodzili w kolumnie pilnowani przez esesmanów, to były ostatnie chwile, kiedy właściwie więźniowie mogli ich zobaczyć. Natomiast decydujące, jak się wydaje, jest tutaj zeznanie szefa Wydziału politycznego Maksymiliana Grabnera, który potwierdził, że więźniowie ci zostali zamordowani w komorze gazowej. Więc mamy tutaj szereg ciekawych aspektów owej ucieczki, na przykład kto podjął taką decyzję, bo było to zdarzenie dość wyjątkowe w historii Auschwitz. Nakazanie zamordowania znacznej grupy więźniów politycznych w komorze gazowej, Polaków, w tym czasie. Jak się wydaje, zdarzenia owe wyglądały następująco, otóż rano 11 czerwca, kiedy do Hössa zaczęły, do komendanta obozu, zaczęły docierać informacje o rezultatach akcji pościgowej wpadł on w swego rodzaju, no dość poważną irytację, ponieważ jeśli cokolwiek mogło zdarzyć się w obozie, co mogło wpłynąć na jakąś negatywną ocenę pracy komendanta, to przede wszystkim właśnie ucieczka, a zwłaszcza grupowa ucieczka. Jeżeli w obozie zginęło, nie wiem, kilkuset więźniów czy to rozstrzelanych czy zamordowanych w komorze gazowej, to nie był powód dla Głównego Urzędu Administracji Gospodarki SS czy generalnie dla władz esesmańskich w Berlinie, ażeby udzielić jakiejś reprymendy komendantowi obozu. Natomiast takim powodem mogło być właśnie dopuszczanie do sytuacji, w której grupa więźniów zbiegła z obozu do jakiegoś buntu. I to właśnie się stało, także prawdopodobnie Höss owej irytacji przesłał pierwszy meldunek, którego treści nie znamy. Wiemy jedynie, że 11 czerwca takim meldunek do Berlina dotarł i przypuszczalnie Höss już z góry, ażeby pokazać swoją stanowczość, zaproponował bardzo surowe środki represyjne, czyli zamordowanie właśnie pozostałych więźniów z karnej kompanii z owej grupy oznaczonej czerwonymi punktami. Jak się wydaje, uczynił to właśnie po porannym śledztwie przeprowadzonym przez Aümeiera, kiedy to nikt nie chciał zdradzić organizatorów buntu i decyzja, czy też wsparcie tej propozycji Hössa nadeszła przypuszczalnie tego samego dnia, bowiem po południu właśnie no już nie na własną rękę, ale mając taki akcept zgody ze strony Berlina, Höss wydał rozkaz, ażeby tych więźniów zamordować. Wiemy też, że dwa dni później Höss złożył kolejny raport w sprawie zajść w karnej kompanii, więc zainteresowanie również ze strony władz w Berlinie musiało być spore tym, co wydarzyło się w Auschwitz. Później jeszcze nakazano mu złożyć bardzo obszerny meldunek tyczący tego, jakimi środkami dysponuje obóz w razie powtórzenia się takiej sytuacji, takiego zdarzenia, czyli próby masowej ucieczki. No i wtedy Höss tam wyjaśniał dość obszernie, bo ten akurat dokument się zachował, że ma on do dyspozycji pluton alarmowy w postaci podoficera, 35 szeregowców, którzy są pod bronią, mogą natychmiast zostać wysłani na miejsce zdarzenia. Ponadto jest też do dyspozycji kompania alarmowa. Kompania to ci żołnierze, którzy mają teoretycznie czas wolny i mogą znajdować się na terenie koszar, ale w stanie takiego, jak gdyby pół-pogotowia, znaczy na pewno nie mogą oni na przykład otrzymywać przepustek w tym czasie, więc to już wymagało nieco dłuższego czasu zgromadzenie ich wszystkich. Taka kompania liczyła wówczas około tam 170 do 200 esesmanów, więc oni po pół godzinie też mogli być skierowani do akcji. Wreszcie Höss napomknął, że jest też do dyspozycji eskadra samolotów na lotnisku w Katowicach, co wydaje się być trochę dziwne, no być może po prostu chodziło o jakieś samoloty rozpoznawcze, które by były przydatne do poszukiwania więźniów na otwartym terenie. Widać tutaj wyraźnie, że to zainteresowanie ze strony władz w Berlinie ową ucieczką nie było rzeczą, której Höss się spodziewał, która by wzbudziła jego entuzjazm, bo na przykład nie wyróżnił żadnego esesmana, którzy brali udział w akcji pościgowej, ani pochwałą, ani jakąś nagrodą w postaci na przykład dodatkowego urlopu, co świadczy o tym, że starano się raczej w obozie o tym zdarzeniu nie pamiętać. Na podstawie tych dokumentów możemy również oszacować, ilu więźniów zginęło w trakcie i owego śledztwa na dzielnicy bloku pierwszego, i ilu z nich zostało zamordowanych w komorze gazowej. Dzięki analizie wpisów do książki stanów dziennych można stwierdzić, że esesmani również starali się ukryć ów fakt, że aż tak wielu więźniów tak naprawdę zginęło jednego dnia i dlatego wpisywano ich po 50 przez kilka dni kolejnych. Pisarze obozowi starali się niekiedy ułatwić sobie zadanie, ponieważ mieli do dyspozycji jakąś całkowitą listę więźniów, którzy zostali zamordowani 11 czerwca i wpisywali po 50 dzień po dniu. Ale żeby nie pomylić się co do tego, do jakiej grupy należeli ci więźniowie, to sobie te nazwiska dawali w takie klamry. Na tej podstawie można potwierdzić, że przynajmniej około 250 więźniów zginęło wówczas zarówno tych rozstrzelanych na dziedzińcu bloku pierwszego, jak i oczywiście znacząca większość to ci, którzy zginęli w komorze gazowej. Czyli nie tak jak więźniowie zeznawali około 300 tam 330, oni sami tego zresztą dokładnie pewnie nie mogli policzyć, bo nie mieli ku temu jakieś praktycznej możliwości, ale mniej więcej oszacowali, jak się okazuje, liczbę zamordowanych prawidłowo.

Bunt karnej kompanii w czerwcu 1942 roku był pierwszym takim przypadkiem i władze obozowe później starały się ukrywać tego typu przypadki czy były jeszcze podobne?

Tak, to jak wspomniałem, stanowiło pewien kłopot każdorazowo tego typu zdarzenie dla dowództwa garnizonu Auschwitz i widać to chociażby na dwóch kolejnych przykładach takich zdarzeń, takich buntów, które miały miejsce w 1942 roku. Pierwszym z nich to było zdarzenie określane w literaturze jako bunt w Budach. Jest to o tyle wyjątkowy epizod dziejów Auschwitz, ponieważ właściwie jedyne, co przez wiele lat na temat wiedziano, to relacje trzech esesmanów. Nie było poza nimi właściwie dostępnych, żadnych innych relacji świadków, bo takowi przypuszczalnie tak uważano wówczas po prostu nie ocaleli. Był to komendant Höss, był to Pery Broad, funkcjonariusz Gestapo obozowego, no i wreszcie Maximilian Grabner, który po wojnie zeznawał wkrótce na ten temat w Krakowie podczas swojego procesu. Zdaniem tych esesmanów doszło wówczas w kobiecej karnej kompanii w Budach do zdarzeń, które określili oni mianem albo rewolty, albo buntu tudzież dwaj z nich właściwie wahali się, czy było to działanie będące jakimś odruchem rozpaczy ze strony samych więźniarek, czy też była to prowokacja ze strony, czy to jest esesmanów, czy funkcyjnych znajdujących się wtedy w karnej kompanii. Te relacje były wielokrotnie analizowane przez historyków właściwie bez jakichś decydujących rezultatów, z tym że początkowo raczej starano się mówić tutaj o buncie w kobiecej karnej kompanii. Potem raczej o masakrze, bez wskazywania już, iż miał tutaj dojść do jakiegoś działania zainicjowanego przez same więźniarki. W ostatnich latach udało się zebrać inne dokumenty,  materiały, które pozwalają na doprecyzowanie naszej wiedzy na temat zdarzeń w Budach w owym czasie. Przede wszystkim jesteśmy w stanie stwierdzić, że zdarzenie to miało miejsce mniej więcej miesiąc wcześniej niż do tej pory uważano na podstawie jednej relacji więźniarki z obozu Birkenau, która, jak się wydaje, była po prostu nieprecyzyjna, tudzież błędna. Wiemy o tym dlatego, że istnieją wzmianki o wymianie korespondencji pomiędzy komendantem Hössem a władzami w Berlinie. 10 września, na podstawie wstępnego jakiegoś tam telegramu informującego o takim zajściu, zarządano później od Hössa szczegółowego raportu, który miał być przedstawiony Reichsführerowi SS, co tak naprawdę zdarzyło się w karnej kompanii w Budach. To raz. Dwa, istnieje zeznanie więźniarki, która znajdowała się w bunkrze bloku 11 wraz z niemieckimi funkcyjnymi, które brały udział w owych zajściach. I ona również wspomniała o tym, że no mniej więcej w tym czasie, no gdzieś w pierwszej połowie września, zdarzenie to miało miejsce. Dwa, wiemy, że z pewnością, tak jak przynajmniej starali się sugerować esesmańscy świadkowie, nie doszło tutaj do sytuacji, w której to więźniarki te, Żydówki z Francji zostały w jakiejś większej grupie zamordowane tylko dlatego, że owe funkcyjne chciały pozbyć się świadków ich relacji bliskich łączących owe funkcyjne niemieckie ze strażnikami z esesmanami obozowymi w Budach. Jest to z wielu względów absurdalne i wręcz mało przekonywujące. Czy natomiast rzeczywiście tak jak padały w niektórych owych relacji wzmianki czy więźniarki żydowskie z Francji planowały jakąś grupową ucieczkę i w ten sposób doszło do owego buntu. No wydaje się również, że nie, bo wszystkie właściwie takie grupowe ucieczki miały miejsce z Auschwitz, czy próby ich miały jeszcze miejsce za dnia. Co było o tyle rozsądne, że znacznie bardziej łatwiejsze do przeprowadzenia. Łatwiej było uciec z miejsc pracy danego komanda poza zasięgiem ogrodzenia obozowego niż z samego obozu. Tutaj, jeśli by to zdarzenie miało miejsce w nocy, to po pierwsze, więźniarki musiały liczyć się z reakcją funkcyjnych. Dwa oczywiście byłby istotny problem z pokonaniem ogrodzenia obozowego i wzdłuż tego odrodzenia w jakiejś mierze, no, niedopuszczenie do jakichś zbyt dużych strat sytuacji, kiedy esesmani z wież wartowniczych otworzyliby ogień.  Także należy wątpić, że jeśli już doszło do takiej masakry w nocy, to było to spowodowane chęcią owych więźniarek do przeprowadzenia ucieczki. Najbardziej prawdopodobnym powodem, dla którego doszło do owej masakry, było zdarzenie, które miało mieć miejsce dzień wcześniej. Jest to opisane przez pewną więźniarkę z Jugosławii, która, co prawda, nie była świadkiem rewolty w Budach, ale przybyła tam stosunkowo niedawno po niej i rozmawiała z pewną funkcyjną, która dość obszernie i rozsądnie opisała, co tak naprawdę się zdarzyło. Zastanawiając się nad tym, wypadałoby najpierw zadać pytanie, dlaczego spora grupa tam określana w granicach 70-90-93 więźniarek, Żydówek z Francji, została jednocześnie przeniesiona do Bud do karnej kompanii. Nikt do tej pory z historyków nie zadał sobie tego pytania. Ewidentnie dlatego, że były to więźniarki, które stawiały opór już wcześniej, będąc w obozie w Birkenau, gdzie zapewne odmówiły wykonywania jakichś poleceń i ich zachowanie uznano za niedopuszczalne i z tego względu wysłano ich za karę do Bud. To raz. Dwa z relacji tejże więźniarki wynika, że zmuszone do bardzo ciężkiej pracy w Budach, wycinaniu trzcin przy transportowania różnych materiałów w taczkach, więźniarki musiały pchać po rozległym gruncie i bardzo brutalnym traktowaniem ze strony niemieckich więźniarek funkcyjnych, te Żydówki z Francji zaczęły stawiać opór. W końcu któraś z nich zaczęła krzyczeć na te więźniarki funkcyjne, odmawiając wykonywania dalszej pracy czy protestując przeciwko biciu i znalazła wsparcie wśród swoich koleżanek. I tutaj niemieckie kapo stanęły bezradne. W tej sytuacji nie wiedziały, jak zareagować. Zresztą zazwyczaj pewnie oczekiwałby rozkazu od swojej Aufseherki, swojej nadzorczyni, która akurat w tym czasie jednak w Budach była nieobecna. Stanowiło to pewien istotny problem dla funkcyjnych niemieckich, co robić w takiej sytuacji i co będzie, jeśli następnego dnia sytuacja się powtórzy? Jak one mogą wymóc efektywną pracę, w ich mniemaniu, u pozostałych więźniarek karnej kompanii, jeżeli te po prostu odmawiają wykonywania ich poleceń. Więc należy przyjąć, że owe kapo wieczorem zmówiły się po to, ażeby dać tym więźniarkom, nauczkę. Uzbroiły się w kije, jakieś tego rodzaju narzędzia, jedna z nich przynajmniej miała ze sobą siekierę i wpadły tam w środku nocy do pomieszczeń zajmowanych przez więźniarki i zaczęły je bić. Zaczęły je maltretować. Te z kolei nie wiedząc zupełnie, co się dzieje, niektóre z nich przynajmniej zaczęły stawiać opór, myśląc… że widząc przynajmniej w ręku jednej z kapo siekierę, doszły one przypuszczalnie do wniosku, że te nie chcą po prostu je zamordować. Także niektóre z nich zaczęły stawiać opór, co jeszcze bardziej rozwścieczyło funkcyjne. Inne z kolei Francuzki starały się uciec z budynku, wyskakując przez okna. No ale tam z kolei na podwórzu znalazły się w miejscu izolowanym ogrodzeniem drutu kolczastego. Strażnicy SS, jak wynika z innych relacji, tam rzucały w nie jakimś kamieniami., czy nie wiadomo, czy… Otworzyli ogień, ale niedługo tak czy inaczej dopadły i tam również owe funkcyjne i niemalże wszystkie je zamordowały. Także takie było najprawdopodobniej tłokowych zdarzeń. I tutaj znowu Höss starał się przypuszczalnie ukryć przed przełożonymi, co tak naprawdę stało się w Budach. No bo teoretycznie tutaj nikt nie zawiódł, to znaczy nie doszło jednak do ucieczki tym razem. Niemniej, no, sam fakt, że do takiej rewolty, jak to Höss, starał się opisać w swoim meldunku, że to niej doszło mogło świadczyć, no niekorzystnie nieco o warunkach panujących w tym obozie i o dyscyplinie wśród więźniarek, za co ostatecznie odpowiedzialny był komendant obozu. I tutaj znów ponownie żaden ze esesmanów nie otrzymał żadnej nagrody po incydencie, po owej masakrze. A te funkcyjne niemieckie, które zachowały się no również niezgodnie z regulaminem, bo pewnie powinny w takiej sytuacji powiadomić przełożonych, powinny one rozpocząć jakąś drogę służbową, tak jak to przewidywał regulamin, to znaczy powinien dostać jakiś tam złożony meldunek karny i tak dalej i tak dalej. A one wzięły sprawę w swoje ręce i zamordowały kilkadziesiąt innych więźniarek. W związku z tym pewnie uznano, że no lepiej na wszelki wypadek te funkcyjne Niemki uciszyć. I uczyniono to w ten sposób, że w zamordowano je po zakończeniu śledztwa zastrzykami fenolu wprost w serce.

Ile było tych funkcyjnych? Czy wiemy, ile funkcyjnych więźniarek dokonało tej właściwie egzekucji?

Wiemy jedynie, że sześć z nich zostało uznanych za winnych i zamordowanych później zastrzykami fenolu. Z relacji o tej więźniarki wynika jednak, że na miejscu było też kilka innych więźniarek funkcyjnych. Chociaż trudno tutaj wyrokować, w jakiej mierze były one zaangażowane w zamordowanie francuskich Żydówek. Być może również jacyś ze esesmani też mieli w tym udział, ale tutaj w żadnym dokument o tym dokładnie nie wspomina.

Czy ucieczkę sowieckich jeńców wojennych również możemy zakwalifikować do kategorii buntu?

Tak, jak najbardziej, bo spełnia ona taką przyjętą przez nas definicję. To znaczy: doszło do opracowania wspólnego planu. Była jakaś grupa kierownicza w gronie owych jeńców i plan ten przewidywał jednoczesne grupowe, jak przedostanie się przez ogrodzenie i być może również, do czego poniekąd doszło do w jakiejś mierze, zaatakowanie esesmanów, po czym szukanie już swojej szansy na uratowanie życia w dalszej ucieczce, więc tę ucieczkę opisało kilku sowieckich jeńców, którzy byli wówczas w Brzezince. Znaczy, powiedziałbym późną jesienią 1942 roku, przede wszystkim również uciekinierom tym, którym ucieczka się ta udała. Natomiast w dokumentach niemieckich na ten temat praktycznie nie ma nic nie ma śladu, żeby taka ucieczka sowieckich jeńców miała miejsce. Jedynie bardzo dokładnie, wczytując się w niektóre dokumenty, możemy się zorientować, jak spore wrażenie ta ucieczka na Niemcach, esesmanach poczyniła i jak bardzo była dla nich, zwłaszcza dla komendy garnizonu, była kłopotliwa. Otóż przez wiele lat były do dyspozycji właściwie relacje świadków – sowieckich jeńców, uciekinierów, wydawałoby się, że to są bardzo dobre relacje, no bo pochodzą właśnie od bezpośrednich uczestników zdarzeń. Niemniej, jak to akurat w przypadku relacji z jeńców czy więźniów z terenu Związku Sowieckiego one po wojnie ulegały znacznemu podkolorowaniu. Tak żeby spełniać oczekiwania ze strony słuchaczy, no i pewnie spełniać też oczekiwania ze strony jakiejś tam cenzury czy innych władz sowieckich. W każdym razie są to opisy takie, w tonie dość bohaterskim, co nie jest niczym złym. Jednak na przykład fakt, iż przez wiele lat uważano, że ucieczka ta miała miejsce 6 listopada 1942 roku, no, wskazuje jednoznacznie, że te relacje miały takie zabarwienie ideologiczne. No bo cóż mogłoby się zdarzyć nie bardziej wzniosłego, jak zorganizowanie ucieczki z Auschwitz w rocznicę rewolucji październikowej, prawda? Ci świadkowie wspominają również, że grupa uciekinierów wzniosła okrzyk „urra”, prawda? Tutaj już nie byłbym pewny, czy to nie jest takie niemożliwe, bo być może tak właśnie to się zdarzyło. Co wiemy na pewno? Wiemy, że w małej grupie ocalonych sowieckich jeńców, którzy przeżyli liczne masakry z grona 10 000 jeńców sowieckich przywiezionych do Auschwitz jesienią ‘41 roku, tych stu kilkudziesięciu szczęśliwych ocalonych znajdowało się w Birkenau i jak więźniowie wspominają, budzili oni, rzekłbym, sympatię czy też rodzaj zaufania ze strony oficerów z komendy garnizonu, którzy uważali ich za, no, weteranów  za tych, którym należy się coś w rodzaju szacunku. Oni to właśnie z wielkiego tłumu sowieckich jeńców, którzy zostali przewiezieni do Auschwitz, oni ocaleli. Co pewien czas nawet używano tych sowieckich jeńców. do akcji poszukiwawczych w obozie i to zdarzało się dość często. Niekoniecznie miało związek z ucieczką jakiegoś więźnia, ale kiedy to na terenie ogrodzonym pracowało komando, z którego brakowało więźnia, to mogło to oznaczać, że albo ten więzień usiłował zbiec, ale na przykład mógł też gdzieś zginąć i mógł paść z wyczerpania w miejscu, w którym trudno było jego zwłoki odnaleźć. Także w takiej sytuacji wysyłano zarówno pododdział alarmowy esesmański do poszukiwania takich zwłok, jak można się było spodziewać, ale też grupę czy to kapów, czy to właśnie w tym okresie sowieckich jeńców wojennych? I jeńcy ci wiedząc o tym, postanowili wykorzystać procedurę stosowaną przez esesmanów. Ukryli zwłoki jakiegoś tam więźnia, który zmarł śmiercią naturalną, i kiedy zarządzono poszukiwania, to przez pewien czas grupowo byli oni właśnie na terenie Birkenau w miejscu, gdzie budowano dopiero nowy sektor obozu BII, czyli bardzo dużą, obszerną część obozu Birkenau, i nagle zbliżyli się do miejsca, w którym znajdowała się dziura w płocie. No, dziura znajdowała się w płocie, dlatego bo obóz nie był zasiedlony, jeszcze ta część obozu. Wcześniej już biuro budowlane raportował do komendy obozu, że ogrodzenie dookoła odcinka BII zostało już ukończone, ale ponieważ taka luka w ogrodzeniu ułatwiała przewóz materiałów budowlanych, no to nieoficjalnie ona tam jeszcze była. Plus na przykład więźniowie z Sonderkommando, którzy chodzili do pracy w komorze gazowej bunkrze numer jeden, też tamtędy korzystali właśnie z takiej ścieżki na ukos przez ten przez ten sektor. Także było to nieoficjalnie tolerowane i właśnie tą lukę postanowili wykorzystać więźniowie jeńcy sowieccy. Rzucili się tam z okrzykiem w liczbie kilkudziesięciu. Tutaj trudno określić przypuszczalnie tam nie wiem, 50-70 z nich do ucieczki. Obalili jakąś tam nawet wieżę wartowniczą i kilkudziesięciu z nich ta ucieczka się udała. Tutaj nie znamy jakichś liczb z tego względu, że po prostu skutków tej ucieczki, zapadła cisza w meldunkach SS. Komendant obozu przypuszczalnie spodziewał się, że sprawa może się jakoś sama rozwiąże, bo Rosjanie zapewne nie mają orientacji tutaj w terenie i mają mieli problemy z nawiązaniem kontaktu z miejscowymi Polakami. W związku z tym prędzej czy później tych jeńców, którzy zbiegli, uda się jakoś złapać i ukryć całą sprawę przed władzami w Berlinie. Jest taki ciekawy raport obozowego ruchu oporu, w którym mowa jest o tym, że no, po pierwsze, pozwala on na adaptację tego zdarzenia na 28 października ‘42 roku. Ona jest dość wydaje się być rozsądna i oparta na jeszcze jednym źródle. Dwa, że tam podkreślano, że to wzbudziło niejako popłoch wśród dowództwa garnizonu i które za wszelką cenę stara się owo zdarzenie ukryć. No i wiemy też, że co ciekawe, podając meldując stany obozu, a taki meldunek codzienne o stanie obozu był, no, świętością niemalże tutaj, jeśli chodzi o biurokrację obozową. Tutaj codziennie obóz Auschwitz musiał, jak inne obozy zresztą, meldować drogą radiową do Berlina, ilu więźniów jest aktualnie w Auschwitz. Otóż przez mniej więcej dwa tygodnie podawano, jeśli chodzi o grupę sowieckich jeńców wojennych, wartość zawyżoną tak, jakby nikt nie uciekł. Dopiero po owych 2 tygodniach jednak zdecydowano się przyznać do tego, że coś się jednak zdarzyło z nowymi sowieckimi jeńcami i że stan obozu spadł od tego czasu ponad 150 więźniów sowieckich jest raportowanych jako ci, którzy znajdują się w Auschwitz. Także no tyle wiemy na ten temat i jest to rzecz, która wyjaśnia poniekąd, dlaczego w pozostałych podobnych zdarzeniach wiemy na ten temat dość niewiele, zwłaszcza kiedy, no większość wszyscy świadkowie właściwie w wyniku owych buntów zginęli. Bo w dokumentach niemieckich niemalże na ten temat nie ma śladu. Mamy tutaj takie zdarzenia z lutego 1943 roku na przykład, kiedy to grupa więźniów tak zwanego Waldkommando w Budach, jednego z podobozów Auschwitz została zamordowana. O tym, że zdarzenie takie miało miejsce, to wiedzieliśmy do tej pory jedynie z kilku relacji świadków, którzy wszakże niewiele widzieli, bo nie było ich na miejscu, czyli kilku z nich jedynie zatrudniono później do przewożenia zwłok z lasów w Budach do obozu, natomiast brakowało świadków, którzy by widzieli, co się tak naprawdę w owym komendzie zdarzyło. Podawali oni też bardzo różne daty, kiedy ta ucieczka, czy ten bunt czy ta rewolta miała mieć miejsce. Dopiero połączenie kilku wzmianek w różnych dokumentach niemieckich pozwoliło na, po pierwsze, ulokowanie tego zdarzenia w miarę dokładnie w czasie, bo po pierwsze okazało się, że tym razem jednak dowódcy batalionu wartowniczego uznał za wskazane nagrodzenie ośmiu esesmanów pochwałą i co ciekawe esesmani nie tylko w jakiejś kompanii wartowniczej, że z pierwszej kompanii wartowniczej, ale też to jest kompanii sztabowej. To oznaczało, że rzeczywiście tutaj musiano zgromadzić wszystkich esesmanów, wyciągnąć ich z biur ich obozowych, w których pracowali, wsadzić na ciężarówki, wysłać do Bud, żeby tam wzmocnili oni stan oddziału pościgowego. To świadczy, że to jest po 4 dniach od tego zajścia taką pochwałę tym zmianom udzielono. Wiemy też, że owego samego dnia 28 lutego z Bud sprowadzono 18 ciał więźniów do kostnicy obozowej. To również jest rzecz dość niezwykła i wskazuje na to, że coś niezwykłego musiało się tego dnia zdarzyć. Wiemy też, że tego samego dnia w Birkenau ogłoszono natychmiastową zbiórkę w środku dnia pracy i powrót wszystkich komand do obozu. Co było ewidentnie już zdarzeniem niezwyczajnym, bo wskazywało na to, że esmani zaczęli obawiać się, że może dojść do jakiegoś zbiorowego buntu czy też rewolty więźniów Birkenau. Także, co dokładnie zdarzyło się w Waldkommando w Budach, nie wiemy, raczej nie ulega wątpliwości, że najpierw uciekło z niego dwóch więźniów Romów i ta ucieczka zakończyła się powodzeniem, o tyle że następnego dnia zostali oni schwytani i odesłani do obozu. Natomiast wydaje się tutaj, że pozostali więźniowie z Waldkommanda, którzy wówczas zostali zamordowani, zastrzeleni po prostu, również usiłowali skorzystać z okazji i podjąć ucieczkę. Jednak wszyscy poza kapo właściwie zostali oni schwytani i zabici w trakcie akcji pościgowej. Więc gdyby nie te drobne wpisy w kilku ledwie dokumentach niemieckich właściwie nie wiedzielibyśmy to wówczas w Budach się zdarzyło.

Czy w historii obozu zdarzały się pojedyncze przypadki spontanicznego działania, akty rozpaczy w obliczu śmierci, które miały przynieść jakąś szkodę załodze?

Tak i tutaj jest tym chyba największy problem, ponieważ zdarzenia takie miały najczęściej miejsce w obliczu bezpośredniego zagrożenia życia. Czyli tutaj mogło chodzić albo o jakiegoś więźnia, który był bity przez esesmana czy też przez funkcyjnego i który w jakimś akcie rozpaczy usiłował się bronić. Albo tyczyć to mogło i na pewno dotyczyło grup więźniów Żydów. Czy to na przykład wybranych podczas selekcji w szpitalu obozowym, czy też no tych, którzy zostali wysłani do komór gazowych po selekcji na rampie kolejowej w Birkenau. Także tutaj takie świadectwa są, z tym że są one bardzo mało precyzyjne. I co jest zrozumiałe, ponieważ jej autorami są więźniowie, którzy mogli obserwować te zdarzenia z jakiejś większej odległości, nie mogli dostrzec szczegółów. W raportach ruchu oporu jest mowa o tym, że jakieś grupy więźniów Żydów tam wstawiały rozpaczliwy opór. Nie chcieli oni dać się zaprowadzić do komory gazowej. Jest taki ciekawy, bardzo szkic, który odnaleziono po wojnie na terenie byłego obozu i jego autorem, bardzo wiernie, jak się okazuje, przedstawiającym różnego rodzaju zdarzenia sceny z życia obozu, był najprawdopodobniej więzień żydowski – pielęgniarz ze szpitala, Birkenau. I on naszkicował taki oto obrazek. Grupa więźniów właściwie nie tyle więźniów, co deportowanych osób do obozu, bo nie jeszcze noszą cywilne ubrania, podejmuje walkę, ewidentnie walczą oni z esesmanami. Tam usiłują wyszarpnąć esesmanom jakieś tam karabiny. Esesmani do nich strzelają. Z tła na tym obrazku można się zorientować, że zdarzenie miało to miejsce na przedpolu odcinka mniej więcej BII w Birkenau. Tam jest taka spora łąka. Więc jedynym chyba sensownym wytłumaczeniem tego, co mogło się wówczas zdarzyć, jest próba stawiania oporu przez więźniów wprowadzonych do komory gazowej, prawda czy to krematorium 4, 5 czy też do któregoś zwanych domków czy bunkrów prowizorycznych komór gazowych. Ale znowu nie wiemy, kiedy to mogło się zdarzyć. Widząc na przykład na horyzoncie dymiący komin siłowni zakładów chemicznych fabryki Buna Werke w Oświęcimiu, można mniej więcej datować to zdarzenie jakoś tam lato czy późna wiosna 1943 roku. Właściwie nic więcej na ten temat nie wiadomo, jedynie chyba najbardziej takim znanym aktem rozpaczy i podjęciem, no walki, czy też stawieniem oporu ze strony więźniów indywidualnie, to zdarzenie z rozbieralni z jednego z krematoriów Birkenau, gdzie pewna dziewczyna czy młoda kobieta wyrwała szarpnęła pistolet esesmanowi Schillingerowi. Zastrzeliła go w podziemiach budynku krematorium i ciężko raniła jego towarzysza. To zdarzenie w bardzo wielu różnych wersjach było powtarzane w obozie, ponieważ, no, zakończyło się śmiercią jednego ze esesmanów. I to takiego, esesmana znanego ze swojej brutalności w obozie. Powtarzano to z ust do ust oto właśnie kobieta wykazała odwagę i stawiła opór, zabiła tego esesmana. Natomiast co do bliższych szczegółów tutaj nie były one znane z tego względu, iż właśnie mnogość ta tych relacji, tych zeznań powodowała, że pewne szczegóły nie były weryfikowane, nie zgadzały się one z kolei z relacjami innych świadków. Ale mamy tutaj oto taki dokument, na który też niedawno stosunkowo zwrócono uwagę, który potwierdza relacje świadka, chyba najbardziej bliskiego tych zdarzeń, to znaczy Filipa Müllera, członka Sonderkommando w Birkenau, który to twierdził, że potem jak owa dziewczyna napisał, tancerka, wyszarpnęła pistolet i zastrzeliła, ciężko zraniła jego kolegę, to ci esesmani, którzy byli wtedy w rozbieralni obok komory gazowej, uciekli po prostu, zostawiając swoich kolegów na pastwę losu. Zamknięto potem drzwi do rozbieralni i zgaszono światła. Dopiero po jakimś dłuższym czasie, po sprowadzeniu posiłków otwarto drzwi i jacyś esesmani odważyli się, w końcu jednak wejść tam, wczołgali się do tego ciemnego pomieszczenia, odnaleźli ciała dwóch swoich kolegów i tam ciągnęli je po podłodze. Zdołali je stamtąd usunąć z pomieszczenia rozbieralni, co było potraktowane jako akt odwagi ze strony ich kolegów. I rzeczywiście jest taki dokument, w którym zawnioskowano, oczywiście komendant obozu zawnioskował, o nadanie tym esesmanom odznaczeń za to, że w czasie buntu transportu żydowskiego, jak to nazwano, zachowali się oni przytomnie i wybawili kolegów z niebezpiecznego położenia. Nazwiska tych dwóch esesmanów w tym wniosku zostały podane. Ewidentnie to zdarzenie tyczyło się właśnie esesmanów, którzy wyciągnęli ciało Schillingera, a wtedy już nieżyjącego, z rozbieralni przy krematorium, i jego kolegi, który to ostatecznie został poważnie ranny, ale jednak przeżył. Więc w ten sposób właśnie konfrontując, weryfikując relacje świadków, plus posiłkując się w znacznej mierze w większym stopniu niż uprzednio dokumentami SS, jesteśmy w stanie zbliżyć się do oceny, jak przebiegały dane zdarzenia w dziejach obozu i uściślić ich faktografię, jak i chronologię.

Podsumowując, wydaje się, że warto pamiętać o tym, że bunty, czy też właśnie te incydentalne przypadki oporu były jedynie małym wycinkiem, a z kolei cała pozostała część więźniów toczyła jakby własną indywidualną, wewnętrzną walkę o to, by po prostu przeżyć. Myślę, że warto pamiętać o tym, że nie ma tutaj opozycji. Po prostu część podejmowała taki wysiłek. Cała reszta go nie podejmowała, bo po prostu walczyła o przetrwanie.

Ewidentnie, spoglądając z szerszej perspektywy na historię Auschwitz, można zauważyć, że dla wielu więźniów codzienna walka o przeżycie była, no ich własnym ruchem oporu niemalże. To znaczy próbą utrzymania się przy życiu i część z nich pewnie miała jakieś racjonalne powody ku temu, żeby wierzyć w to, że działając w ten sposób, jednak mogą ocalić życie, bo mogło się zdarzy wiele rzeczy. Mogła się skończyć nagle wojna tak jak to miało miejsce 20 ponad lat wcześniej, kiedy to Niemcy nagle skapitulowały po pierwszej wojnie światowej. Mogło dojść do jakiegoś powstania, na przykład ogólnokrajowego powstania Polaków, jak to planowała Armia Krajowa, czy do jakiegoś załamania się woli walki ze strony Niemców, czy też zamachu na Hitlera, co niemalże tak naprawdę niemalże nie zakończyło się powodzeniem. Więc ludzie ci postarali się postępować racjonalnie, starając się przeżyć kolejny dzień, kolejny tydzień, kolejny miesiąc. Natomiast te wszystkie właściwie akty oporu i podejmowania wprost walki ze esesmanami, tyczyły generalnie więźniów tych, którzy wiedzieli, czy też mogli się spodziewać, że jeżeli nie uczynią nic, to zginą, to stracą życie także znowu z ich punktu widzenia było to działanie racjonalne, rozpaczliwe, ale jednak racjonalne. Nawet podejmowanie jakichś wysiłków zmierzających do grupowych ucieczek, gdzie ich uczestnicy z góry zdawali sobie sprawę, że część z nich zginie, że część z nich zostanie zastrzelonych, to i tak podejmowali takie ryzyko, wiedząc, że to jest jedyna szansa, żeby przynajmniej część z nich ocaliła życie.