Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Pierwsze chwile w obozie Auschwitz

Transkrypcja podcastu

Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST

„Przyjechaliście tutaj nie do sanatorium, tylko do niemieckiego obozu koncentracyjnego, z którego nie ma innego wyjścia jak przez komin. Jeśli komu się to nie podoba, to może zaraz iść na druty. Jeżeli w transporcie są Żydzi, to nie mają prawa żyć dłużej niż dwa tygodnie. Jeżeli są księża, mogą żyć jeden miesiąc, reszta tylko trzy miesiące”.
Tak przemówienie wygłoszone przez kierownika obozu Auschwitz Karla Fritzcha wspominał Jan Karcz. O pierwszych chwilach w obozie Auschwitz, gdy deportowani stykali się z obozowymi realiami i światem śmierci, terroru i odczłowieczenia, a także o czynnikach, które mogły pomóc w zachowaniu życia więźniów, mówi Teresa Wontor-Cichy z Centrum Badań Muzeum.

Jak więźniowie zapamiętali swoje pierwsze zetknięcie z obozem?

Deportacje do obozu wielu więźniów – szczególnie przywiezionych w pierwszych latach istnienia obozu – wspomina śledztwem w różnych więzieniach czy posterunkach Gestapo i mówią o tym jako o takim wstępie. Zawsze jest to ważne w ich wspomnieniach czy w relacji, że śledztwo, które najczęściej było bardzo brutalne, z biciem,  wymuszaniem zeznań, stanowiło takie przygotowanie. Co prawda wydawało im się, że to upokorzenie, które ich spotyka, jest potworne, jest okropne i już nic gorszego nie może im się przydarzyć, no ale mając perspektywę całości swoich losów obozowych, twierdzą, że właśnie to był taki wstęp, który w pewien sposób uodparniał ich na to, co się stało później. No ale nie wszyscy przechodzili przez więzienia i śledztwa. Były przecież deportacje rodzin z Zamojszczyzny, które wcześniej przebywały w obozach na zasadzie takiego obozu internowania, czy takiego miejsca koncentracji, gdzie też warunki były złe, ale te trudności, z którymi się spotykali, raczej wynikały właśnie z tych trudnych warunków bytowania. Jeszcze inaczej wspominają mieszkańcy powstańczej Warszawy, którzy widzieli powstanie, widzieli walki, widzieli gruzy, przechodzili przez te wielkie trudności różnego rodzaju w związku z prowadzonymi walkami, no i później obóz w Pruszkowie i też rozdzielanie rodzin, śmierć wszechobecna. To też troszeczkę ich przygotowywało do tego, co miało się wydarzyć. Jeszcze inaczej opowiadanie o swoim kontakcie z obozem przedstawiają deportowani Żydzi. W przypadku Żydów z Polski, z terenów II Rzeczpospolitej, z gett czy z obozów pracy, warunki, z którymi się zetknęli, wycieńczająca praca, fakt śmierci wielu krewnych, też obrabowanie ich, utrata majątku, utrata różnych rzeczy, które były ważne dla rodziny, dla funkcjonowania, też w tym momencie wydawała się dla nich, no czymś naprawdę strasznym, upokarzającym, ale właśnie to było takie preludium, taki wstęp. Romowie deportowani najczęściej z obozów przejściowych przechodzili fakt odizolowania, takiego oddzielenia, ale jeszcze nie było to czymś tak okrutnym i traumatycznym, z czym zetknęli się w obozie. No i radzieccy jeńcy wojenni. Te pierwsze grupy, które dotarły tutaj do obozu, to – jak wiemy z relacji więźniów - były w fatalnym stanie ze względu na to, że w obozach dla radzieckich jeńców wojennych przetrzymywani byli w fatalnych warunkach, w ziemiankach, więc oni byli po prostu wycieńczeni fizycznie, także to umieszczenie ich później w obozie było dużą zmianą, no tak, ale tylko w kontekście warunków pobytowych, natomiast absolutnie nie, jeżeli chodzi o właśnie ten los obozowy.

Pierwsze doświadczenia więźniów związane są przyjęciem do obozu, z przejściem całej procedury związanej z rejestracją. Więźniowie bardzo często podkreślają właśnie dezynfekcję, strzyżenie, kiedy nagle zaczęli wszyscy wyglądać tak samo. Dla więźniarek przywiezionych właśnie też z aresztów, z więzień, fakt, że zobaczyły swoje, no czasami koleżanki konspiracyjne, a czasami kobiety, z którymi akurat były w więzieniu, z ogolonymi głowami, w takim strasznym upokorzeniu, to też był niebywale przykry dla nich moment, na który bardzo często zwracają uwagę, mówiąc właśnie o takiej gradacji, o takim szoku obozowym, wstrząsie, czymś co na długo pozostało w ich świadomości, to właśnie to upokarzanie podczas dezynfekcji, podczas strzyżenia. Esesmani mieli zwyczaj wygłaszania do więźniów takiego przemówienia: „przyjechaliście do obozu, gdzie macie pracować, nie jest to sanatorium, jeżeli się to komuś nie podoba, może iść na druty.” I później następowało takie wyliczanie, takie trzy grupy więźniów: „jeżeli są wśród was Żydzi, mogą żyć tutaj dwa tygodnie, klechy – dosłownie takiego terminu używano – miesiąc, reszta dwa miesiące.” Brzmiało to złowrogo, było tłumaczone przez więźnia - tłumacza obozowego, ale też było to taką zagadką dla więźniów, co to oznacza. Ale zapadało głęboko w pamięć, stąd w relacjach bardzo często możemy to pierwsze spotkanie z załoga obozową, to pierwsze przemówienie znaleźć. Jeszcze inaczej pierwszy kontakt zapamiętali Żydzi przywiezieni właśnie w tych dużych transportach związanych z ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej – to była selekcja. Dla Żydów przywożonych z Europy Zachodniej, których w różny sposób utwierdzano, że będą przeniesieni na Wschód, ta procedura, no owszem jako kolejna nie wyglądała jeszcze tak złowrogo. Znaczenie tego wydarzenia, tego przez co przeszli uświadamiali sobie dopiero, kiedy się znaleźli w obozie. Stąd w relacjach więźniów znajdujemy sytuację, kiedy np. ktoś kto znał niemiecki podejmuje rozmowę z którymś z esesmanów na rampie i esesmani całkiem przyjaznym, takim stosownym - nazwijmy to - tonie odpowiadają właśnie tym ludziom na rampie, więc nie budziło to jeszcze jakiejś takiej złowrogiej atmosfery. Są też inne relacje, kiedy selekcja przebiegała w sposób bardzo gwałtowny, były krzyki, było popychanie, były strzały, było gwałtowne rozdzielanie rodzin. To już było takim pierwszym wstrząsem, pierwszym takim szokiem i kompletnym niezrozumieniem całej sytuacji w momencie kiedy obiecano im nowe warunki osiedlenia – niektórzy mieli nawet stosowną dokumentację, obiecane zatrudnienie – nagle zaczyna się rodzinę rozdzielać, nagle pojawia się brutalność, to dla bardzo wielu było ogromnym wstrząsem.

Szczególną sytuację możemy zaobserwować w momencie, kiedy Auschwitz staje się także ośrodkiem zagłady Żydów. Jest to bowiem jedyna grupa poddawana selekcjom na rampie, zaraz po przywiezieniu do obozu. Oznacza to, iż jedną z pierwszych rzeczy, o których dowiadywali się w obozie – ci którzy zostali zarejestrowani – były informacje o tragicznym losie ich bliskich, skierowanych przez lekarzy SS na śmierć w komorach gazowych.

Selekcje przeprowadzane na rampie były dużym zaskoczeniem także dla więźniów, którzy przebywali już w obozie, więźniów nieżydowskich. Przecież nikt im nie tłumaczył co się dzieje, w jakim celu ci ludzie zostają tutaj przywiezieni. W związku z tym te pierwsze - co prawda odbywały się one poza obozem, na tzw. starej rampie żydowskiej, więc więźniowie nie widzieli przebiegu, ale później w obozie, kiedy zaczynały się rozmowy, kiedy zaczynały się jakieś pierwsze informacje – byli zaskoczeni tym, ale nie ich tutaj zaskoczenie było największe. Właśnie ci, którzy zostali uznani przez lekarza za zdolnych do pracy, ci więźniowie żydowscy już będąc w obozie, już będąc zakwaterowani w jakimś baraku – w przypadku Birkenau, czy w budynku – w przypadku Auschwitz, pytali czasami właśnie o swoich krewnych, bądź opowiadali, że przyjechali z całą rodziną, byli rodzice starsi wiekiem, byli jeszcze inni, były dzieci. No i wtedy byli informowani, że ich już nie ma, że oni nie żyją, że oni zostali zamordowani. Czasami w taki dosyć brutalny sposób. Jeden z więźniów wspomina, że więzień, z którym rozmawiał akurat i opowiadał swoją historię, mówi: „widzisz ten dym, który tam się z komina unosi? No to, to jest twoja rodzina”. Uznał w tym momencie to za rzecz okropną, był zły na tego człowieka, jak mógł w ten sposób, tak bezdusznie, tak… , w taki okrutny sposób się wyrazić. Więzień ten po latach wspominając to wydarzenie uznał, że ten sposób informacji był właściwy, dla niego właściwy, może inny więzień odniósłby się do tego inaczej, inna osoba, inny charakter, inna konstrukcja psychofizyczna, natomiast dla niego taki sposób informacji był właściwy.

A jak wyglądała rola więźniów funkcyjnych i esesmanów w tym pierwszym doświadczeniu więźnia w obozie?

Na ten bagaż negatywnych, takich traumatycznych i bolesnych doświadczeń więźniów mieli ogromny wpływ więźniowie funkcyjni i esesmani. Ich dobór, ich szkolenie było nieprzypadkowe. Wiadomo, że była to oddzielna formacja, przechodziła szkolenie najpierw w Dachau, później również w innych obozach. I szkolenie polegało nie tylko na przyswojeniu sobie zasad działania obozów koncentracyjnych, regulamin i ich obowiązki, ale przede wszystkim już na etapie właśnie tej pierwszej drogi, ta wszechobecna, nie karana w żaden sposób przemoc, brutalność wobec osadzonych, była im przyswajana, wpajana i to był element, z którym oni tutaj właściwie przyjeżdżali, powszechnie uznawana za właściwą. Wręcz esesmani, którzy nie byli z natury osobami bardzo takimi brutalnymi, pokazującymi swoją władczość nad innymi osobami, określani byli jako miękcy, jako osoby niewłaściwe do tej służby, właśnie ze względu na te, na te zachowania. Podobnie było z więźniami funkcyjnymi. Jak wiemy, ta pierwsza grupa to byli niemieccy kryminaliści, aresztowani z bardzo różnych powodów. Byli też złodzieje, osoby, które popełniły jakieś takie, można powiedzieć, drobne wykroczenia, ale ich pobyt w obozach koncentracyjnych na terenie Rzeszy wdrożył ich w ten system brutalności, w system właśnie tej przemocy fizycznej okazywanej osadzonym w absolutnie wszystkich okolicznościach. W związku z tymi oni wywiązywali się ze swoich zadań nadzorowania innych w sposób, no, doskonały, w rozumieniu oczywiście nadzorców obozowych. W związku z tym czytając relacje i analizując właśnie poszczególne losy obozowe więźniów, widzimy, że właściwie najwięcej upokorzenia, najwięcej takiej przemocy i fizycznej, i psychicznej doznawali właśnie ze strony więźniów funkcyjnych. Mówię tutaj o więźniach, ale identyczna sytuacja była w obozie kobiecym, gdzie były nadzorczynie specjalnie przygotowane do służby w Ravensbrück, no i były też więźniarki funkcyjne wybierane na terenie obozu, też ze szczególnym zwróceniem na ich skłonności sadystyczne, na to, jakimi osobami były. Takie tragiczne zapamiętane przez więźniów przypadki, to młodzi chłopcy przywiezieni w pierwszych latach istnienia obozu, którzy po prostu na skutek tej rzeczywistości ulegli takiej deprawacji, że w brutalności prześcigali właściwie więźniów, kryminalistów niemieckich i to dla wielu było rzeczą niebywale przygnębiającą.

Czy można dostrzec różnicę w relacjach składanych przez mężczyzn i kobiety?

Wspomniałam tutaj właśnie te sytuacje kobiet i mężczyzn, którą znamy z relacji, którą znamy również ze wspomnień. Tutaj jest sporo różnic, ale chciałabym zwrócić uwagę na taki dosyć istotny fakt, jakim jest oddzielenie od rodziny. I o ile w przypadku więźniarek – czy to w relacjach, czy w spisanych wspomnieniach – te elementy pojawiają się dosyć szybko, szczególnie jeżeli miały dzieci i te dzieci zostały właśnie gdzieś w domu rodzinnym, ktoś się nimi opiekował, więc jakoś na pierwszy plan ta tęsknota, no i też takie przygnębienie, niepewność, troska o los tych dzieci, te skąpe informacje, które docierały do nich, to były rzeczy bardzo ważne w obozie. W przypadku relacji mężczyzn na pierwszy rzut oka może się wydawać, że właśnie nie ma tego, tymczasem jeżeli – szczególnie we wspomnieniach – jeżeli się wczytamy, okazuje się, że takie mechanizmy, takie uczucia i tęsknoty, i troska również były, aczkolwiek nie były one na pierwszym miejscu. W relacjach bardzo często po prostu więźniowie opowiadają o swoich losach i często po prostu nie byli pytani o to, w jaki sposób radzili sobie właśnie z tym oddzieleniem od rodziny i w jaki sposób to wpływało na ich przeżycie obozu, na ich radzenie sobie z rzeczywistością obozową.

Jak wyglądała codzienność więźniów w obozie? Pełna niewolniczej pracy, wyczerpania, przemocy, głodu i nieprzewidywalności dnia codziennego.

Regulamin obozowy, porządek dnia, był właściwie we wszystkich obozach taki sam. Wszystkie właściwie czynności wykonywane były na rozkaz, wszystkie były objęte pewnym rygorem, rytmem, więc dzień zaczynał się od albo gongu, albo syreny, albo jeżeli np. w Birkenau ze względu na obszar nie było to słyszalne, więźniarki bądź nadzorczynie wchodziły do baraku i używając np. gwizdka, albo w jakiś inny sposób informowały o rozpoczęciu się dnia. Wszystkie czynności należało wykonywać w pośpiechu, przeznaczone było na to bardzo mało czasu. W budynkach czy barakach, które były stłoczone, gdzie zawsze przebywało więcej osób, niż faktycznie powinno, zachowanie jakiegoś porządku było bardzo trudne, a kary sypały się na więźniów od razu, jeżeli było np. źle zasłane łóżko – no tutaj tak bardzo górnolotnie o tym mówimy – ot, po prostu siennik w miarę uporządkowany i koc ułożony, ponieważ na inne metody właściwie nie było miejsca. Korzystanie z urządzeń sanitarnych było niebywałą udręką dla więźniów. W obozie Auschwitz po prostu te pomieszczenia były niewystarczające, stąd były zawsze zatłoczone, szybko ulegały zabrudzeniu i znowu na więźniów spadały kary. W Birkenau sytuacja była jeszcze gorsza, ponieważ tych urządzeń po prostu początkowo nie było, te możliwości sanitarne były niebywale prymitywne. Z czasem latryny były budowane, ale też dostęp do nich był tylko o określonych porach dnia. Były przepełnione, nie były czyszczone regularnie, nie były sprzątane, i znowu za wszystko kary, wszędzie są więźniami więźniowie funkcyjni i esesmani, stąd bicie, stąd te „razy”, które spadały na więźniów, były codziennością. Praca na ogół była źle zorganizowana, bez względu na warunki atmosferyczne miała być wykonywana szybko, w pośpiechu. Szczególnie więźniowie w pierwszych tygodniach swojego pobytu w obozie ten przydział do pracy wspominają w sposób niebywale dramatyczny. Praca była po prostu elementem mordowania, elementem wykańczania więźniów i faktycznie do takich sytuacji dochodziło, kiedy później komanda wracające niosły ciała pomordowanych więźniów czy więźniarek z miejsca pracy. Innym takim elementem, który również upokarzał, było jedzenie – trudno to nazwać wyżywieniem, te porcje więźniarskie, które były przydzielane. Więźniowie wspominają – szczególnie to jest charakterystyczne dla więźniów żydowskich przywiezionych z Europy Zachodniej, jak to więźniowie określają, często oni byli przywiezieni po prostu z domu, czyli rzadko przebywali w obozach przejściowych albo nawet jeżeli tam byli, to dosłownie pół dnia, kilka, kilkanaście godzin, więc nie mieli takiej styczności z tą przemocą. Więc kiedy znaleźli się w obozie, te zupy obozowe o fatalnej zawartości, z jakimiś tam pływającymi kawałkami jarzyn, bez smaku, to były zupy, których więźniarki nie chciały jeść, wręcz opowiadały, że no obrzydzenie je brało, ale to był początek. Potem, kiedy okazywało się, że jeżeli nie będą jadły tego, co jest, no to zaczną umierać, zaczną powoli przechodzić ten kolejny stan „zmuzłumanienia”, kiedy to wycieńczenie fizyczne organizmu i brak pożywienia, brak kalorii powoduje, że więźniarki czy więźniowie czy w ogóle osoba osadzona staje się apatyczna, zobojętniała na wszystko, więc to był taki element też dosyć trudny do przejścia. Noc też nie była okazją do wypoczynku. Pod byle pretekstem więźniowie funkcyjni mogli obudzić więźniów i np. zanieczyszczona toaleta czy znalezienie jakiegoś kawałka chleba albo jakaś nielegalna żywność stała się powodem do karania całej sztuby czy całej grupy i jakieś stójki, nocne przeszukania, czyli ograniczenie wypoczynku, ograniczenie tego czasu, kiedy więzień miał zregenerować siły, po prostu tego nie było. To też wpływało na możliwości przeżycia każdego więźnia czy więźniarki.

Jak więźniowie reagowali na taką codzienność? Czy w końcu dochodzili do momentu zobojętnienia na rzeczywistość, na to, co się wokół nich dzieje?

Więźniowie reagowali na rzeczywistość obozową bardzo różnie. Ci, którzy przeszli właśnie śledztwa – tak jak na początku o tym wspomniałam – mieli już tak troszeczkę zaprawy i uznawali, że skoro już tak dużo przeszli: bicie, wymuszanie zeznań, czasami naprawdę bardzo bolesnymi torturami, to wszystko, co się wokół nich dzieje, też w jakiś sposób będą mogli przyjąć i w jakiś sposób przeżyć. Było kilka czynników dodatkowych, które wpływały na więźniów. Jednym z nich była możliwość korespondowania z rodziną. Oczywiście nie wszyscy więźniowie mieli takie możliwości, nie pisali do rodzin listów więźniowie żydowscy, nie pisali Romowie, nie pisali radzieccy jeńcy wojenni. Generalnie pisali więźniowie z tych części Europy, które były pod kontrolą niemiecką. Rodzina mogła też napisać do więźnia, zachowując oczywiście ten regulamin obozowy, czyli list nie mógł zawierać jakichś informacji o sytuacji na froncie, informacji politycznych. I ten fakt niebywale wpływał na kondycje więźniów, na morale więźniów. Ot, takie banalne informacje, że ktoś w rodzinie świętuje imieniny, świętuje urodziny, były bardzo wielką pociechą dla więźniów. To był właśnie taki kontakt, ta świadomość, że ktoś właśnie gdzieś czeka i myśli w jakikolwiek sposób. Poza tym, więzi utrzymywane między więźniami w obozie. Bywało, że do obozu trafiały rodziny, trafiało rodzeństwo, trafiały małżeństwa, więc troska o tą drugą osobę i zainteresowanie się nią też była takim elementem, który sprzyjał, który powodował, że ta chęć przeżycia kolejnego dnia, przesłania tej wiadomości czy spotkania się z kimś na miejscu pracy była taką ogromną motywacją. Ponadto przyjaźnie, ten trud obozowy powodował, że te więzi się zacieśniały i dochodziło do sytuacji, kiedy nawet w obrębie różnych grup narodowościowych, czyli np. więźniarki Polki zaczynały przyjaźnić się – przyjaźnić w takim sensie obozowym, wspierać się, opiekować sobą nawzajem, na przykład z więźniarkami francuskimi czy z więźniarkami słowackimi, stawiając tym sposobem czoła albo próbując jakoś tą rzeczywistość, nieludzką rzeczywistość okiełznać.

W jaki sposób więźniowie zaczynali szukać wsparcia w codziennym życiu w Auschwitz? I czy w ekstremalnym świecie obozu, w którym ludzie zmuszani są do walki o przeżycie, otrzymanie takiego wsparcia było rzeczą prostą?

Więźniowie szukali wsparcia, większość z nich, chociaż nie od razu. Dla wielu ten początek, to pozbawienie godności, pozbawienie tych takich elementów, które uważali za istotne, właśnie jak strzyżenie – to szczególnie więźniarki podkreślają – ogolenie włosów, coś o co dbały tyle lat i teraz nagle wszystkie wyglądają jak taka wielka szara masa, było trudnym momentem i poradzenie sobie, jakieś pogodzenie się z tym faktem, wielu zabierało trochę czasu. Tym elementem, który jakoś sprzyjał, że ten sposób odpowiadania na tą rzeczywistość taki obronny,  w obronnej wersji, to była np. taka prosta rzecz jak obserwacja zachowań innych. Znamy takie słynne opowiadanie z literatury obozowej, kiedy dwóch więźniów jest w łaźni obozowej i jeden z nich myje się - ot po prostu takie prozaiczne czynności związane z higieną – i drugi jest zaskoczony tym i pyta go: „no ale dlaczego ty się myjesz? Przecież to dla nich, dla administracji, dla esesmanów, to jest wszystko jedno jak my wyglądamy i tak jesteśmy dla nich taką szara masą. I on odpowiada, że rzeczywiście tak, my jesteśmy dla nich tą szarą masą, ale to mycie się, to zachowanie higieny jest mnie potrzebne, właśnie do przypomnienia sobie o tym, że jestem człowiekiem i ten szacunek, który ja powinienem mieć do innych, inni do mnie, on jest, on jest ważny i zaczynając od siebie samego, ja taką postawę po prostu w sobie buduję. Innym elementem, który tak bardzo sprzyjał pozytywnie, był właśnie – wspomniałam już o listach obozowych, ale też paczki. Od jesieni ’42 r. więźniowie mogli otrzymywać paczki od rodziny i znowu też nie wszyscy. Otrzymywali te paczki głównie więźniowie Polacy, ale troska rodziny. Jeden z więźniów opowiadał, że paczkę przygotowywał jego ojciec. Ten więzień był aresztowany w Warszawie, mieszkał, urodził się w Warszawie, był jedynakiem, więc dla rodziców aresztowanie syna i osadzenie go w obozie też było rzeczą bardzo trudną. Paczki dla niego przygotowywał ojciec, który w taki specjalny sposób zabezpieczał te paczki przed zniszczeniem. Konstruował taki specjalny stelaż, żeby nic tam się nie zgniotło, nie straciło wartości, jakiś tłuszcz (to był rodzaj takiego smalcu) umieszczany był w specjalnie przygotowanych, zabezpieczanych fiolkach, żeby dotarły do tego więźnia, więc widząc tą troskę rodziny, widząc ich też trud, z jakim te paczki są przygotowane, przecież pamiętajmy, że są to warunki okupacyjne, braki właściwie we wszystkim, braki w żywności, w zakupach żywności były wszechobecne, stąd więźniowie bardzo to doceniali. I też takie drobne elementy, jak np. wspominają, że w tych paczkach, które otrzymywali w okresie Bożego Narodzenia, była np. gałązka, taka choinkowa, która miała przypominać o Bożym Narodzeniu albo wspominają o cukrowych barankach w paczkach, które otrzymywali właśnie przed Wielkanocą. Jak mówią, ten rytm obozowy, ten bieg, ten pośpiech, to zacieranie się dnia między sobą, powodowało, że nie pamiętali o tym, że nagle będą święta, ale te baranki cukrowe w paczkach otrzymywanych od rodzin, no,  to była wielka sprawa, to było takie przypomnienie, że jest ten świat na zewnątrz i on jest, i on istnieje, i oni chcą przeżyć, żeby tam się dostać. Takim elementem bardzo ważnym w obozie był przydział do pracy. Im dłużej udało się więźniom pozostać w obozie, tym ich orientacja jakie są szanse na przeżycie po prostu była tą bardzo ważną wiedzą, stąd szukanie pracy w komandzie czasami wcale nie takim łatwym, tzn. łatwym w kontekście wykonywanej pracy. Ta praca mogła być też ciężka fizycznie, ale właśnie nadzór, kapo, który nadzorował czy więźniowie inni funkcyjni, byli jak to określają ludzcy, czyli po prostu dało się tę pracę wykonać i przeżyć. Jeżeli więźniowie, więźniarki miały przygotowanie zawodowe związane z pracą biurową, niestety takich więźniarek było mało, bo generalnie kobiety wówczas w większości zajmowały się domem, zajmowały się rodziną, w związku z tym niewiele miało wykształcenie. Więc jeżeli faktycznie tak się złożyło, że więźniarka miała skończoną szkołę średnią albo była w trakcie szkoły średniej, kierowano ją do pracy biurowej i już tutaj te szanse na przeżycie, na wsparcie były większe. Ponadto więźniowie łączyli się w grupy i dochodziło do rozmów, do rozmów na przeróżne tematy. W szpitalu obozowym często umieszczani byli więźniowie - wykładowcy uniwersyteccy, więc w relacjach czytamy o takich wykładach - tak to jest nazwane, ale to są, rodzaj takiej pogawędki - na temat literatury, na temat historii. To bardzo wspierało więźniów. Nie tylko kwestia zainteresowania, ale też sposób rozmowy, sposób przekazu czy właśnie podejście więźnia w danej grupie do innych z taką troską. Więźniarki wspominają również o poezji obozowej, poezji, którą znały z okresów szkolnych, ale również niektóre układały wiersze. Dzieliły się tymi wierszami z innymi więźniarkami i potem wspólnie recytowały. Bardzo wzruszające momenty. Wiele z nich zachowały w pamięci te obozowe wiersze i wiele, wiele lat po wyzwoleniu potrafiły je recytować. Wiersze smutne, bo wiersze o tej rzeczywistości obozowej, ale właśnie odnoszące się do tego, z czym więźniarki się stykały. Też taka rzecz dosyć ciekawa wspominana w relacjach, jak nauka języka. Wspomniałam, że więźniarki, te przyjaźnie, które powstawały czasami były po prostu w takiej grupie międzynarodowej, tak to nazwijmy. Te kontakty skłaniały do tego, że więźniarki po prostu uczyły się od siebie tych paru słów, no zaczynało się od paru słów, a później to się przeradzało w takie konwersacje. Pamiętam moje spotkanie z więźniarką – Słowaczką, która została przywieziona w pierwszych transportach Żydów słowackich do obozu najpierw Auschwitz, potem przeniesionych do Birkenau i rozmawiałyśmy po polsku. Ja ją zapytałam, skąd taka znajomość polskiego, bo to był bardzo ładny język, więc ona a z uśmiechem odpowiedziała, że polskiego nauczyła się w obozie, a jej nauczycielkami polskiego były więźniarki – Warszawianki. Inna więźniarka opowiada o właśnie Słowenkach, które miała wokół, w swoim otoczeniu i po prostu chciała z nimi swobodnie rozmawiać i też tego języka od nich się uczyła. Drobne rzeczy, bardzo drobne, wręcz trudno powiedzieć, że to trwało jakoś długo w obozie, to mogło trwać tam jakiś czas, powtarzać się, ale właśnie to był ten element walki o przetrwanie tych powstających więzi i też odsunięcia się od tej brutalności obozowej, bardzo, bardzo ważne dla więźniów.

Czy z ogromnej liczby opowieści byłych więźniów o obozowym doświadczeniu można odnaleźć jakieś ogólne czynniki, czy to cechy indywidualne, czy pewne zasady, które pomagały przetrwać w obozie?

Pewne wartości, z którymi więźniowie byli przywożeni do obozu, a to są wartości wynikające z domu rodzinnego, z wychowania, z wykształcenia, miały ogromną wagę, jeżeli chodzi właśnie o ten element przetrwania. Takim elementem była niewątpliwie religia, religijność, która była ich elementem, ich tożsamości. Takie drobne rzeczy, więźniowie np. mówią o modlitwie. Ot banalna rzecz, którą znali od zawsze, od wczesnego dzieciństwa i takie słowa modlitwy wypowiadane rutynowo na początek dnia czy wieczorem, czy gdzieś w jakiejkolwiek innej sytuacji dawały im bardzo dużo takiego wewnętrznego uspokojenia. Krótkie, krótkie zdania, krótkie teksty, ale to było dla nich takim elementem ich rutyny, bez względu na to, jak ten dzień się ułoży, czym ich zaskoczy, ten dzień powinien mieć jakiś porządek taki był regulamin, ale tak naprawdę, jak wspominają, byli niepewni tego, co się wydarzy, niepewni jutra. I właśnie takie elementy jak ta modlitwa, te wypowiedziane słowa dawały im takie dobre rozpoczęcie, czy nawet zetknięcie się z jakąś brutalnością, z jakąś sytuacją, która bardzo ich szokowała, wytrącała po prostu z równowagi emocjonalnej i w tym momencie odwołanie się do modlitwy też uspokajało ich. I to widać wśród więźniów właściwie wszystkich religii. Mówią o tym chrześcijanie, mówią o tym więźniowie żydowscy. To był bardzo ważny czynnik.
Kolejnym czynnikiem, który też był istotny dla wsparcia, dla utrzymania więzi, były ich przekonania, ich światopogląd, przekonania polityczne. Bardzo wielu trafiało do obozu, było aresztowanych w związku z działalnością konspiracyjną, a ta też się wiązała z ich zaangażowaniem w działalność ugrupowań politycznych. Tutaj więźniowie również takiego zrozumienia, takiego porozumienia szukali i to był bardzo, bardzo istotny czynnik. Te więzi potem przeradzały się w ruch oporu, w działalność konspiracyjną, ale zaczynały się właśnie z potrzeby rozmowy, z potrzeby wymiany zdań na jakiś temat i właśnie w obrębie ludzi myślących podobnie było to zawsze łatwiejsze i niezwykle wspierające. Podobnie taka nieduża grupa w obozie, ale jednak, jak osoby, które uprawiały sport w okresie przedwojennym. Zachowanie tężyzny fizycznej, zachowanie, w ogóle pewne zwyczaje, które mieli wypracowane - tutaj wspominałam o modlitwie, która jakoś tam była częścią dnia – w przypadku sportowców różnego rodzaju ćwiczenia fizyczne były normalną praktyką, którą zachowywali codziennie. W związku z tym w obozie na tyle, na ile sytuacja pozwalała, bo tutaj musimy to mieć na uwadze - nie każdy mógł mieć taką możliwość, ale właśnie wykonywanie jakichś ćwiczeń, dążenie do właśnie zachowania tego zdrowia, takiego fizycznego, było bardzo istotne.
Istotnym elementem, który wpływał też na przetrwanie była możliwość wykonywanej pracy, która była zgodna z kwalifikacjami. W przypadku więźniów, którzy byli np. elektrykami, którzy byli mechanikami była to kwestia właściwie najistotniejsza jeżeli chodzi o sprawę funkcjonowania obozu. Obóz potrzebował takich ludzi. Podobnie wspomniana tutaj administracja, wypełnianie rożnego rodzaju dokumentów, prowadzenie ksiąg ewidencyjnych. Począwszy od bloków, gdzie przebywali więźniowie, a skończywszy na magazynach, gdzie różne rzeczy były przywożone, wywożone i też tutaj cała ewidencja musiała się odbywać. Takich więźniów obóz również potrzebował. I tutaj te szanse na przeżycie właściwie były takie dwutorowe, bo z jednej strony dla więźniów wykonujących tę pracę, pracę właśnie elektryków, mechaników, tych skierowanych do prac budowlanych, a którzy mieli te umiejętności, mieli kwalifikacje związane z budową, więc to był dla nich element bycia w sytuacji, którą znają, wykonywania pracy wobec której mają kwalifikacje i czują się dobrze. Często kierowali innymi więźniami, więc to też stawiało ich w takiej sytuacji odpowiedzialności za innych. I jest tutaj druga strona - obóz, który potrzebuje takich więźniów. W związku z tym ta brutalność więźniów funkcyjnych właściwie w takich komandach jest nieobecna, oni są właściwie nadzorowani bezpośrednio przez esesmanów, którzy w pewien sposób muszą dbać o takich więźniów, bo oni są potrzebni. W związku z tym ich przydziały żywnościowe są trochę lepsze i w przypadku chorób możliwość przyjęcia do szpitala obozowego czy otrzymania jakiegoś lekarstwa. Oczywiście nie było to sprawą powszechną, dotyczyło to pewnych grup więźniarskich, ale faktycznie kwestia wykonywanej pracy była bardzo, bardzo istotna dla przeżycia obozu.

Czy znając realia obozu koncentracyjnego, możemy powiedzieć, iż tak naprawdę jeżeli chodzi o szansę na przeżycie, to bardzo niewiele zależało od samego więźnia i jego decyzji, a ogromną rolę odgrywało tu szczęście?

Bardzo często więźniowie byli pytani o to, co wpłynęło ich zdaniem na to, że przeżyli. Bardzo trudne pytanie, bardzo takie śmiałe, więc zadanie go nie było taką prostą sprawą, szczególnie łatwiej można było pytać więźnia, który był znany pracownikom Muzeum. I przypominam sobie tutaj jedną z więźniarek, więźniarka Żydówka, przywieziona razem z mamą do obozu. Była przeniesiona z innego obozu, w związku z tym nie przechodziła selekcji, ale później w tej rzeczywistości obozowej jako więźniarka żydowska już widziała, że jest – jeżeli chodzi o tę strukturę obozową - właściwie tą grupą najgorszą. I pamiętam jej odpowiedź, powiedziała, że: „nie byłam w obozie najsilniejsza, jeżeli chodzi o kwestie fizyczne – faktycznie to była drobna osoba, drobnej postury – nie byłam najmądrzejsza, była uczennicą, była nastolatką, nie wiem dlaczego przeżyłam, nie wiem, po prostu miałam dużo szczęścia”. I rzeczywiście tak wielu więźniów to określa, że to była właściwie wypadkowa bardzo wielu spraw związanych właśnie z tym kiedy do obozu zostali przywiezieni, w jakim miejscu się znaleźli, w jakim otoczeniu, pomiędzy jakimi więźniami, czy mieli zawód, czy nie mieli, jakimi byli osobami w ogóle. Często ktoś kto np. zajmował się publicystyką – wiadomo, że obóz nie potrzebował żadnych dziennikarzy, pisarzy, potrzebował rąk do pracy, ale gdzieś tam kiedyś w domu rodzinnym zetknął się z pracą stolarza i mniej więcej wiedział jak te podstawowe narzędzia stolarskie obsługiwać, więc widział, że tam jest szansa na przetrwanie, nie jest super stolarzem, ale jakąś podstawową pracę może wykonywać i w tym kierunku starał się podążać, ratując swoje życie. A do tego jeszcze, no właśnie to szczęście, że np. kapo był – jak to więźniowie określają - ludzki, bardziej ludzki, bardziej pobłażliwy, widząc, że ten człowiek faktycznie nie ma pojęcia o stolarce, ale chce być przyjęty do tego komanda, został przyjęty, że miał w swoim otoczeniu właśnie takich ludzi życzliwych, często różnych narodowości,  to wszystko sprzyjało albo powodowało, że więźniowie, więzień, więźniarka przetrwali obóz.