Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Oficjalna korespondencja więźniów obozu Auschwitz

Transkrypcja podcastu

Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST

Do obozu Auschwitz Niemcy deportowali ponad 1 300 000 ludzi, z czego ponad 400 000 zarejestrowano w obozie jako więźniów. Niektórzy z nich mogli prowadzić korespondencję ze światem zewnętrznym. Miała ona jednak szczególny charakter. O korespondencji więźniarskiej, listach i kartach pocztowych  wysyłanych z obozu oraz  przysyłanych do więźniów przez ich bliskich opowiada dr Wojciech Płosa, kierownik Archiwum Muzeum.                   

W poprzednich podcastach serii „O Auschwitz” rozmawialiśmy już o Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau oraz o dokumentacji obozowej. Dzisiaj chciałabym, żeby przybliżył nam pan kwestię oficjalnej korespondencji więźniarskiej. Czy więźniowie KL Auschwitz mogli prowadzić oficjalną korespondencję ze światem zewnętrznym, z rodzinami z bliskimi?

Tak rzeczywiście mogli. Ten przywilej nie dotyczył wszystkich więźniów, ale tak jak w innych nazistowskich obozach koncentracyjnych więźniowie mogli prowadzić korespondencję. Czyli mogli wysyłać listy i mogli te listy otrzymywać od swoich rodzin. Oczywiście było to obwarowane szeregiem restrykcji, szeregiem wymogów, które należało spełniać i których należało przestrzegać.

Powiedział pan, że nie wszyscy więźniowie mogli wysyłać listy, otrzymywać, więc kto mógł prowadzić korespondencję i jak często można było wysłać taki list z obozu i otrzymać odpowiedź?

Generalnie przywilej prowadzenia korespondencji nie obejmował więźniów Żydów, sowieckich jeńców wojennych, nie obejmował więźniów policyjnych, ani też więźniów, którzy zostali skierowani do obozu w ramach jakiejś akcji specjalnej, jak na przykład ci, którzy byli objęci tą akcją o kryptonimie „Nacht und Nebel”, tak, czyli „Noc i Mgła”. Ponieważ oni mieli zostać właściwie prędzej czy później zgładzeni. W każdym razie nie mogli mieć żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Oczywiście od czasu do czasu też więźniowie niektórzy byli karani przez władze obozowe, za różnego rodzaju   przekroczenia regulaminu obozowego, czy z innych powodów. I oni też na przykład czasowo byli pozbawieni możliwości prowadzenia korespondencji. Więc generalnie ta grupa więźniów, którzy mogli wysyłać listy i listy otrzymywać, można powiedzieć, że to byli głównie nieżydowscy więźniowie polityczni. Generalnie w regulaminie obozowym, czy w regulaminie dotyczącym korespondencji zawarty był punkt, że dwa razy w miesiącu, czyli generalnie raz na dwa tygodnie można było list wysłać i taki list też otrzymać. Natomiast więźniowie, którzy na przykład drugi raz zostali osadzeni w obozie, bo na przykład zbiegli i zostali ponownie ujęci, albo zostali zwolnieni, a potem po raz kolejny aresztowani i trafili do obozu, tak mogli taki list wysyłać tylko raz w miesiącu i też raz w miesiącu otrzymywać korespondencję od rodziny z zewnątrz.

Więźniowie mogli pisać listy na specjalnych formularzach. A gdzie takie formularze można było nabyć i czym się za nie płaciło?

Początkowo w tej bardzo wczesnej fazie istnienia obozu, czyli mówimy tutaj o tym okresie między czerwcem, a listopadem 1940 roku w ogóle takich gotowych formularzy nie było i więźniowie wtedy posługiwali się po prostu zwykłymi kartkami papieru. Aczkolwiek oczywiście treść listu była kontrolowana i przed wysłaniem esesman, który przeczytał taki list, stawiał tam pieczątkę, że dokonano cenzury. Natomiast później pojawiły się te oficjalne formularze. Były to dwa rodzaje formularzy. Formularz listowy składający się najczęściej z czterech stron poliniowanych, które można było wykorzystywać, żeby napisać treść korespondencji. Albo była to też tak zwana obozowa karta pocztowa. Przy czym tutaj tylko na jednej stronie można było dość krótką korespondencję wpisać. Rzeczywiście takie formularze, czy to listowe czy kart pocztowych można było kupić w kantynie obozowej, czyli trzeba było za nie zapłacić tymi tak zwanymi w przypadku Auschwitz, pieniędzmi obozowymi. Te „Lagergeld”, to nie były prawdziwe pieniądze, to nie były prawdziwe banknoty czy monety. Ale więźniowie, którym rodziny deponowały pieniądze otrzymywali takie bony, o różnych równowartościach, pół marki, jedna marka, czy dwie marki. I z takimi bonami szli do obozowej kantyny, żeby tam nabyć ten formularz i dopiero na takim formularzu pisano i wysyłano oficjalną korespondencją więźniarką z Auschwitz.

A kto wysyłał i przyjmował korespondencję obozową? Czy była poczta w KL Auschwitz?

Tak, KL Auschwitz w ramach wydziału drugiego, czyli wydziału politycznego gestapo obozowego, funkcjonował także urząd pocztowy. On się zajmował przyjmowaniem i nadawaniem korespondencji. Oczywiście mówimy tutaj nie tylko o listach i kartach pocztowych. Mówimy także oczywiście o paczkach, z tym, że no paczki to jest trochę już odrębny temat. W każdym razie początkowo funkcjonował urząd pocztowy w ramach struktury obozowej w KL Auschwitz I i on obejmował także KL Auschwitz II-Birkenau. Tak jak wiemy, to ze wspomnień chociażby byłego więźnia pana Franciszka Targosza, który pracował właśnie w tym urzędzie pocztowym. Od czasu do czasu, czyli powiedzmy raz na tydzień, któraś z nadzorczyń z obozu w Birkenau przybywała do Auschwitz po korespondencję, a potem utworzono również osobny urząd pocztowy w Auschwitz II i także w podobozach istniały odrębne urzędy pocztowe i tam już korespondencję kierowano.

Wspomniał pan już o cenzurze. Wiadomo, że nie można było napisać bliskim prawdy o rzeczywistości obozowej, a listy sprawdzali esesmani. Czy listy o nieodpowiedniej według cenzorów treści nie były wysyłane? Co się z nimi działo? I czy więźnia czekała kara za napisanie takiego nieodpowiedniego według nich listu?

Tak, przede wszystkim, tutaj trzeba podkreślić, że w żadnym drukowanym, pisemnym czy takim możliwym do zapoznania się z nim regulaminie obozowym takiego ograniczenia nie było. Wydaje się jednak, że więźniów pouczano. I to dość rygorystycznie o tym, że nie mogą pisać o tym, jak naprawdę wygląda ich życie w obozie. I dlatego też trzeba było takich sformułowań unikać. Również sakramentalne stwierdzenie: „Ich bin gesund”  - tak, czyli jestem zdrowy, „Ich fühle gut” - czuję się dobrze, musiało być najczęściej gdzieś w początkowych fragmentach listu zawarte. Tutaj jeszcze oczywiście ta ważna uwaga, że korespondencja musiała być pisana w języku niemieckim. Dlatego ci więźniowie, którzy języka niemieckiego nie znali, musieli poprosić o pomoc w napisaniu listu jakiegoś współwięźnia, który ten język znał. Więc było kilku esesmanów, w tym urzędzie pocztowym, którzy zajmowali się cenzurowaniem listów i jeżeli natrafili na jakiś budzący ich wątpliwość fragment, to go po prostu usuwali. Mamy w naszych zbiorach przykłady właśnie takich formularzy listowych, na których pewne fragmenty są usunięte, są po prostu wycięte nożyczkami. Ale, ponieważ te listy się zachowały, to możemy powiedzieć, że po tej ingerencji cenzorskiej taki list został wysłany, więc nie trafił do kosza, tylko po prostu bez tego usuniętego fragmentu był wysyłany. Ale z kolei z całą pewnością kary wobec więźniów, którzy nie zastosowali się do tego polecenia, były wykonywane. Tu można przytoczyć przykład chociażby więźnia Ryszarda Kordka, który w swoich wspomnieniach powojennych opisuje taką sytuację, która miała miejsce,  on to datuje na późną wiosnę 1942 roku. On w liście adresowanym do swojego ojca napisał coś w stylu, jeżeli można to tak streścić, że jeszcze dla nas zaświeci słońce jeszcze my będziemy się cieszyć. Prawdopodobnie użył tam słowa wolnością, albo coś takiego, ponieważ właśnie ten fragment wzbudził daleko idącą czujność cenzora i pan Ryszard Kordek wspomina, że właśnie za umieszczenie takiego fragmentu w liście został po prostu skazany na karę chłosty. Więc jak widzimy, można było również niestety obawiać się takich reperkusji, ale oczywiście oprócz kary cielesnej, to była też oczywiście wprowadzana kara zakazu prowadzenia korespondencji, przez jakiś czas, jeżeli się ten zakaz o tym, żeby nie pisać o prawdziwej rzeczywistości obozowej złamało.

Wróćmy jeszcze do tego sformułowania, które często możemy spotkać w listach, w korespondencji - jestem zdrów i czuję się dobrze. Czy była jakaś instrukcja, jak miał wyglądać taki list? Czy takie sformułowanie musiało być w nim zawarte?

Wydaje się, że instrukcja była wydawana na zasadzie polecenia słownego przez blokowych, czy może przez nawet samych esesmanów. Tutaj co do tego trudno to jednoznacznie wyłapać w źródłach. Ale ponieważ więźniowie wspominając po wojnie o tej możliwości pisania listów, generalnie właśnie podkreślają, że takie sformułowanie w liście musiało się znaleźć. Więc wydaje się, że byli co do tego instruowani i starali się na pewno przede wszystkim właśnie dlatego, żeby uspokoić czujność cenzorów stosować się do tego polecenia i umieszczać takie sformułowanie w oficjalnej korespondencji.

A co do kary zakazu otrzymywania korespondencji, jeżeli więzień miał taką karę, a przyszedł do niego list z domu, co się działo z tym listem? Czy był zwracany, czy czekał na danego więźnia?

Nie, generalnie takie listy nie były zwracane, tylko były jeżeli można użyć takiego sformułowania -deponowane w urzędzie pocztowym w obozie i potem przekazywane więźniowi z chwilą, kiedy kara mijała. Natomiast zwracano oczywiście te listy, które trafiały do więźniów do Auschwitz, którzy już nie żyli i do tych więźniów, którzy zostali już przeniesieni do innych obozów. One były zwracane rodzinom, z taką pieczęcią na kopercie, która zawierała takie można powiedzieć bardzo enigmatyczne i być może nawet nie całkiem zrozumiałe dla rodziny sformułowanie, że list zostaje zwrócony, ponieważ adresat, czyli w tym przypadku więzień, do którego ta korespondencja była kierowana, już się nie znajduje w obozie Auschwitz. I tutaj możemy sobie wyobrazić, jak bardzo rodzina takiego więźnia była zmartwiona, czy może nawet przerażona, kiedy otrzymywała taki zwrot swojej korespondencji, bo to mogło oczywiście oznaczać, że więzień albo nie żyje, albo został przeniesiony do innego obozu, więc oczywiście trzeba było czekać na dalsze informacje. Z innych obozów oczywiście więźniowie też mogli wysyłać listy, natomiast w przypadku śmierci, to komendantura specjalnymi telegramami informowała rodziny o śmierci więźniów. A więc zwrot takiej przesyłki mógł być niestety zapowiedzią tego, co najgorsze, jeśli chodzi o los więźnia.

A, czy można było prowadzić korespondencję pomiędzy obozami, na przykład, kiedy małżonkowie byli uwięzieni w dwóch różnych obozach, czy mogli do siebie pisać?

Generalnie nie było to zabronione, aczkolwiek analizując takie pojedyncze przykłady takich listów, które mamy, właśnie wymienianych między osobami bliskimi znajdującymi się w różnych obozach, prawdopodobnie taka możliwość została wprowadzona później. Bo tutaj musimy też pamiętać o tym, że więzień musiał podać adres do korespondencji i właściwie to też było sprawdzane przez esesmanów właśnie z urzędu pocztowego, czy więzień wysyła korespondencję pod wskazany adres. Oczywiście więźniowie najczęściej podawali adres swoich najbliższych, czyli współmałżonka, któregoś z rodziców albo obojga rodziców, czy brata, siostry. Natomiast jeżeli ktoś się dowiedział, że na przykład jego współmałżonek został aresztowany później i znajdował się w obozie, no to już historia oczywiście wyglądała nieco inaczej. Z tym, że tutaj znowu mogła być taka sytuacja, że ten współmałżonek osadzony w innym obozie mógł taką korespondencję zainicjować. Czyli wysłać list, powiedzmy, będąc w Buchenwaldzie czy w Mauthausen, czy w obozie jenieckim. Bo to też tak było, że mężczyźni przebywający w obozach jenieckich na przykład pisali do swoich małżonek, które były więzione w Auschwitz. I wtedy, kiedy więzień otrzymał taką korespondencję, mógł się zwrócić z prośbą o to, czy może na taki list odpowiedzieć, czyli wysłać list na inny adres niż ten, który był wskazany pierwotnie. Zresztą akurat czytając powojenne relacje chociażby właśnie pana Franciszka Targosza można tam natknąć się na informacje, że z biegiem czasu esesmani odnosili się coraz bardziej liberalnie, jeśli można użyć takiego stwierdzenia do tych spraw związanych z korespondencją. Byli nawet tacy, którzy przymykali oko na wysyłanie większej ilości listów, nie tylko tych raz na dwa tygodnie, prawda. Tylko na przykład pozwalali na to, żeby ta korespondencja była częściej prowadzona nie tylko na ten adres wskazany pierwotnie. Ale to zapewne dotyczyło już tych okresów późniejszych, powiedzmy po 1943 roku, jak się wydaje.

Jak już pan wspomniał, poza listami można było wysłać do obozu paczki. Czy dla wszystkich więźniów było to możliwe oraz co można było wysłać w takiej paczce do obozu?

Jeżeli chodzi o paczki, to oczywiście też, tak jak wspomniałem, ten przywilej otrzymywania paczek dotyczył właśnie tylko tych więźniów, którzy mieli też przywilej prowadzenia korespondencji, a więc ani więźniowie Żydzi, ani sowieccy jeńcy wojenni, ani więźniowie policyjni, ani objęci na przykład skierowaniem do obozu w ramach akcji „Nacht und Nebel” nie mogli otrzymywać paczek. Natomiast rzeczywiście regulamin dotyczący tego, co można w paczkach otrzymywać, a czego nie można przesyłać, był dość szczegółowy. Nawet był on przygotowany na takich specjalnych drukach, które można było dołączyć do formularza listu i go wysłać rodzinie, oczywiście też był w języku niemieckim. Tak samo zresztą, jak i odpowiedzi od rodziny musiały być w języku, w języku niemieckim. Natomiast rzeczywiście, ponieważ sytuacja i żywnościowa i  jeżeli chodzi o odzież czy obuwie w obozie była dramatyczna. A zaczynało zależeć władzom obozowym na tym, żeby więźniowie, szczególnie ci, którzy byli zdolni do pracy, funkcjonowali w miarę dobrych, jak na obóz warunkach. To wprowadzono też dwie istotne zmiany, właśnie jeśli chodzi o te paczki. Najpierw we wrześniu 1941 roku, była właśnie decyzja o tym, że można kierować do więźniów paczki z odzieżą. Tutaj głównie chodziło o to, żeby w perspektywie nadchodzącej zimy poprawić ich sytuację, czyli mogli otrzymywać odzież cieplejszą czapki, rękawiczki i szaliki czy swetry. Natomiast pod koniec października 1942 roku dopiero wprowadzono tę możliwość otrzymywania paczek żywnościowych, przy czym oczywiście w paczkach nie mogły się tam znajdować na przykład płyny żadne, ani leki. Natomiast wiadomo było, że też więźniowie w listach zwracali uwagę swoim rodzinom na to, co można wysłać, ale też przede wszystkim, co im najbardziej byłoby potrzebne. Przy czym oczywiście tutaj też trzeba zwrócić uwagę, że w sytuacji, kiedy pod okupacją każdemu właściwie żyło się bardzo trudno, a zdobycie artykułów żywnościowych wcale nie było łatwe. To więźniowie też bardzo często zaznaczali w listach do swoich rodzin, żeby te rodziny przysyłały żywność, tylko jeżeli nie będzie to dla nich wielką trudnością. Ale oczywiście zdajemy sobie doskonale sprawę, że wysłanie paczki żywnościowej było dla rodziny na pewno bardzo trudne, ale robiono wszystko, żeby tego więźnia wesprzeć. Więc najczęściej wysyłano oczywiście pieczywo, takie, które nawet mogło tam trochę sczerstwieć w drodze, ale było jeszcze dobre do spożycia. Ważne były warzywa takie, które też można było na przykład spożywać na surowo, jak cebula. Cebula jest oczywiście bardzo ważnym źródłem witamin, więc w rzeczywistości obozowej była bardzo ważna. To takie owoce sezonowe, na przykład typu jabłka, gruszki. One też są i  wartościowo odżywcze i raczej dobrze znoszą dłuższy pobyt w paczce. Paczki musiały być starannie zapakowane, trzeba było na nich nakleić wykaz. Czyli ten „Inhalt” tak, co zawierają. No bo oczywiście ich zawartość też była sprawdzana, zanim dostarczono paczkę więźniom. I podobnie trochę jak z listami raz na dwa tygodnie, powiedzmy, tak te paczki mogły do więźniów docierać. Generalnie nie mogły przekraczać jednego kilograma wagi. Takie były przepisy.

Skoro te paczki również były sprawdzane, czy esesman sprawdzający taką paczkę albo więzień funkcyjny mógł sobie coś wyciągnąć dla siebie?

Ale prawdopodobnie tak było. To na ten temat jest też trochę właśnie wzmianek we wspomnieniach czy w relacjach byłych więźniów. Ale wydaje się, że generalnie to źródło dodatkowego pożywienia dla więźniów, czyli te paczki żywnościowe otrzymywane z domu, otrzymywane od rodziny, stanowiły bardzo istotne uzupełnienie tej żywności wydawanej w obozie. Więc nie wygląda na to, żeby paczki były aż tak bardzo mocno okradane, czy bardzo mocno ograniczano do nich dostęp. Dlatego, że w korespondencji obozowej właśnie w tych zachowanych listach, jakie mamy bardzo często, są właśnie podziękowania za otrzymane paczki i nawet opis poszczególnych produktów przysłanych. Czyli wydaje się, że one generalnie docierały w dobrym stanie i w większości były przekazywane więźniom. Aczkolwiek na pewno i esesmani i więźniowie funkcyjni, ponieważ mieli taką możliwość to co smakowitsze produkty sobie mogli zatrzymywać. To nie ulega wątpliwości.

Czy badając ten zespół dokumentów oficjalnej korespondencji więźniarskiej, coś szczególnie zwróciło pańską uwagę, zdziwiło pana?

To jest w ogóle niezwykle ciekawe i bardzo szczególne źródło historyczne, taka korespondencja obozowa. Często się zdarza, że osoby, które przekazują do naszych zbiorów takie listy obozowe czy karty pocztowe, proszą, żebyśmy dla nich wykonali kopię i żebyśmy wykonali też tłumaczenia. Więc dość często zdarza mi się, że czytam tę korespondencję, co jest przeżyciem absolutnie szczególnym. Bo mimo wszystko czytam coś, co jest taką wymianą intymnych myśli między więźniem a jego najbliższymi. I już na pewno sam dostęp do takiego tekstu jest niezwykłym przeżyciem. Chociażby szczególnie te listy czy karty pocztowe wysyłane w przededniu na przykład Bożego Narodzenia, czy Wielkanocy. Czy tuż po takich świętach, kiedy więzień mówi, że kiedy więzień pisze, że przez całą Wigilię, czy przez całe święta myślami był ze swoimi bliskimi. A to się bardzo często zdarzało przecież, że to już były któreś kolejne święta spędzone poza domem i bez możliwości bycia z tymi ukochanymi osobami. Jest tam dużo takich wzmianek o sytuacjach takich bardzo bliskich tym osobom, które między sobą korespondowały. Czyli są wspomnienia na przykład tego, jak się poznali, czy wspomnienia tego jak wygląda ich dom rodzinny, jak wygląda ogród. To jest czasami też takie można nawet powiedzieć i zaskakujące, że więzień, który w rzeczywistości obozowej musiał zwracać przecież uwagę na to, że właściwie w każdej chwili groziła mu śmierć, kara, czy jakieś inne nieszczęście, przeniesienie do innego obozu, albo coś takiego. On w tych listach na przykład dopytuje się, czy dzieci się dobrze uczą i się niepokoi, że córka czy syn tam nie ma za dobrych ocen w szkole, że może nie przejdzie z klasy do klasy. To się nam może wydawać takie nieprawdopodobne, ale z drugiej strony, jeżeli sobie uświadomimy, że ten list to była taka możliwość właśnie kontaktów z bliskimi i ze światem zewnętrznym, to z całą pewnością również i była taka możliwość odreagowania, zapomnienia na chwilę o tej strasznej rzeczywistości obozu Auschwitz i przeniesienia się właśnie do tej rzeczywistości domowej. Więc taka korespondencja jest niezwykle interesująca i to bardzo tak naprawdę ważna część naszych zbiorów archiwalnych.

W związku z tym, że przez cenzurę więzień nie mógł napisać wprost, o co chodzi, czy zdarzało się, że stosowali więźniowie jakiś kod? Na przykład, kiedy należeli do ruchu oporu bądź po prostu chcąc się porozumieć ze swoimi najbliższymi?

Wiemy o tym, że rzeczywiście więźniowie mieli swoje sposoby na to, żeby wyprowadzić cenzorów w pole. Istotnie na przykład właśnie osoby, które były zaangażowane w ruch oporu, a ich współmałżonkowie o tym wiedzieli. Bo czasami było tak, że oczywiście nikt o tym nie wiedział, co jest charakterystyczne dla działań w ogóle w ruchu oporu. Ale na przykład umawiali się, że będą stosować na wypadek, gdyby trafili do więzienia, czy do obozu i stamtąd mogli coś napisać, że będą stosować jakiś kod, jakieś umówione słowo czy słowa – klucze. Na przykład dość często więźniowie pisali o sobie w trzeciej osobie, używając drugiego imienia na przykład   albo jakiegoś zdrobnienia, którym się posługiwali w tych relacjach domowych, czy intymnych. Z kolei na przykład wiemy o tym, bo mamy wspomnienia takiego czeskiego więźnia pana Miroslava Kubika. To był młody człowiek, zaledwie gimnazjalista, ale był zaangażowany tam w działalność ruchu oporu, w Roudnicach, nad Łabą. I on swoim rodzicom zapowiedział właśnie, że jeżeli by trafił do więzienia, czy do obozu, a mógłby stamtąd przesłać korespondencję, to wszystko, o czym on pisze, należy interpretować na zasadzie zupełnie odwrotnej. To znaczy on zaznaczył, że jeżeli by napisał, że: jestem bardzo, bardzo zdrowy i szczęśliwy, to to takie podkreślenie, taka emfaza: „bardzo, bardzo” będzie oznaczała, że jest właśnie bardzo źle, a nie bardzo dobrze. Więc można było stosować pewne wybiegi. Pewne słowa klucze zupełnie niezrozumiałe dla cenzurujących treści słów esesmanów, aby przekazać szczegółowe i prawdziwe informacje dla adresatów.

A, czy możemy określić, jak duży jest zbiór tej oficjalnej korespondencji więźniarskiej w Archiwum? Ile mamy w naszych zbiorach listów i kart więźniarskich?

Jest w tej chwili około 16 tysięcy już listów, oryginalnych listów obozowych i oryginalnych obozowych kart pocztowych, ale wciąż otrzymujemy nowe. Głównie właśnie rodziny byłych więźniów przekazują nam takie listy. No muszę tu na przykład wspomnieć, że chociażby w ubiegłym tygodniu odwiedził nas wnuk więźnia z pierwszego transportu pana Teodora Dondelewskiego, który miał numer 306. I ten wnuk przywiózł nam, a przyjechał specjalnie po to z Niemiec, bo tam na stałe mieszka, pięć listów obozowych wysłanych przez pana Dondelewskiego. On potem został zwolniony w listopadzie 1942 roku z obozu, ale te pięć listów w rodzinie przetrwało. One będą wymagały dość pilnej interwencji naszych konserwatorów, bo nie są w najlepszym stanie zachowania, ale oczywiście pozyskanie takich listów obozowych też jest dla nas bardzo ważne. I to też właśnie podkreśla to, o czym mówię, że rodziny z dużym pietyzmem odnoszą się do tych pamiątek. Dlatego my zawsze jesteśmy bardzo szczęśliwi i niezwykle zaszczyceni jeżeli możemy pozyskać takie dokumenty, właśnie korespondencję obozową wysyłaną przez więźniów do rodzin, bo wiemy, że dla wielu osób jest to naprawdę bardzo cenna pamiątka.

Wspomnijmy jeszcze, że dzisiaj rozmawiamy o oficjalnej korespondencji obozowej. Ale są jeszcze inne rodzaje, co jest już oczywiście materiałem na osobny podcast. Ale mógłby pan nam tak krótko powiedzieć jeszcze o tych innych rodzajach korespondencji, które mamy w Archiwum?

Tak, inne rodzaje korespondencji to są grypsy, czyli absolutnie poza oficjalną korespondencją, poza oficjalnym systemem wysyłane informacje. Można powiedzieć, że generalnie są dwa rodzaje grypsów. To znaczy, osobiste takie właśnie, które więźniowie czy więźniarki starali się różnymi drogami wysyłać do swoich bliskich z informacjami o sobie, o swoim losie. To są też czasami na przykład informacje wyrzucane na takich kartkach pospiesznie napisane w drodze, chociażby to z pociągów, którymi więźniowie byli transportowani do obozu albo z samochodów, którymi byli przewożeni do więzień, a potem z więzień do obozu. Kilka przykładów takich grypsów też mamy. Natomiast drugi rodzaj grypsów to co są wszystkie te grypsy, które wysyłano w ramach funkcjonowania obozowego ruchu oporu. One są też niezwykle interesujące. Natomiast bardzo interesujące jest już to, że one w ogóle przetrwały, bo jak się możemy domyślać samo funkcjonowanie ruchu oporu wymusza niszczenie dowodów na taką działalność. Tymczasem widzimy, że przykłady takich grypsów przetrwały. I jeszcze osobna historia to są te karty pocztowe wysyłane przez Żydów, którzy byli osadzeni w tej części obozu w Birkenau w obozie familijnym dla Żydów przywiezionych do obozu z miasta getta Theresienstadt czy Terezin, wówczas w Protektoracie Czech i Moraw. Oni byli skazani na zagładę i w większości zginęli, aczkolwiek ich pobyt w obozie był zaplanowany na około sześć miesięcy. Ale ponieważ władzom obozowym i okupantowi w Protektoracie Czech i Moraw zależało na zachowaniu spokoju i zależało na tym, żeby informacje o Auschwitz nie przedostawały się na zewnątrz, podjęto właśnie taką decyzję, żeby zanim ci ludzie zginą, żeby jeszcze napisali takie karty pocztowe do swoich bliskich. One były antydatowane, czyli najczęściej po prostu docierały do adresatów już w chwili, kiedy nadawcy nie żyli, bo zostali zgładzeni w komorach gazowych w Auschwitz. I tam jest ciekawa kwestia, że w adresie nie ma słowa Auschwitz, bo słowo Auschwitz miało być właśnie usunięte ze świadomości tych Żydów. Słowo Auschwitz zresztą już budziło wtedy, w 1944 roku grozę wśród jeszcze żyjących Żydów. Więc adres miejsca osadzenia tych osób, które te karty pocztowe wysyłały, to był Arbeitslager Birkenau bei Neu Bieruń. Tak, czyli obóz pracy Birkenau koło Nowego Bierunia. A to się między innymi wzięło stąd, że w wagonach, które docierały do Auschwitz z Terezina, więźniowie na przykład w ostatniej chwili przed wyjściem z tych wagonów, na przykład wydrapywali na ścianach wewnętrznych, na tych deskach w wagonach nazwę Auschwitz, czy Auschwitz-Birkenau z ostrzeżeniem, że tutaj przybyli, a przecież potem te wagony były po raz kolejny używane do tra nsportów. Więc generalnie informacje o takim miejscu jak obóz Auschwitz docierały też i do Terezina.

Do tych tematów jeszcze na pewno wrócimy. A na koniec chciałabym podkreślić, że Archiwum Miejsca Pamięci przechowuje liczne dokumenty poobozowe, w tym wspomniane listy w specjalnych warunkach, pod opieką profesjonalnych konserwatorów, a osoby, które przekazują do archiwum oryginały dokumentów, by zachować ten szczególny ślad po historii ich bliskich mogą liczyć na przygotowanie przez Muzeum kopii. Czy gdyby ktoś ze słuchaczek klub słuchaczy chciał przekazać tego typu materiały, gdzie powinien się zwrócić?

Bylibyśmy niezwykle wdzięczni za kontakt z nami, czyli z Archiwum albo z kimkolwiek z Muzeum. Często się zdarza, że takie informacje docierają do nas też na przykład za pośrednictwem naszych przewodników, do których przecież bardzo wiele też osób dociera. Więc bylibyśmy bardzo zaszczyceni i bardzo szczęśliwi, gdyby osoby, które mają takie dokumenty związane z historią swoich przodków, którzy byli więźniami Auschwitz, zechciały się z nami skontaktować w tej sprawie. Zapewniamy oczywiście dyskrecję. Zapewniamy to, że w magazynach naszych archiwalnych dokumenty są przechowywane w najlepszych możliwych warunkach, z ogromnym pietyzmem. Że właściwie oryginały nie są wykorzystywane do codziennej pracy naukowo-badawczej, czy do celów edukacyjnych. Z wszystkich tych materiałów, z wszystkich tych dokumentów, jakie pozyskujemy, wykonujemy kopie cyfrowe, albo cyfrowe i papierowe, żeby to ich używać do naszej codziennej pracy. Więc jeżeli ktokolwiek zechciałby nas wesprzeć, zechciałby przekazać do naszych zbiorów dokumenty obozowe, będziemy bardzo wdzięczni bardzo zobowiązani i liczę na kontakt.