Obóz Auschwitz III-Monowitz
Transkrypcja podcastu
Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST
Obóz Auschwitz III-Monowitz powstał w październiku 1942 roku na terenie wysiedlonej i zburzonej polskiej wsi Monowice w odległości 6 km od obozu Auschwitz I. Działo się to w związku z budową przez niemiecki koncern IG Farbenindustrie zakładu produkcji syntetycznego kauczuku i paliw Buna-Werke. O historii trzeciej części kompleksu Auschwitz opowiada doktor Piotr Setkiewicz, kierownik Centrum Badań Miejsca Pamięci.
Skąd decyzja o budowie fabryki kauczuku syntetycznego i benzyny w Oświęcimiu?
Wynikło to z kilku względów. Po pierwsze, w 1940 roku niemieckie dowództwo sił zbrojnych doszło do przekonania, że potrzebny będzie kolejny zakład produkujący kauczuk syntetyczny, gdzieś na wschodzie, na terenach, które nie będą zagrożone ewentualnymi bombardowania lotnictwa brytyjskiego. Przed wojną w Niemczech wykorzystywano, rzecz jasna, do produkcji opon kauczuk naturalny, który sprowadzano z krajów zamorskich. Tym niemniej w ramach prowadzonej wtedy polityki autarkii władze niemieckie doszły do przekonania, że dobrze by było, ażeby w razie przerwania owych dróg handlowych z krajami zamorskimi, aby Niemcy były w stanie produkować samodzielnie gumę wykorzystywaną przede wszystkim właśnie do opon samochodów, zwłaszcza wojskowych, biorąc pod uwagę plany inwazji Niemiec na inny kraj. W związku z tym, zdecydowano się wykorzystać patent i nową technologię, opracowaną przez firmę IG Farbenindustrie, która pozwalała na wytwarzanie kauczuku w sposób syntetyczny z węgla kamiennego. Była to technologia jeszcze dosyć droga i niesprawdzona. Pomimo to władze państwowe zdecydowały się wesprzeć finansowo ów projekt po to, ażeby dysponować w razie potrzeby możliwością zaopatrzenia armii w gumę. I w 1940 roku, kiedy to okazało się, że w wyniku Bitwy o Wielką Brytanię wojna będzie toczyć się nadal, naczelne dowództwo sił zbrojnych zwróciło się z wnioskiem do IG Farben o wybudowanie trzeciej, obok już dwóch istniejących już fabryk w centralnych i zachodnich Niemczech. Ostatecznie skończyło się na dwóch mniejszych zakładach. Jeden z nich w Ludwigshafen nad Renem, ale tzw. Buna 4 miała powstać gdzieś na wschodzie. Wtedy oczywistym było, że miejsce to musi znajdować się w pobliżu źródeł zaopatrzenia w surowce, przede wszystkim węgiel kamienny. I takim miejscem mógł być tylko Górny Śląsk. Stąd też w końcu 1940 roku do Katowic przybyła komisja ekspertów przemysłu chemicznego, która miała za zadanie znalezienie odpowiedniej lokalizacji dla takiej fabryki i po sprawdzeniu wielu innych takich miejsc zdecydowano się ostatecznie, iż Auschwitz czy Oświęcim ma ku temu najwięcej predyspozycji czy też zalet. Chodziło tutaj o miejsce, które będzie dobrze skomunikowane z resztą kraju. I taki warunek spełniał Oświęcim, posiadając zaś sporą stację węzłową z czterema liniami kolejowymi, a jednocześnie będzie położony na terenie, gdzie owe linie nie będą obłożone szczególnie przewozami kolejowymi i transportami wojskowymi na przykład. I Oświęcim właśnie znajdując się na obrzeżach śląskiego zagłębia przemysłowego, ten warunek spełniał. Drugi to taki, iż chodziło tutaj o miejsce, które byłoby relatywnie płaskie, niezalesione. Tutaj odpadały koszty wycinki drzew i poza tym miało się ono znajdować w pobliżu źródeł wody. I tutaj również w pobliżu Oświęcimia przepływała rzeka Wisła, która mogła posłużyć jako źródło wody do chłodzenia różnych instalacji chemicznych, a jednocześnie miejsce to znajdowało się na płaskowyżu, który zabezpieczał teren fabryki przed ewentualnymi skutkami powodzi. Także właściwie bardzo wiele czynników naturalnych sprzyjało podjęciu tej decyzji o budowie fabryki IG Farben w Oświęcimiu.
A czy wybór Oświęcimia na lokalizację fabryki miał związek z obozem Auschwitz?
Początkowo nie. W literaturze bardzo często wspomina się o tym, że ten czynnik miał decydujące znaczenie. Ja uważam, że, rzecz jasna, nie można było zbudować fabryki chemicznej gdziekolwiek na jakimś pustkowiu tylko z tego względu, że znajdowałaby się tam siła robocza. Znaczenie miało przede wszystkim: dostępność surowców, wody, linii komunikacyjnych i tak dalej. Natomiast okazało się, że obecność obozu koncentracyjnego stała się w przyszłości czynnikiem wielce sprzyjającym dla powstania i rozbudowy fabryki. Bo otóż okazało się, że, co prawda, w Oświęcimiu znajdowała się pewna liczba osób, które mogły być brane pod uwagę jako robotnicy budowlani, ale ludzi tych było zbyt niewielu. Zarówno w mieście, jak i w okolicznych wsiach bardzo wielu Polaków wcześniej padło ofiarą wywózek na roboty przymusowe do Niemiec, a pozostali gdzieś byli już zatrudnieni. Na przykład chłopi uprawiali swoje gospodarstwa. W związku z tym powstał problem niedoboru siły roboczej, a ponieważ miała to być od początku fabryka bardzo duża, więc potrzebowała bardzo wielu robotników. Nie miała załogi, którą można by było jedynie uzupełnić robotnikami miejscowymi. W związku z tym prawdopodobnie miejscowy urząd pracy zwrócił uwagę wysłanników IG Farben na fakt istnienia w pobliżu obozu koncentracyjnego, który mógłby służyć jako źródło siły roboczej i takie negocjacje zostały wszczęte w lutym 1941 roku, spotykając się od razu z bardzo pozytywnym odzewem ze strony władz SS. I tutaj nawet nie chodzi o komendanta obozu Rudolfa Hössa, ale wyższych urzędników SS z Berlina, włącznie z samym Reichsführerem Himmlerem. Bo przedstawione wówczas propozycje współpracy wydawały się obu stronom bardzo korzystne. Przede wszystkim IG Farben ponieważ miała ona otrzymać robotników do pracy. W pierwszej zwłaszcza w fazie budowy takiej fabryki potrzebne było bardzo wielu, wiele tysięcy robotników, którzy mogliby wykonywać bardzo proste prace w rodzaju na przykład kopania fundamentów czy budowy dróg. Stawki proponowane za wynajem więźniów były bardzo dla przedstawicieli IG Farben atrakcyjne. To mniej więcej połowa pensji wypłacanych robotnikom czy pomocnikom budowlanym, robotnikom cywilnym na tym terenie, to raz. Dwa, rzecz jasna, więźniowie byli stale do dyspozycji, nie było problemu z udzielaniem urlopów. Wreszcie już byli na miejscu, to znaczy mieszkali w obozie koncentracyjnym i w związku z tym fabryka nie musiałaby budować dla nich kwater, czy to w formie na przykład baraków czy jakichś obozów w pobliżu placu budowy. Wreszcie IG Farben byłaby w razie zatrudnienia robotników cywilnych zobligowana przepisami prawa pracy do wyłożenia pewnych kwot na przykład na działalność socjalną, kulturalną i tak dalej. Także z punktu widzenie IG Farben były to bardzo znaczące korzyści, ale również obóz koncentracyjny czy też SS mogło spodziewać się znaczących zysków ponieważ: po pierwsze, zysk byłby propagandowy w tym sensie, że Himmler mógł od tej pory twierdzić, że obozy koncentracyjne nie służą tylko izolacji wrogów Rzeszy, ale też więźniowie produktywnie pracują na rzecz rozwoju niemieckiej gospodarki zbrojeniowej. Po drugie, Himmler doszedł też do przekonania, że tak wielka fabryka, która miała powstać w pobliżu obozu, będzie wymagała wielkiej liczby nisko przetworzonych artykułów, towarów, które można będzie sprzedać po prostu IG Farben i które mogłyby być wytwarzane przez warsztaty obozowe. Pomysł polegał na tym, że takie duże warsztaty, zarządzane przez firmę DAW Niemieckie Zakłady Wyposażenia, która należała do SS, powstaną w pobliżu obozu. Tam będą pracowali więźniowie i będą produkować takie przedmioty jak: meble, skrzynki, elementy baraków drewnianych czy też jakiejś betoniarni, słupy ogrodzeniowe, które na pewno będą potrzebne dla IG Farben. I jeżeli ceny będą umiarkowane, to firma zgodzi się takie artykuły kupować od obozu. Wreszcie, co chyba było dla SS najważniejsze, przy rozbudowie Auschwitz komendant Höss natrafił na podstawowy problem braku materiałów budowlanych. Ponieważ SS, jak wydawało się organizacja niezwykle potężna i wpływowa, nawet ona musiała przestrzegać pewnych przepisów gospodarczych, które dotyczyły ścisłej reglamentacji takich materiałów budowlanych jak cegły, cement, drewno czy stal zbrojeniowa. W związku z tym IG Farben posiadając odpowiednie koneksje oraz sama bardzo znaczące przedziały tychże materiałów budowlanych, mogła zgodzić się przekazać te materiały budowlane na rzecz SS dla rozbudowy obozu. I tutaj korzyść byłaby obustronna. To znaczy: z jednej strony dzięki zbudowaniu nowych bloków, nowych baraków można było sprowadzić do pracy więcej więźniów, z których część przynajmniej mogła być wykorzystana do budowy fabryki. Także to były podstawowe przesłanki, które wpłynęły na rozwój współpracy pomiędzy SS a IG Farben, z czego początkowo obie strony wydawały się być niezwykle zadowolone. Poza tym IG Farben zyskała też kilka dodatkowych korzyści w postaci na przykład pomocy Himmlera przy wysiedlaniu miejscowych Polaków, bo miejsce, które zostało wybrane na budowę fabryki, rzecz jasna, należało, ów grunt, do miejscowych polskich rolników. W związku z tym wystarczyła jedynie prosta administracyjna decyzja i tereny te zostały skonfiskowane przez państwo niemieckie, po czym zostały sprzedane lub wydzierżawione IG Farben za nieduże pieniądze. I wreszcie samo miasto Oświęcim, w którym zamieszkiwali zarówno Polacy, jak i Żydzi, mogło stać się sposobem na rozwiązanie innego istotnego problemu, z punktu widzenia IG Farben, to znaczy jeśli miejscowi Polacy oraz więźniowie obozu koncentracyjnego mogliby zostać wykorzystani do prostych prac budowlanych, to jednak wzniesienie takiej fabryki wymagało licznego grona specjalistów: inżynierów, techników, majstrów i specjaliści ci mieli zostać przeniesieni do Oświęcimia z Niemiec, z innych fabryk IG Farben. Ludzi tych należało gdzieś zakwaterować. I tutaj znowu z pomocą IG Farben przyszedł Himmler, nakazując wysiedlenie z Oświęcimia wszystkich Żydów. W ten sposób znowu państwo dysponując ich mieszkaniami, mogło sprzedać po prostu IG Farben za dość niewielką kwotę, w celu umieszczenia w tych domach, tych mieszkaniach, owych niemieckich specjalistów, techników, inżynierów, którzy mieli zostać sprowadzeni z Niemiec. Także, czyniąc sobie takie uprzejmości i pomagając sobie wzajemnie, wydawało się, że współpraca ta pomiędzy IG Farben, a obozem koncentracyjnym i SS będzie przebiegała w sposób niezakłócony.
Kiedy pierwsi więźniowie KL Auschwitz zostali zatrudnieni na terenie powstającej fabryki?
Stało się to już w kwietniu 1941 roku. Pierwsze grupy więźniów były po prostu dowożone z obozu koncentracyjnego na teren fabryki ciężarówkami, co, rzecz jasna, na dłuższą metę nie mogło być kontynuowane ze względu na brak ciężarówek i paliwa do nich. Także w kolejnych tygodniach i miesiącach więźniowie musieli maszerować z obozu koncentracyjnego do Monowic, to jest dystans mniej więcej 5 kilometrów, co miało dwa negatywne skutki. Po pierwsze, musieli oni przechodzić przez miasto Oświęcim i przez co mogli oglądać ich z bliskiej odległości zarówno polscy, jak i niemieccy mieszkańcy Oświęcimia. To budziło określone komentarze z powodu ich wyglądu i widocznego wyczerpania. Po drugie, więźniowie pokonując ów dystans, przychodzili na plac budowy już zmęczeni. Pomimo to że komando Buna, jak je nazywano, jako jedyne wówczas w obozie otrzymało skórzane buty zamiast drewniaków. I ponownie wieczorem był z tym problem, ponieważ więźniowie dosyć późno wracali na apel do obozu koncentracyjnego. Dlatego w końcu czerwca IG Farben postanowiła wynająć pociąg, który miał kursować pomiędzy obozem Auschwitz a stacją Dwory, w bezpośredniej bliskości placu budowy. I tę metodę stosowano przez ponad rok, czyli do połowy, mniej więcej 1942 roku. Stopniowo pojemność tego pociągu zwiększano, zaczepiając dodatkowe wagony, zwiększając zagęszczenie w tychże wagonach. Także ostatecznie w połowie 1942 roku ponad 2 tysiące więźniów mogło być transportowanych na plac budowy, tym właśnie pociągiem. Z tym że okazało się to i tak liczbą zbyt niewielką, ponieważ już wówczas potrzeby IG Farben określano na mniej więcej 4 tysiące więźniów i zastanawiano się, co dalej z tym problemem zrobić. Tam były takie pomysły, żeby może doczepić drugą lokomotywę i znacznie więcej wagonów, żeby wydłużyć rampę załadowczą, przez co znacząco więcej więźniów można by byłoby dowozić do Monowic, ale przez dłuższy czas problem ten nie został rozwiązany.
A z jakich powodów podjęto decyzję o budowie podobozu KL Auschwitz w Monowicach?
Przede wszystkim właśnie z tego powodu: ograniczonych możliwości przewozowych tego pociągu. Poza tym zdarzało się dość często, że linia kolejowa, wykorzystywana przez taki pociąg, była zamykana i wykorzystywana na potrzeby transportów wojskowych, co powodowało opóźnienia w docieraniu więźniów na plac budowy. Ale głównym ku temu powodem była epidemia tyfusu plamistego, która z wielką mocą pojawiła się w Auschwitz, w Birkenau w lipcu 1942 r. I w jej wyniku komendant Höss musiał zarządzić wstrzymanie dostaw więźniów na plac budowy, co oczywiście niesłychanie zirytowało przedstawicieli IG Farben. Co prawda, usiłowali oni sprowadzić na przykład zamiast więźniów obozu koncentracyjnego żydowskich robotników przymusowych z obozów tak zwanej Organizacji Schmelt, która działała na terenie Śląska, co z różnych względów okazało się niemożliwe, czy też przenieść do Monowic większą grupę robotników przymusowych na przykład. Niemniej były to liczby zbyt mało znaczące, żeby pokryć zapotrzebowanie na pomocników budowlanych na placu budowy fabryki. W związku z tym IG Farben zaproponowała, że przecież niezależnie od wysiłków SS również i ona w swoich działaniach zmierza do zwiększenia liczby kwater w pobliżu fabryki, budując obozy barakowe dla różnych grup robotników: robotników niemieckich, włoskich, ale też innych sprowadzanych z innych krajów, w tym również robotników z Polski na przykład z Generalnego Gubernatorstwa. Także trzy takie obozy były już gotowe, a czwarty znajdował się wówczas w budowie. I przedstawiciele IG Farben zaproponowali, że w związku z tym można więźniów obozu koncentracyjnego umieszczać wprost bezpośrednio w takim obozie i IG Farben jest w stanie niejako sprezentować ten obóz dla SS. W ten sposób więźniowie przewożeni do Auschwitz mogliby być umieszczani od razu w takim obozie, nie mając styczności z więźniami z obozów, czy to w Auschwitz i w Birkenau i w ten sposób będąc wolnymi od niebezpieczeństwa zarazy. I ten pomysł został zaakceptowany. Toczyły się dość długie negocjacje w tej mierze. Niemniej okazało się, że jeśli z jednej strony IG Farben liczyła, że w końcu epidemia tyfusu zostanie opanowana, no to tutaj brak jakichkolwiek działań w tej mierze komendantury obozu spowodował, że epidemia niemalże do końca roku wcale nie wygasła. Po drugie, te obietnice składane IG Farben, iż będzie można przenosić więźniów z innych obozów koncentracyjnych wprost do Monowic, okazały się mało realne. Aż tak wielu więźniów, jak się okazało, nie było do dyspozycji w innych obozach koncentracyjnych. Komendanci bardzo niechętnie zgadzali się na takie transfery i w rezultacie sytuacja taka trwała aż do połowy października ‘42 roku, ponieważ okazało się, że więźniowie, nawet przenoszeni teoretycznie do Monowic, i tak muszą trafiać najpierw do Auschwitz po to, żeby być tam na przykład zarejestrowani. Także doszło tutaj do serii intensywnych sporów i niemalże awantur pomiędzy kierownictwem IG Farben a komendanturą obozu koncentracyjnego. Przedstawiciele IG Farben interweniowali w Berlinie w tej mierze. Ostatecznie Höss został skarcony, tak to można powiedzieć, ponieważ po pierwsze musiał zgodzić się na przeniesienie sporej grupy więźniów do nowo otwartego obozu w Monowicach w końcu października 1942 r., po pierwsze. A po drugie, zmuszono go do składania codziennych raportów, w których miał on donosić o liczbie więźniów znajdujących się w obozie w Monowicach, liczbie więźniów zatrudnionych w fabryce IG Farben, liczbie strażników, liczbie chorych, i tak dalej, co było z pewnością przez niego odbierane bardzo ambicjonalnie. Żaden z komendantów obozów koncentracyjnych nie był zobligowany do składania takich sprawozdań. Także liczba więźniów w Monowicach stopniowo rosła, aż do stycznia ‘43 roku, kiedy okazało się, że pomimo wszelkich środków ostrożności i kwarantanny dla przenoszonych więźniów do Monowic wykryto wśród nich kolejne ogniska tyfusu, które zwalczono metodą tradycyjną, stosowaną przez SS, to znaczy masowymi selekcjami do komór gazowych. Także liczba więźniów w Monowicach rosła stosunkowo wolno, ledwie stopniowo pokrywając potrzeby IG Farben, aż w połowie 1944 roku osiągnęła pułap maksymalny, to znaczy 11 tysięcy więźniów, niemalże wszystkich zatrudnionych na terenie fabryki.
A jak wyglądał ten obóz w Monowicach, jakie były tam warunki mieszkalne dla więźniów?
To był obóz budowany z intencją umieszczania tam robotników przymusowych, czyli o standardzie nieco lepszym czy może nawet znacząco lepszym od baraków na przykład, które w tym samym czasie wznoszono w Birkenau. Baraki w Monowicach były nieco mniejsze, miały okna, przede wszystkim i, co chyba najważniejsze, posiadały instalację centralnego ogrzewania poprzez parę dostarczaną tam rurami do baraków z siłowni zakładowej. Co miało o tyle istotne znaczenie, że na przykład więźniowie pracujący w czasie deszczu mogli po powrocie do obozu wysuszyć swoje mokre ubranie, umieszczając je gdzieś tam na rurach czy jakichś grzejnikach, które w tych barakach były. Także z tego względu wydaje się, że warunki mieszkalne generalnie były w Monowicach lepsze, aczkolwiek zagęszczenie w barakach było mniej więcej takie same jak w Birkenau. Z dokumentów wiemy, że na pryczach, które w tych barakach się znajdowały, spało przeciętnie zazwyczaj po dwie osoby. Także było tam również bardzo ciasno, no i również baraki te nie były wyposażone w jakieś węzły sanitarne. Także więźniowie chcąc w nocy np. skorzystać z toalety, musieli wychodzić na zewnątrz lub też korzystać z jakichś wiader. Niemniej jeżeli spojrzymy na bardziej chyba obiektywne kryterium warunków panujących w obozie w Monowicach i w innych obozach kompleksu Auschwitz, czyli śmiertelność, ona była taka sama, jak na przykład w Birkenau, co było zapewne spowodowane tym, że więźniowie z obozu w Monowicach musieli bardzo ciężko fizycznie pracować na placu budowy. Jeżeli w Auschwitz, zwłaszcza w Auschwitz, stosunkowo spora część więźniów zatrudniana była w tzw. dobrych komandach, w różnych warsztatach, w stolarni na przykład, czy też w magazynach, to w Monowicach właściwie 100% więźniów przebywających tam musiało pracować ciężko fizycznie na placu budowy fabryki, co przekładało się na postępujące wycieńczenie i wysoką śmiertelność.
Czy wysoka śmiertelność miała związek poza wykonywaną pracą również z nadzorem, z więźniami funkcyjnymi?
Prawdopodobnie tak, ponieważ niemalże od początku pracy więźniów na terenie fabryki dyrekcja IG Farben składała mnóstwo zażaleń na rzekomo niską wydajność pracy więźniów, co było z punktu widzenia interesów firmy zrozumiałe, bo płaciła ona mniej więcej po 3 marki za dniówkę więźnia, bez względu na to, jaką wydajność ten więzień osiągał. Im bardziej skutecznie byłby ów nadzór sprawowany i szybciej pracowaliby więźniowie, tym większy zysk dla fabryki. Stąd też, wśród licznych propozycji, co zrobić, żeby zwiększyć wydajność pracy więźniów, IG Farben na przykład proponowała, żeby skłonić esesmanów do skuteczniejszego nadzoru, co powodowało niechętne komentarze ze strony komendantury Auschwitz, bo tutaj oficerowie się zżymali, że, no jak to, przecież cywile nie będą nas uczyć, jak pilnować więźniów. W związku z tym pojawiła się druga propozycja, iż należy sprowadzić do Monowic szczególnie energicznych kapów, najlepiej niemieckich więźniów kryminalnych, i na taką propozycję esesmani się zgodzili. Rzeczywiście spośród tych więźniów funkcyjnych, głównie kapów właśnie kierowanych do Monowic, było bardzo wielu niemieckich kryminalistów, tudzież więźniów tzw. aspołecznych, specjalnie w tym celu przenoszonych z innych obozów koncentracyjnych w Niemczech. Także ten poziom nadzoru i, jak się wydaje, terroru wobec więźniów na placu budowy był w Monowicach wysoki poprzez właśnie fakt, że kapami byli niemieccy kryminaliści. Natomiast pomimo owego ciągłego bicia więźniów przez kapów istniał pewien poziom, którego już nie dało się przekroczyć, tzn. więźniowie nie mogli po prostu z przyczyn obiektywnych pracować prędzej. Także IG Farben w toku różnego rodzaju narad, konferencji i spotkań z oficerami z SS z obozu koncentracyjnego przedstawiła cały szereg propozycji, jak sobie z tym problemem radzić. Na przykład pomysł „Frauen, Fressen, Freiheit”, czyli „kobiety, żarcie i wolność”, więc tutaj panowie z IG Farben proponowali, żeby nadzwyczaj chętni do pracy więźniowie uzyskali możliwość wizyt w domu publicznym, który powinien gdzieś w Auschwitz powstać. I ta idea została zaaprobowana. To znaczy esesmani doszli do wniosku, że to jest świetny pomysł i taki dom publiczny powstał najpierw w obozie koncentracyjnym w Auschwitz i później w jego niejako podobozie w Monowicach, co, rzecz jasna, miało niewielki wpływ na wzrost wydajności pracy więźniów, bo do tego rodzaju instytucji wstęp mieli zazwyczaj kapowie i ich znajomi. Druga z propozycji, to więcej żywności dla więźniów. I tutaj znowu okazało się, że nie można pozyskać więcej żywności, gdyż obóz był ku temu niechętny. Także z jednej strony IG Farben zgodziła się wydawać więźniom dodatkowe porcje zupy tzw. Buna-Suppe na obiad w południe, z tym że znowu z powodu pewnych ograniczeń i pewnej niechęci do wydatkowania jakichś większych sum jakość tej zupy była mniej więcej taka sama, wręcz porównywalna, jak jakość zupy obozowej, czyli był to praktycznie wywar z brukwi. Pojawił się też pomysł, żeby tym więźniom, którzy osiągają najniższą wydajność, odbierać część żywności i obdarzać nią tych z kolei, którzy pracują najbardziej wydajnie. Ale też okazało się to w praktyce trudne czy niemalże niemożliwe do wykonania, ponieważ odebranie słabszym więźniom części z ich głodowych porcji powodowałoby pewnie to, że natychmiast by zupełnie straciliśmy siły do pracy. A pomysł, żeby zwalniać z obozu najbardziej wydajnych więźniów oczywiście został z przyczyn ideologicznych odrzucone przez SS. Także te próby zwiększenia wydajności pracy więźniów trwały dość długo, aczkolwiek, jak się wydaje, wydajność pracy na terenie fabryki więźniów była wysoka, z tego prostego powodu, że jeśli więzień pracował pod groźbą kija, to rzeczywiście starał się wytężyć maksymalnie siły po to, żeby nie zostać pobitym. I tutaj te wszystkie szacunki przedstawiane przez ludzi z IG Farben rzekomo mające dowodzić tego, że wydajność pracy więźniów jest jakoś nadzwyczaj niska, są moim zdaniem, jest to tam jakoś potwierdzane w dokumentach, są niewiarygodne.
Jak wyglądała struktura organizacyjna i system nadzorowania więźniów przez SS w obozie Auschwitz III-Monowitz?
Była ona, w pewnej mierze, podobna tak jak w Auschwitz czy w Birkenau, czyli początkowo do pracy z podobozów w Monowicach wychodziło jedno wielkie tzw. komando zbiorcze Zommelkomando, liczące kilka tysięcy osób i dopiero na placu budowy były dzielone na mniejsze komanda, które wysyłano do pracy na poszczególne stanowiska. Były one nadzorowane przez oddzielnych strażników czy też grupy strażników. W momencie kiedy udało się IG Farben zbudować ogrodzenie wokół całego terenu fabryki, system ów zmieniono w podobnym stopniu, jak to stało się w Auschwitz czy w Birkenau, tzn. stworzono coś w rodzaju dużego łańcucha straży, który pokrywał się zasięgiem ogrodzenia fabryki. Także przy bramach wjazdowych na teren fabryki pełnili służbę zarówno esesmani, jak i członkowie straży zakładowej IG Farben, Werkschutzu. A poza tym więźniowie wewnątrz fabryki pracowali pod nadzorem kapów, byli oni kontrolowani przez grupy czy poszczególnych kontrolerów ze strony SS, jak i przede wszystkim majstrów i inżynierów IG Farben. Taki majster miał po prostu za zadanie dopilnowanie, ażeby zadanie na dany dzień zostało wykonane. I w sytuacji kiedy majster się zżymał i stwierdził, że na przykład prace przy kopaniu jakiegoś tam rowu odwadniającego trwają zbyt długo, mógł podejść czy to do esesmana, czy to wprost do kapo
i stwierdzić, no, panie kapo, tutaj trzeba coś zrobić, żeby tę pracę skończyć na dzisiaj. Także kapo wtedy sięgał po kij i tłukł, bił niemiłosiernie więźniów, zmuszając ich do większego wysiłku.
Jak wyglądały kontakty więźniów z robotnikami cywilnymi?
Teoretycznie takie kontakty były zabronione. Robotnicy cywilni poza wyznaczonymi majstrami nie powinni mieć dostępu do więźniów, aczkolwiek w sytuacji gdy więźniowie pracowali na bardzo dużym obszarze, w bardzo wielu miejscach, egzekwowanie tego zakazu było właściwie niemożliwe. Także kontakty takie były owszem możliwe. I tutaj z jednej strony więźniowie mogli nawiązywać je z robotnikami cywilnymi Polakami, czy to mieszkańcami Oświęcimia, czy to wspomnianymi przeze mnie robotnikami przymusowymi przywiezionymi, sprowadzanymi z GG, i też robotnikami z różnych innych krajów: Francuzami, Belgami, Włochami, Czechami i tak dalej, którzy zostali właściwie sprowadzeni niemalże z całej okupowanej Europy do Monowic przez IG Farben. I tutaj wiele zależało od przede wszystkim znajomości języka, w którym można było się porozumieć się z owymi robotnikami. Dwa, z możliwościami tych robotników udzielenia pomocy więźniom. I tutaj pewnie największe ku temu szanse mieli lokalni Polacy, mieszkańcy Oświęcimia, którzy posiadali tutaj jakichś swoich znajomych, krewnych, którzy mieli niewielkie, bo niewielkie, ale jednak możliwości zdobycia dodatkowego pożywienia. Więc takie pożywienie można było po prostu przenieść na teren fabryki w formie, nie wiem, kilku dodatkowych kromek chleba pod pozorem na przykład zabierania ze sobą drugiego śniadania. Podobnie, aczkolwiek mniejsze, takie możliwości mieli inni robotnicy, którzy, jak wynika z relacji, często zachowywali się bardzo różnie. To znaczy niektórzy z nich, owszem, dzielili się miłosiernie owym chlebem, owym drugim śniadaniem z więźniami, a niektórzy nie, bo trzeba pamiętać, że generalnie to robotnicy cywilni też byli niedożywieni. Oni otrzymywali mniejsze przydziały kartkowe i ciężko pracując, musieli też pamiętać, że mają na utrzymaniu rodziny, więc tutaj nie było na rynku w Oświęcimiu i okolicy jakiejś nadwyżki żywności chleba zwłaszcza, który można by było nabyć i swobodnie nim dysponować. Byli też, oczywiście, Niemcy, którzy zachowywali się bardzo różnie. Byli tacy, którzy, zwłaszcza majstrowie, którzy zirytowani tempem prac niejako wyręczali kapów i sami bili, tłukli więźniów własnoręcznie. Ale byli też tacy, którzy spoglądali na więźniów z pewną dozą współczucia. I wreszcie była bardzo niewielka, co prawda, ale jednak grupa niemieckich robotników z pewnej firmy, która była podwykonawcą na placu budowy firmy Schulze, którzy to udali się do głównego inżyniera Maksymiliana Fausta, z protestem, twierdząc, że oni nie chcą więcej oglądać bicia i zabijania więźniów na placu budowy, co nieco skonfundowało pana inżyniera, który zwrócił się z taka prośbą do komendanta obozu w Monowicach, że jeśli koniecznie esesmani chcą zabijać jakichś więźniów, to lepiej żeby to robili wewnątrz obozu i nie na oczach niemieckich robotników. Także ten stosunek był bardzo różny i zależny od indywidualnych możliwości pomocy lub nie ze strony robotników cywilnych. Można tutaj wskazać na pewną charakterystyczną cechę meldunków karnych, które zachowały w archiwach Muzeum, które to odzwierciedlają jednak pewną dość stałą pomoc ze strony robotników cywilnych dla więźniów. Zatem w sytuacji kiedy dany więzień został schwytany czy zauważony przez esesmana lub kapo na tym, iż posiada chleb, to wtedy owi więźniowie solidarnie zeznawali, że ten chleb ukradli po prostu robotnikom cywilnym. Wszyscy w ten sposób zeznawali, co wydaje mi się, jest w pewnym sensie dowodem na to, że w ten sposób usiłowali oszczędzić swoim dobroczyńcom przesłuchań i dodatkowych kłopotów. Także tak wyglądały stosunki pomiędzy więźniami i robotnikami cywilnymi. Nieco inne były na styku więźniowie - brytyjscy jeńcy wojenni, którzy również pracowali na terenie fabryki. Jeńcy ci otrzymywali paczki żywnościowe Czerwonego Krzyża ze swoich domów i dysponowali artykułami zupełnie niedostępnymi tutaj na czarnym rynku w pobliżu Oświęcimia, czyli papierosami, angielską czekoladą. W związku z tym właściwie często mogli zrezygnować zupełnie ze zjadana na przykład zupy, która była niesmaczna, i przekazywać ją więźniom. Więźniowie bardzo często szukali pomocy właśnie u brytyjskich jeńców, co znowu jest zauważalne na podstawie owych meldunków karnych. Bardzo wielu więźniów schwytano właśnie podczas prób dotarcia do komand, w których pracowali brytyjscy jeńcy wojenni. No i jeszcze tutaj zostają, niestety, członkowie wyższego nadzoru i kadry kierowniczej ze strony IG Farben, którzy właściwe nie okazywali żadnego współczucia dla więźniów i we wszelkich protokołach z narad czy konferencji, które odbywały się w Oświęcimiu na temat wzmożenia tempa prac przy budowie fabryki, nie ma śladu jakiejkolwiek prób zrozumienia ciężkiej sytuacji więźniów i zrobienia czegokolwiek na ich rzecz, po to, ażeby zachować ich przy życiu.
Czy były jakieś ucieczki z obozu w Monowicach i jak wyglądał system kar, czy były jakieś egzekucje w obozie?
Stosunkowo wielu więźniów uciekło z obozu w Monowiacach, nie tyle z obozu, co z terenu fabryki. Było to spowodowane tym, że jeśli więźniowie, na przykład, w Birkenau pracowali głównie w szczerym polu, gdzie trudno byłoby się ukryć, to w Monowicach na terenie fabryki było mnóstwo różnego rodzaju budów, stosów materiałów budowlanych, desek, jakichś piwnic czy innych miejsc, gdzie więźniowie mogli próbować się schronić. Także było im łatwiej przeczekać owe trzy dni, kiedy utrzymywano posterunki przy wejściu do terenu fabryki i jakoś usiłować w nocy sforsować ogrodzenie. Także to jeden z powodów, dla których tych ucieczek z Monowic było sporo. Poza tym więźniowie ci mieli łatwiejszy kontakt z robotnikami cywilnymi, którzy mogli dostarczyć im różnego rodzaju, no, na przykład odzież czy też na przykład fałszywe dokumenty. Także zwłaszcza w połowie 1944 roku te ucieczki odbywały się dość często i zaniepokojony tym komendant obozu zebrał nieżydowskich kapo i nakazał im, ażeby zwrócili baczniejszą uwagę na przypadki kontaktów więźniów z robotnikami cywilnymi, co mogłoby powodować ucieczki, i kapowie zostali zobowiązani do składania takich raportów, co wydaje się, nie przyniosło żadnych rezultatów. Ci więźniowie, którzy zostali schwytani podczas ucieczek, początkowo byli przenoszeni do obozu głównego Auschwitz i tam poddawani przesłuchaniom, w wydziale politycznym, czyli po prostu torturom. Po czym zazwyczaj ginęli rozstrzelani pod Ścianą Śmierci. W końcu ‘43 roku, z chwilą objęcia stanowiska komendanta obozu przez Artura Liebehenschela, te praktyki przez pewien czas wstrzymano, aczkolwiek powrócono do egzekucji więźniów w nieco innej formie, to znaczy odwożono ich wtedy do Monowic i publicznie wieszano ich na placu apelowym, w obecności wszystkich więźniów obozu. Kilka z tych egzekucji zostało zapamiętanych przez właściwie wszystkich świadków. Jeżeli sięgniemy po relacje więźniów, to na przykład, wszyscy z nich niemalże pamiętają egzekucję trzech młodych Żydów, którzy zostali posądzeni o przygotowanie ucieczki, powieszeni na placu apelowym. Krzyczeli oni przed egzekucją: „Głowy do góry, towarzysze. Jesteśmy tutaj ostatni!”, bo to już było pod koniec istnienia obozu jesienią ‘44 roku. Także te ucieczki zdarzały się często i być może były jednym z dodatkowym powodów, dla których władze obozu koncentracyjnego Auschwitz zdecydowały się stopniowo przenosić do innych obozów Rzeszy jesienią ‘44 roku generalnie więźniów polskich z kompleksu Auschwitz.
Od wiosny 1944 roku obóz Auschwitz znalazł się w zasięgu amerykańskich bombowców startujących z lotnisk we Włoszech. Czy były naloty bombowe na fabrykę IG Farben?
Było takich nalotów kilka. Wiemy, że nieduża grupa samolotów jeszcze w 1943 roku zrzuciła bomby w pobliżu fabryki, uszkadzając nawet fragment ogrodzenia obozu koncentracyjnego w Monowicach. Także to trudno powiedzieć, bo były to przypuszczalnie sowieckie samoloty, natomiast cztery potężne bombardowania miały miejsce w drugiej połowie ‘44 roku i były one wykonane przez lotników z piętnastej armii powietrznej Stanów Zjednoczonych. To były latające fortece i bombowce typu Liberator w eskorcie myśliwskiej, samolotów typu Mustang
i miały one, rzecz jasna, na celu spowolnienie budowy czy też oddawania do użytku fabryki, która poza produkcją kauczuku syntetycznego w tym okresie miała też znacząco rozwinąć produkcję benzyny syntetycznej dla Luftwaffe, co było priorytetowym celem dla bombowców brytyjskich i amerykańskich w owym czasie. Także bombardowania nie były jakoś szczególnie skuteczne w sensie zniszczenia całkowitego fabryki, ponieważ fabryka znajdowała się jeszcze w stadium budowy, było to bardzo szczęśliwą okolicznością dla więźniów, bo tego rodzaju instalacje petrochemiczne, w których znajdowały się paliwa, tudzież jakieś wysoko wybuchowe gazy, w przypadku trafienia mogły spowodować, iż fabryka produkująca cokolwiek niemalże wyleciałaby w powietrze. Niemniej te bombardowania znacząco spowolniły proces oddawania do użytku poszczególnych instalacji chemicznych w Monowicach, co skutkowało tym, iż najważniejsza część produkująca kauczuk syntetyczny miała być otwarta dopiero w końcu stycznia 1945 roku. Paradoksalnie, rzecz jasna, to był czas, kiedy to do Oświęcimia zbliżały się oddziały sowieckie. Tam planowano, że pełną moc produkcyjną fabryka osiągnie w grudniu 1945 roku, co, biorąc pod uwagę sytuację wojenną, było całkowicie nierealne. Także bombardowania te spowodowały dość sporo ofiar wśród zarówno robotników cywilnych, jak i więźniów obozu koncentracyjnego. Amerykanie, rzecz jasna, zdawali sobie sprawę z tego, kto pracuje na terenie fabryki, niemniej, oczywiście, tak w przypadku bombardowania właściwie wszystkich celów w Niemczech nie stanowiło to jakiegoś czynnika, który by powstrzymywał takie ataki bombowe na fabrykę również w Oświęcimiu.
W jakiej mierze zarząd IG Farben ponosi odpowiedzialność za maltretowanie i śmierć wielu więźniów KL Auschwitz?
To było przedmiotem bardzo licznych dyskusji już po wojnie, kiedy to miał miejsce proces dyrektorów IG Farben, całego koncernu, ale również tych ludzi, którzy byli w jakiejś mierze odpowiedzialni za realizacje projektu budowlanego w Auschwitz i stawiano wobec nich takie zarzuty, jak na przykład wspomaganie nazistów w rozpętaniu wojny. Ponieważ twierdzono wówczas, że bez pomocy IG Farben Niemcy nie mogłyby prowadzić, niemalże wywołać wojny światowej, ale też, rzecz jasna, wiele zarzutów tyczyło wprost maltretowania i nieudzielania więźniom pomocy ze strony kierownictwa IG Farben. Tutaj podnoszono taki zarzut, że tak czy inaczej pracodawca jest odpowiedzialny za swoich pracowników, czyli w tym przypadku również za więźniów obozu koncentracyjnego, ale naprawdę to w tych oskarżeniach chodziło głównie o pewne działania, które wprost przyczyniały się do śmierci więźniów, czyli tolerowanie przez kierownictwo IG Farbren warunków bytowych na terenie i obozu koncentracyjnego i w miejscu budowy fabryki, ale również zgodę na przeprowadzanie selekcji. Bo w obozie w Monowicach mieli z punktu widzenia IG Farben przebywać jedynie więźniowie zdolni do pracy, silni i zdrowi. Natomiast, rzecz jasna, po krótkim czasie pracy w fabryce bardzo wielu z nich stopniowo traciło siły i trafiało do takiego szpitalika, który znajdował się na terenie obozu w Monowicach. Ich liczba rosła, no i, rzecz jasna, panowie z IG Farben zaczęli się irytować, że tutaj nie po to wydali sporą kwotę na budowę takiego obozu, żeby przekształcić go w jakiś większy szpital czy ośrodek dla rekonwalescentów. W związku z tym doszło do serii spotkań z przedstawicielami WVHA z Berlina, głównie z Gerhardem Maurerem, który zgodził się i obiecał, iż wszyscy więźniowie, którzy utracą zdolność do pracy, z obozu w Monowicach będą przenoszeni do innych części obozu Auschwitz, czyli przede wszystkim do Birkenau i natychmiast zastępowani nowymi więźniami, zdrowymi i zdolnymi do pracy. I tutaj, znając realia Auschwitz, z pewnością dyrekcja fabryki rozumiała, co oznacza przeniesienie tych chorych więźniów z Monowic do obozu w Birkenau, czyli ich śmierć. Także te zarzuty dość mocno wybrzmiały na procesie przed Amerykańskim Trybunałem Wojskowym i powodowały pewnie to, że wszyscy ci dyrektorzy IG Farben, którzy mieli coś wspólnego z funkcjonowaniem fabryki w Auschwitz, otrzymali najwyższe wyroki. Aczkolwiek porównując je z wymiarem kary dla innych zbrodniarzy, którzy stawali przed sądami w Norymberdze, nie były one jakieś szczególnie wysokie, to znaczy maksymalnie do 8 lat więzienia.