Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Nowe badania nad historią obozu Auschwitz

Transkrypcja podcastu

Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST

Mogło by się wydawać, że o historii takich miejsc, jak Auschwitz, wiemy już wszystko, bowiem minęło już kilkadziesiąt lat od tamtych wydarzeń i mamy dostęp do bardzo wielu dokumentów i tysięcy relacji świadków. Nie jest to jednak prawda. Cały czas poznajemy nowe fakty dotyczące historii obozu, o czym opowiada dr Piotr Setkiewicz, kierownik Centrum Badań Miejsca Pamięci. 

Gdzie możemy szukać źródeł nowych badań czy nowych interpretacji dotyczących i ogółów i szczegółów historii Auschwitz?

Możliwości są zasadniczo dwie. Albo próbujemy dokonać reinterpretacji tych materiałów, które były dotąd znane, co nie jest niczym złym, ale również poszukujemy dokumentów takich, które mogą rzucić nowe światło na poszczególne wydarzenia w historii obozu. Zwłaszcza takie, które były do tej pory nieznane i które pochodziły z archiwów, które były w dużej mierze niedostępne. Tak się dobrze składa, że ostatnimi laty kilka takich poważnych zespołów dokumentalnych dotyczących historii Auschwitz zostało udostępnionych historykom. Mam tu na myśli przede wszystkim dokumenty pochodzące z archiwów rosyjskich, które w okresie bezpośrednio po wyzwoleniu Auschwitz zostały z terenu obozu zabrane i spędziły kolejnych kilkadziesiąt lat w przepastnych archiwach dzisiejszego archiwum Federacji Rosyjskiej w Moskwie. Wreszcie są to dokumenty udostępnione badaczom w Londynie. I są to odszyfrowywane przez nich depesze wysyłane z obozu Auschwitz do centrali obozów koncentracyjnych w Oranienburgu czy też w Berlinie, które tyczą zwłaszcza okresu 1942, początku 1943 roku. Są one o tyle istotne, że pokazują, w jaki sposób funkcjonował system sprawozdawczości esesmańskiej i jak wyglądała kwestia wykonywania poszczególnych poleceń, które spływały tutaj do Auschwitz z gremiów właśnie w Berlinie. No i wreszcie są to też materiały z różnych, innych archiwów. Yad Vashem, archiwum w Waszyngtonie, National Archives itd. Także ostatnimi laty rzeczywiście ten zasób dokumentów znacząco się powiększył.

Ważnym zadaniem historyka jest spoglądanie na dwa światy. Bo z jednej strony mamy wspomnienia, relacje, świadectwa ocalałych, i to są niezwykle ważne dokumenty, które mówią o takim osobistym świecie cierpienia ludzi, i mówią oczywiście o wydarzeniach obozowych. Z drugiej jednak strony mamy dokumenty administracyjne, które pokazują nam rozwój, zmiany kierunków. Pokazują nam, jak wyglądał obóz z perspektywy zarządzania, z perspektywy takiej, której nie znajdziemy w relacjach. Można powiedzieć, że dokumenty administracyjne to są te bezduszne dane, które nie zawierają w sobie tego pierwiastka ludzkiego. Zatem musimy znaleźć jakiś środek pokazujący te dwie perspektywy.

Dla historyka najbardziej pożądaną chyba sytuacją jest taka oto, gdy materiały czy wiadomości z obu tych grup źródeł się wzajemnie uzupełniają. Bo jeśli chodzi o takie codzienne bytowanie w Auschwitz, to dokumenty esesmańskie dla zobrazowania tragedii ludzkich na poziomie takim właśnie indywidualnym są właściwie mało użyteczne. Natomiast z kolei, jeśli chodzi o działalność obozu jako biurokratycznej machiny w kwestii chociażby ustalenia odpowiedzialności poszczególnych esesmanów za podejmowane przez nich decyzje, tutaj relacje więźniów są mniej przydatne z tego względu, że nie mieli oni zazwyczaj po prostu kontaktu z ludźmi, którzy takie rozkazy czy decyzje wydawali. Tutaj niezbędne są właściwie dokumenty pochodzące z administracji SS. Z tym że pamiętać trzeba, iż np. często dokumenty, niemieckie, dokumenty esesmańskie, były nawet dość nagminnie przez esesmanów fałszowane. I tutaj trzeba nauczyć się czytać między wierszami, do czego właśnie informacje pochodzące ze źródeł narracyjnych, z relacji wspomnień więźniów, są niezbędne. Przeciwnie, jeżeli więźniowie często w swoich wspomnieniach mają problemy np. z ustaleniem chronologii zdarzeń, to tutaj z kolei dokumenty administracji SS są zazwyczaj pomocne, ponieważ najczęściej daty podawane w nich są zgodne z rzeczywistością. 

Jak to w takim razie wygląda w praktyce?

Otóż wygląda to tak, iż np. mamy w wielu relacjach więźniów informację o rozpoczęciu przez SS w 1942 roku, w lecie tego roku, bardzo intensywnych selekcji więźniów na śmierć w komorach gazowych, które dotyczyły zarówno więźniów Żydów, jak i Polaków. Teraz pozostaje tutaj kwestia ustalenia, na ile owe selekcje przyniosły swoje śmiertelne żniwo, jakie kręgi obozu objęły one, czy tylko chodziło o obóz Birkenau, czy Auschwitz, czy też podobozy. Więc tutaj w ustaleniu szczegółów tychże zdarzeń niezmiernie pomocne są dokumenty, które pochodziły z kancelarii SS i najczęściej te, w których meldowano wprost o zmianach stanu liczebnego obozu. I takie akta znajdują się właśnie w Londynie, gdzie codziennie, praktycznie rzecz biorąc, takie stany obozów podawano. Podawano też liczbę więźniów, którzy przybyli danego dnia do obozu oraz liczbę tzw. ubytków, czyli tych, którzy z jakiegoś tam względu zostali wykreśleni ze stanu obozu. Tym najczęstszym powodem była, rzecz jasna, śmierć więźnia. I tak można stwierdzić, że np. od połowy sierpnia tegoż roku do prawie połowy października stan obozu Auschwitz obozu męskiego obniżył się z ponad 23 tysięcy więźniów do 16 tysięcy więźniów. Przyjmując, że w tym samym czasie zarejestrowano prawie 8,5 tysiąca więźniów mężczyzn nowoprzybyłych do obozu, okazuje się, że w wyniku epidemii tyfusu oraz zarządzonych przez esesmanów selekcji śmierć poniosło ponad 15 tysięcy osób, czyli w ciągu niecałych dwóch miesięcy w obozie zginęło prawie połowę przebywających w nim więźniów. Jeszcze bardziej tendencja ta widoczna jest w meldunkach dotyczących stanu obozu kobiecego, kiedy to z ponad 16 tysięcy więźniów na początku września spadł on do 4700 więźniów na początku grudnia. I teraz znowu biorąc pod uwagę to, iż zarejestrowano wówczas prawie 8 tysięcy przybyłych do obozu kobiet, okaże się, że zmarło prawie 20 tysięcy więźniarek. Zmarło lub zostało zamordowanych w komorach gazowych, co oznacza spadek obozu kobiecego o około 80%. To jedna z największych chyba zbrodni popełnionych w tak krótkim czasie w obozie Auschwitz, która dotyczyła więźniów zarejestrowanych. Jak się wydaje, patrząc na to, co wydarzyło się wówczas w Auschwitz, trudno tutaj właściwie skomentować działalność komendantury obozu, jak i biura budowlanego, które bezustannie starało się dobudowywać kolejne baraki i sektory baraków w Birkenau, gdy jednocześnie więźniowie w tak masowy sposób ginęli, co sprowadza funkcjonowanie Auschwitz w tym okresie niemalże do funkcji, które wypełniały też inne obozy zagłady, czyli Treblinka, Bełżec, Sobibór na przykład, gdzie praktycznie bezpośrednio po przyjeździe do owych obozów wszyscy Żydzi byli natychmiast mordowani. I teraz, skoro w Auschwitz, owszem, przeprowadzano selekcje, tzn. jakąś tam część więźniów jednak kierowano do obozu i rejestrowano, to jakie to miało znaczenie w sytuacji, gdy tak naprawdę po kilku tygodniach w większości i tak oni umierali. Sprowadzało to rolę Auschwitz zatem do obozu zagłady takiego niemalże jak obóz w Treblince. Ponadto analizując wszystkie te dane, możemy porównać liczby więźniów rejestrowanych tam w okresie w obozie, liczby tzw. ubytków. Należy też pamiętać, że właściwie wszyscy więźniowie, którzy ubyli ze stanu w owym okresie zginęli, ponieważ w drugiej połowie 1942 roku obóz był ze względu na kwarantannę, na epidemię tyfusu zamknięty. Także żadne transporty więźniarskie nie były przenoszone do innych obozów. Nikogo też z obozu wówczas nie zwalniano. Można też dokonywać porównań między liczbą owych ubytków ze stanu a więźniów, którym wystawiono akty zgonu. Można mniej więcej przyjąć, że ci więźniowie, którym wystawiono akty zgonów, to ci, którzy zmarli poniekąd z przyczyn rzekomo naturalnych w obozie, a ci z kolei, dla których takich aktów zgonu nie wystawiono, to ci, którzy zostali zamordowani w komorach gazowych, którzy padli ofiarą tzw. selekcji. I znowu tutaj brnąc w tego rodzaju obliczenia, można też udowodnić, że nie mylili się członkowie organizacji ruchu oporu, którzy w jednym z meldunków podkreślali, że selekcje do komór gazowych zataczają coraz większe kręgi. Niemniej podczas takich selekcji więźniowie Żydzi wybierani są nawet wtedy tylko, kiedy są tylko lekko chorzy, co świadczyłoby o tym, że np. Polacy byli, owszem, również wybierani do komór gazowych, ale przy zastosowaniu mniej ostrych kryteriów. Te obliczenia wskazują na istnienie takiej różnicy, tzn. w przybliżeniu można stwierdzić, że więźniowie Żydzi siedmiokrotnie częściej byli wybierani do komór gazowych, niż Polacy chorzy ze szpitali obozowych.

Jakie jeszcze inne nowe, ważne czy ciekawe informacje udało się odnaleźć w ostatnim czasie?

No, są to w dużej mierze informacje, które służą doprecyzowaniu pewnych znanych już faktów z historii Auschwitz. Jest to sytuacja znowu na tyle dla historyka istotna, gdyż pozwala za pomocą różnych źródeł potwierdzić zaistnienie danego faktu. To nie tylko może chodzić
o relacje byłych więźniów, ale także zeznania esesmanów. Mamy np. dość obszerne zeznania złożone przez Marię Mandl, główną nadzorczynię w obozie kobiecym w Birkenau, które mają, rzekłbym, dość wątpliwą niekiedy wartość, z powodów oczywistych tzn. starała się ona nie zeznawać przeciwko sobie. To znaczy interpretować pewne zdarzenia tak, ażeby nie świadczyły na jej niekorzyść. Natomiast pewne fragmenty tych zeznań są, jak się wydaje, prawdziwe i możliwe do zweryfikowania czy potwierdzenia. I tak na przykład kiedy Maria Mandl potwierdziła, że przybyła do Birkenau 8 października 1942 roku, kiedy to powiedziała o tym, iż z powodu epidemii tyfusu bardzo wiele więźniarek było chorych na tyle, że traciły one świadomość, że nie ruszały się ze swoich prycz, że inne więźniarki poruszały się po obozie jak w malignie. Nie sposób było właściwie sformować komand roboczych i z tego powodu również nie udało się podliczyć stanu obozu kobiecego. W związku z tym po przybyciu Marii Mandl ujęła mocno ster rządów i nakazała rozdzielenie kobiet, które były chore od tych, które mogły jeszcze pracować. Po czym przybyli lekarze SS, którzy dokonali selekcji. W ten sposób sytuacja w obozie kobiecym uległa sanacji, uległa uzdrowieniu. Nie do końca ta opowieść jest, jak się wydaje, prawdziwa. Niemniej znowu analizując stany obozu kobiecego w tym okresie, można potwierdzić, że bezpośrednio przed przybyciem Marii Mandl sytuacja była tego rodzaju, że właściwie nie udawało się przeprowadzić przez kilka dni apeli w obozie, ponieważ obóz nie był w stanie zameldować do Berlina, jaki był stan obozu kobiecego z powodu właśnie niemożności przeliczenia więźniarek. Także owa luka w tym strumieniu meldunków, które docierały do Berlina w tym okresie, wskazuje na to, że coś niezwykłego musiało się wówczas w Auschwitz zdarzyć. I wreszcie po kilku dniach, ta luka trwała od 24 do 28 września, ponownie meldunki ze stanu obozu Auschwitz są wysyłane do Berlina, aż wreszcie w dniach 2 i 3 października odnotowane są tam bardzo znaczące ubytki w stanie obozu kobiecego, czyli w tych dwóch dniach około 4 tysięcy kobiet zostało wykreślonych z ewidencji obozowej, co jednoznacznie wskazuje na ową selekcję. Rzecz jasna trudno tutaj mówić, że przeprowadzali ową selekcję jedynie lekarze SS. Zatem rola nadzorczyń i samej Marii Mandl była w owej zbrodni właściwie nijaka czy też żadna. To właśnie ewidentnie na polecenie głównej nadzorczyni przeprowadzono wstępną selekcję, wydzielając ze stanu obozu kobiecego te więźniarki, które jej zdaniem nie nadawały się do pracy. I być może, że rzeczywiście tak się zdarzyło, że ostateczną decyzję w tej mierze podejmowali lekarze SS, ale tutaj część przynajmniej owego sprawstwa należy przypisać właśnie Marii Mandl.

Analizując dokumenty administracji obozowej, możemy nie tylko uszczegóławiać czy uściślać, czy weryfikować pewne rzeczy związane z funkcjonowaniem obozu jako miejsca selekcji, śmierci tysięcy ludzi. To są też dokumenty, które mówią nam nieco o samym funkcjonowaniu obozu z punktu widzenia członków załogi obozowej i ich jakiegoś funkcjonowania w tym kontekście.

Tak, tutaj po części owe nowe dokumenty są niezmiernie przydatne. Po drugie, w trakcie pewnego systematyzowania materiału źródłowego pojawiają się też nowe koncepcje, nowe idee. Czasem dotyczą one zdarzeń, wydawałoby się, z pozoru zupełnie błahych, ale niezmiernie dla obozu charakterystycznych. I tak wiosną 1943 roku dowódca załogi wartowniczej SS wydał rozkaz, w którym z wielką dezaprobatą odniósł się do wizyt grup cywilów, którzy zatrzymywali się na wiadukcie kolejowym wiodącym z Auschwitz do Birkenau. Jak zaznaczył, nie życzy sobie, żeby tego rodzaju sytuacje się powtarzały, ponieważ strefa interesów, na której leżał wiadukt, nie jest żadną promenadą. Więc teraz do tej pory właściwie nie wiedzieliśmy dokładnie, co też mogło się wówczas zdarzyć i dlaczego budziło to taką irytację pana dowódcy batalionu wartowniczego.

Co w takim razie się stało?

Wedle naszych ustaleń za praźródło tych zdarzeń można uznać wprowadzenie kwarantanny tzw. Lagersperre dla nie tylko więźniów, ale również członków załogi wartowniczej, czyli wstrzymanie od końca lipca 1942 roku wszelkich urlopów dla esesmanów. Doszło niemalże do czegoś w rodzaju no buntu czy okazywania sprzeciwu, tudzież po prostu szemrania esesmanów, zwłaszcza przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy chcieli oni wreszcie po wielu miesiącach owej kwarantanny wyjechać na urlopy do domu, ażeby spotkać się z bliskimi w czasie świąt. I tutaj przez pewien czas takie zgody wydawano warunkowo przy zachowaniu pewnego reżimu sanitarnego. Ale już w lutym 1943 roku powrócono do kwarantanny, ponieważ wśród Żydów przywożonych do Auschwitz z gett Białostocczyzny wykryto kolejne przypadki tyfusu plamistego, co stanowiło istotne zagrożenie dla funkcjonowania obozu. I przez kolejne kilka miesięcy w związku z tym esesmani musieli pozostać wewnątrz strefy obozowej, czyli właściwie garnizonu esesmańskiego. Nie mogli nawet wyjść do miasta, żeby tam w czasie przepustek spędzać wolny czas. Aż wreszcie w maju 1943 roku naczelny lekarz obozu doszedł do wniosku, że liczba przypadków tyfusu jest na tyle niska, że sytuacja wydaje się być opanowana. W związku z tym można wydać zgody na wyjazdy esesmanów do swych rodzin. Niemniej, rzecz jasna, po tak długim czasie braku kontaktu z bliskimi właściwie wszyscy
esesmani z Auschwitz chcieliby natychmiast takie urlopy otrzymać, co było, rzecz jasna, niemożliwe, no bo w takim układzie obóz nie mógłby funkcjonować. Dlatego zaczęto tworzyć różnego rodzaju takie grafiki wyjazdów. Zgodzono się, żeby jedynie kilku esesmanów wyjeżdżało na pięć dni do swoich rodzin. Po czym, kiedy oni wrócą, to kolejni ich koledzy z danej kompanii mogliby otrzymywać kolejne urlopy. Niemniej to powodowałoby, że przez kolejnych szereg miesięcy niektórzy esesmani nie mieliby szansy do odwiedzenie swoich rodzin, dlatego komendantura obozu wpadła na inny pomysł. Co znaczy, udostępniono rodzinom esesmanów, ich ojcom, matkom, braciom, siostrom, licznym narzeczonym, udostępniano pokoje gościnne, które leżały w gestii garnizonu SS. Pomieszczenia albo w hotelu esesmańskim obok dworca kolejowego, albo też wolne pokoje w domach, które uprzednio komendantura obozu skonfiskowała polskim właścicielom tychże budynków, którzy to Polacy zostali stamtąd wypędzeni, a domy przejęła SS. Także owi bliscy esesmanów mieli tutaj szansę przyjechać na weekend, na kilka dni, a jednocześnie komenda garnizonu udzielała takim esesmanom przepustek, czy to na popołudnie czy też niedzielnych. Także mogli oni wówczas spędzać razem czas, ale szczerze mówiąc Oświęcim nie był jakimś atrakcyjnym miejscem pobytu dla członków rodzin esesmanów. No mogli oni co najwyżej zaprowadzić swoich rodziców czy rodzeństwo np. do miasta i pokazać im rynek, czy też kilka sąsiednich ulic zamieszkałych zresztą przez Polaków, w dużej mierze, także właściwie nie bardzo było wiadomo, co z nimi zrobić. Poza tym ci rodzice np. ewidentnie musieli zadawać pytania swoim synom: pokaż nam, gdzie pracujesz. Prawda? Pokaż nam, gdzie mieszkasz. I tutaj był kłopot, ponieważ miejsca te, sam obóz np. Birkenau i koszary esesmańskie były formalnie dla cywilów zamknięte. Zatem wracając do rozkazu dowódcy załogi wartowniczej jedynym takim miejscem i najbliższym, skąd można było zobaczyć w miarę dobrze zarówno obóz Birkenau, jak koszary esesmańskie był wiadukt kolejowy. Dlatego właśnie esesmani prowadzili tam swoich bliskich, swoich znajomych, którzy odwiedzali ich w obozie po to, żeby móc pokazywać właśnie, że tutaj oto wasz syn pełni służbę w tym obozie odległym o ledwie kilkaset metrów brama wjazdowa do obozu Birkenau, a tam nieco bardziej na prawo zobaczcie są koszary, w których wasz syn mieszka. Także to jest historia z takim trochę zabarwieniu anegdotycznym. Niemniej niesie ze sobą też poważniejsze przesłanie, bo kiedy rozmawiamy o stopniu wiedzy niemieckiego społeczeństwa o zbrodniach popełnianych w Auschwitz w czasie II wojny światowej, no to najczęściej w takim kontekście, iż zbrodnie te starano się ukryć, a zatem tak właściwie zwykli Niemcy nie mieli dostępu do tego rodzaju informacji. Nie było to tak do końca prawdą z tego względu, że chociażby w samym mieście Oświęcim oraz w obozach barakowych, które wybudowała niemiecka firma IG Farben po przeciwnej wschodniej stronie Oświęcimia zamieszkiwało około 7-8 tysięcy cywilnych Niemców, którzy byli świadkami zbrodni SS o tyle, że mogli na miejscu pracy komand roboczych w obozie w Monowicach obserwować w jaki sposób esesmani i kapowie znęcają się nad więźniami. Raz. Dwa, że ludzie ci ze stosunkowo niedużego dystansu mogli obserwować dymy i płomienie unoszące się nad obozem w Birkenau. To tyczyło nie tylko cywilnych Niemców, ale też członków obrony przeciwlotniczej Luftwaffe, których około tysiąc żołnierzy znajdowało się albo na terenie Oświęcimia, albo w pobliżu sąsiednich wiosek. Wreszcie to byli pracownicy firmy Krupp, którzy ledwie w odległości około 200 metrów mogli widzieć rampę kolejową, na której odbywały się selekcje. Również w stosunkowo w bliskiej odległości wiedzieli i sam obóz Birkenau, jak i kominy krematoriów. Dochodzą do tego też żony i dzieci esesmanów, które mieszkały tutaj na terenie przyobozowym. I w końcu owa dość znaczna grupa członków rodzin esesmanów, którzy przyjeżdżali tutaj w odwiedziny do swoich synów do Auschwitz i którzy z pewnością zadawali tego rodzaju pytania, a cóż to za okropny zapach tutaj roznoszący się w powietrzu. Także krąg wtajemniczonych w zbrodnie niemieckie w Auschwitz były znacząco większy niż np. w Treblince.

Te dokumenty mówią nam nieco o wiedzy niemieckiej ludności cywilnej, która pojawiała się tutaj na terenie obozu, czy na terenie przyobozowym, ale oczywiście Niemcy bardzo starali się, aby ta wiedza o zbrodniach popełnianych w Auschwitz nie wychodziła poza pewien krąg. I tutaj dochodzimy do innych dokumentów związanych z działalnością ruchu oporu, które nie powstały w Auschwitz. Które pokazują nam, no właśnie, co wiedziano o tym, co się działo w Auschwitz?

Tak, ponieważ jeżeli mówiliśmy o Niemcach, świadkach zbrodni to tutaj mogli oni przekazywać swoim sąsiadom czy innym Niemcom po prostu te informacje, te wieści w formie ustnej jedynie. Tutaj cenzura obowiązująca w Niemczech powodowała, że właściwie żadne informacje funkcjonowania obozu koncentracyjnego Auschwitz nie przedostawały się do mediów, czyli np. do prasy. Prawda? Tutaj jeżeli analizować to, co ukazywało się w prasie lokalnej na terenie Górnego Śląska. Tam właściwie o Auschwitz nie pisano kompletnie nic. Jedynie w kontekście istnienia tutaj dużej fabryki chemicznej oraz sukcesów niemieckiego burmistrza w przywracaniu niemieckiego oblicza miasta Oświęcimia. O Auschwitz nie pojawiały się żadne wzmianki. Natomiast możliwość rozpropagowania informacji o obozie koncentracyjnym ewidentnie leżała tutaj w zakresie działania państw alianckich i też poniekąd polskiego rządu na emigracji, na uchodźstwie w Londynie, który był praktycznie jedynym źródłem tego rodzaju wiadomości dla organów z kolei prasowych innych krajów alianckich. Tutaj również mamy do czynienia z pewnymi nowymi czy też bardziej dostępnymi kolekcjami dokumentów, które znajdują się np. czy to w Instytucie Hoovera czy w Instytucie Sikorskiego w Londynie. Analizując je można dojść do wniosków następujących. To znaczy, z jednej strony ewidentnie źródłem tych informacji czy praźródłem tych informacji był ruch oporu w obozie koncentracyjnym Auschwitz, jak np. organizacja Witolda Pileckiego, która to w różny sposób przekazując meldunki, trafiały one do Warszawy, ale potem musiały podlegać różnego rodzaju redakcjom, skrótom i było to czynione przez osoby, które często o tym, co działo się w Auschwitz nie miały większego pojęcia. W związku z tym im następowała kolejna redakcja takich meldunków, tym mniej były one precyzyjne i tym więcej zawierały one przekłamań. Także mogło to budzić pewne wątpliwości u osób, które czytały potem tak spreparowane informacje na zachodzie. Były to też w dużej mierze wieści już dość mocno nieaktualne, ponieważ znowu porównując czas, kiedy dane zdarzenia miały miejsce w obozie Auschwitz i kiedy to te informacje docierały do Londynu. Często tutaj było to wiele miesięcy, a czasami nawet ponad rok, kiedy prasa rządu emigracyjnego np. informowała o śmierci znanych osób w obozie Auschwitz w sytuacji, kiedy one już od dawna nie żyły. Także pokazuje to pewne ograniczenia, które istniały w propagandzie, w informowaniu o zbrodniach w Auschwitz przez rząd londyński. Pokazuje też, jakimi kryteriami też posługiwano się przy selekcji tych informacji. Na przykład starano się nie udostępniać, nie upubliczniać takich materiałów, takich wiadomości, których opublikowanie mogłoby zaszkodzić czy też spowodować jakieś niebezpieczeństwo dla osób, wieści te wysyłające z obozu Auschwitz, ponieważ zdawano sobie sprawę z tego, że te materiały ostatecznie też są czytane przez jakiś niemieckich agentów. Także nie do końca było tak, że pomimo wielkich wysiłków ze strony organizacji ruchu oporu w Auschwitz te wiadomości, te meldunki docierały w komplecie na zachód.

Analizując te dokumenty udaje się także czasami ustalić bardzo niewielkie szczegóły. I tutaj np. interesująca jest sama kwestia organizacji, którą w obozie Auschwitz tworzył Witold Pilecki.

Tak, to pewien drobny być może szczegół, ale istotny. Doszliśmy bowiem do przekonania, że tak naprawdę organizacja ruchu oporu kierowana przez Witolda Pileckiego nie nazywała się Związkiem Organizacji Wojskowej, jak to do tej pory przedstawiano w bardzo wielu, niemalże we wszystkich opracowaniach historycznych z kilku względów. Raz, że jest to fraza czy sformułowanie nie do końca zgodne z duchem języka polskiego, a Witold Pilecki był osobą inteligentną i jego raporty świadczą o tym, że biegle posługiwał się polszczyzną. To raz, a dwa, iż po prostu całe nieporozumienie wynikło stąd, iż w jednym z raportów napisał on, iż po przybyciu do Auschwitz przystąpił do tworzenia zawiązków organizacji wojskowej. Te nieszczęsne zawiązki zostały przypuszczalnie błędnie przetłumaczone czy też przejęte przez historyka, który doszedł do wniosku, że tak istotnie organizacja Pileckiego musiała się nazywać. Jak się zresztą wydaje, Pilecki nie zwracał większej uwagi na kwestię nazewnictwa. Tutaj nie dbał o to, żeby ta nazwa była jakoś szczególnie imponująca. Po prostu skupiał się na bieżącej działalności, a w swoich notatkach, najczęściej pisał o po prostu Organizacji Wojskowej, pisanej z dużej litery.

Mimo tego, że pojawiają się nowe dokumenty. Mimo tego, że udaje się rzucić nowe światło na pewne wydarzenia z historii Auschwitz, to nie jest to jeszcze katalog zamknięty. Nadal są pytania, na które w dokumentach nie udaje się znaleźć odpowiedzi.

Tak i to pytania czasami dość zasadnicze czy bardzo ciekawe, które tyczą ważnych zagadnień dotyczących historii obozu. Jednym z nich np. jest kwestia historii tzw. obozu III czy odcinka III, sektora III w Birkenau, który, jak wiemy, od swoich pierwocin w początku 1942 roku był projektowany jako kolejny sektor dla więźniów, dla 60 tysięcy więźniów, gdzie mieli być oni stłoczeni w takich samych barakach jak miało to miejsce w innych sektorach obozu Birkenau w I i II. Aż tu nagle w połowie roku 1943 pojawia się w kręgach decyzyjnych SS nowa koncepcja. Koncepcja przekształcenia tego jeszcze nie zbudowanego odcinka III, obozu III w coś rodzaju wielkiego obozu szpitalnego. I co ciekawe, gdzie więźniowie mieliby mieć dość dobre warunki bytowania zważywszy na nowy typ baraków, który miał być tam użyty, tak zwane Luftwaffe Baracken, które wyposażone były w dość sporej wielkości okna, a trzeba pamiętać, że w obozach, w innych częściach Birkenau te baraki były typu stajennego z takimi właściwie świetlikami jedynie u szczytu dachu, co powodowało, że wewnątrz baraku panował zazwyczaj półmrok. I w dodatku jeszcze w owym odcinku czy obozie szpitalnym miano umieszczać więźniów jedynie po około 140-150 w baraku, co biorąc pod uwagę przeciętne zagęszczenie więźniów w innych barakach obozu Birkenau świadczyłoby nagle o nadzwyczajnej trosce, którą kierowali się esesmani w połowie 1943 roku projektując taki właśnie obóz. Tak do końca nigdy nie dowiemy się, jaka miała być rola tego obozu III w Birkenau, ponieważ nie został on nigdy tak naprawdę ukończony. Część z baraków zbudowanych do wiosny 1944 roku zostało później wykorzystanych nie w pierwotnym celu, lecz dla umieszczenia tam kobiet Żydówek przywożonych w masowych transportach z Węgier, a później w ogóle zresztą budowę czy rozbudowę tego obozu wstrzymano. Jakie mogły być powody decyzji budowania tak wielkiego obozu szpitalnego? Przypuszczamy, że mogły być one dwie. Pierwsza i taka samonarzucająca się, to byłaby to próba skoncentrowania wszystkich więźniów chorych, pacjentów różnych szpitali obozowych na terenie kompleksów Auschwitz w jednym miejscu. Znaczy być może chodziłoby tutaj o przeniesienie więźniów z obozu Auschwitz I i zarówno kobiet, które przebywały w barakach szpitalnych w sektorze BIa, jak i mężczyzn z sektora BIIf. Jest to możliwe, aczkolwiek biorąc pod uwagę liczbę więźniów we wszystkich tych szpitalach w maksymalnym okresie ich zagęszczenia była ona nadal i tak mniejsza niż projektowana pojemność obozu szpitalnego w odcinku III. Nie wiemy tego dokładnie, ale co ciekawe istnieje również druga hipoteza, która stara się odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób miano radzić sobie z problemem wielkiej liczby chorych więźniów w innych obozach koncentracyjnych w Niemczech. Otóż trzeba pamiętać, że od mniej więcej właśnie połowy 1943 roku Auschwitz był jedynym obozem niemieckim wyposażonym w komory gazowe i krematoria, ponieważ wszystkie inne obozy Akcji Reinhardt wtedy praktycznie zakończyły działalność, czy już kończyły działalność. Także być może chodziło o to, aby tych więźniów z innych obozów koncentracyjnych w Niemczech czy licznych podobozów, którzy nie sprawiali wrażenie na tyle silnych, iżby mogli wrócić prędko do pracy, żeby właśnie przenosić ich do Auschwitz po to, ażeby Żydów zabić bezpośrednio po przyjeździe w komorach gazowych. Natomiast więźniów nieżydowskich umieścić właśnie w takim wielkim szpitalu, w którym mogliby oni czekać jedynie na śmierć albo na wyzdrowienie i wysłanie do pracy. Tutaj posiadamy nieco argumentów, które by uprawdopodobniały tą hipotezę. Przede wszystkim już w końcu 1943 roku wysłano do Auschwitz taki pierwszy duży transport inwalidów i więźniów chorych obłożnie, z którymi nie za bardzo wiadomo było, co zrobić i później takie transporty trafiały do Auschwitz. Z tym, że głównie obejmowały one więźniów Żydów i po części też Romów. Były one nazywane w dokumentacji niemieckiej Rücktransporte, czyli transporty zwrotne. W dużej mierze to byli Żydzi, którzy właśnie z Auschwitz zostali przeniesieni do obozów pracy w Niemczech, do podobozów typu Kaufering, na przykład i w momencie, kiedy po iluś tam miesiącach pracy w nieludzkich warunkach i wycieńczeni głodem byli tam uznawani za niepotrzebnych. W związku z tym odsyłano ich do Auschwitz. Zachowały się niektóre listy transportowe z takich właśnie transportów. I co ciekawe, wynika z nich, że wszyscy właściwie więźniowie Żydzi z tych transportów ponieśli śmierć bezpośrednio po przyjeździe do Auschwitz w komorach gazowych, ponieważ później nazwiska tych więźniów nie pojawiają się w żadnych dokumentach obozu Auschwitz. Także być może, ten niespodziewany pomysł wybudowania wielkiego obozu szpitalnego w Birkenau wiązać należy właśnie z tego rodzaju decyzjami.