Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Nielegalne wiadomości wysyłane przez więźniów obozu Auschwitz

Transkrypcja podcastu

Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST

Więźniowie Auschwitz byli w stanie wysyłać różne typy nielegalnych wiadomości, zarówno w samym obozie, jak i poza ogrodzenie z drutu kolczastego. Niektóre grypsy były krótkimi listami adresowanymi do członków rodzin, inne to raporty i wiadomości przekazywane ruchu oporu. Dr Wojciech Płosa, kierownik Archiwum Muzeum opowiada o tej wyjątkowej kolekcji dokumentów.

O oficjalnej korespondencji więźniarskiej, którą więźniowie mogli, oczywiście w ściśle określonych ramach, prowadzić z rodzinami już rozmawialiśmy w jednym z poprzednich podcastów. Teraz chciałam poruszyć temat tej korespondencji nielegalnej – grypsów. Czym były grypsy, jakie informacje mogły zawierać, kto i do kogo mógł je wysyłać?

Myślę, że akurat dokumenty, które my w naszym archiwum określamy mianem grypsów można podzielić na kilka kategorii. Tu mówimy oczywiście o takiej korespondencji, która różnymi kanałami, w różny sposób, za pomocą różnych ludzi była wysyłana poza obóz i miała z samej swojej definicji pozostać tajna, nie wpaść w ręce władz obozowych, nie wpaść w ręce esesmanów i co było też ważne oczywiście nie wpaść w ręce na przykład agentów Gestapo, albo różnego rodzaju donosicieli. Więc jest swego rodzaju na pewno fenomenem to, że kilkaset przykładów grypsów znajduje się w naszych zbiorach, bo można byłoby zakładać, że one właściwie powinny zostać zniszczone. Tymczasem ocalały i stanowią bardzo istotne źródło informacji o historii obozu. Myślę, że największa część tej kolekcji grypsów, to są grypsy wysyłane przez ruch oporu. I to jest pierwsza taka bardzo liczna grupa. Druga grupa to jest korespondencja taka nielegalna prowadzona między więźniami pracującymi najczęściej poza obozem, a ludnością cywilną mieszkającą w pobliżu obozu, która niosła pomoc więźniom. Więźniowie mogli liczyć na to, że otrzymają pomoc w postaci na przykład żywności czy leków, czy ubrań i więźniowie kontaktowali się z właśnie tymi osobami, które im pomagały też za pomocą grypsów. Inne jeszcze grypsy to są informacje wysyłane przez więźniów przed deportacją do obozu. Wiadomo, że wielka ilość więźniów szczególnie tych, którzy byli zatrzymywani przez Gestapo, przebywała przed wywiezieniem do Auschwitz w różnych więzieniach. I oni mieli czasami okazję, żeby wysyłać stamtąd grypsy do rodzin. I właśnie przy okazji przekazywania, na przykład oficjalnej korespondencji obozowej więźniów czy i różnych innych dokumentów, do naszych zbiorów archiwalnych też trafiały grypsy wysyłane nielegalnie z więzień. Absolutnie wyjątkowa grupa to są rzadkie bardzo dokumenty, takie jak na przykład różnego rodzaju kartki z informacjami wyrzucane już w trakcie przewożenia więźniów na przykład czy to po aresztowaniu do więzień, czy to w trakcie transportu do samego obozu Auschwitz. Niektórzy mieli szczęście, odnajdywali, odnajdywało różne przygodne osoby, przechodnie na ulicach czy kolejarze na dworcach kolejowych tego rodzaju informacje i jeżeli był tam adres przekazywali do bliskich tych więźniów. Jest jeszcze inna grupa tych grypsów, też nie są one zbyt liczne, to są grypsy wysyłane przez więźniów, którzy przebywali w obozie jako więźniowie policyjni, a więc oni najczęściej byli w bloku 11 oczekując na to co się dalej z nimi stanie. Bo najczęściej byli albo w obliczu nadchodzących procesów, a więc ich los miał się zadecydować, albo ale to w bardzo nielicznych przypadkach, mogli spodziewać się na przykład zwolnienia. I wreszcie jeszcze jedna ostatnia już grupa grypsów też bardzo, bardzo wyjątkowa to są grypsy pisane między więźniami wewnątrz obozu. Absolutnie wyjątkowa, bardzo unikalna grupa dokumentów, też niezwykle ciekawa, bo pokazująca nam, że również i wewnątrz obozu można się było w ten sposób komunikować.

A czy przychodzą panu może na myśl jakieś przykłady takich grypsów, nie wiem, wewnątrz obozu?

Tak, oczywiście nawet ostatnio otrzymaliśmy takie dwa grypsy, oprócz oficjalnej korespondencji, które pan Waldemar Nowakowski napisał do Marianny Żylińskiej. Waldemar Nowakowski pracował w Zentralbauleitungu, miał dostęp do materiałów pisarskich, do papieru, do ołówków. Natomiast Marianna Żylińska przebywała w obozie w Birkenau, w obozie kobiecym i tuż przed samym wywiezieniem, bo pana Waldemara Nowakowskiego z Auschwitz do Buchenwaldu, to już była końcówka października 1944 roku, on na oficjalnych w ogóle formularzach właśnie z tego Zentralbauleitungu dotyczących tam zamówień na materiały budowlane, napisał dwa listy do Marianny Żylińskiej, z którą łączyło go głębokie uczucie. Zresztą oboje ocaleli, oboje przeżyli obozy koncentracyjne i po wojnie szczęśliwie wrócili do Polski i się pobrali. To jest nawet trochę tak można powiedzieć taka romantyczna historia. Tutaj oczywiście, w tych grypsach pan Waldemar Nowakowski przeczuwając, to pewnie już wiedząc, że zostanie za Auschwitz wywieziony, wprost pisze do tej swojej ukochanej, że będą się musieli rozstać, że się na jakiś czas nie spotkają. On usiłuje nawet tam jakoś spotkać się z nią jeszcze, czy chociaż przelotnie ją zobaczyć, ale mu się to nie udało więc, więc tylko taka droga za pomocą tych grypsów mu jeszcze pozostaje kontaktu z nią. Inna kwestia, taka dość podobna to jest historia na przykład państwa Marossányich. Juliusz Marossányi i Henryka Marossányi to było małżeństwo, oni mieszkali w Szczawnicy, w tym uzdrowisku pracowali i ich dom był takim miejscem, w którym zatrzymywali się ci, którzy próbowali się przedostać na Węgry przez Tatry przy pomocy kurierów tatrzańskich. I oboje pani Henryka i pan Juliusz Marossányi oraz ich córka Wanda zostali za to aresztowani, przebywali w Auschwitz. I 6 marca 1943 roku pani Henryka zmarła w szpitalu w Birkenau, o czym właśnie jej córka Wanda nie wiedziała, bo ona pracowała wtedy w biurach obozowych na terenie obozu macierzystego Auschwitz I i otrzymała gryps od swojego ojca właśnie z tą tragiczną informacją i ten gryps również znajduje się w naszych zbiorach. Więc jak widzimy różnego rodzaju informacje w tych grypsach przekazywano, ale jak też widzimy na różne sposoby one docierały. Najczęściej oczywiście wykorzystywano, jeżeli już mówimy o samym obrębie obozu, albo jakieś umówione miejsca, które służyły za skrytki, albo udawało się te grypsy przenosić przy pomocy współwięźniów. Na przykład byli więźniowie zatrudnieni w różnego rodzaju komandach, szczególnie tych, które z racji wykonywanej pracy mogły się poruszać po całym obozie, czy po całym kompleksie nawet obozowym. Głównie mam tutaj na myśli elektryków na przykład, czy stolarzy. Oni ze sobą przenosili mnóstwo narzędzi, które im były potrzebne oczywiście do wykonywania tych prac im zleconych, czasami nawet bardzo pilnych, jeżeli trzeba było jakieś awarie usuwać. I zwykle właśnie w tych torbach z narzędziami były podwójne dna, albo były wydrążone trzonki młotków, albo były wydrążone uchwyty od śrubokrętów i tam, albo w różnych innych miejscach, grypsy były przenoszone. Bo grypsy, jak sobie możemy wyobrazić, najczęściej to były niewielkie karteczki, które łatwo można było nawet jeszcze złożone wielokrotnie w różnych miejscach ukryć. Natomiast jeżeli chodzi o wysyłanie grypsów na zewnątrz, to tutaj albo przenosili je więźniowie którzy byli zatrudniani w komandach pracujących poza obozem, albo i tutaj to szczególnie jest charakterystyczne dla działalności tego obozowego ruchu oporu, takimi osobami, które grypsy przenosiły byli robotnicy z różnych firm, które zatrudniano na terenie obozu. To były oczywiście bardzo zaufane osoby, takie których więźniowie działający w ruchu oporu dobrze znali, którym mogli to zadanie powierzyć. Bo oczywiście oni też musieli być bardzo ostrożni, nie tylko przecież więźniów wychodzących i wchodzących do obozu, również i robotników dość starannie esesmani przeszukiwali. Ale oczywiście tutaj różnego rodzaju środki i pomysły były wykorzystywane, żeby spokojnie i w miarę bezpiecznie te grypsy przenosić. To były jakieś na przykład wydrążone w ołówkach, schowane czy te grypsy, albo w specjalnych kryjówkach zrobionych wewnątrz piór na przykład wiecznych, albo mieli wydrążone cukierki czy na przykład orzechy, które były w środku w środku puste. Tak wyglądało to na pierwszy rzut oka jak zwykły orzech, natomiast w środku były przenoszone właśnie grypsy. I w ten sposób te wiadomości były przekazywane dalej. To jest też charakterystyczne, że w naszych zbiorach, jeżeli chodzi o te grypsy związane z działalnością obozowego ruchu oporu, to jest bardzo duża kolekcja grypsów wysyłanych przez ten lewicowy ruch oporu na czele, którego w obozie stał Józef Cyrankiewicz, czy Stanisław Kłodziński. I oni mieli tutaj takich swoich łączników, którzy różnego rodzaju drogami te grypsy przenosili. One potem trafiały do pani Teresy Lasockiej, która tam kierowała konspiracyjną pomocą więźniom obozów koncentracyjnych w Krakowie i te grypsy zostały później po wojnie przez nią przekazane, dzięki staraniom głównie właśnie pana Stanisława Kłodzińskiego, do naszego archiwum. I to jest właśnie ciekawe, że tam w centrali można byłoby powiedzieć ruchu oporu, tego ruchu oporu, który był ściśle związany z działalnością Auschwitz takie dokumenty niebezpieczne w swej treści zostały przechowywane. Ja myślę, że to jest w ogóle taka fenomenalna sprawa, bo mamy takie przekonanie, oglądając na przykład różnego rodzaju filmy, czy czytając powieści na przykład szpiegowskie, zwykle mamy przekonanie, że wszystkie tego rodzaju tak zwane tajne informacje natychmiast po ich przeczytaniu się niszczy, prawda. Tam żadna z tych, żaden z tych grypsów nie został zniszczony, tylko został starannie zachowany i dotrwał do czasów powojennych. A to jest o tyle przecież niebezpieczne, że gdyby nastąpiła jakaś wpadka, gdyby nastąpiła jakaś rewizja, jakaś interwencja ze strony Niemców, czy to Gestapo czy SS, no to wiadomo jakby się to mogło, jakby się to wszystko mogło skończyć.

A czy te grypsy ruchu oporu były jakoś specjalnie zabezpieczone, czy były pisane jakimś szyfrem, trzeba było mieć jakiś klucz do odczytania?

Były, rzeczywiście część z nich jest pisana w sposób zaszyfrowany, część otwartym tekstem. Natomiast kluczem właśnie do szyfru jaki używano był ten utwór Jana Kochanowskiego zaczynający się od słów: „Kto się w opiekę odda Panu swemu”. To jest dokonane przez Jana Kochanowskiego tłumaczenie tekstu Psalmu dziewięćdziesiątego siódmego z Biblii i te początkowe wyrazy były podstawą do sporządzenia tego klucza, czyli litery zamieniano na cyfry. A więc „K” to było „1”, „T” to było „2” i tak dalej, w niektórych przypadkach jeśli chodzi o na przykład polskie znaki, to czy „Ś” czy „Ż z kropką”, to one na przykład były pisane wprost. Tak więc można się było domyślić trochę o co chodzi, ale generalnie rzeczywiście była to jak się wydaje dobra metoda do zaszyfrowania treści. Tu jeszcze może też dodam, że staranność w tym ukrywaniu czy przekazywaniu tych informacji za pomocą grypsów była takim no wyznacznikiem tej całej działalności. Trzeba było pamiętać o tym, że no musiały te grypsy trafić w zaufane ręce. Na przykład wiadomo było, że przecież nie można nawet jeżeli one jak szczęśliwie by je przeniesiono poza obóz, nie można ich było przecież potem dalej wysyłać zwykłą pocztą, bo też Gestapo zwykłe przesyłki listowe kontrolowało. Jeżeli nie funkcjonariusze Gestapo, to byli tam jacyś agenci, którzy też pracowali przecież w biurach pocztowych. Chociaż rzeczywiście wiemy o tym, że pracownicy poczty oddali ogromne zasługi właśnie w ujawnianiu różnego rodzaju szczególnie donosów, które niszczono tak, żeby ta działalność nie przyniosła szkody. Ale to bardzo, to czy grypsy docierały do adresatów, to była naprawdę, to był naprawdę duży wysiłek ludzi dobrej woli i duże ryzyko i trzeba naprawdę powiedzieć, że to były osoby o ogromnej odwadze. Też podejrzewam, że o takich no raczej mocnych nerwach, bo jeżeli jakaś, przydarzyła się jakaś rewizja czy kontrola, to myślę, że posiadacz takiego grypsu na pewno byłby wtedy w bardzo trudnej sytuacji.

Co groziło w razie wpadki, odkrycia takiej nielegalnej wiadomości, grypsu na terenie obozu?

Na terenie obozu to oczywiście groziła natychmiastowa interwencja obozowego Gestapo, czyli Wydziału Politycznego. Dla gestapowców obozowych, to był ewidentny dowód na to, że w obozie działa ruch oporu. Czyli wiadomo, że trzeba było z więźnia, czy z osoby, która miała przy sobie gryps, wydobyć wszystkie możliwe informacje na temat tego jak, skąd ten gryps ma, jak jest powiązana z ruchem oporu i to się wiązało oczywiście z absolutnie bestialskim śledztwem, z przesłuchaniami niekończącymi się, z pobytem w bloku 11, z torturami, w konsekwencji bardzo często ze śmiercią. Potem oczywiście w miarę upływu czasu, ale to już mówimy raczej o powiedzmy roku 1944, kiedy ta dyscyplina w obozie też trochę uległa złagodzeniu, było to równoznaczne z wywiezieniem do innego obozu z Auschwitz. Natomiast ryzyko było ogromne, dlatego że gestapowcy chcieli przy tej okazji wyśledzić wszelkie możliwe powiązania, szczególnie właśnie drogi łączności, kto był łącznikiem, kto przenosił grypsy, w jaki sposób, gdzie można je było ukryć tak, żeby przekazać dalej. A wiadomo, że dla Gestapo obozowego zwalczanie ruchu oporu wśród więźniów na terenie przyobozowym to był jeden z priorytetów.

Jeżeli mówimy o ilości grypsów, jak pan wspominał, że kilkaset grypsów jest w Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, to wydaje się, że było dosyć powszechne wysyłanie grypsów jako takich nielegalnych wiadomości wewnątrz obozu i na zewnątrz, że nie dotyczyło to pojedynczych przypadków, że raczej taka komunikacja dosyć często się zdarzała.

Nie sądzę żeby, żeby można było postawić taką tezę, aczkolwiek oczywiście no musimy pamiętać o tym, że wszędzie tam gdzie, gdzie ludzie z różnych przyczyn pozostają w odosobnieniu, czyli po prostu są więzieni, czy izolowani, czy przetrzymywani, jakby naturalną potrzebą jest ta potrzeba też kontaktu z innymi. Oczywiście my teraz do tego nie przywiązujemy prawdopodobnie takiej wagi, ponieważ no każdy z nas ma dostęp do komórki, czy do poczty mailowej, więc przesyłanie wiadomości jest absolutnie czymś naturalnym, zwykłym i powszechnym. No chyba, że jest akurat jakaś awaria o zasięgu globalnym. Ale właśnie te dokumenty pokazują nam tę ogromną potrzebę komunikowania się. Ja oczywiście nie mówię tutaj, chociaż to też jest ważne, o tych grypsach, które właśnie osoby czy to przebywające w więzieniach, czy w bloku 11, czy w ciężkim więzieniu na przykład w Mysłowicach, wysyłały do swoich bliskich żegnając się tak naprawdę z nimi. Bo na przykład były takie sytuacje, że oni już wiedzieli, niektórzy z nich, że po prostu zapadł wyrok, że zginą, że już naprawdę nie ma innego wyjścia. Więc odczuwali po prostu potrzebę, żeby w jakiś sposób jeszcze dać ostatni znak o sobie, żeby się pożegnać ze swoimi bliskimi. Ale generalnie to wcale nie było ani łatwe, ani powszechne, żeby móc wysłać gryps. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że trzeba było mieć dostęp właśnie do tych podstawowych rzeczy, które są do napisania grypsu potrzebne. Czyli trzeba było mieć kawałek papieru, trzeba było mieć ołówek, albo pióro, albo kredkę, w każdym razie jakiś przyrząd do pisania. Trzeba było oczywiście również znać sposoby i odpowiednich ludzi, żeby te grypsy wysłać. Więc ich ilość oczywiście jest imponująca, ale generalnie pokazuje nam tylko, jak sądzę pewien wycinek tej rzeczywistości. Ruch oporu wiadomo, więźniarski ruch oporu był dobrze zorganizowany, więc konieczność informowania szczególnie działaczy ruchu oporu na zewnątrz w bezpośrednim sąsiedztwie obozu była bardzo ważna. Wiązało się to oczywiście z przygotowaniem odpowiednich kanałów łączności i z ich wykorzystywaniem. Natomiast generalnie jak się wydaje większość więźniów nie miała absolutnie ani takiej możliwości, ani prawdopodobnie nawet nie myślała o tym, żeby móc coś takiego zrobić. To się jednak wiązało z zajmowaniem pewnego w miarę uprzywilejowanego miejsca w hierarchii obozowej. To znaczy jeżeli się pracowało w biurze obozowym, jeżeli się pracowało w magazynie, jeżeli pracowało się gdzieś właśnie w takim miejscu gdzie był dostęp do materiałów piśmiennych, można było taką próbę podjąć, można było zaryzykować. Oczywiście też pamiętamy o tym, że zapewne jeżeli tych grypsów było więcej, to zapewne też duża ilość z nich została po prostu zniszczona, tak żeby jednak zatrzeć ślady działalności i nie narażać się na jakieś kary, czy represje ze strony Niemców.

Jednak patrząc na te, które zachowały się do dzisiaj, tyle lat po wojnie i jeszcze patrząc ciągle na te przekazywane do Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, możemy powiedzieć że te grypsy są przechowywane ciągle jeszcze w rodzinach jako taki skarb, informacja, wiadomość.

Myślę że tak, bo to czasami jest właśnie jedyny ślad, albo nawet ostatni ślad jakiegoś kontaktu więźnia z rodziną. Więc myślę, że tak, myślę że dla osób które mają w swoich archiwach domowych, w swoich zbiorach, obok na przykład zdjęć, czy innych pamiątek takie grypsy to dla nich jest na pewno bardzo ważny ślad i bardzo ważna pamiątka. Co zresztą bardzo łatwo zrozumieć, jeśli się właśnie weźmie pod uwagę te wszystkie okoliczności, o których tu mówiliśmy, że więzień podjął to ryzyko, podjął ten trud, żeby dać o sobie znać właśnie na przykład w taki sposób, wysyłając gryps do rodziny.