Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Los dzieci w Auschwitz

Transkrypcja podcastu

Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST

Wśród co najmniej 1 miliona 300 tysięcy osób, deportowanych do niemieckiego nazistowskiego obozu Auschwitz, w okresie prawie pięcioletniego jego funkcjonowania, znajdowało się około 232 tys. dzieci do 15. roku życia oraz młodzież w wieku poniżej 18 lat. Liczba ta obejmuje około 216 tys. dzieci i młodocianych pochodzenia żydowskiego, 11 tys. romskiego, co najmniej 3 tys. polskiego oraz ponad 1 tys. dzieci narodowości białoruskiej, rosyjskiej, ukraińskiej oraz innych. W pierwszych latach istnienia obozu Auschwitz liczba dzieci zarejestrowanych jako więźniowie była niewielka, stopniowo jednak wzrastała, osiągając najwyższy stan w drugiej połowie 1944 roku.
O dzieciach w Auschwitz opowiada dr Wanda Witek-Malicka z Centrum Badań Miejsca Pamięci.

Temat losu dzieci w obozie Auschwitz jest tematem bardzo obszernym i niezwykle skomplikowanym z wielu powodów. Ponieważ kiedy mówimy o dzieciach w obozie, musimy wziąć pod uwagę różny moment przybycia do obozu, różny wiek, bo i mamy do czynienia z noworodkami, i z nastolatkami, których jeszcze możemy traktować jako młodocianych. Różna narodowość, czyli różne języki, ale też różne kategorie więźniów dzieci, bo mówimy tu i o Polakach, i o Żydach, więc ta różnorodność dzieci z jednej strony, z drugiej strony nie było osobnej kategorii więźniarskiej dla dzieci. Esesmani w jakimś sensie nie dostrzegają istnienia dzieci w obozie z tego administracyjnego punktu widzenia. Więc wydaje się, że tworząc w ogóle Auschwitz, o umieszczaniu w nim dzieci nie było mowy. 

Nie, zdecydowanie nie. Auschwitz był pomyślany jako obóz dla polskich więźniów politycznych, później przyjął też rolę ośrodka masowej zagłady. Natomiast w tym początkowym okresie rzeczywiście obecność dzieci była czymś nietypowym. W tym sensie, że nie planowano więzienia tutaj osób małoletnich. Natomiast jeżeli spojrzymy na strukturę wiekową pierwszego transportu więźniów, no to okazuje się, że spośród ponad 700 więźniów było co najmniej 66 więźniów małoletnich. To nie były dzieci bardzo małe, ponieważ to były osoby w większości w wieku 16 do 18 lat. No, niemniej jednak były to już osoby w tej kategorii wiekowej niższej. Prawie na początku istnienia obozu utworzono tak zwaną szkółkę murarską i blok młodocianych, czyli to, że ci więźniowie małoletni w społeczności byli i stanowili znaczący odsetek, zostało zauważone i zostało wykorzystane. Wykorzystane w takim sensie, że w pierwszym okresie obozu tutaj było potrzebnych wielu specjalistów zajmujących się pracami nie tylko murarskimi, ale budowlanymi, ogólnie ujmując, i prawdopodobnie uznano tę młodzież jako potencjalnie gotową do wykształcenia na budowlańców właśnie. I z myślą o nich założono tam Maurerschule.

Spróbujmy w takim razie prześledzić historię obozu i różne momenty, w których pojawiają się tutaj dzieci i młodociani. Być może to pozwoli nam trochę lepiej zrozumieć złożoność tego tematu.

Poza tymi małoletnimi, którzy przybywali w transportach więźniów politycznych, w zasadzie od samego początku istnienia, najmłodszy więzień, który przybył w pierwszym transporcie więźniów miał 14 lat, tacy więźniowie w transportach się pojawiali. Natomiast taki realny problem pojawienia się małych dzieci w obozie pojawił się wraz z momentem utworzenia obozu kobiecego. Kiedy od marca 1942 roku zaczęto przywozić kobiety do obozu, zdarzały się wśród nich również kobiety ciężarne. Formalnie zarządzenie Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy zakazywało wysyłania do obozów koncentracyjnych kobiet w ciąży. Natomiast to zarządzenie dotyczyło placówek gestapo i kobiet przywożonych właśnie do obozów z placówek gestapo. Choć jak pokazuje praktyka, nie było ono przestrzegane, trafiały się również w tych transportach z więzień kobiety ciężarne. No i przede wszystkim to zarządzenie nie obejmowało kobiet przywożonych do obozu w ramach akcji przesiedleńczych, w ramach akcji pacyfikacyjnych. Również nie obejmowało Żydówek przewożonych transportami na masową zagładę, tych, które na rampie, często zdarzało się, że te kobiety, ich ciąża, była jeszcze niewidoczna, więc trafiały do obozu. I to był ten moment, kiedy w obozie pojawiły się noworodki, pojawiły się zupełnie maleńkie dzieci. Początkowo los tych najmłodszych był dramatyczny, właściwie one nie miały żadnej szansy na przeżycie. Do roku 1943 wszystkie dzieci narodzone w obozie były mordowane bądź kobieta w ciąży, jeżeli ta ciąża została ujawniona. One były mordowane albo zastrzykami fenolu w serce, albo w komorach gazowych. Zdarzało się, że kobiecie udawało się ukryć ciążę i urodzić dziecko w obozie, natomiast to dziecko również było skazane na śmierć i to do roku 1943 właściwie obowiązywało wszystkich, zarówno Polki, Żydówki, więźniarki wszelkich kategorii. Zmiana nastąpiła wiosną roku 1943, kiedy to zaniechano mordowania noworodków nieżydowskich. Te dzieci, które rodziły się… i ich matki nie były Żydówkami, te noworodki teoretycznie miały szansę przeżyć, ponieważ one były wpisywane, oznaczone kolejnym numerem z serii, traktowane jak nowo przybyłe do obozu. W praktyce w warunkach obozowych ich szanse na przeżycie były prawie zerowe. Przez cały okres istnienia obozu urodziło się… Właśnie nie wiemy, ile dzieci się w nim urodziło. Natomiast wiemy, że urodzonych i zarejestrowanych w Auschwitz jest około 700, z czego mniej więcej, no trochę ponad połowa, to są dzieci urodzone w obozie rodzinnym dla Romów.     

Wspomnieliśmy, oczywiście, o tym podziale na dzieci żydowskie, dzieci nieżydowskie. Natomiast myślę, że trzeba jasno podkreślić, że wraz z rozpoczęciem deportacji do Auschwitz ogromnych transportów Żydów: mężczyzn, kobiet i dzieci z jednej strony do obozu trafiały dzieci żydowskie wyselekcjonowane na rampie i o tych dwóch szczególnych obozach rodzinnych na pewno powiemy, ale myślę, że trzeba podkreślić, że większość dzieci, która do obozu trafiła w tym sensie, że były do obozu deportowane, podczas selekcji zostały natychmiast zamordowane w komorach gazowych.

Tak. Spośród ponad 230 000 dzieci, które zostały deportowane do obozu, zarejestrowanych zostało zaledwie około 23 i pół tysiąca. W związku z czym to wskazuje tę dysproporcję: 90% dzieci zginęło, nie stając się więźniami, tylko zginęło bezpośrednio po przybyciu. To, jakie kategorie więźniów właśnie na wstępie do obozu miały najmniejsze szanse, to również bardzo dobrze pokazuje statystyka. Kiedy mówimy o dzieciach w obozie: co najmniej 3 000 dzieci polskich, około 1 000 dzieci z terenów ZSRR, 11 000 dzieci romskich i 216 000 dzieci żydowskich deportowanych do obozu. Z dzieci żydowskich około 4% zostało zarejestrowanych. Natomiast z pozostałych kategorii 100% tych dzieci zostało zarejestrowanych w obozie. To znaczy, że dzieci żydowskie już na wstępie nie miały praktyczne prawie żadnej szansy, żeby do obozu wejść, żeby stać się więźniami, żeby móc ten obóz przeżyć. Jeżeli chodzi o te kryteria, jakimi kierowały się władze obozowe w czasie selekcji, z całą pewnością do obozu nie miały szansy dostać się dzieci najmniejsze, najmłodsze. Tutaj właściwie trudno mówić o jakiś takich kryteriach bardzo sztywnych, o tym, ile dziecko musiało mieć lat, ile musiało mieć wzrostu, jakie musiało kryteria spełniać, żeby do obozu móc się dostać, ponieważ praktyka pokazuje, że bywało różnie. Generalnie zasadą było, że do obozu trafiali ci, którzy wyglądali na zdolnych do pracy, którzy wyglądali na przydatnych, mogących podołać ciężkiej pracy fizycznej. Stąd też, tak jak wspomniałam, kilkuletnie dzieci, noworodki, dzieci, wczesne nastolatki raczej do obozu dostać się nie mogły. Chociaż mamy przykład, chociażby Thomasa Buergenthala, który trafił do obozu latem roku 1944. On był wtedy 10-letnim chłopcem i selekcję przeszedł pomyślnie, właściwie sam nie wie, dlaczego. Jak wspomina, sam, nie wie, dlaczego jego transport nie był poddawany selekcji. Domniemywa, że być może dlatego, że to był transport skierowany z obozu pracy i być może władze obozowe uznały, że skoro to jest transport skierowany z obozu pracy, są w nim osoby do pracy zdolne. Jakiekolwiek nie byłyby tego przyczyny, to faktem jest, że w tym okresie najbardziej zintensyfikowanej zagłady, latem 1944 roku, on jako 10-latek do obozu się dostał i przeżył pobyt w nim. Także od tej reguły były wyjątki, ale było ich rzeczywiście bardzo niewiele. Generalnie byli więźniowie często wspominają, że więźniowie, którzy pomagali na rampie, którzy zajmowali się tym, żeby wyjście ludzi na rampę… żeby ten przebieg procesu zagłady był w miarę sprawny, oni bardzo często podpowiadali tym małoletnim, żeby podawali wiek wyższy niż ich właściwy. Natomiast jaka była ta granica wieku, nie wiadomo. Halina Birenbaum wspomina, że ona podała się za piętnastolatkę, choć lat miała 13. No, piętnastoletnia dziewczyna to również nie jest jeszcze osoba dorosła, a mimo tego do obozu się dostała, także tu najprawdopodobniej kwestią kluczową był wygląd konkretnego więźnia i to czy na oko wyglądał na osobę zdolną do pracy.

Wyjątkowym miejscem w obozie Birkenau, jeżeli mówimy o obecności dzieci żydowskich, był obóz rodzinny stworzony dla Żydów deportowanych z getta w Theresienstadt i to jest w tej historii dzieci w Auschwitz rzeczywiście miejsce szczególne.

To jest ten wyjątek, kiedy dzieci żydowskie przybyły do Auschwitz, nawet najmłodsze, miały szansę wejść i były rejestrowane, nie przechodziły procesu selekcji. Ten obóz istniał od roku 1943 do roku 1944, przez niego przewinęło się kilka tysięcy dzieci. Niestety tutaj mamy duży problem z dostępnością danych, nie mamy statystyk szczegółowych dla tego obozu. Nie wiemy, ile dokładnie dzieci tam było, nie wiemy, ile dzieci w tym obozie się urodziło. Niemniej jednak tam traktowanie tych dzieci było odmienne, niż...  znaczy diametralnie odmienne, niż w całym obozie. Przede wszystkim te dzieci mogły przebywać razem ze swoimi rodzicami, wprawdzie tam była… obowiązywała segregacja, mężczyźni przebywali w innych barakach niż kobiety, ale jednak mieli ze sobą kontakt, więc rodziny tutaj nie były rozdzielanie trwale, tak jak to miało miejsce w pozostałych częściach obozu. Już samo to, że dzieci pozostawały przy matkach, w jakiś sposób dawało im pewną ochronę. Pewnym ewenementem w skali obozowej było utworzenie Kindergarten, czyli tak zwanego dziecięcego ogródka, przedszkola właśnie w obozie dla Żydów z Theresienstadt. To była taka instytucja prowadzona przez więźniów obozu z myślą właśnie o dzieciach. Tam te najmłodsze dzieci spędzały dnie. One tam się uczyły piosenek, uczyły się wierszy, bawiły się. Dzieci starsze powyżej szóstego roku życia chodziły do szkoły, w której również mogły się uczyć. Nauczyciele rekrutujący się z więźniów prowadzili tam zajęcia. Natomiast ten stan rzeczy tego uprzywilejowania tych więźniów, nie tylko małoletnich z obozu rodzinnego, ale także dorosłych, nie trwał długo, ponieważ oni... Finalnie obóz został zlikwidowany i niemal wszyscy jego mieszkańcy zostali zamordowani w komorach gazowych. Wcześniej część z nich została wysłana do obozów do pracy w Trzeciej Rzeszy, no i to są te osoby, które przeżyły. Ci, którzy zostali na terenie Auschwitz, zginęli. Więc te pozorne przywileje, jakie te dzieci uzyskały, finalnie nie zmieniły ich losu. Wszystkie te dzieci zginęły w obozie.

Drugim szczególnym miejscem to kolejny rodzinny obóz w Birkenau, tym razem stworzony dla Romów i Sinti. Romów i Sinti, którzy są deportowani w dużych grupach i także są deportowani całymi rodzinami. Tutaj nie ma selekcji, ponieważ to nie są Żydzi, trafiają oni do obozu rodzinnego i te 11 000 romskich dzieci staje się więźniami Auschwitz.

Właściwie pod koniec stycznia roku 1943 został wydany rozkaz aresztowania i wywiezienia do Auschwitz wszystkich Cyganów, Romów, zamieszkałych na terenie Rzeszy i w Protektoracie Czech i Moraw. Ci ludzie zostali tutaj od lutego roku 1943 przewożeni i osadzeni na odcinku BIIe, właśnie w tak zwanym obozie rodzinnym. Obóz romski, tak zwany Zigeunerlager, to był pierwszy obóz rodzinny, który został założony, pierwszy z dwóch, który został założony na terenie Auschwitz i właśnie w tym obozie również utworzono tak zwany żłobek, tak zwane przedszkole dla najmłodszych dzieci. Właściwie nie do końca wiadomo, jakie były przyczyny. Wiadomo, że w tej inicjatywie udział swój miał doktor Mengele. On jakby przytaknął, zgodził się i za jego pozwoleniem ta instytucja działała. Początkowo dzieci dostawały nieco lepsze wyżywienie, miały właśnie pewne przywileje, mogły się uczyć, mogły się bawić. Natomiast to nie trwało długo. Z czasem fatalne warunki higieniczne, sanitarne, jakie w tym obozie panowały: brak swobodnego dostępu do bieżącej wody, kiepskie wyżywienie, wszystko to powodowało, że te dzieci zaczęły chorować, pojawiły się w obozie epidemie tyfusu. Los tych dzieci, jeżeli zaczynały chorować, no to w obozie był właściwie przesądzony, ponieważ te dzieci nie były leczone, nie było ich czym leczyć. Także ich los również był dramatyczny. Koniec końców, w czasie likwidacji obozu romskiego wszystkie te dzieci zostały wywiezione do komór gazowych i tam zamordowane. Jeszcze jednym takim charakterystycznym zjawiskiem dla obozu romskiego jest to, że właśnie tam zaczęły się eksperymenty na dzieciach prowadzone przez doktora Mengele. W tym żłobku, w tym przedszkolu, przebywały dzieci, wśród których doktor Mengele wybierał ofiary do swoich zbrodni czy eksperymentów. Później te eksperymenty prowadził również na dzieciach żydowskich, także na dzieciach polskich i białoruskich. Natomiast w obozie romskim się zaczęło. Te eksperymenty prowadzone bez wiedzy, bez zgody właściwie nie tylko tych dzieci, ale także ich rodziców. Eksperymenty, które przysparzały dzieciom cierpienia, które dla wielu z nich skończyły się śmiercią. O tym wspomina Miklós Nyiszli w swojej książce „Byłem asystentem doktora Mengele”, że dla doktora Mengele istotne było na przykład porównywanie dzieci, par bliźniąt, porównywanie ich pod kątem antropologicznym, pod kątem ich budowy zewnętrznej i wewnętrznej. W związku z czym, jeżeli jedno z dzieci umierało w wyniku choroby, drugie było natychmiast mordowane po to, żeby możliwe było porównanie ich organów wewnętrznych. Więc te dzieci w wyniku tych eksperymentów cierpiały fizycznie, cierpiały psychicznie, ponieważ były odseparowane od swoich rodziców, były przerażone. Te eksperymenty wiązały się z bólem. Więc los dzieci pomimo tych pozornych przywilejów, los dzieci cygańskich z pewnością nie może być uznany za lżejszy, czy może mniej okrutny niż los pozostałych dzieci w obozie. 

Kiedy mówimy o liczbach, to tą trzecią grupą największą dzieci to są dzieci polskie. Patrząc na chronologię transportów, mamy chyba do czynienia z dwiema dużymi grupami polskich dzieci, które trafiają do obozu w bardzo różnych okolicznościach, ale też w bardzo różnym okresie istnienia obozu, co wpłynęło też między innymi nawet na szansę na ich przeżycie. Czyli z jednej strony wysiedlenie z Zamojszczyzny, z drugiej strony okres powstania warszawskiego.

Poza tymi dziećmi polskimi, które przywożone były w transportach więźniów politycznych, rzeczywiście trafiły się dwie takie duże grupy dzieci. Pierwszą to były dzieci przywiezione z Zamojszczyzny. To była końcówka roku 1942, początek 1943. Tam wśród ponad 1 000 deportowanych znajdowało się około 100 dzieci. Właściwie niemal wszystkie te dzieci zginęły w bardzo krótkim czasie po przywiezieniu. Dziewczynki były osadzone razem z kobietami na... w obozie kobiecym i tam najczęściej umierały w krótkim czasie w wyniku chorób, wyniku warunków obozowych, w konsekwencji warunków obozowych, w wyniku wycieńczenia. Natomiast szczególnie dramatyczny był los chłopców, którzy zostali po krótkim czasie pobytu wymordowani całą grupą zastrzykami fenolu w serce. Dla ukrycia tej zbrodni zarządzone było, aby rozpisywać ich śmierć na kolejne dni i wpisać naturalne przyczyny śmierci. Czyli w aktach zgonu właściwie było napisane, że umierali w wyniku rozmaitych chorób, a nie w wyniku morderstwa. Także te dzieci nie miały szansy na przeżycie. Jak wiem, one trafiły w roku 1943, do końca wojny były jeszcze praktycznie dwa lata, w związku z czym długi okres pobytu w obozie musiałyby przeżyć. I tutaj wspomniałeś wcześniej o tym, że czas bardzo różnicował szanse na przetrwanie. Rzeczywiście, te dzieci, które przybyły pod koniec istnienia obozu, z oczywistych względów ich szanse na przeżycie były większe, chociażby dlatego, że czas, który musiały w obozie spędzić, był krótszy. Również dlatego, że warunki obozowe z czasem ulegały pewnej poprawie, więc te możliwości przeżycia zwiększały się. Ta druga duża grupa przybyła właśnie osób deportowanych z powstania warszawskiego, to było około półtora tysiąca dzieci, więc grupa rzeczywiście ogromna. Te dzieci, one zostały umieszczone w osobnym baraku, początkowo chłopcy i dziewczynki razem z matkami. W niedługim czasie najpierw oddzielono chłopców od dziewcząt, chłopców przeprowadzono do obozu męskiego. Natomiast matki zaprowadzono do innego baraku i dziewczynki, z małymi dziećmi i kobietami w ciąży, jak wspominają, przebywały w baraku 16. Wśród tych dzieci rzeczywiście znaczna grupa przeżyła, to dlatego że one zostały wywiezione w późniejszym czasie razem z matkami do obozów Trzeciej Rzeszy w okolice Berlina. Tam zajmowały się między innymi odgruzowaniem miasta po bombardowaniach. Natomiast wiele z tych dzieci rzeczywiście powróciło po wojnie do kraju, do zrujnowanej Warszawy. 

Jakie jeszcze grupy więźniów-dzieci możemy znaleźć w Auschwitz?

Kolejną dużą grupą to było około 1 000 dzieci przywiezionych z terenów ZSRR. To były dzieci przywiezione w wyniku akcji pacyfikacyjnych w rejonach głównie Mińska i Witebska, ale też Lwowa. Te dzieci przywiezione w roku 1943 do obozu, one również zostały oddzielone od matek, również musiały w rzeczywistości obozowej radzić sobie same. Sporo tych dzieci padło ofiarami akcji germanizacyjnej, zostały wywiezione te, które zostały uznane za wartościowe rasowo. Zostały wywiezione z Auschwitz do ośrodków, najpierw do Centrali Przesiedleńczej w Łodzi, do Potulic, no a następnie do Niemiec. Niektórym z nich udało się po wojnie ustalić swoją tożsamość, natomiast wiele z nich po prostu zaginęło bezpowrotnie. 

Wróćmy jeszcze do tematu noworodków. Kiedy mówimy o Zagładzie, mówimy o selekcjach, mówimy o warunkach, to narodziny tutaj dzieci są czymś, no ich los oczywiście był straszny, większość dzieci urodzonych w obozie została zamordowana. Natomiast znowu obóz musi jakoś sobie z jednej strony z tą kwestią radzić, a z drugiej strony więźniowie będący w obozie też próbują jakoś czy pomóc, czy dostosować się do tej sytuacji, kiedy wśród więźniarek pojawiają się noworodki.     

Tak jak wspomniałam, w roku 1943 zaprzestano mordowania dzieci nowo narodzonych, dzieci nieżydowskich, więc pojawiła się kwestia bytności dzieci w społeczności więźniarek. Początkowo pozwolono kobietom rodzić dzieci, mówimy o więźniarkach nieżydowskich. Na początku 1943 roku one mogły dzieci urodzić, natomiast te dzieci były mordowane w sposób straszliwy, jak wspominają więźniarki. Położna Schwester Klara po prostu odbierała matkom dzieci i topiła je w wiadrze. Więc matki miały szanse przeżycia, o ile poród odbywał się bez żadnych powikłań, o ile nie wdało się żadne zakażenie  i o ile nie umierały z wycieńczenia. Natomiast od mniej więcej maja, prawdopodobnie od maja roku 1943, te noworodki pozostawiono przy życiu. To czy taki noworodek miał szansę przeżycia, czy nie, właściwie te dzieci urodzone w 1943, znamy przykłady dzieci, które przeżyły, ale są to bardzo nieliczne przypadki. Takim przypadkiem szczególnym jest syn Anny Fefferling. Historia Anny Fefferling, która urodziła jeszcze w czasie, kiedy noworodki były mordowane, ona ukryła dzięki pomocy innych więźniarek, ukryła swojego syna na pryczy i udało jej się przez dłuższy czas to dziecko na bloku ukrywać. W jaki dokładnie sposób trudno powiedzieć, na pewno inne więźniarki musiały jej w tym pomagać, ponieważ sama nie dałaby rady. Jak wspomina sama Anna Fefferling, po porodzie musiała niemal natychmiast wrócić do ciężkiej pracy, udawać, że jej stan pozwala na to, żeby taką pracę wykonywać. Kiedy została odkryta obecność tego dziecka na bloku, już był to okres, w którym noworodki były rejestrowane jako nowoprzybyłe i prawdopodobnie tylko dzięki temu to dziecko przeżyło. Zostało zarejestrowane i, jak wspomina jego matka, dzięki pomocy między innymi pielęgniarek, koleżanek obozowych udało jej się dziecko utrzymać przy życiu do wyzwolenia i ten chłopczyk przeżył. W zbiorach jest jego zdjęcie już jako takiego niespełna trzylatka. To jest, tak jak mówię, to jest historia, która jest wyjątkowa. Większość tych dzieci ginęło, ponieważ tuż po porodzie, o ile matka mogła karmić dziecko naturalnie, co zdarzało się bardzo rzadko. Większość tych kobiet była w stanie dużego wycieńczenia, wygłodzenia, w związku z czym nie miały pokarmu. Jeżeli miały, mogły karmić, no to były w sytuacji bardzo dobrej. Jeżeli nie, to takiemu dziecku nie przysługiwała żadna dieta, nie przysługiwały żadne przydziały mleka, więc te dzieci po prostu umierały z głodu bardzo często. Matkom nie przysługiwała żadna wyprawka, musiały same organizować, jak to się w obozie mówiło, jakieś prześcieradła, jakieś kaftaniki. Więźniarki wspominają, że na izbie porodowej, która była zorganizowana w bloku 16, później w 17, kobiety wymieniały się czy darowały sobie nawzajem ubranka dziecięce, jeżeli jakieś udało im się zdobyć. Kiedy ich dzieci wyrastały, to przekazywały je następnym. Bardzo często kobiety musiały, rezygnując z własnej porcji chleba, z własnej porcji obozowej, odkładały ją po to, żeby móc wymienić na jakieś prześcieradło, które później rwały na pieluszki dla takiego dziecka. Tych pieluszek nie było gdzie prać, więc jeżeli chciały je obmyć, no to musiały na przykład wykorzystać porcję swoich ziółek, czy jeżeli udało im się dostać do wody, no to wtedy prały, ale znowu nie mogły suszyć tych pieluszek w widocznym miejscu, więc suszyły je na koi u siebie. Także warunki rzeczywiście, biorąc pod uwagę szczególne potrzeby noworodków, warunki były, no, powiedzieć trudne, to jak nic nie powiedzieć. Większość tych dzieci, jak wspomniałam, umierało w wyniku chorób, w wyniku głodu, w wyniku wycieńczenia. Tutaj w dobrej sytuacji były te kobiety, które dostawały paczki z domów, ponieważ mając paczki żywnościowe, mając produkty z tych paczek czy nawet w paczkach, jeżeli przychodziła jakaś odzież, no to już ich sytuacja była nieco lepsza. Zdecydowana większość tych noworodków urodzonych w obozie umierała, aczkolwiek zdarzały się przypadki dzieci urodzonych w roku 1944, głównie w drugiej połowie 1944, które rzeczywiście doczekały wyzwolenia. Większość z tych dzieci zmagało się z problemami zdrowotnymi, które były konsekwencją pobytu w obozie, konsekwencją niedożywienia w tych pierwszych, kluczowych miesiącach życia, konsekwencją również atmosfery, nieustannego strachu. Co ważne, te noworodki, które rodziły się na izbie porodowej, po jakimś czasie kobieta była zmuszona wrócić do pracy, więc te noworodki im odbierano, lokowano na osobnym bloku, gdzie zajmowały się nimi więźniarki do tego przeznaczone. Natomiast już to były dzieci odseparowane od matek, pozostawione praktycznie same sobie. Więc też straty emocjonalne, jakich doznały w tym pierwszym okresie życia, bardzo często rzutowały na ich późniejsze losy. I ponieważ, jak wspomniałam, noworodki były rejestrowane jako więźniowie, im tatuowano numery najczęściej na udzie, bo na rączce się nie mieściły. Natomiast nie tatuowano numerów tym dzieciom, które zostały uznane za wartościowe rasowo. Wiele matek, które urodziło w obozie, żyło w nieustannym strachu nie tylko o to, że dziecko zginie, że dziecko umrze, ale też, że zostanie odebrane i wysłane do Niemiec, zgermanizowane, że już go nigdy więcej nie zobaczą. Ta atmosfera emocjonalna wokół macierzyństwa obozowego była niezwykle trudna. Rzeczywiście wiele z tych dzieci nigdy nie zostało odnalezionych.

Dziś odwiedzający, którzy przyjeżdżają do Miejsca Pamięci, przyjeżdżają do muzeum od ulicy Stanisławy Leszczyńskiej, to jest też bardzo ważna postać, kiedy mówimy o... no, znowu o oddziale noworodków w szpitalu obozowym. Użycie takiej nazwy nie oddaje w ogóle tragedii tego miejsca, ale też mówiąc o historii Stanisławy Leszczyńskiej, o tym, jak przyjmowała porody, jak pomagała matkom, trzeba podkreślić, że uratować noworodka w świecie Auschwitz było prawie niemożliwe. Mówimy o wyjątkowych przypadkach. Tutaj cały wysiłek Stanisławy Leszczyńskiej i innych kobiet, które pracowały na tej prymitywnej izbie położniczej, to cały ich wysiłek koncentrował się na tym, żeby w tych warunkach higienicznych, w szpitalu obozowym, który szpitalem de facto nie był, uratować matkę. I to jest też coś, co warto przypomnieć.

Jeżeli mówimy o tej izbie położniczej, to rzeczywiście warto wytłumaczyć, czym ona była. Jak wspomina sama Leszczyńska i inne więźniarki, izba położnicza to było około 30 koi wydzielonych kotarą, zrobioną z koca czy z jakichś prześcieradeł, na końcu baraku szpitalnego. W ogóle w pierwszym okresie, kiedy jeszcze noworodki były mordowane, izba położnicza była zorganizowana na bloku 24. To był blok, w którym przebywały więźniarki chore zakaźnie, w związku z czym łatwo sobie wyobrazić, jak te warunki higieniczne wyglądały, jak wielka musiała być śmiertelność także wśród kobiet rodzących. Później, kiedy do obozu przybyła Stanisława Leszczyńska, wiele więźniarek wspomina ją jako tę osobę, która zadbała o kobiety ciężarne, której rzeczywiście leżał na sercu ich los i która nie bała się walczyć o ich prawa. Ta izba położnicza została przeniesiona, znajdowała się w bloku 17. W dalszym ciągu warunki tam były bardzo trudne. Kobietom nie przysługiwała ani specjalna pościel, ani specjalne żywienie, ani specjalne leki. Te narzędzia, którymi dysponowały lekarki i położne, były bardzo prymitywne i chyba Stanisława Leszczyńska musiała po prostu polegać przede wszystkim na swojej ogromnej wiedzy, na swoim doświadczeniu, na swojej intuicji i na swoim oddaniu. I to była ta broń, którą ona w walce o życie kobiet i dzieci władała.

Wiemy już, skąd do obozu trafiały dzieci. Wiemy i widzimy, jak bardzo różnorodna jest ta grupa. Czy ta różnorodność, różny wiek dzieci, różne ich kategoryzowanie przez Niemców, bo mówimy o dzieciach żydowskich, dzieciach nieżydowskich, dzieciach polskich, dzieciach romskich, jak to przenosiło się na ich losy w obozie?

Zdecydowanie, jak wspomniałam, dzieci żydowskie, ich los był najtrudniejszy, najstraszniejszy i szanse na przeżycie były najmniejsze. Po pierwsze dlatego, że już w momencie wejścia do obozu, ledwie około kilku procent miało szansę się do tego obozu dostać i były to dzieci nieco starsze, nie były to te dzieci najmłodsze. Niemal do końca istnienia obozu przeprowadzane były w obozie selekcje osób niezdolnych do pracy. Tych selekcji w roku 1943 zaniechano w stosunku do więźniów nieżydowskich. Natomiast w stosunku do więźniów żydowskich były prowadzone niemal do końca istnienia, więc tutaj znowu dzieci żydowskie były znacznie bardziej zagrożone. Trzecia kwestia jest taka, że jeżeli do obozu trafiały dzieci żydowskie, to one na ogół, no dla nich nie było osobnych bloków dziecięcych. One trafiały do bloków razem z więźniami dorosłymi i jak dorośli były traktowane: musiały ciężko pracować, były głodzone, były bite, mieszkały w tych dramatycznych warunkach. Więc też ich szanse były znacznie mniejsze, niż na przykład szanse tych dzieci, które znalazły się na bloku dziecięcym, ponieważ, no, na przykład dzieci z powstania warszawskiego nie były, nie wychodziły do ciężkich prac zewnętrznych, do prac budowlanych, do prac w polu. One również pracowały, ale na bloku i pod tym względem, no, ich szanse jednak były nieco większe na przeżycie. Wspominałam na początku o tej szkółce murarskiej. Ta szkółka murarska, ona istniała niemal do końca istnienia obozu. Początkowo jej uczniami, jeśli można tak powiedzieć, byli wyłącznie więźniowie polscy. Później wraz ze zwiększaniem liczby więźniów żydowskich również ta zmiana była widoczna w szkółce murarskiej. Z czasem coraz większy odsetek wśród uczniów stanowili więźniowie żydowscy. Pomimo tego, że oni później byli wysyłani jako absolwenci do ciężkich prac budowlanych na terenie obozu, ich szansy na przeżycie były nieco większe. To dlatego że w obozie fachowcy mający konkretne umiejętności, potrzebne dla rozbudowy obozu, dla istnienia obozu, tacy ludzi byli cenieni. Ich szanse na przetrwanie były większe niż tych więźniów, którzy nie mając żadnych kwalifikacji specjalistycznych, byli wysyłani do pracy poza teren obozu do ciężkich prac w polu, do… w roli takich robotników zupełnie niewykwalifikowanych. Także ta szkółka murarska właściwie wielu z tych chłopców, którzy byli absolwentami, być może uratowała życie. To, że rzeczywiście mogli zdobyć konkretny fach w obozie potrzebny. Jeżeli chodzi o te dzieci, które przebywały w barakach razem z więźniami dorosłymi, to tutaj z ich wspomnień rysują się przeróżne prace, które oni w obozie musieli wykonywać. Maurice Cling, na przykład, wspomina, że najgorsza praca, którą musiał wykonywać, to była praca związana z przenoszeniem… No właśnie Maurice Cling pisze wprost, że musiał w wiadrach nosić gówna, przepraszam za wyrażenie, ale jak wspomina sam Maurice Cling, to nie były ekskrementy, to nie było nic innego, tylko to właśnie było to słowo, którego tu należy użyć. Ta praca była nie tylko męcząca fizycznie dla niego, ponieważ wynoszenie tych ekskrementów w wiadrach było fizycznie wyczerpujące, ale to była praca, która powodowała, że on stał się w społeczności więźniarskiej takim odludkiem. Ponieważ przy tej pracy… on z tej pracy wracał brudny, wracał cuchnący, inni więźniowie się z niego śmiali. On był wtedy nastoletnim chłopcem, inni więźniowie nie tylko się z niego wyśmiewali, ale również go odrzucali i on czuł się zupełnie osamotniony. Więc ta praca powodowała nie tylko wycieńczenie fizyczne, nie tylko narażała go na zakażenie chorobami i nie tylko zmniejszała tutaj na tym polu jego szanse na przeżycie, ale również czyniła go taką osobą wyobcowaną, wyautowaną ze społeczności więźniarskiej, co tym bardziej zmniejszało jego szanse na przeżycie.