Konserwacja w Muzeum Auschwitz
Transkrypcja podcastu
Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST
W podcaście O Auschwitz mówimy o historii obozu oraz o naszej współczesnej pamięci o tym szczególnym miejscu. Miejsce pamięci Auschwitz to blisko 200 hektarów terenu. Około 300 ruin, 155 budynków, a także ogromna liczba historycznych przedmiotów, przede wszystkim śladów po ofiarach Auschwitz.
To buty, walizki, szczotki czy naczynia kuchenne. O tym jak zabezpieczane są te bezcenne przedmioty oraz jaka jest filozofia konserwacji miejsca pamięci opowiadają Nel i Andrzej Jastrzębiowscy z Pracowni Konserwatorskich Muzeum Auschwitz.
Zanim opowiemy o tym jak wygląda dzisiaj Pracownia Konserwatorska w Muzeum Auschwitz chciałem poprosić Was o taką krótką podróż w przeszłość, bowiem nie możemy zapominać, że zanim w Muzeum powstała Pracownia Konserwatorska to konserwacja jako taka w miejscu pamięci istniała, ale chyba trzeba zauważyć, że była to zupełnie inna konserwacja.
Jednym z głównych zadań Muzeum utworzonego na terenach byłego KL Auschwitz jest zachowanie pamięci o tym co wydarzyło się w tym miejscu i zachowanie pamięci o ofiarach. Muzeum to zadanie realizuje od 1947 roku. Faktycznie jednak prace mające na celu zachowanie pozostałości po zbrodniach KL Auschwitz rozpoczęły się już w dniu wyzwolenia obozu, a nawet w dniach poprzedzających.
Więźniowie bowiem dokładali starań, by dokumenty i przedmioty świadczące o zbrodniach nie zostały zniszczone lub wywiezione. Pierwsi pracownicy Muzeum zabezpieczali obiekty sposobami, które były im dostępne. Trzeba pamiętać, że był to czas trudny powojenny.
Borykali się z ogromem zniszczeń i problemów, a także niejednokrotnie z brakiem specjalistycznej wiedzy oraz niewystarczającymi środkami finansowymi. Później do połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku istniała w Muzeum niewielka pracownia, w której wykonywane były proste czynności związane z zabezpieczaniem zbiorów. Zalecenia odnośnie metod pozyskiwane były od zewnętrznych konserwatorów, specjalistów z uczelni, a także firm z branży chemicznej.
Natomiast obiekty wymagające profesjonalnej konserwacji były powierzane konserwatorom i instytucjom zewnętrznym. Przeglądając ostatnio materiały o początkach muzeum, początkach pracowni, natknąłem się na taki fragment zapisu chyba z ustawy powołującej do życia muzeum i tam było napisane, że wszystkie przedmioty i obiekty, które są na terenie, muszą być zachowane po wszeczasy. Mówiłaś o tej trudnej sytuacji powojennej.
Ja myślę, że na samym początku nie można mówić o konserwacji, bo konserwacja w takim znaczeniu, jakim my operujemy dzisiaj, w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ewoluowała i to się dopiero nanabierała kształtu. Te pierwsze lata to tak naprawdę było zachowywanie obiektów, praca przy tych obiektach, aby one mogły trwać, a dopiero później zdano sobie sprawę, że potrzebna jest profesjonalna konserwacja, profesjonalni konserwatorzy i profesjonalna pracownia. Musimy sobie zdać sprawę, że mamy w tej chwili dużo łatwiejszą sytuację, bo nasi poprzednicy zrobili to, co zrobili.
Oni zabezpieczyli w taki sposób, w jaki potrafili i czasem ten sposób nie był profesjonalny, nie był odpowiedni, ale dzięki temu, że to wykonali, my możemy teraz pójść dalej. Zatrzymać się dłużej na jednym obiekcie, bo problemy są już zupełnie inne, są przesunięte w inną stronę. Czasami się właśnie łapałem na tym, że pracując z obiektem, konserwując z jakimś obiektem i na przykład usuwając grubą warstwę takiego wtórnego lakieru, który tam był na obiekcie, łapałem się na tym, że krytykowałem, a po co oni to tak nasmarowali, że ja mam teraz duże problemy, żeby to usunąć, ale później uświadomiłem sobie, że tak naprawdę, gdyby nie ten lakier, to miałbym dzisiaj o wiele większe problemy, bo teraz mam problemy, żeby usunąć lakier, a gdyby nie było tego lakieru, miałbym problem, co zrobić z powierzchnią.
Doceniłem też właśnie to, że ta praca, cały czas musimy mieć gdzieś w tyle głowie, tą ilość tych obiektów, tą masowość, że zawsze był problem niewystarczających rąk do pracy. I ci ludzie naprawdę zrobili wszystko, co było w ich mocy, aby zachować te obiekty po wsze czasy. Dzięki temu, że ci pierwsi opiekunowie wykonali pewne prace, my mamy obiekty stabilne i możemy myśleć, co zrobić dalej, żeby było lepiej.
Natomiast oni spotkali się z obiektami, które były zagrzybione, zabrudzone błotem, leżały gdzieś w kałuży, były nieposegregowane, czasem nawet pewnie zamieszkiwały w nich owady i tych obiektów była masa. To zupełnie inne problemy niż nasze. Wydaje się zatem, że decyzja o utworzeniu w Muzeum Pracowni Konserwatorskiej jest pełną kontynuacją tego ciągu myślowego.
Od tego wstępnego zabezpieczenia, analizy sytuacji, ale później stwierdzenie, powinniśmy być w stanie różne rzeczy dokonywać tutaj, na miejscu, nie korzystać gdzieś z miejsc na zewnątrz, to także dla bezpieczeństwa obiektów jest ważne. Czy możecie z perspektywy konserwatora powiedzieć, dlaczego takie miejsce jak Muzeum Auschwitz powinno dysponować specjalistyczną przestrzenią do konserwacji? Wyjątkowe i trudne pod względem materiałowym obiekty, którymi my się opiekujemy, zasługują na specjalistyczne i profesjonalne traktowanie. Myślę, że ta decyzja to była bardzo świadomie podjęta decyzja ówczesnych władz, właśnie z lat dziewięćdziesiątych, kiedy już wtedy dostrzeżono, że wysyłanie obiektów do specjalistów na zewnątrz już nie wystarcza.
Pamiętajmy, że pojęcie konserwacji odnosi się przede wszystkim do dzieł sztuki. Studenci konserwacji w trakcie studiów uczą się jak ratować dzieła sztuki. Nas też w trakcie studiów tego uczono, a przecież nasze muzeum wypełnione jest przedmiotami codziennego użytku, przedmiotami, które dodatkowo są bardzo ważnymi dokumentami historycznymi, nośnikami historii konkretnych ludzi.
I stąd decyzja o powołaniu pracowni i zatrudnieniu pierwszych konserwatorów, którzy tu na miejscu i w pracy z tymi konkretnymi obiektami wypracują to właśnie takie właściwe podejście i opracują metody konserwacji. I myślę, że to była ta podstawa podjęcia tej decyzji. Nel, ty chyba byłaś w tym środku, bo ty jesteś jedną z tych osób, które pracownię tworzyły.
Tak, ja byłam drugim konserwatorem w muzeum i współtworzyłam pracownię konserwatorską. Decyzję o powstaniu pracowni konserwatorskiej podjął w 1990 roku ówczesny dyrektor muzeum, Jerzy Wróblewski. Jego zamiarem było stworzenie w strukturze muzeum miejsca, gdzie będzie możliwe planowanie i przeprowadzanie prac dostosowanych specjalnie do potrzeb tego miejsca.
Plan uzyskał zrozumienie i wsparcie Komisji Konserwatorskiej Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej, której przywodniczył wówczas profesor Bogdan Rymaszewski i prace związane z powstaniem pracowni wtedy ruszyły. Finanse na remont wybranego budynku, dostosowanie go do potrzeb pracowni oraz wyposażenie jej w pierwsze umeblowanie i urządzenia pozyskano od darczyńców z zagranicy, przede wszystkim Fundacji Ronalda Laudera, która otrzymała środki na ten cel od rządów kilkunastu krajów europejskich, a w pozyskiwanie tych środków bezpośrednio zaangażowany był Kalman Sułtanik. Zadanie stworzenia pracowni i zbudowania zespołu, a przede wszystkim opracowania tej pierwszej koncepcji działania, dyrektor Wróblewski powierzył pierwszemu kierownikowi pracowni, którym został udyplomowany konserwator dzieł sztuki Rafał Pióro.
Pracownie konserwatorskie otwarto oficjalnie 23 czerwca 2003 roku i od tego czasu działamy. Pracownie konserwatorskie zajmują się zachowaniem oryginalnej substancji historycznej, oceną stanu zachowania obiektów, rozpoznaniem problematyki, wartościowaniem oraz oczywiście podjęciem wpory prac konserwatorskich. Głównie są to zabiegi na obiektach w nomenklaturze konserwatorskiej nazywanych ruchomymi.
Są to archiwalia związane głównie z historią KL Auschwitz oraz częściowo innych obozów koncentracyjnych, przedmioty osobiste przywiezione przez deportowanych i odnalezione po wyzwoleniu na terenie obozu, obiekty związane z życiem więźniów w obozie, z procesem zagłady i załogą SS, ale także dzieła sztuki tworzone przez więźniów w obozie oraz po wojnie. Konserwatorzy zatrudnieni w pracowniach biorą też udział lub prowadzą prace związane z analizą stanu zachowania, przygotowaniem specjalistycznych programów oraz konserwacją obiektów nieruchomych, czyli budynków, elementów ogrodzenia i innych obiektów architektury. W pracowniach prowadzimy również badania naukowe, poszukujemy metod konserwacji, które będą najbardziej odpowiednie dla wyjątkowych zabytków, którymi opiekuje się muzeum.
Od momentu powstania pracowni minęło 20 lat już prawie, a my się wciąż uczymy, no bo uczymy się od naszych obiektów. To jest satysfakcjonujące, to jest takie niesamowite, że ta konserwacja po 20 latach wciąż jest po części tajemnicą. Jest ciekawa.
Zanim opowiemy o samej pracowni, z jakich części się składa, chciałbym jeszcze zapytać o te badania naukowe. Kiedy mówimy o tym postępie konserwacji, wy dokładacie do tego swoją własną cegiełkę. Czy możesz albo na przykładzie, albo być może wymienić kilka takich rzeczy, które udało wam się tutaj w muzeum z tego naukowego punktu widzenia konserwatorskiego osiągnąć? Czasem to są całe metody, czasem to jest podejście, czasem małe narzędzia, które udaje nam się jakoś przystosować do pewnych małych prac.
Na przykład konserwując zespół SS Higienę i Instytut, dokumenty tego zespołu, zaadaptowaliśmy do zabezpieczania mediów pisarskich prasę graficzną, wykorzystywaną do odbijania grafiki warsztatowej. Więc to są czasem takie technologie, które musimy zaadoptować, żeby pójść dalej, żeby pewien pomysł rozwinąć. To jest tak, że my w szkole nie uczyliśmy się konserwacji takich współczesnych materiałów.
Teraz to się zmienia, ale my kończyliśmy studia ponad 20 lat temu. Myślę, że w tej chwili w programie nauczania są już materiały bardziej współczesne, ale my musieliśmy dochodzić sami, jak podejść do takiego materiału, jaką metodę skądś inąd zaadoptować, żeby działała u nas, bo tego nie było, nie było wypracowane. Jakiś taki pisek do zabezpieczania obiektów też kolega wymyślił, ale również technologie, pewne metody.
W pracowni już dwie osoby zrobiły doktorat, wymyśliły nową zupełnie metodę, zaadaptowały metody dezynfekcji z medycyny, zaadaptowały je do dezynfekcji obiektów zabytkowych i w tej chwili możemy korzystać z tych metod, bo dezynfekcja jest o tyle trudna, że na świecie nie ma odpowiedniej jednej metody, która działa i która jest bezpieczna do wszystkich obiektów. Nasze koleżanki wymyśliły w zasadzie trzy takie metody, które oczywiście mają jakieś ograniczenia i trzeba o nich wiedzieć, ale można do pewnych obiektów zastosować i to jest metoda wykorzystująca waporyzowany nadtlenek wodoru i laser diodowy wykorzystywany właśnie w medycynie. Wykorzystały również dezynfekcję parami etanolu i to jest bardzo ciekawe, bardzo rozwijające, właśnie popychające sztukę konserwacji, sztukę opieki nad zabytkami, popychającą do przodu.
Czy możecie opowiedzieć, z jakich części składa się pracownia konserwatorska dzisiaj i być może jesteście w stanie to tak pokazać w czasie, jak ona się zmieniała i rozwijała, dochodząc do tego, w jakim miejscu jesteśmy dzisiaj? Pracownia się ciągle zmienia. Tak naprawdę co roku zmieniamy zastosowanie pewnych miejsc, dostosowujemy do obiektów, które potrzebują naszej pomocy, ale te pierwsze plany na pracownię, które powstały jeszcze przed zatrudnieniem pierwszych konserwatorów, obejmowały w zasadzie prawie wyłącznie konserwację obiektów papierowych. Razem z tworzeniem się zespołu i poszerzaniem naszej wiedzy na temat obiektów i potrzeb utrwalał się ten system, który mniej więcej w tej chwili funkcjonuje.
Pracownia dysponuje laboratorium badawczym, gdzie przed przystąpieniem do prac konserwatorskich poznajemy obiekt. Mamy również pracownię fotograficzną oraz pracownię digitalizacji. Dzięki temu dokumentujemy stan zachowania obiektu i przed konserwacją i po konserwacji, żeby nasi następcy wiedzieli dokładnie, co jest oryginalne, a co dodaliśmy my.
Pracownia fotograficzna fajnie wędrowała, ponieważ została zlokalizowana w pomieszczeniu, w którym było okno, więc aby warunki były odpowiednie, okno zostało oszczelnie oklejone, żeby światło słoneczne się nie dostawało do środka. Wykorzystane zostało później jedno pomieszczenie magazynowe. Stwierdziliśmy, że nie potrzebujemy aż takiego dużego magazynu, a to było jakby pomieszczenie wewnątrz pracowni, bez dostępu światła dziennego i je zaadoptowaliśmy na pracownię fotograficzną.
I co ciekawe, to pomieszczenie funkcjonowało przez ponad 10 lat, do momentu, kiedy w pracowni pojawił się taki pierwszy profesjonalny fotograf, zajmujący się profesjonalnie fotografią i on już po paru miesiącach spędzonych w pracowni stwierdził, ale jak, to wam nie przeszkadza, te białe ściany w tej pracowni, przecież to się odbija i wtedy kolejna modernizacja pracowni, malowanie wszystko na czarne, matowy kolor, tak, żeby nie było żadnych takich zakłóceń, jakichś takich refleksów świetnych. To też właśnie pokazuje, że jak z czasem nawet przychodzi nowy człowiek, ma nowe spojrzenie i już się coś zmienia. I pracownia fotograficzna będzie znowu przebudowywana, będzie dokładany jeden element, gdzie będzie takie małe biuro i na bieżąco będzie można oglądać zdjęcia wykonane.
To się ciągle zmienia. Jeśli chodzi o konserwację i pracownie konserwatorskie, to tylko kilka ma takie stałe swoje nazwy i przeznaczenie. Jest to pracownia konserwacji metalu, która też wędrowała i pracownia konserwacji papieru, która się skurczyła, a wszystkie inne pracownie służą miejscem przy konserwacji obiektów wielomateriałowych, na przykład butów, protez, walizek i zmienia się ich funkcja.
Mi już np. marzy się modernizacja pracowni, a tak naprawdę taki system modułowych mebli, które tak naprawdę można przesuwać, dostosowując pracownię do obiektu, który akurat się tam znajduje. To jak pracownia zaczyna funkcjonować, taki system ze stacjonarnymi blatami, stołami, gdzie one stoją przy ścianach i to się nie rusza, to jakby już przestał się sprawdzać obecnie i teraz idealnie są takie, gdzie po prostu wjeżdża obiekt i wtedy pracownia dostosowuje się do obiektu.
I to jest taki ideał. No niestety my mamy jeden problem w pracowniach, to są ściany zewnętrzne. Musimy radzić sobie w tej przestrzeni, którą mamy.
Pracujecie w historycznym budynku...
Jeszcze dużo przed nami, ale to miło, że jeszcze mamy świeże pomysły i potrzeby. Tą najnowszą częścią pracowni jest znowu ta część, która się zmieniła, czyli laboratorium.
Ta przestrzeń bardzo urosła. Dlaczego powstało takie laboratorium, które jest laboratorium i biologicznym, i chemicznym, genetycznym? Na czym polega waga tych badań dla całego procesu konserwacji? Zauważyliśmy potrzebę dogłębnego poznawania obiektu przed przystąpieniem do konserwacji i stąd rozbudowa laboratorium, bo stwierdziliśmy, że te technologie, te metody, którymi dysponowaliśmy do tej pory nie wystarczały na to. Musieliśmy wiele badań zlecać na zewnątrz, co oczywiście łączyło się z wydłużaniem procesu.
Bo to jest trochę tak, że my coraz więcej wiemy, ale im więcej wiemy, tym okazuje się, że jest jeszcze więcej tajemnic. I te badania pogłębiają naszą wiedzę, dlatego są takie bardzo potrzebne. W zeszłym roku odbyło się uroczyste otwarcie nowych przestrzeni przeznaczonych właśnie na laboratorium.
Dzięki temu, że pozyskaliśmy dodatkowe pomieszczenia, mogliśmy rozszerzyć swoją działalność. W tej chwili laboratorium ma dwie części. Jedna odpowiada za badania fizyko-chemiczne, a druga to laboratorium biologii molekularnej.
I ta druga część jest zupełnie nową specjalizacją w naszej pracowni. Laboratorium to zajmuje się oceną ilościową i jakościową mikrobiologicznego zanieczyszczenia powierzchni historycznych obiektów, ale także powietrza w przestrzeniach magazynowych i ekspozycyjnych. A badania wykonywane są metodami tradycyjnymi, czyli hodowlanymi, ale również genetycznymi, dzięki czemu wiemy dokładnie, z jakimi mikroorganizmami mamy do czynienia, czy są niebezpieczne dla materiału zabytkowego, czy są niebezpieczne dla ludzi, dla pracowników muzeum, ale także dla zwiedzających i jaką metodę dobrać, żeby w bezpieczny i efektywny sposób móc z mikroorganizmami walczyć.
Laboratorium istniało od samego początku w pracowni. Od samego początku zdawaliśmy sobie sprawę, że badania fizyko-chemiczne jest częścią procesu konserwacji. My bez badań nie jesteśmy w stanie zaplanować konserwacji i tej konserwacji wykonać.
Ta rozbudowa, myślę też, że podyktowana właśnie była tym, że zaczęło się pojawiać coraz więcej pytań, ale też, żeby stworzyć taką przestrzeń, w której jesteśmy w stanie samodzielnie na większość z tych pytań odpowiedzieć. Żebyśmy nie musieli posiłkować się wysyłaniem naszych próbek z naszych obiektów, czy wysłaniem nawet samych obiektów na zewnątrz do zewnętrznych laboratoriów, tylko żebyśmy mogli sami nasze obiekty przebadać tutaj na miejscu i mieć od razu już odpowiedź. I dzięki temu jesteśmy w stanie prowadzić też te badania naukowe.
W tej chwili jesteśmy na etapie szukania metody spowolnienia degradacji skóry w butach deportowanych osób, bo w miejscach, gdzie skóra styka się i jest elementem metalowym, ta skóra w taki bardzo charakterystyczny sposób dosyć drastycznie degraduje. I szukamy metody, jak temu zapobiec, albo jak spowolnić ten proces. Zastanawiamy się też, jak spowolnić proces degradacji tworzyw sztucznych, które są taką powłoką skóropodobną na walizkach.
Więc dużo wyzwań przed nami i to nowe laboratorium daje nam możliwość wniknięcia głębiej w temat. Przez te dwie dekady pracy, począwszy od tych początków, czyli od Rafała Pióro, od ciebie i potem zespołu, który tworzyliście, udało się wypracować szczególną filozofię konserwatorską. I też o tym wspominałaś, że oprócz badań, oprócz nowych technik, ta filozofia i podejście do tych szczególnych obiektów, którymi my się opiekujemy, zostało tutaj stworzone.
Na czym polega ta filozofia? Zaczynaliśmy pracę w muzeum jako bardzo młodzi ludzie zaraz po studiach. Mieliśmy wiedzę i umiejętności zdobyte na studiach, ale z biegiem czasu odkrywaliśmy, że nie wszystkie zasady wpojone w nas w szkole sprawdzają się w tym miejscu. To był czas, kiedy w świecie konserwatorskim dopiero zaczęły przebijać się zasady konserwacji zachowawczej.
Przyglądając się, dotykając przedmiotów związanych z Auschwitz i jego ofiarami, poczuliśmy w pewnym momencie, że jest w nich zapisana historia i musimy być bardzo uważni, żeby jej nie zagłupić. Stwierdziliśmy, że każdy obiekt, bud, walizka, szczotka to również dokument. Dobrym przykładem zmiany tego naszego podejścia są obiekty papierowe, archiwalia i prace artystyczne na podłożu papierowym.
Na początku, tak jak nas uczono, tak jak to zasady konserwatorskie wówczas przewidywały, ubytki były uzupełniane przez nas. Oczywiście w taki sposób, że były łatwo odróżnialne od oryginału, ale forma dokumentu czy pracy była uzupełniona. Ale w pewnym momencie uznaliśmy, że jest to zbędne i że w ten sposób nawet zacieramy historię, że opieka nad obiektem tego nie wymaga.
My wciąż sklejamy przedarcia, bo one spowodowałyby możliwość pogłębienia tych zniszczeń mechanicznych. Natomiast uzupełnienie ubytku już jest zbędne. I takim przełomem była wystawa w Krakowie z twarzą w twarz pracy artystycznych powstałych w obozie.
I wtedy pokazaliśmy na tej wystawie rysunki po prostu dziurawe, ale one według nas przemawiały bardziej niż takie, które byłyby uzupełnione. One jakby uzupełnienia zakłamywałyby historię. Co ważne, to przed tą wystawą właśnie dokonana została ta re-konserwacja.
Przed samą wystawą te uzupełnienia zostały usunięte, żeby właśnie uczytelnić ten stan zachowania i ten autentyzm tych obiektów. Sama forma, czyli ten rysunek niesie, ma olbrzymią wartość, ale też stan zachowania kartki papieru też jest wymowny i on też coś mówi, też pokazuje jakąś historię. Mówisz o re-konserwacji.
To były właśnie wtedy głównie prace polegające na usunięciu wtórnych uzupełnień, bo te instytucje zewnętrzne, do których wcześniej były obiekty wysyłane, po prostu uzupełniły ubytki, tak jak to się wtedy robiło. Więc my po prostu zdejmowaliśmy te uzupełnienia. Oczywiście jest to łatwe w konserwacji.
Główną zasadą jest odwracalność wszystkich procesów, więc da się to zrobić. Takim przykładem są walizki, które odwiedzający mogą zobaczyć na wystawie. Ja często pokazując je mówię, proszę zobaczyć zniszczenia tych walizek.
One pokazują, że więźniowie pracujący w magazynach, nie mający kluczyka do zamka, a musieli się przecież dostać do tego, co było w środku, bo to była ich praca, te zniszczenia, które bylibyście w stanie naprawić, one są celowo pozostawiane, ponieważ dokumentują historię i samych obiektów, i tego, co się z nimi działo w obozie. Dokładnie tak. My staramy się spowolnić procesy degradacji materiałów, bo nie da się ich zatrzymać, natomiast pozostawiamy te ślady historii.
Czasem może się wydawać, że ta praca nie daje nam satysfakcji, bo po konserwacji obiekt wygląda dokładnie tak samo, jak przed konserwacją, ale my wiemy, że zrobiliśmy wszystko, co było potrzebne, żeby właśnie te procesy degradacji spowolnić i żeby zabezpieczyć przed dalszymi zniszczeniami mechanicznymi. Najważniejsze jest dla mnie indywidualne podejście do każdego obiektu. Nie ma dwóch takich samych obiektów.
Każdy jest wyjątkowy i za każdym stoi historia konkretnej osoby, której bardzo często nie jesteśmy w stanie zidentyfikować, zmieniaj nazwiska, ale ona tam jest. I każdy przedmiot codziennego użytku do kogoś należał. Jeżeli ja swoją pracą jestem w stanie odsłonić choć kawałek tej tajemnicy, to jest to cel warty wysiłku.
Opowiadaliście o powstaniu pracowni, o pewnej filozofii konserwatorskiej, o tym, jak wasza praca się zmienia. Chciałbym jednak zapytać teraz konkretnie o sam proces konserwacji i wiem, że przy tej liczbie wyzwań i obiektów, którymi się zajmujecie, to jest bardzo trudne, żeby pokazać na jakimś przykładzie proces konserwacji, ale muszę o to zapytać. Czy jesteśmy w stanie powiedzieć tym, którzy słuchają naszego podcastu, jak wygląda proces konserwacji? Jaką drogę przechodzi konkretny historyczny przedmiot? Od początku do końca, jakie etapy są potrzebne? Tutaj jest bardzo wiele zmiennych, ale czy taką jedną linię pokazania tego, co się dzieje z historycznym przedmiotem, możecie pokazać?
Zaczynamy od badań mikrobiologicznych. To jest teraz taka nasza podstawa badania czystości mikrobiologicznej obiektu, bo to też nam pozwala odpowiedzieć na pytanie, czy taki obiekt możemy przewieźć do pracowni i z nim pracować. Czy on jest bezpieczny też dla innych obiektów, które są już w pracowni? Po przewiezieniu do pracowni obiekt zawsze trafia do pracowni fotograficznej. Ten etap jest bardzo ważny, żeby udokumentować stan zachowania przed konserwacją.
Po udokumentowaniu tego stanu zachowania wykonujemy podstawowe badania w naszym laboratorium fizyko-chemicznym. W międzyczasie już opisujemy dany obiekt, opisujemy jego wygląd, jego stan zachowania, jego budowę. Badania dopełniają nam wszystkich tych informacji o technice i technologii, czyli z jakich materiałów został wykonany dany obiekt i jakie są te materiały pierwotne, ale też mówimy o materiałach wtórnych, czyli tych wszystkich, które zostały dodane później, już jakby w trakcie funkcjonowania muzeum.
Jeżeli w trakcie opisu pojawią się jakieś pytania, to czasami jest tak, że obiekt wraca z polotu do pracowni fotograficznej i na przykład wykonujemy jeszcze dodatkową serię zdjęć kamerą multispektralną, która pozwala nam zobaczyć to, co jest niewidoczne. Bo jeżeli w trakcie opisu okazuje się, że są jakieś pozostałości jakiegoś wcześniejszego napisu czy jakichś napisów, ale nie jesteśmy w stanie to gołym okiem rozeznać, nie jesteśmy w stanie tego rozczytać. Dzięki zdjęciom z wykorzystaniem kamery multispektralnej jesteśmy w stanie właśnie w tych pasmach niewidzialnych dla ludzkiego oka zobaczyć te pozostałości i odczytać.
I to są takie dodatkowe informacje o obiekcie. Później zaczyna się już sam proces konserwacji. W pierwszym etapie obiekt, powiem na przykładzie walizki, jak walizka już trafi do pracowni konserwatorskiej, w pierwszym etapie oczyszczana jest na sucho z takich powierzchniowych zabrudzeń przy wykorzystaniu różnego rodzaju gumek delikatnych, ściernych.
Jeżeli zidentyfikowaliśmy na walizce jakieś powłoki wtórne i jeżeli dzięki tym badaniom wiemy, co to są za powłoki i jesteśmy w stanie je bezpiecznie usunąć z obiektu, to usuwamy je. No właśnie, powiedziałem, że jesteśmy w stanie bezpiecznie, bo czasami nie jesteśmy w stanie na przykład bezpiecznie usunąć jakiejś wtórnej powłoki. W takim wypadku taka powłoka jest zostawiana na obiekcie.
Może za następne pięć, dziesięć lat wypracujemy taką metodę pozwalającą właśnie w bezpieczny sposób ją usunąć. Jeżeli na walizce jest metal, doczyszczamy też powierzchnię metalu z powierzchniowych produktów korozji i tutaj dochodzimy do takiego punktu, że w naszej pracy uznaliśmy, że korozja, która pokrywa metal jest częścią historii danego obiektu. Więc my w trakcie tego procesu oczyszczania nie usuwamy jej kompletnie, aby nie zatrzeć śladów tej historii.
To rodzi inne problemy związane z tym, że jeżeli pozostawiamy korozję na obiekcie, to wszelkie powłoki, które użyjemy do zabezpieczania takiej powierzchni będą miały ograniczoną skuteczność i jesteśmy świadomi tego, że do tego obiektu za kilkanaście lat będziemy musieli wrócić, aby ponownie ten metal zabezpieczyć. To w przypadku metalu stabilizowane. Wszelkie ruchome fragmenty, które mogą w jakikolwiek sposób zagrozić obiektowi. Nie rekonstruujemy, nie uzupełniamy ubytków, nie prostujemy też deformacji, bo to wszystko właśnie jest częścią historii danego obiektu i mówi właśnie o jego wyjątkowości. Ale właśnie stabilizujemy te wszystkie fragmenty, które w jakikolwiek sposób mogą zaszkodzić.
Większość z walizek, które konserwujemy są to walizki tekturowe, posiadające elementy papierowe. Wszystkie takie luźne fragmenty, którym jest niebezpieczeństwo, że mogą odpaść. One są zabezpieczane i podklejane.
Później przygotowywane jest pudełko ochronne pod wymiar konkretnej walizki. Walizka po konserwacji przekazywana jest potem do zbiorów. I jeszcze zapewne musi przejść przez pracownię fotograficzną.
Zdjęcia, które wykonujemy zarówno przed konserwacją, jak i po konserwacji, wykonujemy je w takich samych warunkach, przy takich samych ustawieniach aparatu, przy zastosowaniu tego samego rodzaju światła i tła. Porównując takie zdjęcie przed i po, widać jak się obiekty zmieniają. Pomimo wszystko obiekty się troszeczkę zmieniają, ale zmieniają się tak naprawdę przez to, że my w większości usuwamy te wtórne powłoki, które nasi poprzednicy nałożyli, aby zabezpieczyć te obiekty.
Oni też używali w przeszłości różnego rodzaju środków chemicznych, żeby zabezpieczyć jakoś powierzchnię, ustabilizować, ponieważ warunki, w jakich przechowane były obiekty, nie były idealne. Teraz już mamy o wiele lepsze warunki magazynowe, więc tak naprawdę te powłoki są zbędne. A te powłoki powodują przez to, że starzeją się, ulegają zżółknięciu, więc zmieniają też wygląd powierzchni obiektu.
I po ich usunięciu już na przykład kolor staje się bardziej intensywny. I to jest taka ta zmiana. Nie zmienia się kształt, ale zmienia się sam kolor czasami obiektu.
Słuchając tego, jak opowiadasz o procesie konserwacji, widać, że tych wyzwań jest bardzo wiele i odnoszą się one do różnego rodzaju materiałów i do stanu zachowania. Jakie są z waszego punktu widzenia, czyli z punktu widzenia konserwatora, największe wyzwania związane z obiektami, którymi opiekuje się muzeum?
Dla mnie pierwszym wyzwaniem, z jakim się tu spotkałam, była masowość obiektów, bo przecież mamy w zbiorach ponad 100 tysięcy butów, prawie 4 tysiące walizek, 12 tysięcy naczyń, prawie 500 protes i ortes itd., itd. Ta masowość rzeczywiście była dla mnie pewnym kłopotem na początku, bo nauczono nas podchodzić indywidualnie do każdego obiektu, ale jak to połączyć z tak wielką liczbą podobnych przedmiotów.
Wydaje mi się, że teraz wypracowaliśmy jakiś kompromis i podchodzimy rzeczywiście indywidualnie do obiektu. Ta masowość już trochę mniej przeraża, bo do każdego rodzaju obiektu wypracowaliśmy pewien program prac i on nam ułatwia nasze działania bardzo. Drugie ważne wyzwanie to słaba jakość materiałów i z powodu czasu wojennego i z powodu rozwoju przemysłu produkcji masowej zaczęto produkować przedmioty z tańszych zamienników.
Niestety przez to mamy jakby większe problemy w konserwacji, bo materiały ulegają szybszej destrukcji i też nie uczono nas konserwacji takich słabych materiałów. Takich pospolitych materiałów musieliśmy to sami wypracować. To było duże wyzwanie na początku.
Głównym takim problemem, jaki ja zauważam, to jest to, że my pracujemy tak naprawdę z przedmiotami codziennego użytku, czyli z przedmiotami, które w założeniu miały się zużyć i miały zostać zastąpione nowymi. I bardzo często tak były budowane, tak były projektowane, tak były wykonywane z takich materiałów, które się miały zużywać. Na przykład tworzywa sztuczne i np. szczoteczki wykonane z tworzyw sztucznych, gdzie szczególnie z tych pierwszych tworzyw z lat 20. i 30., gdzie się ostatnio zastanawiałem, czy producent już w momencie produkcji już wiedział, że jest to materiał nietrwały, a nawet jeżeli wiedział, to zakładał, że taka np. żywotność takiej szczoteczki góra dwa lata. Nikt nie będzie mył szczoteczką do zębów dwa lata. Więc ona w założeniu już miała służyć jakiś konkretny czas, a później miała zostać wyrzucona, miała zostać zastąpiona nową, tak. I teraz obiekt, który był programowany na pięć lat maksymalnie, my mamy już 80 lat po wojnie.
80 lat od momentu jego odnalezienia, tak. A jeszcze tam jakiś czas, kiedy on został wyprodukowany i czasami dochodzimy do sytuacji, kiedy materiał, z którego został dany obiekt stworzony, ten materiał już mówi, ale ja już nie chcę, on już nie powinien istnieć. A my dalej wciąż staramy się przedłużyć jego życie.
Dla nas jest to bardzo ważny dokument historyczny. Przykład właśnie szczoteczek i tworzyw sztucznych to jest takim przykładem, gdzie też my jako konserwatorzy dochodzimy do ściany. Ponieważ obecnie wielkie mózgi konserwatorskie właśnie pracują nad metodą konserwacji tworzyw sztucznych i wciąż ten problem jest nierozwiązany.
Jedyne, co jesteśmy w stanie zrobić, to spowolnić maksymalnie ten proces degradacji, rozpadu. I robimy to, tak, że te wszystkie tworzywa sztuczne zostały wydzielone ze zbiorów, one są przechowywane w magazynach. W ciemności to całkowite, bez zastępu światła i z obniżoną temperaturą, aby ten proces degradacji spowolnić maksymalnie, tak.
I wciąż szukamy, czekamy, aż może znajdzie się receptura, ktoś znajdzie rozwiązanie, jak to konserwować i jak się tym zająć, tak. Mówiąc o wyzwaniach konserwatorskich, mówimy także o różnej skali czasu, czasu Waszej pracy. Jakie w takim razie przedmioty, które do Was trafiają, konserwuje się w miarę krótko i jakiego typu prostsze wyzwania, mniejsze wyzwania im towarzyszą, a gdzie jest ta czasochłonność, poza masowością oczywiście, którą też spotykacie, czyli jakiego przedmiotu konserwacja zajęła najwięcej czasu.
Czasami zapewne samo przygotowanie do konserwacji może być dłuższe niż fizyczna praca nad obiektem. I mniej materiałów, z którego wykonany jest dany obiekt, tym jakby mniej problemów. W przypadku obiektów wielomateriałowych, takich złożonych, gdzie mamy na przykład metal, drewno, papier, jeszcze tworzywo sztuczne, jeszcze tkaninę, no to problemy się piętrzą i ten czas konserwacji też się wydłuża.
Ja wyspecjalizowałem się w konserwacji metalu. Muszę przyznać, że te przedmioty metalowe albo stalowe właśnie przede wszystkim, ich konserwacja nie zajmuje tak dużo czasu. My musieliśmy wypracować w pracowniach, oceniając stan zachowania obiektów, ocenić te, które wymagają podjęcia pilnej konserwacji, są na samej górze i trzeba szybko z nimi pracować.
To są przede wszystkim dokumenty papierowe, a które mogą czekać. Metalowe obiekty zawsze są gdzieś tam na dole i mogą czekać. Ale dlaczego też mogą czekać? Ponieważ w tych latach siedemdziesiątych, kiedy ta konserwacja jeszcze taka była, powiedzieliśmy, taka nie do końca profesjonalna w muzeum, te obiekty bardzo często na przykład pokrywano ich bardzo grubą warstwą lakieru.
I ten lakier z żółku i jest pokryty warstwą kurzu, więc jakby nie nadaje się do ekspozycji, ale zabezpieczył idealnie te obiekty. I teraz jest kwestia dobrania odpowiedniej metody, żeby ten lakier tylko usunąć i odsłania się powierzchnię metalu. No i teraz tutaj już gabaryty, bo są takie obiekty malutkie, naprawdę niewielkie, gdzie samo oczyszczenie, cały proces konserwacji można zamknąć w ciągu jednego dnia.
Obiekty większe, metalowe, no to w ciągu kilku dni, tak? My też w pracowniach, jeżeli już mówię o metalu, wykorzystujemy bardzo taką nowatorską technikę usuwania właśnie tych wtórnych lakierów z metalu przy użyciu suchego lodu. Suchy lod to jest zmrożony dwutlenek węgla, który w temperaturze poniżej minus 70 stopni staje się ciałem stałym i my dysponujemy takim urządzeniem, które właśnie ten taki blok zmrożonego dwutlenku węgla ładnie sobie skrobie i podaje nam z dyszy, tak naprawdę jest to minus 70 stopni, które wychodzi nam z dyszy i żaden lakier nie jest w stanie wytrzymać takiego eksperymentu i to jest takie mechaniczne usuwanie, ale bardzo szybkie, usuwa się tylko lakier z metalu, nie naruszona zostaje korozja, która jest pod spodem, więc po usunięciu lakieru możemy zdecydować, czy jeszcze doczyszczamy metal, czy nie i tylko nakładamy nową warstwę ochronną. Przyjęliśmy też w pracowni, że raz, że środki, którymi zabezpieczamy nasze obiekty muszą być odwracalne, ale też one powinny być niewidoczne i w przypadku metalu obecnie stosujemy lakiery matowe.
Nie stosujemy już lakierów błyszczących, które zmieniają wygląd powierzchni, tylko stosujemy lakiery matowe, które tak naprawdę są niewidoczne. To powierzchnia metalu ma przemawiać, a nie ma być widoczna powłoka ochronna. Wydaje mi się, że stan zachowania dyktuje, jak długo będziemy konserwować. Nie rodzaj obiektu, nie materiał, ale najbardziej stan zachowania. Im bardziej zniszczony obiekt, im więcej problemów, tym dłużej będziemy myśleć, tym dłużej będziemy wykonywać procesy konserwatorskie. Różnica podejścia konserwatora papieru i konserwatora metalu.
Tak, stan zachowania jak najbardziej, zgadzam się.
No dobrze, to jaki obiekt zajął wam najwięcej czasu?
Ja pamiętam dwa obiekty, które rzeczywiście konserwowaliśmy bardzo długo. A w zasadzie nie konserwowaliśmy, tylko mieliśmy w pracowniach. Pierwszy obiekt to mapa lotnicza. To jest skomplikowany obiekt, bo mapa wydrukowana na papierze była zalaminowana. Z obu stron naklejona była folia z polichlorku winylu. I ponieważ polichlorek winylu dużo szybciej ulega degradacji niż papier, no to zaczęły się dziać tam różne rzeczy. Ta folia zrzukła i zaczęła się kurczyć. Papier też się pomarszczył tam w środku, bo już nie miał miejsca dla siebie. Dodatkowo na tej folii były wprowadzone odnośniki jakimiś mediami pisarskimi do papierowej mapy, które w tej chwili już w tym stanie zachowania złym nie odnosiły się w żaden sposób jedno do drugiego. Trzeba było działać. I najpierw długo myśleliśmy jak usunąć tą folię, ale to w zasadzie szybko nam poszło.
Ale potem przez cały rok myśleliśmy jak tą folię wyprostować, naciągnąć do tego oryginalnego formatu i jak bezpiecznie przykleić do papieru. Naprawdę rok to trwało, szukanie tej najlepszej koncepcji, robienie prób, oczywiście nie na oryginale, tylko na próbkach podobnego materiału. Jak już wymyśliliśmy jak to zrobić, to sama konserwacja trwała tydzień, dwa, niedługo. A drugi obiekt niedawno konserwowaliśmy razem z tobą Andrzej. To był wózek dziecięcy i to też obiekt w bardzo złym stanie zachowania i wielomateriałowy, bo ja zajmowałam się tekturowymi elementami, ty zajmowałeś się konstrukcją metalową, koleżanka jeszcze zajmowała się elementami tekstylnymi i też staraliśmy się w odpowiednim momencie zatrzymać. Stan zachowania powodował, że musieliśmy się mocno nagimnastykować, żeby nie przedobrzyć, żeby nie pouzupełniać, żeby wzmocnić, ale żeby to nie było widoczne, żeby nie było niebezpieczeństwa, że któryś element odpadnie, bo nie będzie miał tego wsparcia, więc rzeczywiście trochę musieliśmy namyśleć się, ale też wydaje mi się, że wygląda teraz bardzo dobrze.
Też chciałem podać ten przykład, ale jak Nel wspomniała, tutaj musiało dojść do porozumienia trzech konserwatorów. Konserwator papieru, konserwator tkaniny i konserwator metalu. Ta złożoność w przypadku tego wózka, tak, tam tektura kolidowała z tkaniną. To trudny obiekt i rzeczywiście musieliśmy ze sobą współpracować, bo jedno z nas mówiło, nie jestem w stanie tego przeskoczyć, jeśli zrobię więcej, to zatrę już te ślady historii, a druga osoba musiała jakoś na to odpowiedzieć, okej, to ja muszę się zatrzymać w zupełnie innym momencie, żeby to grało razem. Ale to ciekawe, to dzięki temu te obiekty są dla nas tak bardzo ciekawe. Dla mnie to jest odpowiedź, dlaczego powstała pracownia konserwatorska, dlaczego te wszystkie osoby potrzebne są tu na miejscu, ponieważ jedna osoba czy jeden specjalista nie jest w stanie, nawet mając ogromne chęci i wiedzę, nie jest w stanie podołać temu wyzwaniu. Na pewno tak. My bardzo często pracujemy w zespole. Każdy ma trochę inną wiedzę, trochę inne doświadczenie, co innego czyta i to wszystko się składa na najlepszy, mam nadzieję, sposób konserwacji.
Tak, najlepszej drogi. My mamy konserwatorów malarstwa, konserwatorów od drewna, konserwatorów właśnie od tkaniny, konserwatorów papieru, skóry, metalu.
Chemików, mikrobiologów, fotografów...
Nawet na etapie interpretacji wyników badań, gdzie chemik mówi, co mamy, a konserwator mając jakąś tam wiedzę, jak na przykład dane pierwiastki, jak to się łączy z sobą, jak wygląda sam obiekt.
Na koniec chciałbym was zapytać, co znaczy dla was być konserwatorem w miejscu pamięci, bo opowiadaliśmy o pracowni, o procesach zachowania różnych materiałów, o znaczeniu zespołu, ale patrząc na to w takiej osobistej skali mikro, to wszystko tak naprawdę sprowadza się do pracy człowieka z przedmiotem, które należały, tak jak wspominaliśmy, do ofiar obozu. To jest dla was także pewna szczególna odpowiedzialność?
To jest najczęściej zadawane nam pytanie, jak sobie radzimy z tak trudną emocjonalnie pracą. Ja długo nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wydawało mi się, że na pewno każdy ma inny sposób na radzenie sobie z tą sytuacją i inaczej pojmuje swoją rolę tutaj. Ja najpierw myślałam, że skupiam się wyłącznie na materiale, że technologia mnie interesuje i co jestem w stanie zrobić z materiałem, żeby się nie starzał tak szybko.
Ale w pewnym momencie doszło do mnie, że codziennie, dzień w dzień przychodzę do pracy i zajmuję się tymi trudnymi obiektami, dlatego że nie skupiam się na tragedii, nie skupiam się na śmierci, szukam życia w tych obiektach, życia właścicieli, życia konkretnych osób. Czasem te obiekty są anonimowe, ale próbuję uwidocznić jakieś małe ślady, które opowiadają, że ten przedmiot służył jakiejś osobie. I jest to dla mnie bardzo ważne. Ostatnio, parę dni temu, znalazłam w bucie dziecięcym mały papierek woskowy po pralince. I dla mnie to była taka radość, że znalazłam rzeczywiście ten ślad życia. Takie zachowywanie pamięci o to jest dla mnie ważne. Tak widzę swoją rolę jako konserwatora w muzeum. Zachowywanie pamięci o tych ludziach.
Mnie o dziwo właśnie bardzo pomaga w pracy ta świadomość, że za każdym przedmiotem stoi osoba, że każdy przedmiot do kogoś należał. Konserwator powinien pozostać w cieniu, swoją pracą dać przemawiać obiektowi. Jeżeli ja pracuję z jakimś obiektem, który jest anonimowy, które nie ma imienia, nazwiska właściciela, ale wgłębiając, pracując przy tym obiekcie nagle dostrzegamy zarysowania na powierzchni, czyli widzimy ślady użytkowania. Nagle widzimy, że obiekt ma zanitowaną dziurkę, czyli widać jak właściciel o to dbał. Pojawia się jakaś historia. Pokazanie właśnie tego i uwypuklenie to jest właśnie taki sens tej mojej pracy. Jeżeli dzięki mojej pracy udaje się odnaleźć chociażby cień obecności konkretnego człowieka, to tak naprawdę jest to przeciwdziałanie tej idei oprawców, którzy po prostu chcieli tych wszystkich ludzi usunąć z historii. Dla nich to byli zbędni ludzie, których należało wyeliminować i tak samo pamięć o nich też wyeliminować, a my właśnie staramy się tą pamięć odkrywać i zachowywać i to jest ważne w mojej pracy.