Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Kary stosowane w KL Auschwitz

Transkrypcja podcastu

Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST

W dzisiejszej rozmowie chciałabym zapytać o kary stosowane wobec więźniów i więźniarek w obozie Auschwitz. Wśród relacji ocalałych pojawiają się liczne informacje, że właściwie można było zostać ukaranym za każde, nawet najmniejsze, przewinienie. Czy był to oberwany guzik od pasiaka, czy chwilowe zaniechanie pracy, postrzegane przez kapo jako jej unikanie. Czy w Auschwitz istniał system karania więźniów, czy były to działania zupełnie samowolne esesmanów lub więźniów funkcyjnych?

Jedno i drugie, w każdym obozie koncentracyjnym w Niemczech istniał regulamin, który przewidywał jakieś kary za popełniany przez więźniów przewinienia. Regulaminy te były wzorowane w jakiejś mierze na wczesnym regulaminie obozu Dachau z 1933 roku, stworzonego przez Theodora Eicke, który to regulamin wszakże posiadał bardzo wiele paragrafów i starał się rozstrzygać bardzo wiele możliwych sytuacji, które tak naprawdę w późniejszej praktyce obozów koncentracyjnych nigdy nie miały miejsca.

Na przykład Eicke zastanawiał się, jaka kara powinna czekać więźniów, którzy podczas jakichś kontaktów z duchownymi przekazują informacje na temat obozu koncentracyjnego itd. Był to dokument tak bardzo kazuistycznie wymieniający wszelkie możliwe przewinienia, które chyba mogły przejść Eickemu do głowy. Natomiast w późniejszych latach regulamin ten uległ znacznemu uproszczeniu i pewnym zmianom.

Niestety nie zachował się regulamin obozu koncentracyjnego Auschwitz i nie wiemy z całą pewnością, jakie przewidywał on kary. Aczkolwiek w swoich powojennych zeznaniach Rudolf Hoess starał się odtworzyć z pamięci ten regulamin, a przynajmniej katalog kar. Oraz posiadamy dokument, który zawiera wykaz takich kar. To jest tak zwana dyspozycja karna. W przypadku poważniejszych przewinień więzień mógł zostać ukarany chłostą i w tej sytuacji rola komendanta obozu koncentracyjnego ograniczała się do opisania danego przypadku i do stworzenia wniosku do inspektoratów obozów koncentracyjnych w celu jego zatwierdzenia. Także tam na formularzu takiego wniosku znajdują się wymienione owe kary będące w dyspozycji komendanta.

Natomiast teoria teorią, a praktyka wskazywała na to, że właściwie jakiekolwiek z owych kar mogły one być aplikowane dowolnie, tudzież mogły być uzupełniane przez inne kary stosownie do inwencji czy to esesmanów, czy po prostu kapów. Skoro w praktyce obozowej kapo miał prawo do zamordowania więźnia, nieoficjalnie przymykano oko na przejawy brutalności ze strony kapów, bicie i mordowanie więźniów, w związku z tym właściwie nie istniała potrzeba literalnego stosowania się do przepisów, które zawsze powodowały konieczność wdrażania pewnej drogi służbowej i pewnej biurokracji, składania meldunków, przesyłania wniosków itd. Więc znacznie prościej było w sytuacji, kiedy esesman czy funkcyjny zauważył jakieś działanie nieregulaminowe ze strony więźnia, ukraść go na miejscu niż zawracać sobie głowę o tą biurokrację.

Wspomniał Pan o tym, że istniała pewna dokumentacja dotycząca przyznawania kar. Jakiego rodzaju to była dokumentacja? Co to były za dokumenty?

Zachowały się generalnie, że biorąc jedynie te dokumenty, które dotyczyły składania przez esesmanów formalnych meldunków o ukaranie. Natomiast inne kary wymienione w regulaminie nie pozostawiły żadnego śladu w dokumentacji obozowej.

Bo na przykład jeżeli regulamin przewidywał karę upomnienia, to rzecz jasna w dokumentacji obozowej takie przypadki nie zostały odnotowane. Poza upomnieniem więzień mógł zostać ukarany karną pracą w czasie wolnym od zajęć, czyli praktycznie biorąc w niedzielę. I na owych meldunkach karnych znajdują się właśnie takie adnotacje, iż dany więzień otrzymał karę 5 czy 10 dni pracy w czasie wolnym. To najczęściej były po prostu kolejne niedziele w danym okresie i więzień musiał wykonywać pracę pod nadzorem esesmana. Zazwyczaj miało to taką formę, iż po prostu zbierano jakąś tam grupę więźniów, którzy zostali w ten sposób ukarani, formowano takie jak gdyby komando karne i kierowano tychże więźniów do jakichś ciężkich prac.

Poza tym więzień mógł zostać ukarany wcieleniem do karnej kompanii i to była kara znacznie poważniejsza. Karna kompania znajdowała się początkowo w obozie Auschwitz, później w Birkenau, w obozie męskim BIb i BIId. Istniała również kompania karna kobieca, najpierw w obozie w Budach, a później w obozie żeńskim w Birkenau.

I tam kary opiewały na pobyt w takiej karnej kompanii przez dwa miesiące, trzy miesiące, sześć lub dwanaście miesięcy. Względnie w książce karnej kompanii, bo taki dokument zachował się, bardzo często znaleźć można wpisy „do odwołania”. Czyli taki więzień mógł przebywać w takiej karnej kompanii właściwie przez okres nieograniczony, aczkolwiek to zazwyczaj było kilka miesięcy.

I po zwolnieniu z karnej kompanii, po zakończeniu kary, taki więzień albo trafiał z powrotem do obozu, chyba że uznano, że przewinienie jego było poważniejsze albo z jakichś względów zdecydowano o przeniesieniu takiego więźnia, czy to do Flossenbürga, czy generalnie najczęściej do Mauthausen. Mauthausen ze względu na istniejące tam kamieniołomy i bardzo ciężki rodzaj pracy, pewnie był traktowany jako rodzaj przedłużenia owej kary więźnia skazanego na pobyt w karnej kompanii w Auschwitz. Ponadto istniała kara wstrzymania możliwości wysyłania i otrzymywania korespondencji.

I tutaj również niewiele na temat wiemy, znaczy wiemy z relacji więźniów, że taka kara była niekiedy ordynowana. Natomiast w żadnym z meldunków karnych nie wspomniano o tym, iż taka kara powinna być na więźnia nałożona. Prawdopodobnie ze względu na niewielki w sumie stopień dolegliwości tejże kary.

Wreszcie można było nakazać odebranie więźniowi posiłków, czy właściwie obiadów przy pełnym zatrudnieniu w danym okresie. Ta kara miała opiewać na kilka dni i wreszcie karę umieszczenia w celi, w której znajdowało się tzw. twarde łóżko, czyli prycza bez materaca, na kilka kolejnych nocy.

Ta kara formalnie figurowała w rejestrze kara obozowych, natomiast w praktyce, jak się wydaje, była ona rzadko lub w ogóle nie była stosowana. Natomiast znacznie bardziej dolegliwą karą była kara aresztu. I tutaj tę karę stosowano na kilka sposobów, tzn. wedle tzw. stopnia pierwszego, umiarkowanego, oznaczało to umieszczenie więźnia w areszcie obozowym na przeciąg trzech dni. W stopniu drugim, tzw. zaostrzonym, to 42 dni. I tutaj już taka kara odbywała się w ciemnicy; oraz stopień trzeci to tzw. ciężki pobyt w celi pozbawionej okna i bez możliwości leżenia i siedzenia, czyli prawdopodobnie tutaj chodziło o tzw. cele dostania.

Generalnie rzecz biorąc, w takich sytuacjach zarządzano też, żeby taki więzień otrzymywał jedynie chleb i wodę, a pełne wyżywienie co cztery dni. Zaznaczono również w owym regulaminie, że stopień trzeci, najcięższy kary, może być stosowany jako uzupełnienie stopnia drugiego. Tak wyglądała teoria. W praktyce, jak wiemy z dokumentów, stosowano karę w celi dostania nie jedynie przez trzy dni, ale przez 42 dni, np. to jest najwyższy wymiar tejże kary, którą udało mi się znaleźć w dokumentach obozowych. Kary te odbywały się w areszcie obozowym, który znajdował się w podziemiach bloku 11 w obozie Auschwitz I. Natomiast kara pobytu w celi do stania mogła być wykonywana czy to w czterech takich celach, które znajdowały się również w podziemiach bloku 11, czy to w celach znajdujących się w bloku numer 3 w sektorze BI.

Była też taka cela do stania w obozie w Monowicach, pomiędzy blokiem 9 a 10 był taki barak umywalni, z którego wydzielono część i tam znajdowała się cela aresztu oraz właśnie cela do stania. Kara pobytu w takiej celi do stania była przez więźniów odbierana jako szczególnie dotkliwa, ponieważ cela taka miała powierzchnię niecałego metra kwadratowego, 90 cm na 90.

Znajdował się też w niej bardzo mały otwór wentylacyjny, przez co w sytuacji, kiedy w takiej celi stłaczano czterech więźniów, bo taka była generalnie reguła, w związku z tym po pierwsze z braku miejsca nie mogli oni usiąść czy ledwie mogli się poruszać. I po drugie w tejże sytuacji wentylacja czy dopływ powietrza był minimalny, w związku z tym więźniowie ci zwolna dusili się po prostu przez noc pobytu w tejże celi. Rano musieli rzecz jasna udawać się do pracy i po południu po apelu wieczornym wracali na kolejną noc do takiej celi.

Także najczęściej ordynowaną karą był pobyt w tejże celi przez 10 dni, ale zdarzały się przypadki też, że więźniowie musieli w tychże celach przebywać dłużej. Najbardziej dotkliwa wedle regulaminu, przynajmniej kara, to kara chłosty. I tutaj procedura była już znacznie bardziej skomplikowana, bo po złożeniu meldunku karnego i po zaproponowaniu wymiaru kary wykonywanej przez Lagerführera dokumentacja z wnioskiem odpowiednim była kierowana do Berlina, gdzie powinien teoretycznie przynajmniej zatwierdzać ją inspektor w obozach koncentracyjnych Richard Glücks. W praktyce czynił to rzecz jasna nie on sam osobiście, ale jakiś tam oficer, który był do tego wyznaczony w jego zastępstwie.

Kara ta powinna być wykonywana w wymiarze od 5 do 25 uderzeń, z tym, że przewidziano całą procedurę, która miała spowodować, że ta kara nie była dla więźniów zbyt dotkliwa. To znaczy przede wszystkim przed wykonaniem tejże kary więzień taki musiał być przebadany przez lekarza, po czym, jak stwierdzano, delikwent powinien być położony na jakiejś ławce, nie można było go przypinać pasami, lecz powinien leżeć swobodnie, jak zakładał regulamin. Należało bić skórzanym pejczem i tylko i wyłącznie trafiając pośladki i w uda. Rozbieranie więźnia i pokazywanie pewnych części ciała, czyli pewnie chodziło o pośladki, było zabronione, aczkolwiek w 1942 roku Himmler wydał polecenie, ażeby jednak ta kara była wykonywana poprzez bicie w pośladki. Więzień w jej trakcie miał głośno liczyć zadawane ciosy, co można traktować albo jako swego rodzaju szykanę, albo być może w zamierzeniach oficera, który opracowywał ów regulamin, miał to służyć temu, żeby się upewnić, że więzień nie straci przytomności.

Przed wykonaniem tejże kary fizycznej lekarz SS powinien podpisać protokół, w którym stwierdza, że więzień jest zdrowy, że może taką karę przetrwać i ostatecznie poświadczyć, że z medycznego punktu widzenia nie ma nic przeciwko zastosowaniu kary cielesnej wobec takiego więźnia. Względnie była taka opcja, że lekarz mógł zaznaczyć, że ma wątpliwości co do zastosowania kary cielesnej, ponieważ, i teraz coś tam trzeba było napisać, z tym, że na wszystkich blankietach tychże dyspozycji karnych, które zachowały się i które posiadamy w naszym archiwum, to to zdanie było zawsze wykreślane. Zawsze lekarz SS potwierdzał, że więzień zdolny jest do wykonania takiej kary.

Po czym to wszystko było jeszcze zatwierdzane przez Lagerführera. Było też tam miejsce na nazwiska esesmanów, którzy mieliby wykonywać taką karę chłosty, z tym, że dość prędko zrezygnowano z bicia więźniów przez esesmanów i nakazywano czynić to więźniom. To byli więźniowie funkcyjni.

W Auschwitz było takich więźniów kilku, którzy, rzecz można, stale tę karę wykonywali. To byli głównie Polacy, kilku kapów niemieckich oraz kalefaktor aresztu bloku 11, Jakub Kozielczyk. W obozie Birkenau, tam tychże dyspozycji karnych zachowało się dość niewiele, natomiast wiemy z kolei, że w obozie w Monowicach zasady kary taką wykonywali więźniowie niemieccy funkcyjni i to różni.

Także nie było jakichś stale przypisanych więźniów do wykonywania tych kar. W podobozach bywało to bardzo różnie. Najczęściej byli to Niemcy, aczkolwiek np. pod obozie Blechhammer byli to Żydzi, właściwie jeden z Żydów, który najczęściej tę karę wykonywał. Także tak wyglądały kary regulaminowe, wyrokowanie o ich zastosowaniu leżało w gestii komendanta teorii. Natomiast w praktyce, jak wspomniałem, istniały jeszcze inne kary, które do owego katalogu kary regulaminowych nie należały.

Zanim przejdziemy do tych karni regulaminowych, to chciałabym wrócić do karnej kompanii. Jak wyglądał pobyt więźnia czy też więźniarki w takiej specjalnej kompanii?

Karna kompania tworzona była z więźniów, którzy albo zostali skazani formalnie wedle owego regulaminu na pobyt w niej. Również w początkowym okresie istnienia obozu od mniej więcej 1942 roku regułą było, że każdy więzień Żyd, który trafiał do obozu był natychmiast po rejestracji wysyłany do karnej kompanii. Tutaj, rzecz jasna, warunki pobytu oraz warunki pracy w takim komandzie były znacząco gorsze niż właściwie we wszelkich pozostałych komandach. Więźniowie ci przebywali w bloku jedenastym początkowo i tam znajdowali się pod nadzorem prawdopodobnie najbardziej brutalnych, najgorszych kapów znanych w dziejach obozu.

Taką ikoniczną postacią był tutaj Ernst Krankemann, który znany był z tego, iż więźniów bije niesłychanie brutalnie lub też ich zabija, tutaj bez jakiejkolwiek konsekwencji. Więźniowie ci byli wysyłani do prac najcięższych, przede wszystkim przy wydobywaniu żwiru.

Takich żwirowni było kilka w pobliżu obozu. Praca wyglądała w ten sposób, iż do wielkiego dołu żwirowego więźniowie, niektórzy z nich, którzy pchali taczki, musieli je pchać i transportować wydobyty żwir na powierzchnię gruntu obok tejże żwirowni, a niektórzy też oczywiście łopatami ten żwir nasypywali. Także co do zasady w komandzie, przynajmniej w tym okresie, panowała zasada, iż więźniowie mają pracować w biegu.

„Im laufschritt” to się nazywało, czyli byli oni bezustannie przez funkcyjnych popędzani i bici. Rzecz jasna, w sytuacjach, kiedy taki więzień nie miał już siły wydajnie pracować, jeżeli na przykład, czy nawet przez nieuwagę podczas pchania taczek, taczki się przewróciły i ich zawartość wysypała się na ziemię, wtedy to podbiegało jakieś tam kilkadziesiąt lat. czy to kapo, czy vorarbeiter, bił takiego więzienia bez litości.

O warunkach panujących w owej karnej kompanii może świadczyć fakt, że wedle zachowanych dokumentów, ci Żydzi, którzy przebywali w karnej kompanii, no mniej więcej te akta zachowały się za lato 1941 roku, to średnia ich pobytu w karnej kompanii, przeżywalność ich, oscylowała około piętnastu dni. Po części również tyczyło to innych więźniów z karnej kompanii, to byli zazwyczaj Polacy, ale kierowani do niej za jakieś konkretne przewinienie. Natomiast Żydzi trafiali do niej wyłącznie dlatego, że byli Żydami. Również w 1940 roku do tejże kompanii kierowano z zasady księży katolickich, aczkolwiek po pewnych zmianach i jak należy sądzić, w pewnych interwencjach mających na celu uratowanie życia tychże księży zostali oni w większości przeniesieni do obozu w Dachau w grudniu 1940 roku.

Także praca w tejże kompanii była najcięższa, a również wykonywana w wolne, kiedy była taka potrzeba. W sytuacji na przykład, jeżeli z powodu bardzo silnych mrozów więźniowie nie wychodzili do pracy, to właśnie karna kompania była wysyłana na przykład do odśnieżania dróg. Wreszcie drugą taką ikoniczną pracą, którą wykonywali więźniowie z SK, z Strafkompanie, to ciągnięcie walca, którym ubijano nawierzchnię, szutrową nawierzchnię dróg obozowych. Stąd bardzo wielu więźniów zapamiętało właśnie takie sceny, kiedy to więźniowie z karnej kompanii byli bezustannie bici przy pchaniu lub ciągnięciu tego ogromnego walca, uwijał się wokół nich Krankemann, kijem tłukł ich bezlitości.

Śmiertelność rzeczywiście w karnej kompanii w początkowym okresie istnienia była bardzo wysoka. Aczkolwiek potem sytuacja, jak się wydaje, uległa zmianie, jeżeli spojrzymy na rejestr więźniów przebywających w karnej kompanii. Ten rejestr zachował się po części przynajmniej od mniej więcej maja 1942 roku.

Tam ponad dwa tysiące więźniów odnotowanych w tejże książce o karnej kompanii generalnie w większości ją przeżyło. To znaczy śmiertelność była w niej jakaś owszem, tam można znaleźć na marginesach notatek w tejże księdze, krzyże świadczące o śmierci danych więźniów, ale znacząca większość więźniów jednak tą karną kompanię przeżywała i mogła później trafić do innych komand, tudzież być wysłanych do innego obozu.

Poza karami przewidzianymi regulaminem obozu, o których pan przed chwilą powiedział, był też cały katalog kar nieregulaminowych. I o nich wiemy już z relacji ocalałych. Kary nieregulaminowe były karami doraźnymi, wykonywanymi głównie przez więźniów funkcyjnych, pozytywnie przyjmowanymi przez załogę SS. Czy można powiedzieć, że w przypadku kar nieregulaminowych można było zostać ukaranym właściwie za każde dowolne przewinienie, na przykład za zbyt późne zameldowanie się, czy powolne tempo pracy?

Tak, tutaj nie istniały w tej mierze żadne ograniczenia. Wynikało to stąd, że kary aplikowane czy przez funkcyjnych, czy też przez esesmanów stopniowo zaostrzane nie spotykały się z żadną reakcją ze strony oficerów nadzorujących obóz, co prowadziło do rzecz jasna do samowoli i do całkowitej bezkarności właściwie tych funkcyjnych czy esesmanów, którzy więźniów bili i zabijali. Co z pewnością było aprobowane przez komendanturę Auschwitz i przez komendanta obozu z tego właśnie względu, że tutaj właściwie praktycznych jakichś interwencji z ich strony zupełnie brak. Co prawda komendant obozu twierdził, że starał się, czy Hoess swoich powojennych zeznania, że starał się ograniczać bardziej drastyczne przypadki karania więźniów, czy też ich po prostu zabijania i że rzekomo niektórzy esesmani zostali z tego powodu ukarani, aczkolwiek znów w dokumentacji zachowanej czy to obozu Auschwitz, czy też w dokumentach, które znajdują się w archiwach niemieckich, nie ma tam wzmianki o tym, ażeby jakiś esesman z Auschwitz został ukarany za szczególne bestialstwo wobec więźniów.

Jedynie można znaleźć tych dokumentów utyskiwania, że oto pracownicy cywilni, czy to majstrowie z firm, które zatrudniane były przez SS na terenie obozu przy realizowaniu co bardziej skomplikowanych budów, ale również też personel cywilny nadzorczy w podobozach w sytuacji, kiedy więźniowie pracowali w fabrykach, w kopalniach, wtedy to niekiedy ci nadzorcy cywilni uzurpowali sobie prawo również do karania więźniów i to się spotykało z jakąś tam reakcją. W sytuacji na przykład, kiedy pewien majster cywilny pobił więźnia i stłukł mu okulary, to spowodowało niemożność wykorzystania tego więźnia do dalszej pracy, w związku z tym taki to meldunek został złożony na okoliczność tego zdarzenia. Miały też miejsce przypadki odmienne, kiedy to majster czy jakiś inżynier niemiecki zauważył jakieś nieregulaminowe zachowanie ze strony więźnia, to on z kolei domagał się od esesmanów, ażeby ci wdrożyli procedurę stosowną i żeby taki więzień został ukarany. Co niekiedy można zrozumieć w sytuacji na przykład, kiedy to więźniowie palili papierosy w miejscu, które mogło starzeć jakieś zagrożenie, czy to powiedzmy w kopalni, czy na terenie budowy fabryki chemicznej, gdzie znajdowały się jakieś łatwopalne substancje i gazy.

Ale też bardzo często owi przedstawiciele nadzoru cywilnego wnioskowali o ukaranie więźniów w sytuacji, kiedy to ich postępki nie stwarzały jakiegoś zagrożenia z jednej strony, a z drugiej strony owi cywile, widząc codziennie co dzieje się na placu budowy czy w miejscu pracy, zdawali sobie sprawę, czym takie doniesienie na danego więźnia może się do niego skończyć. To były bardzo często właśnie takie zachowania dotyczące jakichś drobnych kradzieży. W fabryce w Monowicach dość często dochodziło do kradzieży oleju maszynowego, a tenże olej był stosowany w obozie do smarowania butów więźniarskich po to, żeby miały one odpowiedni wygląd, co starali się wymóc na więźniach kapowie, czy blokowi w sytuacji, kiedy wiedzieli, że taki więzień ma dostęp do miejsca, w których przechowywany jest taki olej, no więc nakazywali mu niejako, żeby ten olej ukradł.

Było to znowu działanie na szkodę firmy, aczkolwiek te postępki, te kradzieże nie miały jakiegoś większego znaczenia tak naprawdę dla funkcjonowania danej fabryki i taki inżynier czy majster mógł przymknąć oko, ale tego najczęściej nie czynił. Owa bezkarność powodowała stopniowe zaostrzenie rygorów. Zresztą część czy to esesmanów, którzy znajdowali się w Auschwitz, czy to funkcyjnych, nie przyjechali tutaj wprost do środków szkoleniowych czy z więzień.

To byli ludzie, którzy albo stanowili wcześniej załogi innych obozów koncentracyjnych, albo owi funkcyjni, zwłaszcza kapowie niemieccy, trafili do Auschwitz z innych obozów koncentracyjnych. Także tu w Auschwitz po prostu stosowali te same praktyki, jakich nauczono ich w innych obozach Niemczech. Trudno tutaj powiedzieć, czy ich zachowania były szczególnie bardziej brutalne od zachowań kapów w Dachau na przykład.

Takie wrażenie można odnieść, aczkolwiek tutaj żadnego formalnego potwierdzenia takiej obserwacji w dokumentacji niemieckiej nie można znaleźć. Niemniej, generalnie rzecz biorąc, owe kary nie znajdowały śladów w zachowanych aktach niemieckich. W aktach zgonu na przykład rzadko można znaleźć wpisy mówiące o tym, że śmierć więźnia nastąpiła w rezultacie pobicia.

Natomiast owszem, można znaleźć tam przyczyny zgonu w postaci na przykład złamania podstawy czaszki, tudzież takich innych obrażeń, np. łamania kości kończyn górnych lub dolnych, które najprawdopodobniej były skutkiem właśnie pobicia, aczkolwiek prosto nie zostało tam odnotowane. Poza tym oczywiście bardzo wiele przypadków pobicia więźniów skutkowało ich śmiercią, ale nie bezpośrednio.

W sytuacji, kiedy więzień taki został ciężko pobity, ale nie zamordowany w miejscu pracy, w związku z tym był on pod koniec dnia roboczego odnoszony do obozu i tam potem gdzieś umierał, albo w bloku, albo w szpitalu. Zresztą drobne nawet uszkodzenia ciała skutkowały tworzeniem się tak zwanych flegmon, w sytuacji kiedy więźniowie byli niedożywieni, kiedy panowała awitaminoza, więc takie nawet dosyć drobne rany powodowały obrzęki i infekcje bakteryjne, co znów często prowadziło do śmierci. Także należy dać wiarę wszystkim tym relacjom więźniów, którzy twierdzą, że zwłaszcza w tych najgorszych komandach tutaj praktyką stałą było bezustanne bicie, tłuczenie więźniów i ich popędzanie, zwłaszcza przez funkcyjnych, bo bicie więźnia, człowieka po prostu jest rzeczą dość na dłuższą metę męczącą, prawda?

W związku z tym esesmani najczęściej cedowali obowiązek właśnie na kapów, czyli w sytuacji, kiedy zauważyli, że jakiś więźniom pracuje mało wydajnie, no to wołali skinieniem ręki, tutaj wskazywali kapo na tego więźnia, którego należało za coś takiego ukarać. I to były kary, które spotykały więźniów, którzy pracowali zbyt wolno czy opieszale, jak można było przeczytać czy we wspomnieniach więźniów, czy też również w nowych meldunkach karnych. Tam mowa jest bardzo często, że taki to, a taki więzień nie chciał pracować, że pomimo wielokrotnych napomnień ze strony kapo, to w dalszym ciągu pracował wolno lub też bumelował cały dzień. Więc wolne tempo pracy było głównym powodem stosowania tego rodzaju cielesnych kar przez zarówno funkcyjnych, jak i esesmanów, za co nie spotykała ich ze strony kierownictwa obozu żadna reprymenda.

Do przyczyn ukarania więźniów, chciałabym jeszcze wrócić za chwilę, ale chciałam zapytać o to, czy były jeszcze jakieś inne rodzaje kar w przypadku, kiedy mówimy o karach nieregulaminowych, poza biciem?

No tutaj tych kar jest sporo i poza zwykłym biciem i tłuczeniem kijem po prostu czy jakimś bykowcem, to zależało wiele od inwencji czy to esesmanów, czy więźniów funkcyjnych. Istniała tutaj i była dość często stosowana w obozie kara tzw. słupka, polegająca na tym, iż dłonie więźnia krępowano na plecach, przywiązywano do jakiejś liny, sznura, tudzież jakiegoś łańcucha, po czym wieszano więźnia na słupie z takim hakiem, który był na przykład umieszczany na podwórzu bloku 11, czy też znacznie częściej, bo to było prostsze, taką linę przerzucano przez elementy konstrukcji dachu na strychach bloków i podciągano wówczas więźnia w ten sposób, ażeby wisiał on, to znaczy mając ręce wysoko uniesione w tyle, niemalże za głową, zwisał on, nie dotykając stopami podłogi, co powodowało rzecz jasna ogromny ból i prowadziło niekiedy do zerwania stawów.

Kara ta była formalnie wymieniona w rejestrze kar pierwszego regulaminu obozu w Dachau. Nie jest ona z kolei wyszczególniona jako kara regulaminowa w Auschwitz w dyspozycjach karnych, ale należy sądzić, że po prostu ci esesmani, którzy wcześniej w Niemczech zaznajomili się z tego rodzaju karaniem więźniów, stosowali ją również w Auschwitz, nie oglądając się na to, czy ona formalnie była karą przewidzianą przez regulamin obozu, czy też nie. To jedna z takich kar.

Inną była powszechnie stosowana kara chłosty, to znaczy to było bicie więźnia, które wyglądało, jakoby kara ta była zaordynowana w sposób formalny po przejściu owej drogi służbowej, aczkolwiek w praktyce po prostu wyglądało to w ten sposób, że takiego więźnia kapo czy jakiś esesman nakazywał położenie mu się na jakiejś tam skrzynce czy na jakimś zydlu i po prostu tłukł go kijem zazwyczaj w pośladki czy też w plecy. Do innych kar należało, można znaleźć przykłady owej inwencji esesmanów, w rodzajach kar stosowanych podczas przesłuchań przez funkcjonariuszy obozowego wydziału politycznego. To polegać miało na karach zupełnie jakichś, czy torturach właściwie stosowanych podczas przesłuchań właśnie polegających na tym, jak na przykład bijanie więźniowi jakichś tam igły czy drzazgi pod paznokcie.

Znana była w Auschwitz dość często stosowana kara tzw. huśtawki, kiedy to skuwano dłonie więźnia kajdankami, nakazywano mu usiąść na podłodze i objąć dłońmi podciągnięte kolana i w przestrzeń powstałą pomiędzy dłońmi a kolanami wpychano drąg. Potem takiego więźnia unoszono w ten sposób, że on zwisał głową w dół i końce tego kija umieszczano na jakichś zydlach, po czym bito go w pośladki. Co było o tyle praktyczne z punktu widzenia esesmanów, że właśnie w takiej pozycji więzień znajdował się pośladkami uniesionymi do góry i esesmani bijąc go, wprawiali go w taki ruch wahadłowy. Stąd nazwa owej huśtawki.

Rzekomo dochodziło do sytuacji, w której bardziej wprawny esesman bijąc takiego więźnia mógł doprowadzić do tego, że wykonywał on po uderzeniu pełen obrót. Także takich kar było dość sporo, aczkolwiek wszystkie one oscylowały wokół po prostu bicia, tłuczenia i mordowania również więźniów w bardzo różny sposób. Kiedy na przykład więzień, czy to trafiony kijem, czy powalony na ziemię uderzeniem pięścią, był później kopany.

Tłuczony był też w sytuacji, kiedy leżał na ziemi nieprzytomny. Zdarzało się, że kapo kładł na jego szyi kij lub stylisko od łopaty i stawał stopami po przeciwnych krańcach owego kija, co powodowało zmiażdżenie krtani i śmierć takiego więźnia. Także tutaj sposobów takich było wiele. Więźniowie wspominają na przykład o tym, że nakazywano więźniom, którzy z jakichś tam względów wzbudzili irytację ze strony kapów, ażeby weszli w jakieś bagnisko i tam stopniowo oni zapadali się w nim i tonęli. Zależało to od wielu czynników i właściwe od widzimisię kapo. A w sytuacji, kiedy taki więzień zginął i jego zwłoki zanoszono do obozu, tam określano później w aktach zgonu jego śmierć najróżniej, wymyślając jakiekolwiek właściwie choroby, które miały prowadzić do jego zgonu.

Czy zdarzały się kary, których generalnie ich zamiarem była śmierć więźniów?

Rzecz jasna tak. To były kary, które można nazwać egzekucjami. Wykonywane były one na kilka różnych sposobów. Najczęstszym takim sposobem wykonywania kary śmierci w obozie była kara przez rozstrzelanie. I tutaj dotyczyła ona osób, które w praktyce biurokratycznej obozu nie były formalnie więźniami. To znaczy byli to ludzie, którzy najczęściej Polacy, których przewożono tutaj do obozu z zewnątrz, li tylko w celu wykonania kary śmierci. Byli oni rozstrzeliwani przez czy to pluton egzekucyjny w dołach żwirowych w pobliżu obozu. Względnie później właściwie do 1942 roku pod Ścianą Śmierci, ekranem jak to więźniowie nazywali, czy czarną ścianą na dziedzińcu bloku 11, pomiędzy blokiem 11 a 10. Tam karę śmierci wykonywał zazwyczaj już wyznaczony tego esesman.

To był najczęściej Rapportführer Gerhard Palitzsch, który miał do dyspozycji taki małokalibrowy karabinek. I egzekucja ta była wykonywana w ten sposób, iż więźniowie nago po rozebraniu się jeszcze w umywalni bloku 11 byli wyprowadzani dwójkami na dziedziniec bloku, ustawiani pod ową ścianą, a esesman strzelał im wprost w tył głowy. Także te egzekucje pociągnęły za sobą prawdopodobnie najwięcej ofiar i to byli ludzie przywożeni do obozu z zewnątrz oraz też więźniowie obozu. I teraz więzień obozu mógł być skazany na karę śmierci w różny sposób i z różnych powodów.

Taką kategorią pośrednią, rzec można, właściwie ludźmi, którzy z formalnego punktu widzenia więźniami obozu nie byli, to były osoby osadzone na parterze bloku 11. Byli oni sprowadzani do Auschwitz najczęściej z rejonu działania sądu doraźnego SS Katowic, przebywający np. w zastępczym więzieniu policyjnym w Mysłowicach i od czasu do czasu dowożeni do Auschwitz.

Przebywali oni w obozie i otrzymywali numery wedle takiej serii numerowej, która obowiązywała nieformalnie, to znaczy oni nie byli ani tatuowani, nie otrzymywali pasiaków obozowych, nie mieli naszywanych tychże numerów na kurty pasiaków, ale otrzymywali takie karteczki z numerami. Właściwie ich pobyt w bloku 11 miał jedynie na celu zgromadzenie ich do czasu, kiedy to ów Sąd Doraźny, sędziowie SS, Gestapo z Katowic przybędą i odbędzie się rozprawa. Te rozprawy miały formę niezwykle uproszczoną i trwały właściwie kilka minut.

Ograniczało się przesłuchanie do zadania podsądnemu kilku pytań i w ogromnej większości przypadków decyzją owego Sądu Doraźnego więźniowie ci mieli zostać rozstrzelani i dość bezzwłocznie te wyroki były wykonywane. Natomiast już kary śmierci wykonywane wobec więźniów będących rzeczywistymi więźniami Auschwitz, to znaczy takimi, którzy posiadali numery i przebywali w obozie przez określony czas, były również wykonywane na mocy postanowień sądów niemieckich z dystryktów Generalnego Gubernatorstwa, generalnie z obszarów, wobec których te sądy były właściwe. I zdarzało się, że więzień, który dotarł na przykład do Auschwitz na wiosnę danego roku, kiedy przebywał dość długo w obozie, będąc formalnie więźniem, posiadając pasiak, trójkąt i numer obozowy, po wielu miesiącach nawet mógł zostać nagle wyzwany przez Wydział Polityczny, odprowadzony na dziedziniec bloku 11 i tam rozstrzelany. To zresztą bardzo często działo się w takich grupach więźniów, kiedy to wzywano więźniów z danego transportu, który przybył tam kilka miesięcy wcześniej.

Więc należy sądzić, że był to wynik zakończenia przez sądy w danym regionie Polski pewnych procedur i wydania formalnych wyroków śmierci. I wtedy to tak grupowo niemalże takich więźniów odprowadzano na blok 11 i tam ich zabijano. Natomiast kwestią kontrowersyjną tutaj były wyroki, czy pseudowyroki wydawane przez szefa Wydziału Politycznego Maximiliana Grabnera.

Wyroki śmierci, które wynikały chyba po prostu z braku chęci podporządkowania się jakimś wymogom regulaminu i braku chęci zajmowania się pracą biurokratyczną. Dotyczyły te egzekucje osób, które były w zasięgu zainteresowania Wydziału Politycznego, ponieważ np. albo brały udział w ucieczce, więźniowie tacy zostali schwytani i później odprowadzani do obozu, albo Wydział Polityczny uznał, że dany więzień osadzony od bloku 11, w podziemiach tego bloku, był zaznajomiony z zamiarem ucieczki ze strony współwięźnia, ale nie doniósł o tym SS, czy też wręcz pomagał w takiej ucieczce. Wreszcie tutaj chodziło również o osoby, które były związane z ruchem oporu.

Aby uniknąć biurokratycznej mitręgi, jak należy sądzić, Maximilian Grabner od czasu do czasu przeprowadzał wizytacje w podziemiach bloku 11 i wybierał więźniów wyznaczonych na rozstrzelanie. Nazywano to w żargonie obozowym tzw. odkurzaniem bunkra. Wtedy takich więźniów po prostu wyprowadzano przez Ścianę Śmierci i rozstrzeliwano bez dochowywania jakichkolwiek procedur.

Czy o tym wiedział komendant Hoess? Prawdopodobnie tak. Trudno mi sobie wyobrazić sytuację, w której takie często dość liczne egzekucje miałyby miejsce, a komendant obozu by o tym nie wiedział. Być może było to właśnie powodem, dla którego Hoess został w listopadzie 1943 roku usunięty z Auschwitz. Poprzez awans. Został przeniesiony do Berlina, ponieważ w tymże czasie do Auschwitz przybyła specjalna komisja SS pod kierownictwem sędziego śledczego Konrada Morgena. Miała ona przede wszystkim skupić się na przykładach korupcji. Morgen był młodym i bardzo ambitnym prokuratorem i w kilku przypadkach wcześniej udało mu się w innych obozach koncentracyjnych postawić przed sądem wysokiej rangi oficerów SS.

I tutaj prawdopodobnie jednak ktoś postanowił Hoessowi oszczędzić tego losu i po prostu przeniósł go w inne miejsce do Berlina po to, ażeby uniemożliwić przeprowadzenie wobec niego takiego śledztwa. Natomiast osobą, która znajdowała się w zasięgu Morgena, był właśnie Maximilian Grabner. I tutaj formalnie przedstawiono mu zarzut na pewne uchybienie proceduralne i skazywania na śmierć więźniów w sposób nieautoryzowany, jak to określono.

Grabner rzeczywiście został z Auschwitz usunięty, został aresztowany i spędził wiele miesięcy w więzieniu. Aczkolwiek ostatecznie do jego procesu nie doszło, bo miał też swoich protegowanych. Tutaj esesmani prawdopodobnie nie bardzo mogli w ogóle zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi, bo w sytuacji kiedy byle kapo mógł zatłuc w więźnia na miejscu pracy i nie spotykały go z tego powodu żadne konsekwencje, no to dlaczego tutaj nagle przyjeżdża jakiś prokurator i czyni nam zarzuty, że my tutaj dokonywaliśmy jakiejś egzekucji w sposób pozaprawny. Tutaj te egzekucje miały miejsce, bo wiemy o nich na podstawie, czy to wpisów do książki bunkra. Tam przy nazwiskach takich osób, takich więźniów, którzy zostali skazani na śmierć i w ogromnej większości rozstrzelani, umieszczano takie czerwone krzyże.

No i również patrząc na wpisy do aktów zgonów można zorientować się ile takich egzekucji i w jakich dniach, w jakich godzinach czy porach dniach niemalże się w Auschwitz odbyło, bo w 1941 roku wpisywano do aktów zgonów wprost informację o tym, iż przyczyną zgonu danego więźnia jest egzekucja przez rozstrzelanie albo egzekucja z powodu stawiania oporu władzy państwowej. To były takie dwie formułki, które początkowo jeszcze w 1941 roku przy tego rodzaju egzekucjach stosowano. Potem ktoś prawdopodobnie wpadł na pomysł, że te sformułowanie należy zastąpić innym, ponieważ akty zgonu były dokumentami, które, przynajmniej ich kopie, wysyłane były poza obóz koncentracyjny do np. dalszego wykorzystania przez urzędy stanu cywilnego w Niemczech, w celach spadkowych itd. To było poświadczenie po prostu o śmierci więźnia. I w takiej sytuacji, gdyby okazało się, że w wielu takich aktach zgonu, które wypływałyby poza obóz, znaleźć było można informację o tym, że wielu więźniów zostało rozstrzelanych, to mogło budzić jakieś zaniepokojenie ze strony ludności czy stosownych urzędników. Także zamiast wpisów o rozstrzelanie stosowano formułę Plötzlicher Herztod, czyli nagłe zatrzymanie krążenia. I tutaj generalnie rzecz biorąc wszystkie te egzekucje, choć zdarzały się też takie egzekucje, o których wiemy i jako przyczynę śmierci więźniów zamordowanych podczas egzekucji wpisywano też tam jakieś choroby, dość powszechnie spotykane.

Natomiast w ogromnej większości tych egzekucji wpis Plötzlicher Herztod świadczył o zamordowaniu więźniów, najczęściej właśnie poprzez rozstrzelanie. I tutaj mamy całe takie ciągi akt zgonu, kiedy to kilkudziesięciu więźniów czy stu kilkudziesięciu więźniów na przykład, w ich aktach zgonu znajdują się wpisy właśnie świadczące o nagłym zatrzymaniu krążenia w odstępach kilkuminutowych. Czyli jeżeli można odnaleźć w poszczególnych tomach aktów zgonów kolejne akty zgonu, gdzie wpisywano to sformułowanie jako przyczynę zgonu i czas zgonu o godzinie 15.00, 15.02, 15.04 i tak dalej, to świadczy to niewątpliwie o egzekucji. Generalnie najczęściej właśnie poprzez rozstrzelanie. Aczkolwiek w ten sam sposób również określano egzekucję poprzez powieszenie. Tutaj kara śmierci przez powieszenie była stosowana najczęściej wobec więźniów, którzy zostali oskarżeni o przygotowanie ucieczki, o udział w ucieczce. Zwłaszcza uciekinierzy schwytani po jakimś czasie po ucieczce z obozu, po serii tortur i przesłuchań, które miały na celu wyjaśnienie okoliczności takiej ucieczki, kto był za nią odpowiedzialny, czy byli inni więźniowie, którzy pomogli zbiegowi w organizowaniu ucieczki. Więc po pobycie w podziemiach bloku 11, tam zazwyczaj to jest adnotacja, iż ten dany więzień został zawrócony z ucieczki względnie przesłuchanie. Był on wieszany na placu apelowym dla postrachu. Po prostu chodziło o to, żeby więźniowie zobaczyli, co czeka tego, który podejmie próbę ucieczki.

Działo się to na apelu i nakazywano wtedy więźniom spoglądać wprost przed siebie, ażeby mogli oni zobaczyć szubienicę, sam akt powieszenia takiego więźnia. Egzekucje te odbywały się albo pojedynczo, to znaczy to byli więźniowie wieszani na takiej przenośnej szubienicy, która była do dyspozycji czy to w Auschwitz, czy Birkenau, czy w Monowicach, też w niektórych innych większych podobozach, albo też zdarzały się egzekucje zbiorowe. Taką najbardziej znaną egzekucją w Auschwitz była egzekucja 12 Polaków z komanda mierników.

Najliczniejszą egzekucją przez powieszenie było powieszenie 19 więźniów oskarżonych o próbę ucieczki z podobozu w Neu-Dachs w Jaworznie. Radzono sobie w bardzo różny sposób. W obozie w Monowicach istniały dwie takie przenośne szubienice.

W sytuacji, kiedy trzeba było… kiedyś taki problem powstał, kiedy trzeba było powiesić więźniów trzech. W związku z tym te dwie szubienice ustawiono obok siebie, na nich umieszczono dodatkowo poprzeczną belkę drewnianą i do niej przywiązano jeszcze sznur z pętlą i w ten sposób można było powiesić trzech więźniów w tym samym czasie. Wieszano też niekiedy osoby spoza obozu. Dotyczyło to również przypadków ucieczek, to znaczy jeżeli uciekiniera nie schwytano, to sprowadzano do obozu jego bliskich, jego rodzinę i również wieszano ich na placu apelowym w ten sam sposób. Ponadto stosowano też zabicie więźniów przez zaszpilowanie. A to tyczyło głównie więźniów, którzy znajdowały się w szpitalu obozowym.

Kiedy to przychodziła dyspozycja, iż takich więźniów należy stracić nawet dla oszczędności czasu i uniknięcia fatygi, po prostu zabijano takich więźniów zastrzykami fenolów prosto w serce. Również zdarzały się sytuacje, kiedy to grupy osób również przywiezionych z zewnątrz właśnie w celu wykonania na ich egzekucji, dołączano do grup Żydów, którzy byli przywożeni do Auschwitz i padli ofiarą selekcji na rampie kolejowej. Więc w sytuacji, kiedy takich kilkuset Żydów trafiało do komory gazowej, więc tam również do nich dołączano grupę więźniów, Polaków najczęściej, którzy razem z nimi w komorze gazowej ginęli. Także tych sposobów zabijania więźniów było wiele One były stosowane równocześnie w bardzo wielu sytuacjach i wielu również obozach.

Wyjątkowo tylko w Auschwitz I i to przez dość krótki czas stosowano karę przez zagłodzenie. To była kara, która dotykała najczęściej więźniów, którzy padli ofiarą wybiórek po ucieczkach z ich komand czy z ich bloków. Stosowano to jako represję, to znaczy na apelu, czy to komendant, czy jego zastępca, informował więźniów, że tutaj oto zostaną wybrani więźniowie z danego komanda właśnie, czy z danego bloku, z którego pochodzi uciekinier i że będą oni przebywać w podziemiach bloku 11 tak długo, aż ten uciekinier dobrowolnie nie wróci. Oczywiście takie zdarzenia nie miały nigdy miejsca. W związku z tym w praktyce ci wybrani więźniowie trafiali do bloku 11 i tam stopniowo umierali z głodu.

Powiedział Pan, że więzień lub więźniarka mógł zostać ukarany za udział w ucieczce, za pomoc w ucieczce, za podejrzenie o kontakty z ruchem oporu, czy też za unikanie pracy. Jakie jeszcze były inne przyczyny, dla których więzień czy więźniarka mógł zostać ukarany?

Były to przyczyny najróżniejsze i wiemy o nich zarówno z relacji byłych więźniów, ale też z owych meldunków karnych, które tyczyły nie tylko spraw poważniejszych, ale czasami też takich zupełnie błahych zdarzeń. I właściwie można się tutaj zastanawiać, po co w takich sytuacjach w ogóle wypełniano owe meldunki karne i wdrażano całą formalną procedurę. Ja tutaj nie mam jakiejś dobrej odpowiedzi. Mam wrażenie, że czyniono tak po prostu, ponieważ tego wymagał regulamin. I w sytuacji, kiedy pojawiłaby się jakaś inspekcja, kiedy zapytano by komendanta obozu, w jaki sposób tutaj utrzymywana jest w Auschwitz dyscyplina, no więc zawsze można było sięgnąć do szafy i wyciągnąć plik takich meldunków karnych i pokazać: proszę bardzo, tutaj mamy też takie meldunki karne, które świadczą o stosowaniu jak najbardziej przez nas wymaganych procedur. I w związku z tym mamy w tychże meldunkach, taki zbiór meldunków zachował się dość liczny, mamy tam opisane sytuacje, które świadczą o realiach pobytu w obozie i o przewinieniach, które w normalnej sytuacji, współcześnie istniejącej w jakichś tam systemach penitencjarnych na świecie, w ogóle nie skutkowałyby wdrożeniem jakichkolwiek procedur zmierzających do ukarania takiej osoby. Natomiast w Auschwitz tak. I tutaj znów widać zupełną dowolność w ferowaniu wyroków i kar, ponieważ za tego samego rodzaju przewinienia więzień mógł zostać ukarany zupełnie różnymi karami odbieranymi jako dość lekkie, ale również jako bardzo ciężkie. Tych przykładów jest całe mnóstwo. Są to dość zdumiewające czasami zdarzenia, kiedy to więzień na przykład został ukarany za to, iż próbował popełnić samobójstwo. Podciął sobie gardło jakimś tam nożem, czy jakimś zaostrzonym przedmiotem, ale uczynił to tak niezręcznie, że został zauważony, odratowany i w związku z tym oskarżono go właśnie o próbę popełnienia samobójstwa. Taki meldunek został złożony i wnioskowano o karę wykonania chłosty, aczkolwiek po pewnym czasie komendant obozu Auschwitz III, Heinrich Schwarz, pewnie rozumiejąc, że to jest sytuacja absurdalna zupełnie, więc doprowadził do tego, że jednak ta kara nie została mu ostatecznie wymierzona. Natomiast ogromna większość tego rodzaju zdarzeń dotyczą one drobnych przewinień w rodzaju jakichś tam na przykład kradzieży. Kradzieży mienia właśnie z miejsc pracy, przemytu przedmiotów pochodzących z tzw. Kanady. To był albo tytoń na przykład, albo jakieś przedmioty ze złota, jakieś pieniądze.

To były sytuacje, w których te przedmioty, te kosztowności zostały po prostu znalezione u więźniów, czy to w momencie przekraczania przez nich bramy obozu. Wchodzili do obozu, albo podczas rewizji gdzieś tam w blokach. Także jeżeli znaleziono u więźnia jakieś przedmioty ze złota, no to było wiadomo, że ponieważ nie mógł on go jakoś ukryć w momencie, kiedy dostawał się do obozu, bo więźniowie wtedy oczywiście podlegając rejestracji, byli również pozbawiani odzienia i byli przebierani w pasiaki, musieli nago przejść przez procedurę kąpieli w łaźni obozowej, więc nie mieli fizycznej możliwości, żeby na przykład złote obrączki zachować. Jeżeli więzień posiadał taką obrączkę, tudzież jakiś pierścionek, to znaczy, że mógł go ukraść. To znaczy, że to złoto powinno stanowić własność obozu. Innym takim często spotykanym przewinieniem była próba przemycenia listów poza zasięgiem cenzury. I tutaj najczęściej zdarzało się to na placu jakichś budów, czy w fabrykach, gdzie więźniowie mieli siłą rzeczy łatwiejszy kontakt z robotnikami cywilnymi. I wtedy to znajdowano takie listy u tychże więźniów przy próbie przekroczenia bramy podobozu czy obozu. Więźniowie, co ciekawe, w takich sytuacjach bardzo rzadko właściwie podawali personalia osób, tych cywilów, którzy pomogli im w przemyceniu takich listów.

Zdarzały się na różniejsze sytuacje. Na przykład okazało się, że robotnik cywilny proszony o wysłanie takiego listu do kogoś z bliskich więźnia uczynił to, ale okazało się, że adres tejże osoby już był nieaktualny, w związku z tym poczta zwróciła ten list powrotem. Więc tutaj był to ślad świadczący o tym, że taki list został wysłany z obozu, co spowodowało wdrożenie śledztwa i ustalenie, kto ostatecznie był autorem takiego listu.

Były też bardzo częste przypadki znalezienia u więźniów przedmiotów lub żywności przede wszystkim, która ta żywność z przyczyn oczywistych nie mogła pochodzić z formalnych przydziałów. Czyli na przykład, jeżeli więzień posiadał biały chleb, no to wiadomo było, że ten chleb musiał w jakiś sposób, jak to się mówiło w obozie, zorganizować. Biały chleb można było otrzymać najczęściej właśnie od cywilów, od robotników, którzy czy to pracowali na terenie obozu, czy też, z którymi więźniowie stykali się na terenie fabryki.

Co warte zauważenia, wyłącznie w takich sytuacjach więźniowie utrzymywali, że ten chleb robotnikom cywilnym ukradli. Raz tylko zdarzyło się, że jeden z więźniów powiedział, że istotnie większa ilość chleba, która została u niego znaleziona, pochodziła od jakiegoś cywila. Ten cywil spotkał się z nim w fabryce i powiedział, że ty masz oto chleb i rozdaj go wśród swoich kolegów, najmłodszych więźniów. Ale też podobnie jak w innych przypadkach, ten więzień stwierdził, że tego cywila zupełnie nie znał, nie wie, jak się nazywa, nie wie, gdzie go spotkać i jak go można rozpoznać. Co dobrze świadczy o więźniach, którzy starali się w ten sposób chronić swoich darczyńców. Wiele mamy przypadków zdarzeń, kiedy to więźniowie byli karani za zniszczenie mienia obozowego.

Takim mieniem obozowym były na przykład pasiaki. W sytuacji kiedy więzień na przykład zgubił czapkę, to mogło się to dla niego skończyć źle, bo musiał on czapkę zawsze posiadać. To znaczy, na apelu na przykład musiał on tą czapkę na komendę z głowy zdjąć i ją później nałożyć i to było zresztą zauważalne, dlatego, żeby tą czapkę odzyskać, to znaczy, jeżeli ona została albo gdzieś zagubiona, albo skradziona, no to wtedy bywali w obozie tacy fachowcy, którzy mając tam do dyspozycji jakieś pasiaki, byli w stanie uszyć taką czapkę. Jeśli okazało się, że taki więzień został złapany podczas szycia takiej czapki, posiadania takich czapek, no to wtedy oczywiście był on karany za zniszczenie, za uszkodzenie mienia obozowego, czyli właśnie tych tekstyliowych materiałów, owego pasiaka.

Inny przypadek więźnia, który z takich resztek jakichś tekstylnych sporządzał pantofle i sprzedawał je funkcyjnym. Też zostało potraktowane jako uszkodzenia mienia obozowego. Także takich przypadków było bardzo wiele. Były też zdarzenia, no niejako humorystyczne, chociaż pewnie dla owych więźniów niekoniecznie. W sytuacji, gdy na przykład więźniowie z komanda Neue Wascherei zostali skazani na jakąś tam karę za to, iż zostali zauważeni, że opowiadali sobie dowcipy, wygłupiali się i tańczyli ze sobą. To też było uznane jako jakoś tam dość poważne przewinienie.

Wśród tych dokumentów znaleźć można też historie budzące głębokie wzruszenie. I zwłaszcza kiedy to zdarzenia te nie były opisywane jedynie w formie jakichś krótkich notatek na blankietach meldunków karnych, ale gdy do owych meldunków załączano jeszcze protokoły z przesłuchań. Tutaj chodziło na przykład o historię pewnego więźnia, który znajdował się w podobozie Blechhammer. W Blechhammer więźniowie, ku zaskoczeniu esesmanów, którzy przejęli ten podobóz w 1944 roku, wcześniej był on obozem pracy należącej do tzw. organizacji Schmelt, otóż tam więźniowie mieli do dyspozycji jeszcze jakieś precjoza. Te, które przywieźli ze sobą z domu, z miejsc, w których ich deportowano. To były jakieś tam pamiątki, ale na przykład jakieś złote monety, które u wielu Żydów, Blechhammer to właściwie niemal wyłącznie, przebywali więźniowie żydowscy. Więc tam mieli oni niekiedy, nadal jeszcze w 1944 roku, jakieś złote monety, które zabrali ze sobą w podróż, najczęściej właśnie z Francji, z Belgii, z Holandii, bo tam trafiały te transporty do Blechhammer, właściwie poprzez stację kolejową w Koźlu. Tam przez pewien czas, za zgodą władz SS, kierownictwo owych obozów pracy organizacji Schmelt mogło wybierać Żydów zdolnych do pracy i kierować ich właśnie jeszcze nie do obozów koncentracyjnych, ale właśnie do owych obozów pracy. Tam w tym obozie w Blechhammer znajdował się Żyd, u którego znaleziono złoty pierścionek i w związku z tym przeprowadzono dochodzenie i spisano protokół. Ów Żyd został oskarżony o to, że posiada on złoto, które będzie chciał wymienić za chleb, a ten chleb będzie można otrzymać właśnie od robotników pracujących razem z więźniami na placu budowy fabryki chemicznej. Ów Żyd tłumaczył się w ten sposób, iż ten złoty pierścionek jest ostatnią pamiątką po jego żonie, którą widział się po raz ostatni właśnie na dworcu kolejowym w Koźlu i słuch o niej zaginął. My wiemy, że, i pewnie ci więźniowie w Blechhammer też już później się o tym dowiedzieli, że ich bliscy pojechali dalej w podróż do Auschwitz. Być może ta żona po prostu już wtedy od dawna nie żyła. Zatem ów więzień twierdził, że zachował ten pierścionek przez wszystkie te lata, znaczy przez dwa lata, i pomimo, że wielokrotnie zdarzało się, iż cierpiał głód, to jednak nigdy nie zdecydował się, żeby go zamienić na chleb, ponieważ był to jedyny przedmiot, który przypominał mu o jego żonie i błagał esesmanów, żeby mu go nie odbierano. Co oczywiście nie spotkało się z żadnym pozytywnym odzewem.

Te meldunki karne również świadczą o wielu niezwykłych sytuacjach, które wskazują też na warunki, w jakich więźniowie przebywali w obozie, na głód, który w tym obozie panował. Właśnie bardzo wiele owych przedmiotów wartościowych w jakiejś tam mierze, czy to były właśnie papierosy, czy to były przedmioty ze złota, czy to były jakieś fragmenty materii, tkanin, były przedmiotem handlu z robotnikami cywilnymi. W sytuacji kiedy więźniowie nie mieli już nic do zaoferowania, jeden z nich padł na pomysł, że tutaj kolega ma złoty ząb. No, to może wyrwiemy go i za to złoto kupimy sobie chleb. Ci dwaj więźniowie zrobili to w ten sposób, że jeden właśnie wyrwał drugiemu kamieniem uderzał i wybił mu ząb i z tym zębem został jakoś tam złapany, co potraktowano jako przewinienie, ponieważ ten ząb w sytuacji, kiedy więzień by umarł, no to zostałby z jego szczęki wyrwany i wtedy mógłby stać się własnością SS, a Żydzi ci właśnie usiłowali majątek SS o wartość tego zęba pomniejszyć. No jest to takie bardzo różne.

Podobne zdarzenia są zdarzenia, które tyczą na przykład oddalania się więźniów od komanda i poszukiwania żywności, o włamaniu się do jakiejś tam pakamery, w której przechowywano karmę dla świń. O tym, że więźniowie często oddalając się z miejsca pracy komand, nie bacząc na konsekwencje, udawali się w rejony jakichś tam kuchni i poszukiwali, grzebali gdzieś tam w starych obierkach, czy w starych kościach, żeby coś tam zjeść. To jest dokładnie dość opisane w owych meldunkach.

Często zdarza się też, że więźniowie krążyli, na przykład w obozie Monowic wokół brytyjskich jeńców wojennych. Brytyjscy jeńcy otrzymywali paczki żywnościowe Czerwonego Krzyża i często w sytuacji, kiedy paczek tych mieli wiele, więc rezygnowali ze zjadania zupy obozowej. Więc to była szansa, że taki Brytyjczyk mógł takiemu więźniowi tę swoją zupę ofiarować. To było też wtedy oczywiście zakazane. To zdarzało się w sytuacjach, gdy więzień informował swojego kapo, że no właśnie tutaj musi odejść gdzieś tam za potrzebą, za chwilę wróci. Kapo, jeżeli miał do dyspozycji wielu więźniów i pracowali oni na sporym obszarze, nie był w stanie wszystkich ich kontrolować. I kiedy taki więzień przez dłuższy czas nie wracał, on wychodził gdzieś tam w krzaki zazwyczaj po prostu, a więc wtedy kapo wysyłał swoich vorbarbeiterów na poszukiwanie. Jeżeli oni nie znaleźli więźnia, no to był problem. Zachodziła obawa, że taki więzień mógł podjąć próbę ucieczki. I w związku z tym należało po pierwsze ustalić, kim był więzień, którego brakuje. Więc kapo musiał zebrać wszystkich swoich więźniów, wstrzymać pracę, przeprowadzić taki apel i posiłkując się listą, którą miał przy sobie jakiś tam pisarz do takiego komanda albo sam kapo, musiał ustalić, którego więźnia brak. Kapowie zazwyczaj liczyli na to, że jednak sytuacja się sama rozwiąże, że ten więzień się jakoś znajdzie. Vorarbeiterzy jednak go gdzieś tam w końcu złapią, a jeżeli nie, no to pod koniec dnia, nie mając innego wyjścia, taki kapo informował kommandoführera, że tutaj brakuje mu jednego więźnia.

Kommandoführer też wolał, żeby z jego komanda nikt nie uciekł, więc też na własną rękę zaczynał poszukiwania. Dopiero przed końcem pracy ogłaszał alarm i informował swoich zwierzchników o tym, że więzień brakuje, że więzień zbiegł. Natomiast jeżeli udało się takiego więźnia złapać, jeżeli on wcale nie zamierzał uciekać z obozu, tylko po prostu wyruszył gdzieś na poszukiwanie żywności, to wtedy był karany za to, że po pierwsze samowolnie oddalił się od miejsca pracy komanda i po drugie za to, iż przyczynił się do uszczuplenia liczby godzin roboczych komanda. No bo wtedy, kiedy to kapo musiał tych więźniów gromadzić i przeliczać, oni po prostu nie mogli pracować. Więc to był powód, dla którego taki więzień był później karany i to zazwyczaj dość surowo.

Były również karane próby korespondencji czy wysyłanie informacji pomiędzy więźniami z różnych części obozu. Karano na przykład tych więźniarki, którzy przesyłali między sobą jakąś tam korespondencję. To byli albo członkowie rodzin, albo no to też takie miłości obozowe, kiedy tam przy jakiejś okazji młody mężczyzna, młoda kobieta gdzieś tam się mogli spotkać i dochodzili do wniosku, że się zakochali. W związku z tym wymieniali ze sobą liściki miłosne. To było niedozwolone, zabronione i to też spotykało się z karami.

Generalnie kontakty z innymi więźniami niż z danego komanda, a zwłaszcza więźniarkami w czasie pracy, były zakazane. Tutaj jest taka historia opisana więźnia, który pracował w komandzie Union w jakimś tam biurze. To była taka fabryka pomiędzy Auschwitz i Birkenau. I w pewnym momencie spostrzegł przez okno, że drogą obok przechodzi komando kobiet. I wśród tych kobiet znalazła się jego siostra. Więc on widząc ją, wybiegł z tego baraku i tam zrobił kilka kroków. Został zatrzymany przez esesmana. Został oskarżony o to, że usiłował zbiec z obozu, że usiłował uciec. Tutaj zrobiono z tego wielką aferę i przesłuchiwano tego więźnia. Ostatecznie zdecydowano się jednak na zmienienie kwalifikacji czynu i on tam nie został ukarany za próbę ucieczki, tylko na samo wolne oddalenie się od komanda itd. itd. Właściwie widać tutaj bardzo wiele takich przypadków karania za zupełnie jakieś takie błahe i rzekome przewinienia. A takim chyba najczęstszym przykładem podawanym to sytuacja, kiedy to oficer inspekcyjny, porucznik Miller, zauważył na przykład dwie więźniarki, które zrywały z drzew jabłka. Należy pamiętać, że na terenie Birkenau rosły, nawet do dzisiejszego dnia, gdzieś ta rosną jabłonie, które pozostały po gospodarstwach rolnych Polaków, zniszczonych, zburzonych przy okazji rozbudowy obozu koncentracyjnego. Więc jeżeli komando tam gdzieś przechodziło obok takich drzew i któraś z więźniarek zauważyła jabłka i chciała sobie takie jabłko zerwać, i zerwała je, no to została zauważona i przedstawiona do ukarania.