Głód i niewolnicza praca Auschwitz
Transkrypcja podcastu
Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST
Dwa niezwykle ważne czynniki wyniszczenia więźniów w obozie Auschwitz, to głód i niewolnicza praca. O tym aspekcie funkcjonowania obozu opowiada dr Jacek Lachendro z Centrum Badań Miejsca Pamięci Auschwitz.
W niemal wszystkich relacjach byłych więźniów obozu pojawia się wątek ogromnego głodu, który towarzyszył im właściwie nieustannie. Jak wyglądała kwestia wyżywienia więźniów obozu?
Więźniowie otrzymywali posiłki trzy razy dziennie. Rano otrzymywali (i to najlepiej użyć od razu w cudzysłowiu) „kawę” albo „herbatę”, dlatego, że te napoje nie mają nic wspólnego, z tymi napojami, z którymi one nam się kojarzą. Jeśli chodzi o tą tak zwaną „kawę”, był to po prostu płyn ugotowany na namiastce w zasadzie kawy zbożowej bez cukru. Jeśli chodzi o tą „herbatę” to często w relacjach pojawia się określenie ziółka, bowiem ona była gotowana na bazie właśnie jakiś ziół, gorzka. Wielu więźniów, więźniarek twierdziło, że na początku nawet nie mogło jej przełknąć, ale później oczywiście szybko do tego się w kolejnych dniach, tygodniach przyzwyczajali. Jeśli chodzi o smak były te napoje koszmarne, ale one były ciepłe, więc to był ten, ta korzyść, że przynajmniej jelita mogły się jakoś rozgrzać. W czasie przerwy w pracy, gdzieś w okolicach godzin południowych więźniom wydawano tak zwany „obiad”. Była to najczęściej zupa czy właściwie jakiś wywar przywożony w termosach dużej pojemności do miejsc pracy, chyba że, więźniowie pracowali na obozie, więc mogli spożywać na miejscu. Wczytując się w relacje, często pojawia się określenie jako tego podstawowego składnika służącego do przygotowania tego wywaru, tej tak zwanej „zupy” - brukiew. Do gotowania wykorzystywano również ziemniaki, kaszę i taki ekstrakt spożywczy „Avo”, była taka mączka kostna, mączka rybna, dodawana do przygotowania właśnie tych zup. Nie zachował się, jeśli chodzi o obóz macierzysty, czy o Birkenau taki oficjalny jadłospis. Natomiast taki zachował się dla podobozu Trzebinia i tam, wedle zawartych informacji, więźniowie mieli cztery razy w tygodniu otrzymywać zupy mięsne, czyli z jakąś wkładką mięsa, a trzy razy w tygodniu jarzynowe. Prawdopodobnie również w obozie macierzystym dodawano do zup, chociaż trudno to określić z jaką częstotliwością w ciągu tygodnia czy tłuszcze, czy jakieś kości, mięso, ale z relacji więźniów wynika, że śladów tych tłuszczów, czy śladów tego mięsa, trudno było doszukiwać się. Być może wynikało to również i z tego, ze sposobu przydzielania, rozdysponowania tych zup dla więźniów. Oni musieli ustawiać się w kolejce i więźniowie funkcyjni byli odpowiedzialni za rozdział, przydzielanie porcji tejże zupy. Więźniowie stali w kolejce z miską w ręku czy z jakimś naczyniem, a tenże funkcyjny trzymając chochlę czy jakiś garczek o pojemności mniej więcej litra nalewał do miski. Przeważnie nalewano z góry, tam, gdzie zupa była najrzadsza. To co było najbardziej wartościowe w tej zupie, czyli te warzywa czy mięso osiadało na dnie i znowu z relacji więźniów wynika, że to co było właśnie na dnie najczęściej konsumowali funkcyjni albo, jak tam znalazłem w jednej relacji informację, że po prostu jeden funkcyjny sprzedawał to pozostałym więźniom, czy to za jakąś rzecz, którą udało im się zorganizować w miejscu pracy, czy coś cenniejszego co mieli przy sobie. Wieczorem więźniowie otrzymywali tak zwaną „kolację”, najczęściej to był chleb, przy czym znowu z relacji wynika, że to był chleb gliniasty, suchy w środku, oczywiście to był chleb czarny. Teoretycznie na czterech więźniów przydzielano chleb ważący około kilograma, ale też często działo się tak, że więźniowie funkcyjni odpowiedzialni za rozdział tych bochenków, najpierw przekrawali bochenek na dwie części, odkrawali dla siebie jedną czy dwie kromki, resztę oddawali czterem więźniom, którzy musieli to pomiędzy siebie podzielić. Do tego dostawali jeszcze jakaś taką niewielką kostkę margaryny czy łyżkę marmolady, czy jakiś krążek sera. Ewentualnie jakąś, jak to mówiono w obozie kiełbasę końską, czy blutwurst, czyli znowu w zależności od regionu Polski albo kaszanka, albo kiszka i ci ciężej pracujący dostawali również przydziały kiełbasy, czy porcję większą marmolady czy sera dodatkowo. Na pierwszy rzut oka możemy pomyśleć, że no jeżeli więzień dostał 250 dag. chleba to nie jest to tak mało, ale musimy pamiętać, że on to dostawał na cały dzień. Teoretycznie część tego chleba miał pozostawić sobie na śniadanie, ale większość więźniów była tak głodna, że jadła ten chleb od razu już wieczorem. Niektórzy jedli dlatego, że obawiali się, że w ciągu nocy, ktoś inny cierpiący z powodu głodu po prostu im go ukradnie. Jednocześnie mówiąc o jedzeniu musimy pamiętać, że znaczna większość więźniów była zmuszona do bardzo ciężkiej pracy, co powodowało też i szybsze zużycie sił, szybsze zużycie kalorii, a te potrawy były właśnie nisko kaloryczne, o małej zawartości tłuszczu, białka, witamin, soli mineralnych. Stąd u więźniów no oczywiście nie było odpowiedniej ilości, u ogromnej części więźniów występował głód, poczucie chronicznego głodu i to dla ogromnej części z nich było wielkim problemem. Ci którzy nie mieli możliwości zdobycia jakiejś dodatkowej porcji żywności, czy nie dostawali paczek, bardzo szybko tracili na wadze, ich system trawienny coraz gorzej funkcjonował, ich system odporności był coraz słabszy więc zapadali na choroby. Takim jednym z największych problemów, jeśli chodzi właśnie trawienie był tak zwany „Durchfall”, czyli biegunka głodowa, która jeszcze bardziej przyśpieszała proces wyniszczenia organizmu i wielu z tych ludzi nazywanych w obozie właśnie „Muzułmanami” dość szybko kończyło życie.
Wspomniał Pan o pracy i paradoksalne jest to, że więźniowie mieszkali w fatalnych warunkach, byli stłoczeni, nie dostawali odpowiedniego wyżywienia, byli fatalnie ubrani, czyli odmówiono im spełnienia wszystkich elementarnych potrzeb ludzkich, a mimo to oczekiwano od nich, że będą bardzo ciężko pracować. Jakie były rodzaje pracy i jak wyglądał dzień pracy więźnia, bo pracować musiał każdy więzień.
Tak, pracować musiał każdy więzień, większość z nich pracowała, wykonywała bardzo ciężkie prace fizyczne, część tylko miała szczęście i otrzymywało przydział do tak zwanych dobrych komand, czyli tych, które pracowały w zamkniętych pomieszczeniach, czy nie musiały wykonywać jakiejś bardzo ciężkiej pracy. Dzień roboczy, dzień pracy więźnia zaczynał się w obozie już bardzo wcześnie. Wedle relacji więźniów o godzinie 4:30 była pobudka. Więźniowie w bardzo szybkim tempie musieli uporządkować swoje izby, załatwić potrzeby fizjologiczne, umyć się, spożyć to „śniadanie”, ale znowu chciałbym podkreślić, że w cudzysłowie. No w ogromnym pędzie, w ogromnym pośpiechu, ustawić się na placu apelowym tak aby odbył się apel, jeżeli stan liczbowo obozu zgadzał się padały komendy, aby formować kolumny robocze i więźniowie w odpowiedniej kolejności ustawiali się i piątkami wychodzili z obozu. W tym pierwszym okresie funkcjonowania obozu więźniowie wykonywali różnego rodzaju prace tu na terenie obozu macierzystego przy adaptacji tego terenu na właśnie potrzeby obozu. Później przy rozbudowie i budowie bloków, bezpośredniej bliskości obozu był tak zwany Bauhof, czyli plac materiałów budowlanych, więc tam więźniowie pracowali albo na otwartym powietrzu, albo w magazynach przy rozładunku różnego rodzaju materiałów przy ich transporcie do obozu czy na miejsca budów. W 1941 r. władze SS, władze cywilne przeprowadziły ogromne wysiedlenia ludności polskiej i żydowskiej z terenów wokół obozu i z wsi położonych na zachód, południowy zachód, północ od obozu macierzystego i wówczas więźniowie byli kierowani do tych wsi, już opustoszałych, czy pobliże obozu macierzystego i tam wyburzali budynki, segregowali materiał budowlany. Te rzeczy, które jeszcze nadawały się do powtórnego użytku były transportowane do obozu czy na Bauhof, czy jak na przykład drewno na tak zwany Holzhof, czyli plac drzewny i tam znowu więźniowie pracowali przy transporcie, składowaniu tych belek, desek, a to co nie nadawało się już do powtórnego użytku było po prostu cięte, rąbane i służyło za opał w blokach mieszkalnych. Z czasem ten zakres prac więźniów powiększał się, no tutaj znaczna część ich była kierowana do budowy obozu Birkenau, więc znowu prace ziemne, prace budowlane, prace transportowe. Od 1942, szczególnie już od 1943, a najwięcej w 1944 r. więźniów było kierowanych do podobozów, które były rozmieszczone - część z nich w pobliżu obozu macierzystego czy Birkenau. Były to podobozy rolne i hodowlane, gdzie więźniowie pracowali albo na roli przy uprawie roli albo przy hodowli zwierząt, albo przy hodowli ryb, ponieważ tutaj w okolicy są znaczne kompleksy stawów hodowlanych. Znaczna część więźniów była kierowana do podobozów zlokalizowanych przy fabrykach, przy hutach, czy przy kopalniach. Dla więźniów, którzy pracowali w kopalniach to często pojmowali tą pracę jako pracę karną, bowiem ogromna część z nich nie była przyzwyczajona do pracy w tak ciężkich warunkach. Tam praca w kopalniach uchodziła za najcięższą. Ale od tych którzy wykonywali tą ciężką pracę były również wspomniane przeze mnie wcześniej tak zwane dobre komanda, to były te komanda, które więźniowie pracowali, jak to mówiono w obozie pod dachem, czyli nie byli narażeni na jakiś wielki upał, czy z drugiej strony na wielkie mrozy. Za takie dobre komando uchodziła praca w kuchniach obozowych, magazynach, biurach, gdzie wypełniali oni różnego rodzaju obowiązki. Więźniowie wieczorem wracali do obozu i to też czas powrotu, czas końca pracy i powrotu do obozu zależał od pory roku. Jeżeli mówiłem wcześniej, że byli budzeni o godzinie 4.30 i zaczynali pracę o 6.00, to był ten okres mniej więcej od wiosny do wczesnej jesieni. Natomiast zimą wstawali godzinę później, zaczynali mniej więcej o godzinie 7.00, ale też i kończyli wcześniej. W lecie praca trwała do godziny 18.00, w zimie do godziny 16.00 – 17.00. W czasie pracy był czas na przerwę, kiedy mogli trochę odpocząć i spożyć obiad. Długość tej przerwy zależał też od pory roku, wynosił mniej więcej od godziny do dwóch godzin, kiedy więźniowie wracali, odbywał się apel. Znowu jeżeli stan liczbowy obozu się zgadzał mogli wrócić do bloków, wydawano im tą tak zwaną „kolację”, a po „kolacji” mieli nieco czasu wolnego na spotkania ze swoimi znajomymi. Dzień w obozie kończył się gongiem o godzinie 21.00, wtedy rozpoczęła się tak zwana Blocksperre, czyli więźniowie nie mogli wychodzić ze swoich bloków, no i trwała ona, tak jak mówiłam, do 4.30 – 5.30 następnego dnia.
Więźniowie musieli pracować od poniedziałku do soboty. Niedziele były wolne. Jak wyglądała organizacja dnia w niedzielę?
Na ogół więźniowie mieli wolne niedziele czy święta, jednak w niektórych zakładach przemysłowych musieli pracować również w niedzielę. Jedną z kar obozowych była praca w niedzielę pod nadzorem powiedzmy dziesięć niedziel pracy pod nadzorem. Ale jeżeli nie pracowali, to mieli więcej czasu dla siebie, że tak powiem. Czyli mogli spotykać się w gronie przyjaciół, jeśli było ciepło to w obozie macierzystym takim miejscem spotkań była tak zwana Birkenallee, czyli aleja brzóz. Faktycznie taka aleja, uliczka otoczona z dwóch stron brzozami, za ostatnim rzędem bloków od bloku pierwszego do bloku dziesiątego, jedenastego. Jeżeli pogoda nie sprzyjała, to spotykali się w izbach poszczególnych bloków czy w obozie Birkenau w barakach i mogli rozmawiać, mogli pisać listy do swoich rodzin. Często też musieli zadbać o wygląd zewnętrzny, czyli na przykład odbywało się wtedy golenie, jeśli chodzi o mężczyzn oczywiście, golenie twarzy, czy golenie włosów na głowie, one nie mogły być zbyt długie. Tutaj w obozie macierzystym, ale też i w Birkenau, w niedzielę w jednej i drugiej części obozu funkcjonowały orkiestry złożone z więźniów. Więźniowie ci często byli zmuszeni do gry, dawania koncertów dla załogi obozowej, ale po tych koncertach dla załogi zezwalano im na takie oficjalne koncerty również dla więźniów, więc mogli tym koncertom się przysłuchiwać, też władze obozowe zezwalały na nazwijmy to zawody sportowe, czyli na mecze piłki nożnej, czy walki bokserskie, więc i temu mogli się przyglądać.
Co miało największe znaczenie dla więźniów? Co zwiększało ich szansę przeżycia? W relacjach, które były spisane bądź nagrane po wojnie część więźniów opowiadała, że był to właściwy moment przybycia do obozu, że była to jakaś znajoma osoba, która już w tym obozie była i mogła ich wprowadzić w realia życia obozowego. Jeszcze inni mówili, że byli w tak zwanym dobrym komandzie. Uwarunkowań było mnóstwo, ale czy możemy je jakoś zebrać i wyróżnić? Co mogło pomóc więźniowi w przeżyciu?
Znaczy trudno tutaj podać modelową przyczynę czy zespół przyczyn. To faktycznie wiele zależało od konstrukcji psychicznej, fizycznej danej osoby, ale też i więźniowie zwracali uwagę na to - trzeba było mieć szczęście. Na pewno tutaj łatwiej jest wymienić różnego rodzaju czynniki, które umożliwiły przeżycie. Wielu zwracało uwagę na te pierwsze chwile w obozie, kiedy ci ludzie przybywali do obozu zupełnie oszołomieni tym co zastali przy wyjściu z wagonów, z tym niesłychanie brutalnym zachowaniem, postępowaniem ze strony esesmanów. Towarzyszyło im przerażenie, lęk, często już byli na skraju załamania psychicznego i wtedy czasami wystarczyło, że jakiś więzień już dłużej przebywający w obozie powiedział jakieś słowo pocieszenia, udzielił dobrej rady. To dodawało otuchy tym ludziom. Często pomocne było właśnie spotkanie w obozie kogoś znajomego, czy to z własnej wsi, czy dzielnicy, czy z okolicy, w której się mieszkało, czy ze szkoły do której dana osoba chodziła, czy z jednostki wojskowej, w której służyli. Niewątpliwie tutaj ważna była również konstrukcja psychiczna danej osoby, ale też i więźniowie zwracali uwagę na takie czynniki jak wiek. Posiadanie praktycznego zawodu, ale praktycznego w warunkach obozowych. Często bardzo trudno było dostosować do tych warunków, a w konsekwencji przeżyć intelektualistom, przedstawicielom inteligencji, tym którzy pracowali w biurach, wcześniej nie wykonywali ciężkiej pracy. Natomiast o wiele łatwiej było tym którzy mieli konkretny, jak to się mówi fach w ręku, czyli to byli np. rzemieślnicy, fachowcy w dziedzinie elektryczności, ślusarstwa, ciesielstwa i tak dalej, i tak dalej. Bardzo korzystną była znajomość języka niemieckiego, bowiem o wiele łatwiej temu który znał język niemiecki, rozumiał po niemiecku, było zorientować się w konkretnej sytuacji, gdy esesmani wydawali komendy czy jakieś polecenia w swoim własnym języku. Wielu więźniów było oszołomionych, bo kompletnie nie rozumiało co się do nich mówi, czym narażali się na bicie, czym narażali się na jakieś szykany, które w konsekwencji mogły doprowadzić do poważnych kontuzji, zranień czy nawet i śmierci. Wracając jeszcze do tych pracowników biurowych. Oni czasami mogli wykorzystać te swoje umiejętności przedwojenne w obozie, ale pod warunkiem, że umieli ładnie pisać, albo umieli pisać na maszynie, albo po prostu znali właśnie język niemiecki, wtedy tutaj byli zatrudniani w tych biurach, kancelariach obozowych. W wielu wypadkach to co mogło sprzyjać przeżyciu, to wiara i znowu w wielu właśnie, w wielu relacjach można znaleźć informacje, że wiara w Boga, modlitwa umacniała więźniów, ale też są i tacy, którzy mówią, że przyjechali do obozu wierzący, ale z drugiej strony widząc to wszystko, co się dzieje zadawali pytanie - gdzie jest Bóg? - i stwierdzili, że w obozie akurat wiarę stracili. Także to też jest jakiś uniwersalny czynnik. No i też tak jak mówiłem wcześniej z relacji więźniów wynika, że po prostu podkreślają, trzeba było mieć odrobinę szczęścia i znaleźć się w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu, albo akurat nie znaleźć się tam, gdzie coś złego się działo.