Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Fotografie rejestracyjne więźniów Auschwitz

Transkrypcja podcastu

Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST

Na tysiącach zachowanych zdjęć rejestracyjnych więźniów Auschwitz zobaczyć można twarze mężczyzn i kobiet osadzonych w obozie. O historii tych fotografii opowiada dr Wojciech Płosa, kierownik Archiwum Miejsca Pamięci.

Jednym z najważniejszych źródeł, dotyczących więźniów obozu Auschwitz, są czarno-białe fotografie rejestracyjne wykonywane w trzech charakterystycznych pozycjach. Jaka była przyczyna powstawania tych fotografii i czy były one wykonywane od początku istnienia obozu aż do końca jego funkcjonowania?

Fotografie personalne więźniów były wykonywane na polecenie Wydziału Politycznego, czyli obozowego Gestapo. Stanowiły one uzupełnienie informacji, które się znajdowały w aktach personalnych więźnia. Dlatego, że kiedy więzień był przywożony do obozu i rejestrowany pod numerem więźniarskim, wiązało się to oczywiście z tym, że musiał wszystkie swoje dane podać do specjalnego formularza, do takiej karty personalnej, w której były wszystkie jego dane. Oczywiście, oprócz nazwiska i imienia, miejsce urodzenia, data urodzenia, informacji o współmałżonku, nawet był opis wyglądu, krótki, bo krótki, ale był, łącznie z kolorem włosów, z kolorem oczu, informacjami oczywiście o wzroście, o ubytkach w uzębieniu itd., itd. Między innymi z informacją o tym, czy człowiek był żonaty, czy nie i jakimi językami władał. Więc jak widzimy, było to dość pełne dossier informacji, takich, które mogły być z jakiegoś powodu dla obozowego Gestapo przydatne. I rzeczywiście uzupełnieniem tych informacji była fotografia obozowa. I tutaj trzeba zwrócić uwagę na dosyć ważne rozróżnienie, otóż widać wyraźnie, że w tej obozowej rzeczywistości przede wszystkim sfotografowano więźniów nie-Żydów, więźniów i więźniarki nieżydowskie. Oni byli fotografowani. Oczywiście, to nie znaczy, że więźniów i więźniarki żydowskie w ogóle nie fotografowano, dlatego że zachowały się też takie fotografie, ale wygląda to w ten sposób, że jednak musiał być jakiś szczególny powód, dla którego te osoby były fotografowane. I np. nie fotografowano też na pewno sowieckich jeńców wojennych, nie fotografowano więźniów policyjnych, nie fotografowano, poza nielicznymi wyjątkami, więźniów wychowawczych. Dosłownie chyba jedna tylko jest fotografia więźnia wychowawczego i trzy fotografie więźniarek romskich.

A jakie były przyczyny, dla których tych grup więźniów nie fotografowano?

Na pewno wiązało się to z tym, że w ogóle w ewidencjonowaniu tych kategorii więźniarskich, przepraszam bardzo, że użyję tego określenia, ale, no, tutaj wchodzimy w ten zakres właśnie pojęciowy narzucony nam jakby siłą rzeczy przez rzeczywistość stworzoną w tym obozie koncentracyjnym. Widzimy wyraźnie, że w przypadku więźniów z tych grup w ogóle był inny sposób, nie tak rygorystyczny, tworzenia dokumentacji na ich temat np. w przypadku sowieckich jeńców wojennych bez wątpienia wiązało się to z faktem, że oni raczej mieli być bardzo szybko zlikwidowani. Bardzo szybko mieli już nie żyć. Więźniowie wychowawczy czy również więźniowie policyjni przebywali, mieli przebywać, w każdym razie, w obozie, dość krótko, bo oni byli skazani na pewien konkretny czas. Oni mieli karę terminową do spędzenia w obozie, więc to się najprawdopodobniej wiązało z tym, że nie ma większego sensu właśnie fotografowania w przypadku osoby, która zostanie zwolniona albo przeniesiona dość szybko do innego obozu bądź też do więzienia. Natomiast musimy pamiętać, że przez dość długi czas administracja w sensie takim ewidencjonowania więźniów w obozie romskim nie istniała. Dopiero w chwili, kiedy stwierdzono ogromną ilość zgonów i w związku z tym trudności w codziennym raportowaniu stanu ilościowego więźniów, dopiero wówczas polecono, zresztą polskim więźniom pod kierunkiem Tadeusza Joachimowskiego, żeby oni zajęli się usystematyzowaniem administracji w obozie romskim i oni tak naprawdę zaczęli prowadzić księgi ewidencyjne i inne dokumenty z tym związane. Oczywiście, też trzeba zwrócić uwagę na to, że tak naprawdę w naszych zbiorach jest około 39 tysięcy tych fotografii. Tylko tyle ocalało i naprawdę nie jesteśmy w stanie powiedzieć, ile zniszczono tych fotografii, a tym samym nie wiemy, ile ich tak naprawdę wykonano. Natomiast bez wątpienia wiązało się to z faktem wprowadzenia także i tego tatuażu numerów obozowych, czyli rzeczywiście nie od samego początku funkcjonowania KL Auschwitz, tylko dopiero od roku mniej więcej 1941, kiedy już tych więźniów było coraz więcej, w obozie ten zwyczaj fotografowania więźniów i uzupełniania fotografiami obozowej dokumentacji Wydziału Politycznego został wprowadzony.

Gdzie były wykonywane te zdjęcia i kto je wykonywał?

Pracę tego komanda, które się nazywało Erkennungsdienst, tak, czyli komando rozpoznawcze, prace tego komanda nadzorowali esesmani. Rzeczywiście Bernhard Walter był tam szefem z ramienia obozowego Gestapo. Natomiast zlecano tę pracę więźniom, którzy byli z zawodu, z wykształcenia fotografami. Była to grupa kilku, pięciu, sześciu osób, która pracowała pod nadzorem niemieckiego kapo Franza Maltza, zresztą z tym Franzem Maltzem wiąże się też taka dość legendarna, można powiedzieć, historia anegdotyczna trochę, ponieważ ci więźniowie, którzy go znali, którzy pracowali pod jego kierunkiem, między innymi właśnie pan Wilhelm Brasse czy pan Pysz, wspominają, że on pewnego razu, nawet w obecności podobno esesmanów, opowiedział, że miał sen, w którym widział, że sam Hitler znalazł się w obozie koncentracyjnym i podobno w związku z tym został natychmiast odwołany z tej funkcji, a potem stracony. Ale czy tak naprawdę się stało, trudno powiedzieć. Ale rzeczywiście była taka komórka. Mieli oni swoją wydzieloną pracownię. Nawet właśnie pan Brasse dość na ten temat szczegółowo w swoich powojennych relacjach mówi, opisując, jak wygląda taki proces fotografowania, że było przygotowane coś w rodzaju, powiedzielibyśmy, atelier, gdzie na tle takim neutralnym sadzano osobę fotografowaną, na takim specjalnym obrotowym taborecie, jak on to określa, i te fotografie tam były wykonywane. Generalnie z tych relacji pana Brasse wynika, że był to proces bardzo szybki i trzeba było tych zdjęć wykonać po kilkaset dziennie. Wydaje się, że rzeczywiście wszyscy ci członkowie tego komanda mieli pełne ręce roboty i dlatego należy uznać, że jednak o wiele, wiele więcej niż te 39 tysięcy zachowanych fotografii powstało, ale większość pewnie uległa zniszczeniu.

Dlaczego Niemcy nakazali zaprzestania fotografowania więźniów w obozie Auschwitz?

Na początku lipca 1943 roku pojawił się rozkaz do komendantów obozów koncentracyjnych, przesłany przez Heinricha Himmlera, z taką uwagą, że ze względu na wzmożony wysiłek wojenny Trzeciej Rzeszy należy w znacznym stopniu ograniczyć fotografowanie więźniów w obozach koncentracyjnych, ponieważ należy oszczędzać materiały fotograficzne i chemikalia. Ponieważ w naszych zbiorach są fotografie więźniarek i więźniów o wysokich numerach obozowych, należy przyjąć, że chyba nie do końca ten rozkaz był na terenie Auschwitz respektowany, bo wygląda na to, że przynajmniej do drugiej połowy 1944 roku jeszcze więźniarki i więźniów fotografowano. Więc wygląda na to, że mimo tego rozkazu być może na wyraźne tutaj polecenie władz obozowych uzupełniano dokumenty personalne także
i fotografiami więźniów.

Esesmani przygotowując się do opuszczenia obozu, usuwali dowody zbrodni, w tym wytworzone w obozie dokumenty. Ile zdjęć rejestracyjnych przetrwało i jakie były tego okoliczności?

Oczywiście nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jak wiele fotografii zostało zniszczonych, bo, tak jak powiedziałem, ocalało tylko 39 tysięcy fotografii i one ocalały w dość specyficznych okolicznościach, ponieważ miały już zostać zniszczone. Znajdowały się nawet te negatywy już w piecu kaflowym na terenie jednego z tutaj z budynku bloków na terenie Auschwitz I. Podobno już nawet ogień był podłożony pod nie. No, to ja się tutaj powołuję oczywiście na to, co opowiadał po wojnie pan Wilhelm Brasse, były więzień, który był z zawodu fotografem
i który większość tych fotografii, jak sam potem opowiadał, wykonał razem ze swoimi kolegami. Ale właśnie w momencie, kiedy już ten ogień był podłożony pod te negatywy, esesman, który nadzorował niszczenie tych fotografii, został odwołany, został wezwany
w jakieś inne miejsce i więźniowie pospiesznie ten ogień zgasili, a później właściwie już do tego niszczenia fotografii nie wrócono. I dopiero po wojnie, kiedy trwały prace remontowe, kiedy rozmontowano ten piec, bo trwały prace nad stworzeniem przestrzeni ekspozycyjnej dla przyszłego Muzeum, odnaleziono tam te 39 tysięcy negatywów. Niektóre z nich rzeczywiście po wywołaniu, jak się okazało, noszą takie ślady, takie plamy, które mogłyby sugerować, że to na skutek ognia, na skutek działania właśnie ognia powstały. Więc tutaj to opowiadanie, ta historia, którą przytoczył pan Wilhelm Brasse, wydaje się wielce prawdopodobna. To są fotografie niezwykle ważne, bardzo poruszające. Proszę pamiętać, że to są zdjęcia wykonywane w bardzo specyficznych warunkach, w sytuacji, kiedy więźniarki, więźniowie przeszli już cały ten proces rejestracji w obozie, czyli zderzyli się z tą brutalną rzeczywistością obozową, byli już poddani temu, co ich odczłowieczało. Zamiast nazwiska i imienia mieli numer. Zamiast ubioru, w którym zostali przywiezieni, mieli na sobie już pasiaki. Większość z nich była już ostrzyżona. Mieli za sobą, wielu z nich miało przecież za sobą, długotrwały pobyt w więzieniach, byli przesłuchiwani, czasami bardzo brutalnie, byli torturowani. To niejednokrotnie widać na twarzach, które noszą ślady pobicia. A dla mnie szczególnie poruszające są fotografie dzieci, bo są też tam i dzieci, szczególnie jeżeli odwołamy się tutaj do transportów właśnie ludności cywilnej z Zamojszczyzny, czyli do tego okresu późnej jesieni i zimy 1942 roku. Tam fotografowano wśród tych przywiezionych osób właśnie 13, 14, 15, 16-latków i 16-latki.