Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Dlaczego więźniowie Auschwitz się nie zbuntowali?

Transkrypcja podcastu

Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST

Jednym z ważnych pytań dotyczących obozu Auschwitz jest to, dlaczego więźniowie, mający liczebną przewagę nad esesmanami, nie rozpoczęli nigdy ogólnego buntu czy powstania. O pierwszym zderzeniu z obozową rzeczywistością, przystosowywaniu się do warunków egzystencji oraz o ewentualnych możliwościach buntu wśród więźniów rozmawiają dr Piotr Setkiewicz i dr Wanda Witek-Malicka z Centrum Badań Muzeum.

Częstą refleksją m.in. odwiedzających Miejsce Pamięci Auschwitz jest refleksja dotycząca ogromnej liczby więźniów, jaka przebywała na terenie obozu Auschwitz, i stosunkowo niewielkiej liczby załogi, która sprawowała nad nimi nadzór. Jak wyglądały te proporcje w okresie funkcjonowania obozu Auschwitz ?

W pierwszym okresie istnienia Auschwitz w obozie przebywało stosunkowo niewielu jeszcze więźniów. W 1940 roku liczba ta sięgała sześciu, siedmiu tysięcy. W roku późniejszym, owszem zaczęto do obozu przewozić kolejne transporty więźniów, jednakże w tym samym czasie wzrosła znacząco śmiertelność, w wyniku czego stan obozu utrzymywał się na stosunkowo niskim poziomie, dziesięciu, jedenastu tysięcy osób. Sytuacja ta uległa zmianie dopiero 1942 roku wraz z przewiezieniem do Auschwitz dużych transportów, zwłaszcza Żydów przebywających wówczas niemalże w całej okupowanej przez Niemcy Europy. W wyniku tego stan obozu wzrastał do sześćdziesięciu kilku tysięcy na początku 1944 roku, aż do ponad 100 tysięcy w 1944 roku w lecie. Z tym że należy pamiętać że nie wszyscy więźniowie przebywali jednocześnie w tym samym miejscu, bo znacząca część z nich znajdowała się w obozie macierzystym Auschwitz, który był oddalony od drugiej części obozu Birkenau o dwa kilometry i wreszcie bardzo wielu więźniów znajdowało się podobozach w podobozie w Monowitz,  w licznych obozach industrialnych na terenie Górnego Śląska oddalonych od obozu macierzystego już o wiele kilometrów. Także możliwa koordynacja takich działań mogłaby obejmować właściwie jedynie obozy Auschwitz I, Auschwitz II, ewentualnie obóz w Monowitz, co dawało ogółem około 50 tysięcy osób.

Wiemy, że wiosną 1944 roku władze niemieckie sporządziły taki raport co do możliwości ewentualnego powodzenia powstania więźniów lub próby jakieś gremialnej ucieczki. Wynikało to stąd, że wtedy to Auschwitz znalazł się w zasięgu amerykańskich bombowców startujących z baz we Włoszech i obawiano się, że podczas bombardowania kiedy to część ogrodzenia np. może ulec uszkodzeniu więźniowie mogą podjąć próbę samowyzwolenia lub masowej ucieczki. W związku z tym przygotowano plan odpowiedniej reakcji. Spodziewano się wówczas ,że esesmani staną naprzeciwko jedynie części więźniów, około 15 tysięcy więźniów w obozie macierzystym, mniej więcej tyle samo więźniów z Birkenau, około 20 tysięcy kobiet również znajdujących się w obozie w Birkenau. I zastanawiano się czy ewentualnie należy brać pod uwagę również więźniów z Monowitz, około 7 tysięcy. Niemniej należy też pamiętać o tym, że bardzo wielu więźniów było chorych, znajdowało się w szpitalach obozowych lub w takim stanie, że właściwie nie mogło być mowy ażeby oni podjęli jakąś walkę czy próbę ucieczki. Także w praktyce spodziewano się, że do takiej akcji będzie zdolnych około 20 tysięcy mężczyzn i z Auschwitz i Birkenau. Natomiast załoga esesmańska w tych dwóch obozach liczyła wówczas nieco ponad 2 tysiące osób i to o jest mniej więcej ten stosunek, który utrzymywał się przez cały okres funkcjonowania Auschwitz. Stosunek liczbowy esesmanów do więźniów. Mniej więcej 1 do 10, i w praktyce można mówić o takim stosunku sił.

Wobec tego nasuwa się pytanie dlaczego więźniowie, mając taką wyraźną przewagę liczebną, nie podjęli próby buntu, nie rzucili się na esesmanów, czy też nie podjęli masowej ucieczki z obozu?

Trzeba zauważyć, że pierwszą kwestią jest to, że samo pytanie dlaczego więźniowie się nie zbuntowali, ono zawiera w sobie jakiś taki komponent, takie przekonanie, że to była kwestia ich woli, ich decyzji. Tymczasem jeżeli spojrzymy na zagadnienie z punktu widzenia nauk społecznych, z punktu widzenia psychologii społecznej, to tutaj sama kwestia tego na ile więźniowie dysponowali wolą w obozie, na ile w ogóle byliby w stanie takie działanie podjąć już nie jest tak jednoznaczna. Trzeba pamiętać jak wygląda procedura przyjęcia do obozu. Procedura przyjęcia zakładała cały szereg różnych technik, socjotechnik, które miały służyć fizycznemu i psychicznemu zniewoleniu więźniów. I to zniewolenie ono było autentyczne.

W tym sensie, że więźniowie rzeczywiście w chwili wejścia do obozu byli przekonani o swojej całkowitej niemocy, całkowitej bezsilności. Kiedy wczytujemy się w relacje więźniów możemy tam z łatwością wskazać pewne takie stałe elementy tej procedury szczególnie kiedy mówimy o przyjęciu więźniów politycznych, bo trochę inaczej sytuacja wyglądała w przypadku przyjęć transportów żydów skazanych na masową zagładę. Natomiast w przypadku tych właśnie więźniów politycznych, szczególnie w pierwszych latach istnienia obozu, ta procedura ona była niezwykle brutalna. Przez cały czas towarzyszył jej taki celowo inscenizowany pośpiech. Więźniowie wspominają o tym, że byli poganiani, byli bici, byli cały czas pospieszani. Musieli trasę do obozu pokonać biegiem. Cały czas była nakręcona taka spirala presji czasowej, i to powodowało, że ci więźniowie nie mieli możliwości, żeby jakkolwiek zareagować, żeby spróbować wytyczyć jakiekolwiek ścieżki racjonalnej samoobrony przed tym co ich spotykało w obozie. To znaczy oni byli w stanie uchylać się przed ciosami, byli w stanie reagować na wydawane rozkazy, natomiast już nie byli w stanie zaobserwować okolicy otoczenia, nie byli w stanie przyjrzeć się temu co się wokół nich dzieje, ponieważ cały czas musieli te wszystkie polecenia w moment rozładunku odbywał się w dużym pośpiechu i przy ogromnej brutalności. Także tutaj mamy do czynienia z jednej strony z takim skrajnym przeciążeniem informacyjnym. Mnóstwo bodźców, które spadały na tych więźniów a z drugiej strony autentyczne, realne zagrożenie życia. Zagrożenie bycia pobitym, bycia zastrzelonym już w czasie, w momencie wejścia do obozu.

I kiedy czytamy wspomnienia byłych więźniów, kiedy wczytujemy się w ich relacje, to wielu z nich stwierdza, że tak rzeczywiście to pierwszą ich reakcja to był szok. To było niedowierzanie ale przede wszystkim strach i te ich reakcje na tę procedurę przyjęcia były takie bardzo instynktownie, czyli uchylenie się, próba uniknięcia tego autentycznego niebezpieczeństwa. W następnej chwili więźniowie wpadali w rzeczywistość obozu, która była dla nich zupełnie nieprzewidywalna i w której wszystkie znane z wolności związki przyczynowo skutkowe okazywały się nie działać. Wszelkie ich zachowania okazywały się nieadekwatne do sytuacji. W naukach społecznych taki stan nazywamy anomią normatywną, kiedy normy znane z codziennego życia zostają zawieszone, przestają jakkolwiek funkcjonować. W relacjach więźniów czytamy takie fragmenty, w których oni opisują właśnie tę swoją dezorientację, kiedy reagując w sposób taki jak zareagowali by na wolności, nagle okazuje się, że narażają się na duże niebezpieczeństwo. Więzień, który w czasie ustawiania pierwszego apelu zgłasza potrzebę wyjścia do toalety, tak jak uważasz należy postąpić, nagle okazuje się, że zostaje pobity przez kapo. Więc tutaj ta niemoc i ten brak wiedzy o tym jak należy się zachowywać ,co należy zrobić żeby tego bicia tej brutalności uniknąć powodował, że więźniowie rzeczywiście byli całkowicie sparaliżowani tym strachem, tym lękiem. Nie byli w stanie wytworzyć w początkowym okresie pobytu w obozie żadnych skutecznych scenariuszy działania. Bo w naszym codziennym życiu nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego w jak wielu sytuacjach społecznych praktycznie wszystkich działamy na takim funkcjonalnym auto pilocie. Pewne zachowania są automatyczne, pewne scenariusze są stałe i oczywiste. Więc więźniowie wchodząc do obozu próbowali zachowywać się w ten sam sposób. Tymczasem to powodowało bardzo często agresję, to powodowało że narażali swoje życie. Antoni Kępiński nazwał ten, mówiąc, opisując ten pierwszy moment wejścia do obozu, mówił o koszmarze. I to jest chyba dobra analogia. Tak jak w koszmarnym śnie dzieją się rzeczy niecodzienne, dzieją się rzeczy, które wydają się zupełnie irracjonalne i nierzeczywiste. Ale jednocześnie człowiek nie może na to nic poradzić, ,nie ma żadnej mocy sprawczej, żadnej możliwości działania czy przeciwstawienia się biegowi zdarzeń. I to w jakiś sposób oddaje tą atmosferę psychiczną, w jaką wpadali więźniowie w tych pierwszych momentach pobytu w obozie.

Badacze, którzy zajmowali się tematyką przystosowania więźniów, czy to na gruncie nauk społecznych, czy to na gruncie psychiatrii i psychologii w zasadzie są zgodni, że to przystosowanie do obozu, które było niezbędnym elementem wejścia w nową rzeczywistość można z grubsza podzielić na takie dwa etapy. I ten pierwszy etap charakteryzowały właśnie: zupełne poczucie całkowitej bezsilności, całkowitego braku jakiejkolwiek sprawczości. Również szok. Towarzyszyły temu etapowi reakcje paniczne, reakcje lękowe, które całkowicie paraliżowały zdolność więźnia do podejmowania jakiejkolwiek inicjatywy. Stawiały go w sytuacji, w której jedyne co był w stanie robić, to reagować w najprostszy sposób, taki instynktowny sposób na pojawiające się bodźce. Cały czas trzeba mieć na uwadze, że wszystkie te bodźce, czy większość z nich, była przez więźniów odbierana jako niebezpieczna, zagrażająca życiu. I ten przymus, taki instynktowny przymus zachowania życia był kolejnym elementem, który wpływa na zachowania i który utrudniał więźniom jakąkolwiek refleksyjność. Wydaje mi się, że kiedy mówimy o kwestii czy więźniowie mogli się zbuntować i zastanawiamy się nad tym dlaczego tego nie zrobili ,właśnie mając w podtekście możliwość wyboru, to tutaj w tym pierwszym etapie przystosowania do obozu wydaje mi się, że po prostu z psychologicznego punktu widzenia takiej możliwości nie było. Więźniowie nie mogli się zbuntować, ponieważ nie byli w stanie wytyczyć tych właśnie scenariuszy zachowania, które byłyby efektywne.

Nie byli w stanie rozeznać się w tej rzeczywistości, która była tak skrajnie odmienna. W późniejszym okresie więźniowie zaczynali adaptować się coraz skuteczniej, chociaż tu należy mieć na uwadze, że proces przystosowania do obozu to nie było zjawisko takie zerojedynkowe. Tylko raczej należy postrzegać je jako rozpięte na pewnej osi. Od tej początkowej reakcji panicznej i od tej początkowych reakcji instynktownych do coraz lepszego przystosowania. I oczywiście więźniowie w tym, w tych swoich staraniach na różnym poziomie tego, czy na różnym etapie tego przystosowania się zatrzymywali i różne stopnie tego przystosowania osiągali. Przystosowanie więźniów przebiegało na różnych płaszczyznach. Od takiej najprostszej, czyli przystosowania fizycznego czy wręcz na poziomie fizjologii. Więźniowie żyjący w obozie byli poddani nieustannej presji stresu. Towarzyszył im nieustanny strach. I to powodowało takie typowo nerwicowe reakcje psychosomatyczne. I to był kolejny element, który dla więźniów był takim doświadczeniem bardzo przykrym ale też utrudniającym na początkowym etapie adaptację. Wszystkie te objawy, które znamy jako reakcje stresowe czy to od strony układu trawiennego czy właśnie zaburzenia percepcji zaburzenia pamięci, ograniczenie percepcji, wszystko to więźniom towarzyszyło w tych pierwszych chwilach. Dopiero z czasem, kiedy zapoznali się z rzeczywistością, z obozem, kiedy zaczynali nieco lepiej rozumieć jej reguły to tutaj ten stres częściowo ustępował i wracało takie poczucie panowania nad nerwami, panowania nad ciałem. Chociaż nigdy do końca, ponieważ deprywacja tych podstawowych potrzeb, która prowadziła do takiej silnej degradacji biologicznej, to było doświadczenie wszystkich więźniów przez niemal przez cały okres pobytu w obozie.

Obok przystosowania na poziomie fizjologicznym, bardzo istotne było przystosowanie na poziomie poznawczym. Zmiana w sposobie myślenia, która polegała na pewnej redukcji wrażliwości. Więzień w obozie koncentracyjnym spotykał się każdego dnia z ogromną ilością obrazów, zjawisk makabrycznych i strasznych. Z obrazami, których na co dzień człowiek nie widuje, z którym się na co dzień nie styka. Był świadkiem tego jak bici byli inni więźniowie, jak byli mordowani. Był świadkiem wywożenia zwłok do krematorium. To wszystko powodowało, że zmuszony był swoją percepcję przestawić w taki sposób, żeby tych rzeczy w pewnym sensie nie tyle nie zauważać ile ograniczyć swoją wrażliwość.

Ta zmiana percepcji polegała nie tylko na właśnie tym ograniczeniu wrażliwości, ale też na wypracowaniu nowego autopilota działania. To o czym mówiłam na początku, że w wielu sytuacjach społecznych działamy automatycznie, bezrefleksyjnie. Więzień w obozie musiał wypracować nowe odruchy, nowe sposoby i mechanizmy działania reagowania na codzienne sytuacje. Takie mechanizmy, które będą adekwatne do sytuacji. Czyli stawanie na baczność na widok esesmana, ściąganie czapki, reagowanie, czy zwracanie uwagi na te elementy rzeczywistości, które nie są autentyczne niebezpieczeństwo a ignorowanie tych, które tylko pozornie są niebezpieczne. O ile w pierwszym etapie pobytu w obozie więzień reagował strachem na odgłosy ciężkich kroków na korytarzu w bloku czy też na odgłosy wystrzałów w nocy, o tyle z czasem, to wiem z relacji więźniarskich, że jeżeli więzień słyszał wystrzały w nocy to wiedział że to nie jest niebezpieczeństwo, które zagraża bezpośrednio. Że to jest bodziec, który możesz zignorować bo najpewniej oznacza, że po prostu któryś z więźniów poszedł jak to się potocznie umówiono „na druty”, czyli popełnił samobójstwo.

Zmiana tych mechanizmów poznawczych polegająca na zdobywaniu coraz większego doświadczenia i rozumieniu tego co jest autentycznie niebezpieczne, a co nie. Też taki rozeznanie tej rzeczywistości obozowej polegające na uświadomieniu sobie którzy funkcyjni rzeczywiście są niebezpieczni, którzy może trochę mniej i które miejsca pracy są lepsze, gdzie można zapewnić sobie jakieś bezpieczeństwo, jakie zachowania zwiększają szanse na przetrwanie, w którym komandzie można zdobyć dodatkową żywność, a w którym komandzie jest możliwe, żeby pracować w cieple i nie marznąć. Więc te wszystkie elementy takiej czystej wiedzy nabywanej z czasem powodowały, że więzień był coraz lepiej przystosowany. I tutaj można powiedzieć, że przystosowanie polegało na tym, że więzień stopniowo przechodził od takiego pierwotnego egoizmu. Ten egoizm, egocentryzm, czyli postrzeganie rzeczywistości przez pryzmat samego siebie, które było wymuszone właśnie sytuacją. Nadmiar bodźców powodował, że więzień nie mógł przyglądać się rzeczy, zastanawiać się który z jego współtowarzyszy cierpi, tylko musiał skupić na tym czy sam nie jest narażony na niebezpieczeństwo. Natomiast z czasem dochodziło do takiego przejścia od tego egocentryzmu do rozbudowywania sieci społecznych. Więzień zawiązał coraz czy to znajomości w mniejszych grupach czy później coraz większych. I te strategie od takich bardzo podstawowych, instynktownych strategii ochrony własnego życia ewoluowały w kierunku takich strategii kolektywnych, czyli współdziałania w celu ochrony większej grupy.

Ten taki pierwotny opisany przeze mnie automatyzm reakcji, czyli właśnie akcje czysta eskapistyczna, ucieczka, ochrona, z czasem ewoluował w kierunku tego automatyzmu, ale już takiego wyuczonego i w kierunku planowania przyszłych działań. Czyli więzień już nie skupiał się tylko na tym, żeby uniknąć razów, ale skupiał się na tym, żeby zatroszczyć się również o przyszłość o to lepsze komando do pracy czy właśnie większe możliwości przeżycia. Przejście od takiego chaosu poznawczego, od chaosu w swojej codziennej sytuacji życiowej, do pewnej stabilizacji. Czyli znalezienie swojego miejsca w sieci relacji społecznych i strukturze w organizacyjnej obozu. Dopiero na tym etapie, kiedy więzień już osiągnął pewien poziom adaptacji, kiedy już do pewnego stopnia jego sytuacja była stabilna, sytuacja życiowa, ale też właśnie ta sytuacja psychologiczna, dopiero wtedy była możliwość takiego efektywnego planowania i dopiero w tym momencie była możliwość wejścia w sieć tych relacji konspiracyjnych.

Czy można określić, jak długo trwał ten etap adaptacji ?

To było bardzo indywidualne i tutaj nie ma żadnego takiego punktu czasowego, który można by wskazać, że więzień potrzebował na to tydzień, miesiąc czy rok. Niektórzy więźniowie dużo szybciej adaptowali się do rzeczywistości obozowej i dużo szybciej zyskiwali w niej to swoje miejsce. Natomiast to zależało w dużym stopniu od tego z jakim kapitałem kulturowym wchodzili do obozu. Na ten kapitał kulturowy składały się znajomości przedwojenne, status społeczny, przedwojenny więźnia, jego doświadczenie życiowe. Również po części jego wiek. Na pewno łatwiej było tym więźniom, którzy trafili do obozu w grupie jakiś znajomych. W grupie na przykład kolegów aresztowanych w tym samym czasie, ponieważ oni od samego początku już tą taką grupę która mogła służyć wsparciem posiadali. Być może łatwiej było również na przykład wojskowym. Mogło być łatwiej dlatego, że wojskowy dryl wprowadzony w obozie, czyli konieczność ustawiania się w piątki, wykonywania rozkazów, takiego działania właśnie pod tą presją nakazu zadań dla nich była łatwiejsza. Oni nie musieli się uczyć musztry więc w tym momencie byli nieco mniej narażeni na jakieś sankcje. Na pewno osoby, które były, które miały dobrą kondycję fizyczną. One również narażone były mniej. One również w pierwszym etapie radziły sobie łatwiej. Zdecydowanie większe szanse na przetrwanie miały te osoby, które trafiły do obozu i od razu spotkały w nim swoich przedwojennych, czy przed obozowych przyjaciół, którzy już w obozie mieli swoją sytuację ustabilizowaną. Którzy trafiali od razu w takie bezpieczne sieci relacji i znamy przykłady takich więźniów, którzy właśnie dzięki temu, że byli znani dzięki temu, że w obozie od razu starzy więźniowie czyli ci, którzy byli wcześniej od razu się o nich zatroszczyli. Dzięki temu zwiększyli ich szanse na przeżycie. Takim przykładem jednym z bardziej jaskrawych jest chyba obozowy los Ksawerego Dunikowskiego, który biorąc pod uwagę w jakim wieku trafił do obozu i biorąc pod uwagę to że był inteligentem, nie był specjalistą, to właściwie jego szanse na przetrwanie były niewielkie. Ale on od niemal od początku pobytu w obozie mógł liczyć na duże wsparcie więźniów, którzy już tym w obozie przebywali i prawdopodobnie dzięki temu przeżył.

Wspomniana została tutaj grupa wojskowych, już w pierwszych miesiącach funkcjonowania obozu Auschwitz i ta grupa zaczęła tworzyć zawiązki konspiracji obozowej.

Tak, bo to było dla tych ludzi dość oczywiste, żeby znajdując się w obozie koncentracyjnym również podejmować działania quasi wojskowe, czyli przede wszystkim zorganizować się, znaleźć ludzi, którzy byliby liderami w takich grupach. To najczęściej dotyczyło chociaż niekoniecznie oficerów, którzy przed deportacją do Auschwitz posiadali wyższe stopnie wojskowe automatycznie inni żołnierze mieli zdolność do podporządkowania się takim osobom. Takie osoby teoretycznie przynajmniej powinny mieć jakieś zdolności organizacyjne, zdolności do panowania nad funkcjonowaniem takiej komórki ruchu oporu. W czasie pierwszych miesięcy istnienia obozu już takie grupy w Auschwitz zaczęły powstawać. Z jednej strony właśnie o profilu czy składzie byłych wojskowych, z drugiej byli to także ludzie, którzy byli związani mocnymi więzami ideowymi, czyli tacy, którzy przed wojną prowadzili jakąś działalność polityczną, w Auschwitz byli to również socjaliści. Czyli była to grupa, której twórcami byli działacze Polskiej Partii Socjalistycznej. Początkowo wszakże te usiłowania tworzenia konspiracji obozowej w głównej mierze skupiały się wokół kręgów byłych wojskowych, którzy znali się bardzo często z okresu przedwojennego czy to odbywając ćwiczenia w ramach tych samych jednostek. Łatwo było nabrać również zaufania do takich osób, które nie dosyć, że były dobrze znane, to jeszcze uważano że człowiek taki jako żołnierz powinien prezentować pewne wartości, które uniemożliwiały domniemanie że taki człowiek może na przykład zdradzić, może być donosicielem. To było niezwykle istotne. Wśród takich to właśnie ludzi powstały pierwsze zawiązki konspiracji obozowej, która stopniowo rozwijała się. I to nie tylko grupa kierowana przez Rotmistrza Pileckiego ale również inne grupy skupione wokół różnych innych wojskowych oficerów , które w raz z upływem czasu rozpoznając się wzajemnie i kojarząc, że takie organizacje w obozie istniały, zaczęły się łączyć w celu podjęcia wspólnych akcji.

To był właściwie zaczątek takiej zorganizowanej konspiracji obozowej, przynajmniej w zakresie więźniów polskich. Bo tutaj rzecz jasna było łatwiej, bo Polaków było początkowo w obozie więcej i rzecz jasna dotyczyło to oficerów i żołnierzy zawodowych Wojska Polskiego. Natomiast więźniowie, którzy przybywali później z innych krajów, przede wszystkim więźniowie żydowscy, w głównej mierze takich doświadczeń nie mieli, takich możliwości, właściwie skupianie się wokół byłych żołnierzy również nie, co wynikało z różnych względów. Przede wszystkim chyba stąd, że byli to Żydzi przewożeni z bardzo różnych krajów, to raz, a dwa, że ich droga do osiągnięcia takiej stabilizacji obozowej była zazwyczaj trudniejsza i dłuższa. W praktyce oznaczało to, że więźniowie ci mogą ze sobą współpracować w grupach więźniów funkcyjnych. W takich, w których udało się znaleźć jakieś w miarę bezpieczne komando. Nigdy nie można było mówić, że jakiś rodzaj pracy czy jakieś stanowisko w obozie dawało jakieś poczucie bezpieczeństwa. Ale z pewnością ludzie, którzy pracowali np. w magazynach obozowych , czy jakichś warsztatach, mieli większe szanse na przeżycie. I byli w stanie wyjść swoim postrzeganiem poza horyzont kilku najbliższych dni. W związku z tym oni to właśnie tworzyli zręby takich organizacji. Zaczęli sobie pomagać co widać było, że przynosi pozytywne rezultaty. W efekcie, tak jak to opisywał Rotmistrz Pielecki, wytworzyła się w obozie grupa Polaków, członków właśnie tej organizacji, którzy wyróżniali się nawet wyglądem zewnętrznym, wobec całego tłumu pozostałych więźniów. Mieli oni czystsze pasiaki, wyglądali generalnie rzecz biorąc na silniejszych i zdrowszych. Natomiast pozostali więźniowie mieli trudniej i rzadko ten poziom zorganizowania wśród nich był tak wysoki jak w grupie polskich wojskowych.

Czy plany wzniecenia powstania, czy też samowyzwolenia się więźniów były w ogóle realnymi planami? Miały szansę powodzenia?

To trudne pytanie. Myślę, że w konkretnej sytuacji obozu Auschwitz można było mówić jedynie o wznieceniu jakieś rewolty, która by skutkowała próbą masowej ucieczki. I do takich działań się przygotowywano w obozie. Aczkolwiek jak się wydaje oczekiwania wobec takiego powstania, nawet wśród racjonalnie myślących konspiratorów, były przesadne. Wynikało to po części z ogromnej chęci zrobienia czegoś wbrew esesmanom. Z przesadnej wiary w to, że dzięki posiadanej przewadze liczebnej, nawet ponosząc jakieś spore ofiary i tak będzie można pokonać esesmanów. No bo przecież nas jest więcej… Plany te zakładały wykrystalizowanie się takiej grupy inicjatywnej więźniów, którzy będą posiadali plan i którzy będą jakoś ten plan starali się zrealizować, który, w umówionym momencie, bardziej sprzyjający temu planu, zostanie zrealizowany po wydaniu jakieś tam komendy. I wszyscy inni więźniowie, którzy co prawda nie byli zaangażowani w konspirację obozową, to jednak porwani tym przykładem podążą śladem tych owych bojowców, którzy w pierwszym momencie takiego powstania zaatakują Niemców. Więc to był plan, który ziścić się nie mógł. Co do tego raczej nie należy mieć wątpliwości, biorąc pod uwagę również różne inne takie próby podejmowane, czy to później w Auschwitz czy też w innych podobnych obozach koncentracyjnych. Gdzie okazywało się, że plan taki zakładający w przybliżeniu zaatakowanie kilku esesmanów, odebranie im broni, po czym, za pomocą tej broni zastrzelenie kolejnych esesmanów i odebranie im broni itd. Po prostu nie mógł się udać z tego względu, że po prostu prędzej czy później zostałby podniesiony alarm. A szybkość z jaką załoga obozowa była w stanie się zorganizować, przybyć na miejsce zdarzenia… Więc trzeba pamiętać, że w Auschwitz istniał taki pododdział alarmowy, w jego pobliżu były zawsze do dyspozycji ciężarówki. Także w każdej chwili, właściwie taki pododdział alarmowy, w pełni gotowy, uzbrojony mógł owymi ciężarówkami zostać dowieziony w dowolne miejsce w pobliżu obozu Auschwitz, gdzie takie zajścia mogłoby się zdarzyć.

Być może z psychologicznego punktu widzenia konspiratorzy chcieli po prostu wierzyć że taki plan samowyzwolenia obozu będzie możliwy, natomiast realnie na to spoglądając to jest bardzo wątpliwe. I właściwie te wszystkie plany, nie tylko organizacji Pileckiego ale innych organizacji konspiracyjnych w obozie były takie same. Jeśli spojrzymy na późniejsze plany organizacji pepeesowskiej, czy pomysł na wywołanie powstania ze strony więźniów Sonderkommando. One zakładały, że wystarczy stosunkowo niewielu więźniów, żeby w tej pierwszej fazie znacząco osłabić siły SS. Na przykład w planie organizacji specjalistycznej mowa była o tym, tak około 2000 pewnie więźniów wystarczy, prawda. Że ponad 600 takich zdeterminowanych bojowców najpierw zaatakuje esesmanów. Którzy to w liczbie około 200 zaatakują koszary SS , że po 100 więźniów wystarczy, żeby zlikwidować posterunki na dużym łańcuchu straży, 50 żeby wyzwolić obóz kobiecy. To było zupełnie nierealne. W sytuacji kiedy więźniowie byli praktycznie całkowicie bezbronni, esesmani posiadali broń palną i to, co prawda, nie jakichś najnowszych wzorów, ale zgodnie wystarczającą i sprawną, żeby utrzymać pod kontrolą bezbronnych więźniów. Jeżeli gdzieś tam można przeczytać w relacjach ocalonych, że słyszeliśmy gdzieś tam był jakiś skład broni w obozie konspiracyjny. To nieprawda. Że więźniowie mieli do dyspozycji np. jakieś granaty czy pistolety, które zdobyli w bardzo różny sposób. Też to nie była prawda. Natomiast Niemcy, esesmani, mieli dość znaczny arsenał broni, ograniczający się co prawda w głównej mierze do zwykłych karabinów, karabinu Mauser 98 czy później ta broń była wymieniona na czeskie karabiny wz. 24. Mieli też karabiny maszynowe, mieli też pistolety maszynowe i granaty.
Poza tym, biorąc pod uwagę fakt, że Auschwitz znajdował się na terenie otwartym, gdzie właściwie w pobliżu jedynym takim laskiem byłby lasek w Birkeanu i do miejsc, w których można byłoby się ukryć było daleko, to należało się liczyć z tym, że właśnie w czasie takiego buntu, takiego powstania trzeba będzie wielu godzin, żeby dotrzeć do miejsc, w których można by się schronić. To dawałoby czas esesmanom na wezwanie pomocy. Bo tutaj nie tylko należało się liczyć z interwencją całego garnizonu liczącego w granicach 2000 ponad esesmanów w najbliższym otoczeniu obozu Auschwitz i Birkenau ale również esesmanów, którzy mogliby być przywiezieni z innych podobozów na przykład z Monowitz, znacznego kontyngentu żołnierzy Luftwaffe, bo około 800 tysiąca żołnierzy którzy obsługiwali armaty przeciwlotnicze, które miały bronić zakładów IG Farben przed nalotami amerykańskimi. Wreszcie w Oświęcimiu znajdowały się formacje policyjne. Znajdowała się żandarmeria. Znajdowały się oddziały takie quasi wojskowe, które później posłużyły Niemcom do sformułowania Batalionu volkssturmu Auschwitz. Także w sumie można oszacować że w 1944 roku w Auschwitz i w najbliższej okolicy obozu znajdowało się około 5000 esesmanów i żołnierzy innych formacji pod bronią.

Do tego trzeba też pamiętać, że Niemcy oczywiście posiadali możliwość ściągnięcia posiłków z innych garnizonów i z innych jednostek wojskowych na terenie Górnego Śląska. Był taki przykład, kiedy to kilkunastu esesmanów z kompanii ukraińskiej zbuntowało się i rozpoczęło ucieczkę w kierunku lasu, tam rejonie Chełmka czy Lbiąża, to zostali oni powstrzymani w łatwy sposób przez posterunki miejscowej policji i krótkim czasie Niemcy byli zdolni zgromadzić ponad 500 żandarmów, żołnierzy Wehrmachtu i różnych innych formacji policyjnych, co oczywiście dawało im ogromną przewagę nad kilkunastoma Ukraińcami.

Jeżeli weźmiemy pod uwagę te wszystkie aspekty, o których tutaj Państwo powiedzieliście, że jakiekolwiek samowyzwolenie raczej nie miało racji bytu, to można założyć taką tezę, że snucie wizji o tym momencie samowyzwolenia pozwalało mieć nadzieję i jakoś poczucie jakieś przyszłej sprawczości?

Myślę, że tak. Że to był taki istotny element samoobrony psychicznej. Tak naprawdę każdy więzień będący w obozie marzył o tym, żeby się z tego obozu wydostać. Bardzo wielu zastanawiało się nad tym jak można by uciec pomimo tego, że gdzieś na poziomie świadomości wiedzieli, że nigdy tego nie dokonają. To jednak te marzenia wyjścia z obozu czy już może nie pokonanie esesmanów ale przynajmniej ucieczki, one z całą pewnością dawały im siłę i wiarę w to, że poza tym obozem gdzieś coś jest, coś czeka na nich, jakieś inne życie i oni być może do niego wrócą. Z relacji więźniów wiemy, że ta samoobrona psychiczna, uciekanie myślą z obozu w jakikolwiek sposób było szalenie istotne dla szans na przetrwanie, po to żeby właśnie więźniowie się nie załamywali.

Z drugiej strony należy pamiętać, że więźniowie, przynajmniej niektórym z nich, zdawało się racjonalnie, że nie są jednak sami, że mogą liczyć na jakąś pomoc z zewnątrz. I tutaj z nich punktów widzenia takie działania w postaci powstania czy masowej ucieczki nie były całkowicie irracjonalne, jeżeliby przyjąć, że rzeczywiście w danym momencie, na dawany sygnał będzie możliwa jakaś wspólna skoordynowana akcja ze strony więźniów i oddziałów partyzanckich z zewnątrz, to szanse na takie powstanie nie byłby już takie zupełnie nikłe. Z tym, że więźniowie, nie mogli wiedzieć jak naprawdę niewielkie siły, przede wszystkim Armii Krajowej ale też innych formacji tworzących oddziały partyzanckie w pobliżu jak były słabe. Z relacji uczestników takiego ruchu oporu wokół obozu, wiemy, że w promieniu kilkunastu km od Oświęcimia można by było mówić o w granicach 40-50 partyzantów, którzy mieli jakąkolwiek broń. I to nie tylko pistolety i karabiny. Natomiast również członkowie konspiracji obozowej spodziewali się, że w takiej sytuacji nie będzie można doprowadzić do pełnej koncentracji oddziałów Armii Krajowej, że jeśli nawet w najbliższej okolicy Oświęcimia nie ma zbyt wielu partyzantów, to być może będzie można ściągnąć ich skądkolwiek. Też nie było to takie proste, bo jak, prawda? Mieliby oni wtedy przyjechać czy przemaszerować jakimiś duktami leśnymi. Było to w praktyce niezwykle trudne i z tego zdawało sobie sprawę dowództwo Armii Krajowej, które ostatecznie nigdy nie wyraziło zgody na taką akcję. Natomiast niewątpliwe przygotowania do jakiegoś powstania czy próby zorganizowania się, ewentualnie próby gromadzenia prymitywnej broni, mogły mieć sens w sytuacji kiedy to SS-mani przystąpiliby do masowych egzekucji więźniów w obliczu zbliżania się frontu. Bo to była powszechna obawa wśród więźniów, że z pewnością esesmani nie pozostawiają nas przy życiu skoro byliśmy świadkami ich zbrodni. Także w tej konkretnej sytuacji, plany nawet dosyć rozpaczliwe, które przewidywały po prostu podpalenie baraków, co miało być sygnałem dla jakiś partyzantów w pobliżu, żeby przyszli z pomocą. Tutaj nie chodziło nawet o uratowanie bardzo wielu więźniów, tylko o uratowanie kogokolwiek. Wtedy taki plan, w sumie dość rozpaczliwy, byłby uzasadniony.

Jeżeli zastanawiamy się czy takie plany powstańcze mogły mieć miejsce, to trzeba zwrócić też uwagę na aspekt związany z rzeczywistością psychokulturową obozu. My jesteśmy skłonni przypuszczać, że więźniowie byli jakąś jednolitą grupą, jednolitą w swoim cierpieniu, solidarną swoim cierpieniu i właściwie myślącą bardzo podobnie. Natomiast w rzeczywistości musimy pamiętać o tym, że obóz koncentracyjny Auschwitz, jego rzeczywistość stworzyła społeczność, na którą składali się przedstawiciele wielu kultur europejskich, różnych systemów religijnych, różnych opcji politycznych, przedstawiciele różnych szczebli społecznych. Więc ta społeczność nie była absolutnie jednolita już w momencie wejścia… Ci ludzie mówili różnymi językami. Jeżeli zakładamy, że miałoby dojść do jakiegokolwiek samowyzwolenia czy akcji powstańczej, to więźniowie musieli by jakoś się między sobą porozumieć, co w tak dużej społeczności nie było możliwe. Nie było też możliwe właśnie poinformowanie wszystkich więźniów. Ponieważ z pewnością władze obozowe zawczasu by się o tym dowiedziały. Społeczność więźniarska nie była też jednolita pod względem sytuacji obozowej i warto pamiętać, że sytuacja więźnia, który pracował w komandzie zewnętrznym przy pracach fizycznych, polnych, nie miał możliwości zorganizowania dodatkowej żywności, nie miał możliwości ukrycia się, pracował po prostu w złym i niebezpiecznym komando, była zupełnie inna niż sytuacja więźnia, który był specjalistą, który był zatrudniony w warsztatach obozowych. Te komanda specjalistyczne, zwykłe mniej liczne, częściej mające stały skład, one były zupełnie inaczej zorganizowane, zupełnie inne relacje wewnątrz nich zachodziły i tam rzeczywiście mogło dojść do jakiejś solidarności między więźniarskiej. Mogło dojść do komunikacji. Natomiast w tych dużych komando zewnętrznych było to mało prawdopodobne. Te komanda specjalistyczne dawały też dużo większe szanse na przetrwanie i zupełnie inną sytuacje pod względem psychologicznym. To znaczy ci więźniowie nie byli aż tak bardzo zdesperowani. Oni nie mieli aż tak dużo do stracenia. I kiedy czytamy na przykład teksty, no nie wiem chociażby Borowskiego, również Victor Frankl o tym wspomina, że zdarzało się tak, iż więźniowie snuli plany ucieczki ale ostatecznie dochodzili do wniosku, że ich sytuacja obozowa nie jest aż tak zła. Nie jest aż tak niebezpieczna, że jednak pozostanie w obozie wiąże się z mniejszym ryzykiem niż podjęcie ucieczki, która może się dla nich skończyć śmiercią. Więc nie wszyscy więźniowie w obozie mieli taką samą sytuację, a co za tym idzie nie wszyscy mieli takie same cele i takie same potrzeby. To też dosyć wyraźnie widać, kiedy wczytujemy się w zapiski członków Sonderkommanda. Kiedy członkowie Sonderkommando wyrażają tam właściwie wprost pewien taki żal do konspiracji obozowej, że oni chcieli podjąć próbę powstańczą, chcieli podjąć jakiś bunt, natomiast konspiracja obozowa wstrzymywała te ich plany. I to z całą pewnością argumentem kluczowym. który tutaj tą sytuację ich mocno różnicował było to, że więźniowie nieżydowscy, niezatrudnieni Sonderkommando będący w obozie … Tutaj tym argumentem, który tłumaczy dlaczego więźniowie Sonderkommando byli bardziej chętni do podjęcia buntu, chcieli go przeprowadzić jak najszybciej, było to że we własnym przekonaniu oni nie mieli właściwie już nic do stracenia. Oni byli jako świadkowie procesu zagłady przekonani o tym, że są skazani tak czy inaczej na śmierć. Że jedynie co mogą jeszcze zrobić to albo próbować ucieczki, w której być może komuś uda się uciec i być może uda się zniszczyć urządzenia masowej zagłady, być może uda się jeżeli nie całkowicie powstrzymać, to przynajmniej ograniczyć zagładę, oni rzeczywiście byli bardziej zmotywowani do tego, żeby to do tego buntu doszło jak najszybciej. Natomiast konspiracja obozowa tego przymusu nie czuła w takim stopniu.

Należy pamiętać, jakiego rodzaju doświadczenia mogli mieć ludzie w tym czasie, nie tylko więźniowie. To znaczy, jak spodziewano się iż ta wojna może się skończyć. Nikt chyba nie myślał, że Niemcy będą się bronić do ostatka. Powszechnie uważano, że wojna zakończy się w taki sam sposób, jak I wojna światowa - nagłym upadkiem Niemiec. Tak jak to stało się w 1918 roku, czyli buntami żołnierzy, jakimiś masowymi strajkami w Niemczech ludzi, którzy byli zdesperowani, którzy mieli już dosyć wojny, którzy byli w dodatku jeszcze podczas II wojny światowej narażeni na masowe bombardowania. Więc ich nie było takie irracjonalne, bo przecież doszło do próby wojskowego zamachu stanu – do Operacji Walkiria. Także z jednej strony więźniowie obawiali się, że w momencie rzeczywiście kiedy zmierzą się siły alianckie czy też będzie się jakiś sposób zbliżał koniec wojny, Niemcy postanowią dokonać jakiś masowych rzezi, by mordować po prostu wszystkich więźniów. Z drugiej strony jednak część z nich wierzyła , że może nie warto podejmować ryzyka, bo przecież wojna się prędzej czy później jakoś skończy. Może uda mi się przetrwać i wtedy wraz z końcem wojny odzyskam wolność. Rozmyślania na ten temat czy uda mi się przeżyć, wcale nie były takie jednoznaczne. Aczkolwiek rzeczywiście czytając relacje więźniów można dojść do przekonania, że bardzo wielu z nich spodziewało się, że Niemcy podejmą próbę wymordowania wszystkich więźniów przed zakończeniem wojny.

Wspomniałam, że samo planowanie takiego zrywu byłoby niezwykle trudne i poinformowanie więźniów, o tym, że tego rodzaju akcja zostanie wszczęta. Pilecki zakładał, że w momencie kiedy dojdzie do powstania, to ci przywódcy pociągną za sobą tłum więźniów. I że element zaskoczenia będzie tym co jakby zagra na korzyść więźniów. Element zaskoczenia załogi SS, nie spodziewając się zrywu będzie w pewnym sensie bezbronna w pierwszej chwili. Natomiast wydaje mi się, że ten element zaskoczenia byłby czymś co zagrałoby również na niekorzyść społeczności więźniarskiej. Zastanawiać może czy rzeczywiście więźniowie będący w obozie, nie mający zupełnie żadnej wiedzy o tym, że plany wyzwolenia są tutaj snute, że do takiego wydarzenia dojdzie i że oni mają wziąć w nim udział aktywny. Czy rzeczywiście w tej sytuacji kryzysowej, w tej sytuacji, czy oni rzeczywiście po prostu by do tego dołączyli. Dlatego, że wiedza jaką posiadamy z zakresu psychologii społecznej, z zakresu psychologii tłumu wskazuje, że raczej było to mało prawdopodobne. Ludzie w tłumie działają w pewien sposób automatyczny, instynktownie ale dużo łatwiej rozprzestrzeniają się reakcję paniczne, reakcje historyczne, reakcje ucieczki, niźli rzeczywiście takie reakcje związane z podjęciem działania. Poza tym w psychologii społecznej mamy do czynienia z takim zjawiskiem jak informacyjny wpływ społeczny. Co oznacza, że kiedy nie wiemy jak się zachować, kiedy stajemy w obliczu sytuacji dla nas niezrozumiałej, na którą nie jesteśmy przygotowani, to wiedzę o tym co robić czerpiemy z zachowania innych. Więc jeżeli większość więźniów byłaby zdezorientowana, no to zapewne tego działania nie podjęłaby, tylko raczej pozostałaby bierna. Tym bardziej, że bierność i unikanie tego co nieznane było jedną ze strategii przetrwania w obozie, wypracowaną przez praktycznie większość więźniów. Więźniowie wiedzieli, że żeby przeżyć, przede wszystkim należy pozostać niezauważonym. Należy raczej się chować za tłumem czy chować się w tłumie niźli wychodzić przed szereg. To zawsze wiązało się z zagrożeniem.

Także ta wyuczona w obozie bierność, jako skuteczna strategia myślę, że tutaj mogłaby skutecznie hamować działanie tłumu więźniów. Nie twierdzę, że więźniowie na pewno by tej walki nie podjęli ale uważam, że jest to bardzo mało prawdopodobne.