Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Deportacje Polaków z Zamojszczyzny do KL Auschwitz

Transkrypcja podcastu

Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST

Po rozpoczęciu przez Niemcy wojny ze Związkiem Sowieckim w czerwcu 1941 r. Heinrich Himmler wydał rozkaz utworzenia wokół terenów okupowanego Zamościa „niemieckiego obszaru osiedleńczego”. Ludność zamieszkującą Zamojszczyznę planowano wysiedlić, a w jej miejsce przenieść osadników niemieckich. Obszar ten został wybrany ze względu na swój rolniczy charakter. Składało się na niego pięć miast i 696 wsi. Od listopada 1942 do marca 1943 roku Niemcy wysiedlili stamtąd około 41 tysięcy osób. Ludzi tych kierowano do obozów przejściowych, gdzie byli oni poddawani badaniom rasowym. Osoby, które według niemieckich kryteriów nie były „rasowo wartościowe”, planowano wywozić do obozów koncentracyjnych. Do Auschwitz spośród nich deportowano w trzech transportach 13 i 16 grudnia 1942 roku oraz 5 lutego 1943 roku łącznie 1301 osób, w tym co najmniej 162 dzieci. 

O czystkach etnicznych prowadzonych przez Niemców na Zamojszczyźnie, a także o losie mieszkańców tego regionu deportowanych do Auschwitz opowiada dr Wanda Witek-Malicka z Centrum Badań Miejsca Pamięci.

Wysiedlenia były jednym z istotnych elementów szeroko rozumianej polityki rasowej Niemiec, one wiązały się z celem wojennym, jakim było zdobycie czy poszerzenie przestrzeni życiowej dla Niemców. Natomiast nie chodziło tutaj tylko o zdobycie obszarów, ale w takiej dalekosiężnej perspektywie celem było wprowadzenie w ogóle nowego ładu etnicznego w Europie. Eliminacja tych ras, które były uważane za mniej wartościowe, po to, żeby mogła ich miejsce zająć rasa germańska. Z tego powodu akcję wysiedleńczą zaczęto praktycznie już od samego początku wojny. Od października roku 1940 rozpoczęły się wysiedlenia na Pomorzu i w Kraju Warty, i właściwie do połowy marca roku 1941 z terenów wcielonych do Rzeszy do Generalnego Gubernatorstwa wysiedlono łącznie około 460 tysięcy osób, więc była to akcja zakrojona rzeczywiście na szeroką skalę. Organem centralnym, który zajmował się kwestiami przesiedleń, był utworzony w październiku 1939 roku Komisariat do spraw Umacniania Niemczyzny, na czele którego stanął Reichsführer SS – Heinrich Himmler. Właśnie w tym urzędzie i w Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy opracowywany był wspomniany przez ciebie Generalplan Ost, czyli Generalny Plan Wschodni. Był to taki kompleksowy plan osiedleńczo-germanizacyjny Europy Wschodniej. Plan ten zakładał w perspektywie długofalowej, bo dwóch, trzech dekad wysiedlenie około 50 milionów Słowian. W pierwszym rzędzie Polaków, ale później również Białorusinów, Ukraińców i osiedlenie na terenach zdobytych w ten sposób Niemców. Z czasem zaczęto wprowadzać uregulowania prawne i instytucjonalne, które miały służyć przeprowadzeniu akcji wysiedleńczej. Utworzono m.in. Centralę Przesiedleńczą w Poznaniu, na jej czele stanął Ernst Damzog, natomiast takim autentycznym, czy może faktycznym kierownictwem w centrali zajął się Rolf-Heinz Höppner. W połowie lipca 1941 roku wystosował pismo do Adolfa Eichmanna, w którym wskazuje na przewidywane trudności aprowizacyjne, trudności w wyżywieniu Żydów osadzonych w gettach i w piśmie tym stwierdza, że być może w obliczu ryzyka, gdy ci Żydzi będą wymierać z głodu, lepszym rozwiązaniem czy też bardziej humanitarnym, w jego opinii, byłoby zlikwidowanie tych Żydów jakimś szybko działającym środkiem. To daje nam pewne wyobrażenie o tym, jaki był jego stosunek do ludności na terenach okupowanych i jaki był jego stosunek do realizacji celów wojennych. Jeżeli chodzi o podział taki kompetencyjny, to realizacja akcji wysiedleńczej wymagała dopracowania szeregu szczegółów. Ustalono, że samym planowaniem wysiedleń i prowadzeniem obozów przesiedleńczych zajmować się będzie Centrala Przesiedleńcza. Główny Urząd do spraw Bezpieczeństwa Rzeszy miał organizować transporty Polaków z terenów wysiedlanych, natomiast przewożeniem osiedleńców niemieckich zajmował się Komisariat Rzeszy do spraw Umacniania Niemczyzny. W założeniach plan wysiedleńczy, cała akcja wysiedleńcza, miała mieć charakter bardzo usystematyzowany i zakładano jej sprawny przebieg. Natomiast okazało się, że na Zamojszczyźnie doprowadziła ona do pewnych konsekwencji czy wywołała pewne reakcje, które, co być może dziwne, nie zostały przewidziane na etapie planowania.

Pod koniec grudnia 1942 roku wywiadowi Armii Krajowej udaje się zdobyć mapę wysiedleń terenów Zamojszczyzny, dzięki czemu ludność zamieszkująca Zamojszczyznę, te tereny przeznaczone do wysiedlenia, może w porę częściowo ich uniknąć.

Tak, rzeczywiście zdobycie tych planów było niezwykle istotne z punktu widzenia osób, które zostały przeznaczone do wysiedlenia. Natomiast jeszcze zanim doszło do tego zdobycia planów, akcja wysiedleńcza na Zamojszczyźnie nie była tajemnicą. W listopadzie roku 1942 Niemcy przeprowadzili sondażową akcje wysiedleńczą. Ona objęła swoim zasięgiem osiem wsi wokół Zamościa i w tamtym okresie wysiedlono około 1200 osób. Finalnie osoby te zostały rozlokowane we wsiach powiatu Hrubieszowskiego i, co zrozumiałe, po jakimś czasie zaczęły szukać możliwości powrotu do swoich gospodarstw. Natomiast głównym celem jej przeprowadzenia było wypracowanie metod i wypróbowanie, w jaki sposób akcja przesiedleńcza będzie przebiegać, sprawdzenie, co jest najistotniejsze już na samym etapie jej konkretnego planowania. I rzeczywiście w wyniku tej akcji na Zamojszczyźnie wprowadzono szereg uregulowań, które w dalszej perspektywie miały te wysiedlenia ułatwić, m.in. wprowadzono ścisłą regulację ruchu ludności, zrobiono spisy ludności, również spisy gospodarstw i spisy inwentarza. Skrócono także terminy dostaw kontyngentów, grożąc rolnikom, którzy nie wywiązaliby się z tych terminów, restrykcjami i sankcjami. W związku z czym wszystko to z jednej strony miało przygotować akcję wysiedleńczą, ale z drugiej strony dla ludności zamieszkującej Zamojszczyznę było pewnym takim sygnałem alarmowym. Ludzie wiedzieli, że mogą spodziewać się wysiedleń, natomiast, nikt nie był pewny kiedy i czy w ogóle jego gospodarstwo zostanie tą akcją objęte. Stąd też wyniesienie z biura Centrali Przesiedleńczej przez żołnierza AK, Dominika Szajnera, tej mapy, na której były zaznaczone miejscowości przeznaczone do wysiedlenia, było szalenie istotne z punktu widzenia konkretnych ludzi, którzy mogli się do takiego wysiedlenia przygotować, czy też spróbować w jakiś sposób przeciwdziałać. Same terminy wysiedleń konkretnych wsi były utrzymywane w tajemnicy najdłużej, jak tylko to było możliwe. Mieszkańcy wsi zamojskich organizowali swego rodzaju „straże sąsiedzkie”, systemy alarmowania się nawzajem o zbliżaniu się Niemców do wsi. Wielu z nich uciekało wraz z całymi rodzinami jeszcze wcześniej, nie czekając na ten ostatni moment. Co zrozumiałe, kiedy uciekali zabierali ze sobą wszystkie najcenniejsze przedmioty, zabierali ze sobą również żywność i wszystko to, co uważali za wartościowe, pozostawiając gospodarstwa w mniejszym lub większym stopniu opustoszałe. Te gospodarstwa, które były opuszczone, często padały również ofiarami grabieży, rozgrabiano, rozkradano wszystko, co tam się znajdowało. Niektórzy chłopi w akcie desperacji, nie chcąc zostawić okupantowi nic ze swojego dobytku, podkładali ogień pod swoje domy, pod budynki gospodarcze, po to, żeby jak najbardziej utrudnić Niemcom realizację późniejszych osiedleń Niemców. Temu swoistemu, biernemu oporowi towarzyszył także opór czynny. Chłopi, którzy opuszczali swoje gospodarstwa, jeżeli nie mieli się gdzie udać, bardzo często wstępowali do partyzantki, zasilając jej szeregi i zwiększając liczebność tak zwanych przez Niemców „band”. Dochodziło do czynnych ataków nie tylko na posterunki niemieckie, na Niemców i na infrastrukturę, ale także na te wsie, czy gospodarstwa, które były zajęte przez niemieckich osiedleńców, więc wszystko to wprowadziło nie tylko straty materialne, ale też taki ogólny stan chaosu. W lutym 1943 roku Ernst Zörner – gubernator dystryktu lubelskiego wystosował taki memoriał o skutkach akcji przesiedleńczej na Zamojszczyźnie i on wskazuje w nim szereg negatywnych konsekwencji dotyczących gospodarki i funkcjonowania urzędów niemieckich pod okupacją, zwraca m.in. uwagę na ogromne straty materialne, na to, że niektóre gospodarstwa opuszczone przez Polaków są zniszczone w takim stopniu, że właściwie nie nadają się już do przekazania niemieckim osiedleńcom. Zwraca uwagę na spadek ilości bydła, na spadek ilości drobiu o 90%, wspomina, o ile się nie mylę, że dostawy mleka spadły aż o 75%, więc rzeczywiście te straty materialne były wyraźnie widoczne. Kolejną negatywną konsekwencją było zachwianie ciągłości prac rolnych, zwraca uwagę na to, że uciskający chłopi zabrali ze sobą ziarno, w związku z czym może być poważny problem z obsianiem pól na kolejny sezon, co doprowadzi do kłopotów aprowizacyjnych w przyszłości. Wspomina również o umocnieniu się „band” i zdecydowanym spadku poziomu bezpieczeństwa, pisze o mordowaniu niemieckich osiedleńców przez „bandy”, czyli właśnie przez partyzantów polskich. Wreszcie zwraca uwagę na to, że Niemcy musieli oddelegować do akcji wysiedleńczej i także do ochrony niemieckich osiedleńców coraz więcej siły, w związku z czym wielu funkcjonariuszy było oderwanych od swoich codziennych zadań, co z kolei zaburzało ciągłość pracy rozmaitych urzędów. To pismo spotkało się z nieprzychylną reakcją Heinricha Himmlera i ostatecznie Zörner został odwołany ze swojego stanowiska. Natomiast faktycznie akcja wysiedleńcza została wstrzymana czasowo. Jakby drugi etap rozpoczął się w czerwcu roku 1943, wtedy miała ona już w większym stopniu charakter akcji wysiedleńczo-pacyfikacyjnej. Wtedy, w tym czasie dochodziło do masowych mordów całych wsi podejrzewanych o współpracę z partyzantami, przy czym te morderstwa były bardzo przypadkowe, nie trzeba było udowodnić ludziom wspierania partyzantów, mordowano po prostu ludność przypadkową, łącznie z kobietami i dziećmi. Ostatecznie akcja wysiedleńcza, ponieważ drugi etap wprowadził jeszcze większy chaos i spotkało się to z bardzo stanowczą reakcją Hansa Franka, w związku z czym akcja została ostatecznie wstrzymana w sierpniu roku 1943. Natomiast do tego czasu zdołano wysiedlić około 110 tysięcy Polaków, w tym 30 tysięcy dzieci.

Ważnym elementem planu wysiedlenia była polityka rasowa. Ludność zamieszkująca tereny Zamojszczyzny była segregowana według kryteriów rasowych i podzielona na cztery grupy. Jakie to były grupy i jakie były ich losy, i przede wszystkim gdzie odbywała się segregacja tej ludności?

Zgodnie z tajnymi wytycznymi Hermanna Krumeya, który był kierownikiem Centrali Przesiedleńczej w Łodzi, ludność, która trafiała do obozów przejściowych, podlegała właściwie nie badaniom, a oględzinom lekarskim, oględzinom rasowym i dzielona była wstępnie na cztery grupy. Do grupy pierwszej i drugiej przydzielani byli, czy kierowani byli, ludzie, którzy byli bądź pochodzenia niemieckiego, bądź z domieszką krwi niemieckiej, którzy dawali największe szanse na możliwość germanizacji. Te osoby przebywały w obozie w nieco lepszych warunkach i stosunkowo krótko, były one następnie wysyłane do Rzeszy, gdzie już po przejściu bardziej drobiazgowych badań rasowych i stwierdzeniu ich przydatności dla celów germanizacyjnych podlegali takiej pełnej germanizacji. Do grupy trzeciej zaliczano osoby przedstawiające nieco mniejszą wartość rasową, ale nadające się do wysłania ich na roboty do Trzeciej Rzeszy i ci ludzie również nie przebywali w obozach przejściowych zbyt długo, po kilku dniach byli wysyłaniu już do miejsca przeznaczenia. Grupa czwarta to były osoby nieprzedstawiające żadnej wartości rasowej, przeznaczone do wywiezienia do obozów koncentracyjnych. Co istotne, zarówno w grupie trzeciej i czwartej stosowano bezwzględne rozdzielanie rodzin i odbieranie rodzicom dzieci. Do grup tych kierowano osoby w wieku od 14 do 60 roku życia. Natomiast osoby poniżej i powyżej tej granicy wieku, one były w obozach przesiedleńczych osadzane w osobnych barakach. Założenie było takie, że zostaną one wysłane do tzw. wsi rencistów. W praktyce wsie takie nigdy nie zostały utworzone. Dzieci poniżej 14. roku życia, w tym nawet półroczne niemowlęta obierane matkom, razem z osobami starszymi były wysyłane do wsi w powiatach siedleckim i garwolińskim. Te osoby w obozach przejściowych żyły w najgorszych warunkach, przebywały tam stosunkowo długo, aż uzbierała się odpowiednia liczba osób przeznaczonych do transportu. Wielu z nich umierało już tam na miejscu, nie doczekawszy dnia wywiezienia. Również transport, który odbywał się w nieludzkich warunkach, w nieogrzewanych wagonach, trwający czasami wiele godzin, dla wielu z nich skończył się śmiercią. Wiemy, że w transporcie skierowanym z Zamościa do Siedlec, który wyjechał 30 stycznia, a na miejsce dotarł 1 lutego 1943 roku, znajdowało się ogółem ponad tysiąc osób i ponad połowę stanowiły dzieci. Po przyjeździe na miejsce okazało się, że 22 osoby nie przeżyły transportu, w tym 13 dzieci. Kolejne 25 osób zmarło w przeciągu kilku dni od dnia przywiezienia i to wydaje się takim dobrym wskaźnikiem tego, w jakich warunkach przebywały one w obozie i w jakich warunkach odbywał się ten transport. Te osoby zostały w Siedlcach pochowane, tam mieszkańcy zorganizowali pogrzeb. Pogrzeb ten przyjął charakter takiego milczącego manifestu, co nie spodobało się władzom niemieckim. Konsekwencją było wysłanie do obozu Auschwitz burmistrza Siedlec oraz fotografa, który w czasie tego pogrzebu robił zdjęcia. Te zdjęcia są dostępne, można je znaleźć. Sam przebieg akcji to, że wysiedleniom podlegały całe rodziny: kobiety, dzieci, starcy, mężczyźni, nawet niemowlęta, kobiety ciężarne i kobiety w połogu, a także to, w jaki sposób, czy jaki los spotykał je w obozach przejściowych, wskazuje nam jednoznacznie, że przynajmniej dla grupy czwartej ta akcja nie miała charakteru wysiedleńczego, ale raczej wysiedleńczo-eksterminacyjny.

Do Auschwitz wysiedleni mieszkańcy Zamojszczyzny trafiają 12 grudnia 1942 roku. Jak wyglądała ich podroż do obozu i kim były osoby deportowane?

Po dramacie wysiedlenia i po koszmarze pobytu w obozie przejściowym wysiedleńców skierowanych do KL Auschwitz czekał jeszcze koszmar podroży do obozu, ta podróż trwała właściwie zadziwiająco długo, ponieważ biorąc pod uwagę, że Zamość od Oświęcimia dzieli niespełna 400 kilometrów, to pociągi wysłane z Zamościa, pierwszy pociąg wysłany z Zamościa do Auschwitz 10 grudnia, na miejsce przybył dopiero 12 grudnia w nocy. Wysiedleńcy byli stłoczeni w wagonach, nie dostawali, czy dostawali na drogę bardzo niewielką ilość żywności, niektórzy wspominają, że nie dostawali zupełnie żadnego pożywienia na ten czas, do wagonów były wstawiane wiadra, które miały służyć jako toalety i przez cały ten czas, kiedy byli w drodze, wagony nie były otwierane. Pociąg zatrzymywał się na długie postoje na stacjach i po prostu w polu, więc ludzie głodowali. Kiedy przybywali do Auschwitz, byli po prostu przerażeni i nieludzko zmęczeni. Do Auschwitz trafiły trzy transporty z obozu przejściowego w Zamościu, w nocy z 12 na 13 grudnia, drugi w nocy z 15 na 16 grudnia i trzeci w nocy z 4 na 5 lutego 1943 roku. W transportach tych wedle założeń niemieckich i wedle wspomnianych wcześniej tajnych wytycznych powinny być tylko osoby zdolne do pracy, natomiast praktyka pokazuje, że znajdowały się w nich nie tylko osoby starsze, nawet 70-letnie, ale także dosyć spora grupa dzieci poniżej 18. roku życia. Było to około 160 osoby, z czego około 70 nie miało skończonych 15 lat. Z pośród tych dzieci wywiezionych z Zamojszczyzny do Auschwitz ponad 100 zginęła w obozie.

Jak wyglądały ich pierwsze chwile po przybyciu do obozu i dalsza egzystencja obozowa?

Ponieważ transporty wysiedleńców z Zamojszczyzny przybywały do obozu nocą, ludzie ci byli po opuszczeniu wagonów kierowani do tzw. baraków przejściowych, niektórzy do łaźni. Oczywiście wcześniej, jeszcze przed przejściem do obozu następował rozdział na dwie kolumny, ustawiono osobno mężczyzn, osobno kobiety. Dla wielu był to ostatni moment, kiedy widzieli swoich bliskich i już po trafieniu do obozu nie mieli nigdy okazji się z nimi spotkać. Kobiety kierowane były do obozu Birkenau na odcinek kobiecy, a mężczyźni do obozu męskiego. Najpierw na noc do baraków przejściowych bądź do łaźni i następnego dnia rano rozpoczynano wszystkie procedury związane z przyjęciem do obozu. Samo przybycie do obozu, procedura przyjęcia i późniejsze warunki właściwie nie różniły się jakoś znacząco w porównaniu do więźniów przybyłych innymi transportami. Wysiedleńcom nowo przybyłym odbierano całą własność osobistą, łącznie z ich osobistą odzieżą. Zamiast tego otrzymywali pasiaki obozowe, przydzielano im numery, które następnie były tatuowane na rękach. Musieli przejść przez kąpiel w łaźni, musieli przejść przez dezynfekcję i kierowani byli na kwarantannę. Kobiety z transportów zamojskich były poddawane także fotografowaniu. Te fotografie w trzech pozach znane wszystkim, klasyczne takie zdjęcia obozowe, wykonywane były na terenie obozu macierzystego, gdzie kobiety były po jakimś czasie od momentu przybycia, kierowane większymi grupami. Najprawdopodobniej mężczyźni z tych transportów nie byli fotografowani w ogóle, nie zachowały się żadne zdjęcia ani żadne relacje, które by wskazywały, że ta procedura objęła ich również. Po przyjęciu do obozu więźniowie w pierwszym etapie kierowani byli na kwarantannę. Celem kwarantanny było jakby wdrożenie ich do życia obozowego, a raczej przyuczenie do bezwzględnej dyscypliny względem władz obozowych. Kobiety i mężczyźni z transportów zamojskich w czasie kwarantanny kierowani byli do pracy. Z relacji wiemy, że kobiety musiały m.in. czyścić toalety, wynosić nieczystości, co było pracą szczególnie uciążliwą, dlatego że więźniarki nie otrzymywały odzieży na zmianę, nie miały też możliwości, żeby wyprać czy oczyścić odzież, w której na co dzień pracowały. Było to jedyne ubranie, w którym musiały później spędzać resztę dnia i nocy. Mężczyźni także byli kierowani do różnych prac fizycznych m.in. do odśnieżania, do prac porządkowych na terenie obozu. Birkenau, w okresie kiedy przybyli do niego wysiedleńcy z Zamojszczyzny, czyli na przełomie roku 1942 i 1943, było obozem, który ciągle pozostawał w toku rozbudowy. Warunki higieniczne i sanitarne były w tamtym czasie dramatyczne. Więźniowie nie mieli swobodnego dostępu do bieżącej wody, nie mieli możliwości umycia się, nie mieli możliwości, jak wspomniałam, zmiany odzieży. Otrzymywali wyżywienie takie same jak inni więźniowie, czyli jak wszyscy inni więźniowie głodowali. Mieszkali w przepełnionych barakach, bardzo często zarobaczonych, w związku z czym bardzo szybko wśród nich zaczęły rozprzestrzeniać się rożnego rodzaju choroby zakaźne. Trzeba też pamiętać, że w tym okresie ciągle jeszcze obowiązywały w obozie selekcje, obowiązywały one wtedy jeszcze wszystkich więźniów, zarówno Żydów, jak i więźniów nieżydowskich i właśnie te selekcje są jedną z przyczyn ogromnej śmiertelności ludności zamojskiej. Większość tych ludzi nie przeżyła zimy w obozie, ginęła w przeciągu kilku, kilkunastu pierwszych tygodni pobytu. Tak samo jak pozostali więźniowie, więźniowie z transportów zamojskich, podobnie jak więźniowie z innych transportów, kierowani byli do wyniszczających prac fizycznych: musieli kopać rowy, oczyszczać stawy, budować drogi. Nieliczni mieli szczęście i udawało im się zdobyć pracę nieco lepszą czy też dającą większe szanse na przetrwanie, prace w rożnego rodzaju magazynach, w szpitalu obozowym, czy też w kuchni. I te osoby, którym udawało się dostać do takiej pracy, rzeczywiście miały szansę przetrwać obóz. Tak samo jak więźniowie innych transportów, tak i osoby przywiezione z Zamojszczyzny były poddawane zbrodniczym eksperymentom medycznym na terenie obozu. Także pod wieloma względami trzeba stwierdzić, że los ludności z Zamojszczyzny był tożsamy z losem innych więźniów. Natomiast wydaje się, że można tutaj wskazać takie dwa specyficzne aspekty: pierwszym, może bardziej subiektywnym, jest ich ustosunkowanie do kwestii pobytu w obozie i pewna taka odporność fizyczna. Kiedy czyta się relacje osób, więźniów, którzy podczas swojego pobytu w obozie zetknęli się z ludnością z Zamojszczyzny, bardzo często można znaleźć tam takie stwierdzenia, że ludzie ci byli obezwładnieni takim poczuciem niesprawiedliwości losu. Większość z nich nie miała żadnych kontaktów z partyzantką, nie działa w konspiracji, do momentu wywiezienia wywiązywała się sumiennie z kontyngentów i wydawałoby się, że robili wszystko, żeby nie narazić się okupantowi, a tymczasem mimo wszystko kierowani byli do obozu koncentracyjnego, co uważali za wielką niesprawiedliwość. Bardzo często ludzie ci są charakteryzowani jako niepotrafiący oderwać swoich myśli od tego życia pozostawionego w swoich gospodarstwach, od pozostawionego bez opieki inwentarza, od pola, którego nie ma kto zaorać. Tak mocno skupiali się na tym, co było i rozpamiętywali tę przeszłość, że nie potrafili znaleźć w sobie siły do takiej walki o przetrwanie. I właśnie byli więźniowie często wskazują, że to był powód, dla którego ta ich słabsza odporność psychiczna, dla którego umierali w tak wielkim stopniu. Natomiast takim może bardziej obiektywnym wyróżnikiem losu ludności z Zamojszczyzny jest to, że ludzie ci byli kierowani do obozu całymi rodzinami, ponieważ całe rodziny, całe wsie podlegały wysiedleniom. W ten sam sposób trafiali oni do obozu. Tutaj mamy do czynienia z pewnym takim bezprecedensowym, jeżeli chodzi o więźniów nieżydowskich, mordowaniem w obozie całych klanów rodzinnych. Przyjeżdżały osoby młode ze swoimi dziećmi, ze swoimi rodzicami, ze swoim rodzeństwem i ich rodzinami, również z sąsiadami i przyjaciółmi i w wielu przypadkach po prostu ginęły całe, duże, wielopokoleniowe rodziny, nie pozostawiając po sobie nikogo.

Szczególny los wśród ludności deportowanej dotyczył kilkudziesięciu nastoletnich chłopców z Zamojszczyzny, którzy zostali zamordowani w akcji tzw. szpilowania.

Wśród ponad 160 dzieci przywiezionych transportami zamojskimi mniej więcej połowę stanowili chłopcy, z czego 40 z nich nie miało ukończonych 15 lat. Z tej liczby zaledwie 7 udało się przeżyć, więc 90% z nich zginęło. Faktycznie większość z nich zginęło w akcji tzw. szpilowania, czyli mordowania przy użyciu zastrzyków z fenolu. To były zastrzyki stosowane dożylnie bądź dosercowo i w ten sposób likwidowano więźniów obozu w roku 1941-1942. Wiemy, że chłopcy zamojscy ginęli przede wszystkim w takich dwóch akcjach. Pierwsza: 23 lutego 1943 roku, kiedy zginęło w ten sposób co najmniej 30 chłopców zamojskich, druga miała miejsce 1 marca 1943 roku, kiedy to zamordowano co najmniej 14 chłopców zamojskich. Kolejnych 26 chłopców zginęło w nieznanych okolicznościach. Chłopcy ci byli mordowani w większych grupach więźniów. Nie byli to wyłącznie chłopcy mordowani podczas tych dwóch akcji. Natomiast, rzeczywiście, pewnego dnia po prostu wywołano młodych więźniów będących w obozie i skierowano ich prawie wszystkich na śmierć. Początkowo chłopcy zostali jakby wzięci pod opiekę przez polskich więźniów funkcyjnych, więc wydawało się, że ich los może być troszeczkę lepszy, ponieważ ci więźniowie otoczyli ich pewną opieką. Z czasem jednak okazało się, że nie przeżył prawie żaden z nich.

Podsumowując, w trzech transportach z Zamojszczyzny do Auschwitz przywieziono łącznie 1301 osób. Czy wiemy, ilu z nich udało się przeżyć obóz?

Wiemy, że końca wojny doczekały 203 osoby, czyli jakieś 15% spośród wszystkich przywiezionych tymi transportami. Z całą pewnością 989 osób zginęło w obozie, większość z nich w ciągu pierwszych kilku tygodni pobytu. Jedynym, co po nich zostało, to lakoniczne wpisy w dokumentacji obozowej, zdjęcia obozowe albo po prostu nazwiska na obozowych aktach zgonu. Natomiast los kolejnych 109 osób jest nieznany. Przypuszcza się, że i one zginęły w krótkim czasie po przybyciu do obozu, dlatego w późniejszej dokumentacji obozowej już nie znajdują się żadne wzmianki na ich temat.