Rozmiar czcionki:

MIEJSCE PAMIĘCI I MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU BYŁY NIEMIECKI NAZISTOWSKI
OBÓZ KONCENTRACYJNY I ZAGŁADY

Co czytać? Rozmowa o literaturze o tematyce obozowej

Transkrypcja podcastu

Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST

W ostatnich latach można zaobserwować wzrost zainteresowania pisarzy tematyką Auschwitz. Akcję swoich książek umieszczają oni w realiach obozowych z bardzo różnym skutkiem. O tym, czy warto sięgać po te książki oraz jak odróżnić literaturę wartościową od tej mniej wartościowej z Wandą Witek-Malicką z Centrum Badań Miejsca Pamięci rozmawia Agnieszka Juskowiak-Sawicka.

W ostatnim czasie na rynku wydawniczym ukazało się sporo publikacji z Auschwitz w tytule. Czy możemy powiedzieć, że mamy do czynienia z drugą falą literatury obozowej, pisanej już nie przez bezpośrednich świadków, ale przez osoby, które wykorzystują temat Auschwitz, osadzają go gdzieś w realiach, ale on jest jednak fikcją? Na ile te historie, które są opierane w pewnym stopniu na faktach, są pewnym wyobrażeniem autora, które jest ubrane w realia tamtej epoki?

Ja bym się zastanawiała, czy mówimy tak naprawdę o drugiej fali, czy już o kolejnej, ponieważ, o ile rzeczywiście w pierwszych latach powojennych, autorami publikacji obozowych, tak zwanych obozowych, byli przede wszystkim więźniowie i osoby jakoś doświadczone, czy to pobytem kogoś bliskiego w lagrze, ale też w tamtym czasie powstawały publikacje pisane przez takich pierwszych ekspertów, przez osoby, które przybyły tutaj na teren obozu dokumentować zbrodnie. Natomiast tak, rzeczywiście to były w większości książki ściśle związane z doświadczeniem, z tym że ktoś tutaj był, przeżył, widział i dowiedział się, co się tutaj działo. W późniejszym czasie wydaje mi się, że tą drugą falą należałoby nazwać nieco wcześniejsze zjawisko, a mianowicie ten moment, w którym temat zaczął być eksplorowany przez osoby, które spotykały się z byłymi więźniami, wchodziły w ich kręgi i opisywały ich albo aktualne życie, albo ich doświadczenia. Natomiast w dalszym ciągu te książki pozostawały blisko autentycznego doświadczenia Auschwitz. To zjawisko, z którym mamy do czynienia w tej chwili, jest może nie nowością o tyle, że nigdy wcześniej nie zdarzyło się pisanie książek fikcyjnych na temat Auschwitz, bo takie przypadki są znane, natomiast skala zjawiska wskazuje, że rzeczywiście w tej chwili, wydarzyło się coś takiego, co spowodowało, że tych książek fikcyjnych, pisanych w zupełnym oderwaniu od tego właśnie żywego doświadczenia, jest coraz więcej. Te książki nie mają charakteru czystych wspomnień, one są pisane przez osoby, dla których spotkanie z byłym więźniem było epizodem albo spotkanie z tematem Auschwitz było epizodem krótkotrwałym i postanowiły tę historię byłego więźnia przelać na karty. Z tym, że te publikacje, mówimy tutaj o publikacjach między innymi Pani Morris, Pana Dempseya, one różnią się od dotychczas wydawanych tym, że one mają charakter powieści. Nie jest to spisane doświadczenie więźnia, jedynie uzupełnione jakimiś danymi z dokumentów czy też z innych źródeł, ale to są książki, które mają charakter i narrację typową dla powieści, czyli dla fikcji literackiej. Wydaje mi się, że największym ich problemem jest to, że autorzy tych książek wypełniają luki w narracji świadka. To jest oczywiste, że kiedy ktoś opowiada swoje doświadczenie obozowe, ono jest fragmentaryczne, ta fragmentaryczność wynika zarówno z tego, że pamięć nie jest doskonała, ale też z tego, że więźniowie, będąc w obozie, nie mogli znać całości zjawisk obozowych. Nie mogli wiedzieć wszystkiego, co się w obozie dzieje, nie mogli też widzieć wszystkich elementów obozu, wszystkich jego obszarów. Natomiast jeżeli akcja powieści przenosi się w miejsca lub czas niedostępny więźniowi, no to autorzy uzupełniają te takie białe pola. Natomiast uzupełniają je najczęściej nie w oparciu o źródła, nie w oparciu o jakąś swoją głęboką wiedzę na temat Auschwitz, tylko w oparciu o własną wyobraźnię, o to, co sądzą, co mogło się wydarzyć w obozie, jak mogły realia obozowe wyglądać, jak pewne zjawiska mogły przebiegać.

Nasuwa się pytanie, jak w takim razie czytanie fikcji, która w pewnym stopniu ociera się o fakty, może wpłynąć na odbiór takiej książki? Czy może to spowodować zniekształcenie, jakieś wypaczenie tej historii?

Jeżeli mówimy o odbiorze, czyli o tym, jak czytelnicy reagują na te książki, to one niewątpliwie dla czytelnika są atrakcyjne. Na to wpływa zapewne ta struktura książek, ta forma powieści i to, że one są pisane na ogół przez osoby związane jakoś z pracą z piórem. Te książki są atrakcyjne, ponieważ one rzeczywiście oddziałują na emocje, w nich jest wartka akcja, je się czyta łatwo, dosyć szybko. Nie chcę powiedzieć „lekko”, bo temat do tego nie uprawnia, ale w porównaniu z autentycznymi relacjami obozowymi byłych więźniów, to tak by należało powiedzieć, że to jest lektura stosunkowo prosta, w jakiś sposób odpowiadająca oczekiwaniom. Dowodem tego, że rzeczywiście te książki są przyjmowane bardzo dobrze, jest chociażby ich sprzedaż i to jak bardzo są reklamowane, to jak wiele ich wszędzie można zobaczyć. Nie tylko w księgarniach profesjonalnych, ale praktycznie wszędzie można kupić książkę, w tej chwili, z Auschwitz w tytule. Są one ogólnodostępne, dlatego że są bardzo popularne. Jeżeli natomiast zastanawiamy się, w jaki sposób tego typu literatura wpływa na odbiór Auschwitz jako miejsca historycznego, jako miejsca, w którym wydarzyło się coś niezwykle ważnego w historii ludzkości, tego typu książki w znacznej mierze fałszują historię. I nie chodzi tutaj o to, że wprowadzają fikcyjne postaci do autentycznego wydarzenia, jakim było istnienie obozu Auschwitz. Nie chodzi o to, że wprowadzają fikcyjne wydarzenia w to miejsce. Chodzi o to, że prezentują postaci, prezentują zdarzenia, które nie miałyby prawa się wydarzyć w Auschwitz takim, jakie jest nam znane z relacji byłych więźniów, ze źródeł archiwalnych i z dokumentów. W związku z czym niedoświadczony czytelnik, który weźmie do rąk książkę, chociażby „Tatuażysta z Auschwitz” czy też, „Tajemnica z Auschwitz” i na jej podstawie będzie budował sobie wyobrażenie o tym, co wydarzyło się w obozie, jak wyglądało codzienne życie więźniów, jak wyglądało codzienne życie również esesmanów, ponieważ ten wątek jest w tych książkach dosyć mocno uwypuklony, to to jego wyobrażenie będzie zupełnie niewiarygodne i zupełnie oderwane od tego, co rzeczywiście miało tutaj miejsce. Te książki wprowadzają błędną wiedzę i dla takiego czytelnika późniejsze przybycie do Muzeum, zobaczenie tego miejsca, czy przeczytanie rzeczywiście jakichś relacji byłych więźniów, będzie wywoływało na pewno duży dysonans i takie poczucie niezrozumienia tej rzeczywistości, poczucie nieadekwatności tego, czego dowiedział się wcześniej i tego, co dowiaduje się później.

W jaki sposób, w takim razie, czytelnik może samodzielnie ocenić wartość takiego tekstu? Na co ma zwrócić uwagę? I czy w ogóle warto sięgać po tego typu literaturę?

Pytanie, czy warto sięgać po takie książki, jest trudne o tyle, że różnym czytelnikom, różnym osobom przyświecają różne cele, różne potrzeby, kiedy sięgają po książki. Jeżeli ktoś chciałby dowiedzieć się czegoś o Auschwitz, zyskać rzetelną wiedzę faktograficzną, merytoryczną na temat tego wydarzenia historycznego, tego miejsca i tego zjawiska, no to z pewnością te książki nie są dobrym wyborem. Ponieważ zbudowana na tej podstawie wiedza będzie zupełnie niezgodna z tym, co się faktycznie wydarzyło. Właściwie tutaj można by wskazać na różne pola błędów, jakie w tych książkach się pojawiają. Są to nie tylko błędy czysto faktograficzne, które są, wydaje mi się, że chyba najbardziej irytujące, ponieważ zdarza się, że w tych książkach są błędnie datowane zjawiska, które właściwie, no tę wiedzę można zdobyć, sięgając, chociażby do Wikipedii i weryfikując przy użyciu internetu. Więc to nie jest to jakaś zaawansowana praca badawcza, której autor nie mógłby wykonać, a zdarzają się błędy naprawdę poważne. Na przykład data podana w książce „Czerń i purpura”, data masakry w Babim Jarze, która się nie zgadza o rok, jest rok za wcześnie, to jest już poważny błąd merytoryczny. Daty transportów, przy czym mówimy o transportach tych szczególnie istotnych. Jeżeli bohaterka książki przybywa pierwszym transportem kobiecym, transportem, który właściwie zainicjował istnienie obozu kobiecego na terenie Auschwitz, no to błędne datowanie tego transportu jest poważnym uchybieniem rażącym o tyle, że to rzeczywiście można bardzo łatwo zweryfikować, korzystając z internetu, nie trzeba tutaj się zagłębiać w literaturę. Więc tego typu błędy faktograficzne, różnej wagi i różnej skali, które czytelnikowi przekazują po prostu błędne informacje. Drugim takim obszarem, który rzeczywiście jest tutaj mocno zafałszowany, to jest tworzenie ogólnego obrazu realiów, jakie panowały w obozie. Mówienie o tym, co więźniowie w obozie na co dzień robili, jakie były ich, prawa to może za dużo powiedziane, jak wyglądała ich codzienność. Z tych książek, prawdę mówiąc, nie dowiemy się na ten temat prawie niczego. Te książki z jednej strony pokazują więźniów, którzy żyją poza strukturą organizacyjną obozu. Ci więźniowie, na przykład, nie mają stałych przydziałów do komand pracy. Albo w ogóle nie pracują, albo się nie dowiadujemy o tym, czy pracują, gdzie. Jeżeli pracują, to czasami są to stworzone jakieś samodzielne stanowiska, tak jak mamy do czynienia z „Tatuażystą w Auschwitz”, który, tak naprawdę był członkiem komanda zajmującego się przyjęciem więźniów. On nie był samotną wyspą, który zajmował się tatuowaniem na wezwanie SS, tylko był członkiem komanda kilkunastoosobowego, w późniejszym czasie nawet kilkudziesięcioosobowego, i współpracował z innymi więźniami. Miał wyznaczone godziny pracy i poza nimi nie mógł chodzić swobodnie po obozie, czy wchodzić na teren obozu kobiecego albo wychodzić poza teren obozu w ogóle. Więźniowie przedstawieni w tych książkach podejmują działalność, której podjąć by tak naprawdę nie mogli. W komandzie Puff na przykład są sceny, w których więźniarka przemierza sama trasę z obozu macierzystego do Birkenau. Wychodzi rano przed apelem, bo ma do załatwienia sprawę w Birkenau. Tego typu zdarzenia opisane w książce w czytelniku mogą budzić pewne wątpliwości, chociażby to, dlaczego więzień, który wyszedł za bramę, zwyczajnie nie uciekł. To zafałszowanie tej rzeczywistości utrudnia czytelnikowi zrozumienie tego, co tu się wydarzyło i dlaczego do tych zdarzeń w ogóle mogło dojść.
Także jeżeli czytelnik sięga po tego typu książkę po to, żeby dowiedzieć się czegoś o fakcie historycznym, jakim było Auschwitz, no to nie. Z pewnością te książki mu tego nie ułatwią, nie pomogą, a wręcz mogą zaszkodzić. Natomiast jest gros czytelników, którzy sięgają po książkę tylko po to, żeby spędzić z nią trochę czasu, żeby pożyć czyimś życiem, żeby zaspokoić potrzeby, które sztuka i literatura ma zaspokajać. Więc jeżeli czytanie ma być po prostu przyjemnością i ma pobudzać jakieś emocje, no to tak. Tylko nie można oczekiwać od tego typu książek, nie można na ich podstawie budować sobie bazy merytorycznej i oczekiwać, że dzięki nim się czegoś dowiemy albo powoływać się później na te książki, tłumacząc zjawiska obozowe. Nie można argumentować, powołując się na fakty opisane w tych książkach, próbować powiedzieć, że na przykład przecież esesmani mogli uratować więcej osób, bo tak jest opisane w książce, w „Aniele w Auschwitz”, że mogli wyprowadzać te dzieci. Więźniowie mogli pomagać sobie nawzajem w ucieczce, bo przecież w „Tatuażyście” jest to wyraźnie pokazane, że te ucieczki nie były aż takie trudne, skoro można było uciec z Auschwitz „przez przypadek”. Te książki z całą pewnością nie są dobrym źródłem wiedzy.

W gąszczu dzisiejszej literatury, w której pojawia się Auschwitz w tytule, bądź w treści, rzeczywiście trudno jest się rozeznać, zwłaszcza niedoświadczonemu czytelnikowi. Trudno jest określić, jaka jest autentyczna wartość faktograficzna, merytoryczna tego typu publikacji. To może rzeczywiście rodzić jakieś takie poczucie zagubienia. Gdybym miała doradzać czytelnikom którzy, oczywiście mówimy o czytelnikach, którzy chcą budować wiedzę na temat Auschwitz, to sugerowałabym, w pierwszym rzędzie, zapoznanie się z klasycznymi publikacjami wspomnieniowymi na temat Auschwitz, których na rynku jest mnóstwo. Właściwie pierwsze publikacje na temat Auschwitz wydawane były już w ‘42 roku. Ich kopie, reprinty są do dzisiaj dostępne na rynku księgarskim. Niemało wspomnień powstało w pierwszych latach powojennych. Są wspomnienia ojca Augustyna, są wspomnienia Seweryny Szmaglewskiej, które rzeczywiście są bardzo bliskie, bo w bezpośredniej perspektywie czasowej napisane. Z tego okresu są między innymi wspomnienia Viktora Frankla. O ile się nie mylę, Miklós Nyiszli też napisał w pierwszych latach powojennych. To są bardzo wartościowe pozycje, które rzeczywiście obrazują bardzo osobiste doświadczenie więźniów.
Kolejny taki duży wysyp książek wspomnieniowych miał miejsce w latach 60. i później praktycznie do lat 90. te publikacje się pojawiały. Jest ich bardzo wiele i naprawdę jest z czego wybierać. Czytelnik, który chciałby poznać losy dzieci, może sięgnąć po publikacje Bartnikowskiego albo Haliny Birenbaum. Czytelnik zainteresowany losem kobiet tutaj też ma bardzo duży wybór różnego rodzaju pamiętników obozowych. Są pamiętniki więźniów politycznych, są pamiętniki więźniów żydowskich, polskich, węgierskich, francuskich. Tak naprawdę każdy aspekt obozowej rzeczywistości. Więc z całą pewnością polecałabym przede wszystkim sięgnięcie do tych publikacji, bo one są autentyczne i one są rzetelne i są wiarygodne. Sądzę, że czytelnik, który ma wiedzę, z łatwością zauważy we współczesnej literaturze dotyczącej Auschwitz, zauważy pewne nieścisłości i będzie w stanie sam, przynajmniej do pewnego stopnia, ocenić, czy ta książka rzeczywiście jest napisana w sposób rzetelny, czy może raczej jest w niej sporo błędów, nieścisłości czy po prostu zmyśleń, które nijak się mają do tego wydarzenia, do tego doświadczenia, jakim było Auschwitz. Drugim takim, wydaje mi się, stosunkowo skutecznym sposobem sprawdzenia wiarygodności książki jest spojrzenie na osobę autora. Przeczytanie, nawet nie poprzednich książek, ale samej jego biografii, zapoznanie się z jego dotychczasowym dorobkiem. Co do tej pory pisał? Jak pisał? Ile pisał? Również to, jakie autor ma wykształcenie, może być istotne, chociaż i tutaj nie trudno o wpadkę, ponieważ autor książki „Czerń i Purpura” jest z wykształcenia historykiem, a mimo to nie uniknął dosyć istotnych błędów faktograficznych. Natomiast jeżeli czytamy dotychczasowy dorobek autora i okazuje się, że dany autor napisał w ciągu dwóch lat, czwartą książkę na temat Auschwitz, no to wydaje mi się, że nie mogą to być książki, które są rzeczywiście wynikiem pogłębionych badań danego tematu. Tym bardziej że jeżeli każda z nich odnosi się do innego aspektu istnienia obozu i życia więźniów w obozie. Także tutaj warto, z całą pewnością, zastanowić się i po prostu przejrzeć, co autor do tej pory stworzył, również to, jak został oceniony. Bardzo wielu autorów tych książek zawiera w swoich publikacjach takie zapewnienie, że ich celem jest upamiętnianie ofiar, jest upamiętnienie historii, jest oddanie hołdu pomordowanym, czy osobom, które były więzione w Auschwitz. Natomiast wydaje mi się, że liczba pewnych nadużyć, także sposób opisywania pewnych zjawisk, ma efekt wręcz przeciwny. Autorzy nie stronią od wykorzystywania pewnych makabrycznych zjawisk z życia obozowego, bardzo często nie tylko wykorzystują pewne takie incydenty wyjątkowo tragiczne, które miały miejsce, ale też wymyślają własne. I mam takie poczucie, że te książki w pewnej mierze nie tylko obrażają, ale ponownie dehumanizują ofiary. Jeżeli dowiadujemy się, między innymi z tekstu byłego komendanta Rudolfa Hössa, czy z tekstu Borowskiego o tym, że w obozie zdarzały się przypadki kanibalizmu, to oczywiście w książce jest to wykorzystane i wyolbrzymione. Czyli już nie dowiadujemy się o tym, że więźniowie spożywali mięso zwłok, tylko zjadają żywcem swojego kolegę. Ta makabryzacja i takie przerysowanie, przejaskrawienie pewnych incydentów, co więcej opisywanie ich w taki sposób, jakby one były obozową normą, nie tylko wypacza obraz tego, co się działo w Auschwitz, ale też wydaje mi się, że obraża ofiary. Pokazuje je w sposób taki jedno wymiarowy. Pewnym wyraźnie widocznym zjawiskiem we współczesnych publikacjach jest przesycenie ich wątkami seksualnymi. I to jest zjawisko, które chyba trudno wytłumaczyć inaczej, niż tylko próbą przyciągnięcia czytelników. Praktycznie w każdej książce tego nurtu, którą dotychczas czytałam, pojawiają się wątki seksualne. Te wątki są pokazywane w sposób taki bardzo zbrutalizowany, w taki czysto cielesny. Są dosyć wulgarne, niektóre sceny wydają się takie wręcz, prawie pornograficzne. I to jak wiele tego typu wtrętów w literaturze się pojawia, może w czytelniku budzić takie przekonanie, że potrzeby seksualne i w ogóle życie seksualne w obozie było czymś, no nieomal pierwszoplanowym, było czymś niezwykle istotnym i czymś codziennym. Tymczasem z badań zarówno medycznych, jak i badań społecznych, również z pamiętników byłych więźniów, wiemy, że stan fizyczny więźniów: wygłodzenie, wyniszczenie pracą, fatalna kondycja, choroby, oprócz tego też stałe poczucie zagrożenia życia, nieustający stres, no i warunki, jakie panowały w obozie, skutecznie tłumiły potrzeby seksualne. Takie incydenty oczywiście miały miejsce, do jakichś takich bliższych relacji między więźniami i więźniarkami zdarzało się, że dochodziło. Jednak, tak jak mówię, to były przypadki jednostkowe, incydentalne, nie stanowiły one normy. Natomiast tego typu literatura, ona wprowadza ten wątek tak, jak gdyby on był zjawiskiem pierwszoplanowym. Co jest... po prostu chyba niewłaściwe... nieeleganckie i nieodpowiednie w odniesieniu do Auschwitz. Jeżeli mówimy o współczesnej literaturze, jeżeli mówimy o budowie powieści, o wprowadzaniu wątków fikcyjnych, warto tu zwrócić uwagę jeszcze na jedną kwestię. Główni bohaterowie w tych książkach najczęściej, jak to zwykle w przypadku pierwszoplanowych postaci literackich bywa, one są uwypuklone i głównie jest uwaga skupiona na ich losie. Natomiast bardzo często elementem, którego tam brakuje, są relacje międzywięźniarskie. W obozie Auschwitz więźniowie, żeby przetrwać, musieli brać udział w takiej społecznej sieci wymiany. Ja nie mówię tutaj o wymianie materialnej, wymianie jedzenia, wymianie odzieży: ktoś coś zdobył, podzielił się z innymi. Natomiast chodzi mi tutaj przede wszystkim o wymianę informacji, o wsparcie psychiczne, po prostu o bycie częścią tej społeczności. To były najczęściej niewielkie grupy więźniarskie, które jednak w ramach tych kilku osób pomagały sobie. I to, jak wynika z relacji byłych więźniów, był klucz do przetrwania. Więzień, który w obozie był samotny, nie miał szans. Natomiast w tych książkach bardzo często postaci są pokazane jako takie właśnie samotne wyspy, które walczą w pojedynkę, które te relacje mają ograniczone do minimum i właściwie tutaj nie ma jakiegoś pogłębionego opisu tego, jak wyglądało to życie pomiędzy więźniami. Co więcej, bardzo często jest narracja prowadzona w ten sposób, że te postaci pierwszoplanowe, one występują na tle, ale to tło jest nieistotne. Tym tłem, które tutaj jest stworzone, jest masowa zagłada, jest śmierć tysięcy ludzi. Natomiast w tych książkach czytelnik skupia się przede wszystkim na losie głównego bohatera. W czytelniku rodzi się jakaś taka potrzeba, żeby ten właśnie główny bohater przetrwał, żeby jemu się udało przeżyć, żeby jego poczynania zakończyły się sukcesem. Natomiast masowa zagłada tysięcy ludzi staje się mało istotna, umyka uwadze. Taka konstrukcja powieści, która rzeczywiście każe czytelnikowi śledzić losy tylko dwójki bohaterów, którym najczęściej udaje się przeżyć. Tutaj jakaś taka potrzeba czytelnika, dążenie do happy endu, zostaje zaspokojona. Natomiast zupełnie drugoplanowe, trzecioplanowe lub zupełnie nieistotne okazuje się to, że tak naprawdę w Auschwitz nie było happy endu. Auschwitz to ponad milion zamordowanych ludzi i kolejne tysiące złamanych życiorysów. Ludzie, którzy wyszli z Auschwitz, bardzo często do końca życia zmagali się z konsekwencjami pobytu w obozie, z konsekwencjami społecznymi, zdrowotnymi, emocjonalnymi. Więc konstrukcja powieści w taki sposób, że czytelnik wychodzi z przekonaniem, że człowiek przeżył Auschwitz i dalej jego życie już musiało być piękne, jest po prostu zakłamaniem.