Brytyjscy jeńcy wojenni w pobliżu KL Auschwitz
Transkrypcja podcastu
Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST
Jednymi ze świadków zbrodni, popełnianych w obozie koncentracyjnym i zagłady Auschwitz, byli brytyjscy jeńcy wojenni, którzy zostali zmuszeni do pracy przy budowie fabryki koncernu I.G. Farbenindustrie. Plac budowy znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie obozu Auschwitz III-Monowitz i kilka kilometrów od obozu macierzystego Auschwitz I. Jeńcy brytyjscy zatrudniani byli także w kopalniach w Libiążu i Jaworznie, gdzie później powstały podobozy KL Auschwitz. O historii brytyjskich jeńców wojennych w pobliżu obozu Auschwitz opowiada dr Piotr Setkiewicz – kierownik Centrum Badań Muzeum.
Wśród więźniów niemieckiego obozu Auschwitz byli jeńcy wojenni i mówimy tutaj o historii jeńców sowieckich, ale w przestrzeni Auschwitz, ale nie w samym obozie koncentracyjnym, byli także brytyjscy jeńcy wojenni. Gdzie styka się historia Auschwitz i brytyjskich jeńców i skąd w ogóle decyzja, żeby gdzieś w pobliżu strefy obozu koncentracyjnego Auschwitz umieścić brytyjskich jeńców wojennych?
Wiązało się to z tym, że już w końcu 1942 roku niemieckie firmy, znajdujące się we wschodniej części Górnego Śląska, zaczęły odczuwać znaczący brak sił roboczych. Po prostu, z jednej strony otrzymywały one coraz to nowe zadania produkcyjne, z drugiej część zwłaszcza polskich robotników w tym czasie wysłana do Niemiec, gdzie np. górnicy pracowali w kopalniach węgla w Westfalii. Być może już wtedy dyrekcje tych firm mogłyby czy też chciałyby nawiązać kontakt z obozem koncentracyjnym Auschwitz celem pozyskania więźniów do pracy, ale wtedy było to jeszcze niemożliwe, bo w drugiej połowie ‘42 i na początku 1943 roku w Auschwitz wybuchła wielka epidemia tyfusu i obóz został zamknięty. W związku z tym fabryki te, dyrekcje kopalń rozpoczęły poszukiwania robotników poprzez Arbeitsamty – urzędy pracy, które oferowały im przydział brytyjskich jeńców wojennych, co wówczas uważano tutaj za okoliczność sprzyjającą, ponieważ zdawano sobie już sprawę z tego, że przydatność sowieckich jeńców wojennych do pracy jest niewielka z tego powodu, że oni zazwyczaj byli już bardzo wygłodzeni, wyczerpani i osiągali niską wydajność. Natomiast spodziewano się, że Brytyjczycy dobrze odżywieni będą w stanie pracować lepiej. I stąd w styczniu 1943 roku dwie niemieckie firmy tzn. firma E.V.O., która posiadała w Jaworznie cztery kopalnie plus jeszcze jeden szyb taki w budowie oraz elektrownie w fazie rozbudowy, postanowiła zatrudnić jeńców brytyjskich, z tym że okazało się, że praktycznie do Jaworzna trafili nie Brytyjczycy, ale Żydzi. Żydzi, którzy jeszcze w 1941 roku zostali wzięci do niewoli na plażach w pobliżu Aten, gdzie, niestety, brytyjski korpus ekspedycyjny ewakuując się z Grecji, niejako zapomniał o swoich żołnierzach z kompanii roboczych. Te kompanie robocze były formowane w Palestynie spośród ochotników chętnych do walki z Niemcami. Także Żydzi ci formalnie byli w dalszym ciągu traktowani przez Niemców jako jeńcy wojenni i stanowili właściwie jedyną kategorię Żydów w okupowanej Europie, którzy mogli czuć się względnie bezpieczni. Oni poprzez różne obozy jenieckie trafiali właśnie na Górny Śląsk i do Jaworzna i mniej więcej w tym samym czasie do kopalni węgla kamiennego „Janina” w Libiążu.
W tamtym okresie to nie były jeszcze miejsca związane z obozem Auschwitz, ci jeńcy brytyjscy po prostu byli siłą roboczą wykorzystywaną przez te zakłady i przez te firmy.
Tak, z tym że bardzo prędko ze względu na lokalizację tych zakładów Niemcy czy właściwie dyrektorzy owych firm zorientowali się, że zatrudnienie brytyjskich jeńców Żydów w miejscowościach znajdujących się w pobliżu obozu Auschwitz może nieść za sobą jakieś negatywne konsekwencje, co z resztą bardzo często i bardzo prędko zaczęło dawać o sobie znać, zwłaszcza w Jaworznie, kiedy to jeńcy ci zaczęli stawiać opór, zaczęli odmawiać pracy, co powodowało konflikty z niemieckim personelem nadzorczym i wreszcie dochodziło do przypadku zastrzelenia takich jeńców, którzy albo odmawiali pracy, albo widocznie uciekali się do rękoczynów, ponieważ o dwóch takich przypadkach informowana była delegatura międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Berlinie, a delegacja owego Czerwonego Krzyża przybyła na teren kopalni i domagała się, ażeby jednak Niemcy traktowali owych brytyjskich jeńców Żydów zgodnie z Konwencją Genewską. To raz. Dwa, że powodem zapewne tego zachowania jeńców żydowskich nie tylko była niechęć do pracy na rzecz Niemiec, ale też fakt czy świadomość tego, że w pobliżu znajdowały się wielkie getta w Sosnowcu, Będzinie i właśnie prawdopodobnie świadomość tego faktu, o czym zapewne byli ci jeńcy informowani przez polskich górników, którzy razem z nimi pracowali w kopalniach, powodowała ów opór. Co dało w rezultacie próbę jego zduszenia z jednej strony, z drugiej serię narzekań ze strony dyrekcji kopalń w Jaworznie, iż, jak napisano w jednym sprawozdaniu: „Te typki z Sosnowca są jeszcze bardziej niebezpieczni od sowieckich jeńców wojennych”. Żydzi z Sosnowca. Być może ów dyrektor miał na myśli fakt, iż, no, zapewne w Palestynie również mieszkali Żydzi, którzy przed wojną wyemigrowali z Polski i w dalszym ciągu posiadali czy to znajomych, czy rodziny gdzieś właśnie w rejonie gett we wschodniej części Górnego Śląska i byli świadomi ich losu. Także sytuacja ta trwała dość długo. Widać tutaj z jednej strony, dyrekcje kopalń starały się podjąć jakieś działania, żeby wzmóc dyscyplinę. Z drugiej pamiętając o tym, że mimo wszystko należy się liczyć z jakimiś interwencjami ze strony Czerwonego Krzyża, nie można było owych Żydów przymusić do bardziej wydajnej pracy. Co z resztą widać było po raportach lekarzy kopalnianych, którzy odnotowywali nadzwyczaj wysoką absencję chorobową wśród owych Żydów. Protestowali oni np. przeciwko złym warunkom pracy, przeciwko temu, iż np. nie wydaje im się odzieży roboczej czy gumowych butów do pracy w kopalniach. Rezultat był tego taki, że mniej więcej po pół roku zatrudnienia żydowskich jeńców dyrekcje obu tych firm i z Jaworzna, i z Libiąża po serii zażaleń ostatecznie wniosły o wymianę żydowskich – brytyjskich jeńców na „aryjskich Brytyjczyków”, jak to sformułowano w dokumentach, spodziewając się, że przyniesie to znaczący wzrost wydajności.
Czy przyniosło?
Wprost przeciwnie. To znaczy brytyjscy jeńcy od początku właściwie swojego pobytu w obu tych miejscach zaczęli bardzo gwałtownie protestować przeciwko zatrudnianiu ich w kopalniach. Już na wstępie np. w Libiążu 41 z nich się zgłosiło do lekarza, twierdząc, że braki w uzębieniu dyskwalifikują ich do pracy w kopalni. Wreszcie doszło do szeregu zdarzeń, które no właściwie nie mieściły się w głowach niemieckiemu nadzorowi, zwłaszcza w kopalni w Jaworznie, gdzie to np. pewien niemiecki sztygar uderzył brytyjskiego jeńca, który rzekomo na niego wrogo spojrzał. W rezultacie ów jeniec oraz pozostali jeńcy rzucili się na tego Niemca i doszło do, jak napisano w sprawozdaniu, do dzikiej bijatyki pewnie z opłakanym skutkiem dla tegoż to rębacza. Po czym ponownie następuje cała seria pism, w których wymienia się, iż jeńcy brytyjscy nie chcą pracować. Jeden z nich np. otwarcie powiedział, że on nie będzie pracował na rzecz Niemiec. Dochodziło nawet, co ciekawe, do pewnych konfliktów z polskimi górnikami zatrudnionymi w tych kopalniach, ponieważ ich to, szczerze mówiąc, chyba denerwowało, że oni muszą pracować ciężko, a obok Brytyjczycy sobie siedzą i nic nie robią. Jest takie zdarzenie opisane w jednym raporcie, kiedy to polski górnik zirytowany tą sytuacją doniósł na brytyjskiego jeńca, który sobie gdzieś tam siedział na przodku i palił papierosa. Okazało się wszak, że inny Polak z kolei poinformował owego jeńca nazwiskiem Swan, kto na niego doniósł i jeniec pobił tego Polaka, przewrócił go i kopał, także to powodowało, rzecz jasna, ogromne zamieszanie w miejscach pracy. Nie bardzo Niemcy wiedzieli, jak sobie z tym problemem poradzić. Tzn. był taki pomysł, żeby zorganizować karne kompanie dla tychże jeńców, którzy szczególnie bumelowali. Pomysł ten nie został zaakceptowany, ponieważ kierownictwo Centralnego Obozu Jenieckiego w Łambinowicach stwierdziło, że nie, takich karnych kompanii nie można organizować w obozach jenieckich. Więc starano się np. obcinać im przydziały żywności, tudzież zabierać bony żywnościowe, które teoretycznie mogli oni wymieniać na różne artykuły w kantynie obozowej. Ale Brytyjczykom na tym nie zależało, szczerze mówiąc, ponieważ otrzymywali dość obfite paczki z domu poprzez Czerwony Krzyż. Wreszcie taka wręcz kuriozalna historia z Jaworzna, kiedy to pewien dyrektor wpadł na pomysł, że można wzmóc wydajność pracy brytyjskich jeńców, zakazując bumelantom wyjść do kina, to oczywiście też nic nie dało. Efekt był tego wszystkiego taki, że miej więcej w sierpniu 1943 roku zaczęto domagać się zabrania brytyjskich jeńców wojennych z tychże fabryk i sprowadzenia na ich miejsce więźniów obozu koncentracyjnego Auschwitz. Stąd ci więźniowie, którzy np. trafili do Jaworzna czy Libiąża, znajdowali na pryczach w barakach, które zostały zbudowane początkowo właśnie dla brytyjskich jeńców wojennych, jakieś tam napisy świadczące o tym, że wcześniej w miejscach tych mieszkali Żydzi. Wszystko to zostało formalnie załatwione w sierpniu – wrześniu 1943 roku, kiedy to większe grupy więźniów trafiły i do Libiąża, i do Jaworzna. Zysk dyrekcji kopalń był taki, iż stawki za pracę więźniów były stanowczo niższe niż stawki za wynajem jeńców wojennych. To raz, a dwa, że w tych samych barakach, w których mieszkało np. 300 Brytyjczyków, można było ich zdaniem umieścić 900 więźniów obozu koncentracyjnego Auschwitz.
Tu sytuacja wygląda zatem tak, że ze względu na niską przydatność do pracy brytyjskich jeńców wojennych firmy niemieckie zdecydowały się na sięgnięcie po więźniów obozu koncentracyjnego, ale kontaktu pomiędzy tymi Brytyjczykami i więźniami Auschwitz nie było. Zupełnie inna sytuacja rozgrywa się znacznie bliżej obozu Auschwitz, czyli przy budowanej fabryce koncernu I.G. Farbenindustrie, która także korzystała z pracy jeńców brytyjskich, jednocześnie korzystając z siły roboczej więźniów Auschwitz.
Tak, tutaj sytuacja wydaje się nieco zagadkowa, ponieważ w 1943 roku dyrekcja fabryki I.G. Farben w Auschwitz właściwie mogła spodziewać się, że zapotrzebowanie na robotników budowlanych zostanie pokryte w każdym właściwie wymiarze ze strony obozu koncentracyjnego. Tak by się mogło wydawać, aczkolwiek w praktyce pomimo tego, iż bardzo wielu więźniów, zwłaszcza Żydów w tym okresie, trafiało do Auschwitz, to jednak wielu z nich było chorych, wyczerpanych, znajdowało się w szpitalach. Wreszcie znaczna część więźniów w Auschwitz zatrudniana była na potrzeby samego obozu, zwłaszcza dla rozbudowy czy to Auschwitz, czy Birkenau, w związku z tym nie było tak do końca prawdą, iż I.G. Farben może liczyć na dowolne dostawy więźniów do pracy w przebudowie fabryki. Ostatecznie I.G. Farben imała się wszelkich środków, ażeby pozyskać więźniów, jeńców wojennych czy robotników przymusowych ze wszystkich możliwych źródeł i stąd w 1944 roku np. sytuacja taka, iż na placu budowy fabryki pracowało ogółem około 30 000 ludzi, z czego część niemieckich robotników, specjalistów, majstrów, poza tym bardzo wielu polskich robotników przymusowych, ale też robotników z wielu innych krajów europejskich, plus około 10 000 więźniów obozu Auschwitz oraz tysiąca, a później około 700 brytyjskich jeńców i różne jeszcze kategorie robotników przymusowych, także widać wyraźnie, że potrzeby I.G. Farben były wielkie i w sytuacji kiedy okazywało się, że jest do dyspozycji jakaś grupa, jakakolwiek właściwie, robotników, którzy mogą być brani pod uwagę dla wzmocnienia załogi budowlanej I.G. Farben w Auschwitz, to dyrekcja fabryki korzystała z tego i występowała o ich zatrudnienie. Stąd pewnie owi Brytyjczycy trafili do Monowic, z tym że właściwie charakter ich pracy nie odbiegał od zatrudnienia więźniów obozu koncentracyjnego czy jakichś robotników przymusowych. To była ciężka praca przy łopatach, przy przeładunku piasku, żwiru, kopaniu fundamentów, budowie dróg itd. Fakt pozostaje faktem, iż we wrześniu 1943 roku pierwsze grupy owych brytyjskich jeńców trafiły do Monowic i właściwie znowu od początku również dyrekcja fabryki zaczęła mieć problemy z utrzymywaniem dyscypliny. Na wstępie delegacja brytyjskich jeńców udała się do kierownictwa obozu, w którym jeńców tych zakwaterowano i stwierdzili oni, że Brytyjczycy, że nie chcą pracować przy budowie fabryki, która ostatecznie ma produkować benzynę lotniczą, czyli jest to fabryka zbrojeniowa, a Konwencja Genewska zakazuje wykorzystania więźniów czy jeńców wojennych przy produkcji zbrojeniowej. Po czym kierownik – Lagerführer tego obozu wyciągnął z kabury pistolet położył go na stole i wskazując na niego stwierdził: „Oto jest moja Konwencja Genewska. Jak nie chcecie tutaj pracować, to znajdziecie się w kopalniach węgla kamiennego”. Tutaj właściwie jeńcy właściwie żadnego wyboru nie mieli. Musieli w Monowicach podjąć pracę.
Jeńcy pracują podobnie jak więźniowie, jak różni robotnicy przymusowi, ale ze względu na ich status – brytyjskiego jeńca wojennego – ich sytuacja i warunki życia są chyba nieco odmienne, na pewno odmienne od więźniów Auschwitz, ale też odmienne od innych grup, które też obecne są na placu budowy.
Tak, tzn. z jednej strony, rzecz jasna, sytuacja ich była znacząco gorsza od robotników przymusowych, których swoboda poruszania się właściwie była ograniczona do terenu fabryki i ewentualnie miasta Oświęcimia. Z tym że właściwie trudno byłoby sobie wyobrazić, co francuscy robotnicy przymusowi czy ostarbeiterzy ze Wschodu mogliby robić w mieście, bo można tam było co najwyżej pójść do kina czy do jakiejś restauracji, natomiast generalnie miejsca tego nie mogli opuszczać bez specjalnej zgody tzn. na stacji kolejowej nie wydano by im biletów. Więc tutaj o tyle sytuacja Brytyjczyków była gorsza, ponieważ byli oni rzecz jasna strzeżeni, jako jeńcy wojenni, przez żołnierzy niemieckich z Wehrmachtu. Niemniej z drugiej strony Brytyjczycy nie cierpieli głodu, czy też racje żywnościowe, które były im wydawane, co prawda równie skromne i podłej jakości, jak dla innych robotników przymusowych, były jednak znacząco uzupełniane przez żywność, która trafiała do obozu dla Brytyjczyków poprzez paczki Czerwonego Krzyża. Były one dość obfite, a przede wszystkim zawierały artykuły, które były kompletnie właściwie nieobecne na czarnym rynku tutaj w pobliżu Oświęcimia, czyli dobrej jakości papierosy, czekoladę. Posiadając takie produkty, owi Anglicy mogli wymieniać je, nieoficjalnie, na terenie fabryki, bo było to właściwie nie do upilnowania. Teren fabryki był ogromny, a morale strażników z Wehrmachtu, jak narzekał zastępca dyrektora fabryki Faust, było niskie. W związku z tym za tam kilka tabliczek czekolady można było na czarnym rynku tutaj właściwie kupić wszystko. Stąd jeśli tutaj brytyjscy jeńcy narzekali, że np. jakość chleba była zła, bo w smaku on przypominał mieszaninę trocin i siekanych kasztanów, to w praktyce posiadając dostęp do owych dóbr rzadkich, byli w stanie uzupełnić swoje racje żywnościowe tak, że nie cierpieli głodu. Co więcej, mogli dzielić się z np. więźniami obozu koncentracyjnego tą żywnością, którą wydawano Brytyjczykom oficjalnie i której po prostu oni nie chcieli spożywać, np. zupę ze względu na jej dziwaczny smak i okropny zapach.
O kontakty z więźniami z Auschwitz chcę jeszcze zapytać osobno, ale kiedy mówimy o warunkach życia brytyjskich jeńców, mówimy też o pewnym obozie, który został dla nich stworzony. Oni byli skoszarowani przy terenie fabryki w tym jednym z obozów barakowych stworzonych przez I.G. Farben. Co my wiemy tym obozie, o jego strukturze, o warunkach tam panujących?
Warunki, jak się wydaje w obozie nr 8 – Karpfenteich, były stosunkowo dobre, tzn. możemy ocenić to na podstawie liczby baraków i miejsca, które Brytyjczycy otrzymywali do dyspozycji. To bardzo charakterystyczne dla wszystkich tych 11 w sumie obozów barakowych, które I.G. Farben zbudowało dookoła fabryki w Oświęcimiu – Monowicach. Ponieważ wiedząc, jaki był stan owych obozów i jaka była powierzchnia baraków, możemy stwierdzić, jakie w obozach tych były warunki, a były takie, iż odpowiadała ich gradacja hierarchii – powiedziałbym – rasowej obowiązującej w nazistowskich Niemczech. Czyli na przykład w barakach dla niemieckich robotników każdy z takich robotników miał do dyspozycji około 8 metrów kwadratowych w takim baraku. Natomiast w barakach dla brytyjskich jeńców ta powierzchnia przypadająca na jednego jeńca była mniej więcej o połowę mniejsza, ale podobna lub nawet nieco większa niż z kolei w barakach dla robotników przymusowych. Pod tym względem przyjemniej warunki nie były najgorsze, były tam latryny, dość ohydne, tak jak podkreślają jeńcy brytyjscy w swoich zeznaniach. Niemniej porównując wszystkie te czynniki, które zdecydowały o standardzie życia w obozie jenieckim, nie było to miejsce, o którym można powiedzieć, że szczególnie było odczuwane źle przez jeńców brytyjskich. Taki był po prostu standard dla różnych grup robotników przymusowych w Auschwitz – Monowitz, czy to dla Polaków, czy to dla ostarbeiterów, czy nawet dla Francuzów, Belgów, którzy w tych obozach przebywali.
Istnieje np. taka fotografia pokazująca drużynę piłkarską jeńców brytyjskich w Monowicach.
To nawet cała seria fotografii zapewne takich propagandowych, tzn. poprzez paczki Czerwonego Krzyża Anglicy zdołali otrzymać komplet strojów piłkarskich. Nawet starali się je upodabniać do koszulek reprezentacyjnych, poszczególnych części Wielkiej Brytanii. Czyli była drużyna, to jest widoczne na owych zdjęciach, walijska, szkocka czy angielska. Chociaż oczywiście wśród więźniów Auschwitz – Monowitz byli też przedstawiciele innych krajów przynależnych do wspólnoty brytyjskiej narodów, czyli Nowozelandczycy, jeńcy z Południowej Afryki. Było też tam kilku Żydów, co ciekawe, którzy nie wiadomo w jaki sposób tam znaleźli się akurat w tej grupie skierowanej do Auschwitz, ale niemniej byli to znowu chyba jedyni Żydzi w Auschwitz, którzy w czasie wojny mogli czuć się w miarę bezpiecznie.
Jak wyglądały kontakty brytyjskich jeńców wojennych pracujących na terenie fabryki I. G. Farben i więźniów obozu koncentracyjnego Auschwitz?
Wiemy o tym głównie z trzech źródeł. Pierwsze to relacje czy zeznania brytyjskich jeńców, bardzo dobre, interesujące zostały złożone po wojnie, w trakcie procesów w Norymberdze. Poza tym z relacji samych więźniów, którzy takie kontakty z jeńcami brytyjskimi utrzymywali. I wynika z nich, że Brytyjczycy zachowywali się w taki sposób, iż wtedy, kiedy była ku temu możliwość, tzn. kiedy jeńcy pracowali w miejscach nieopodal z kolei miejsc pracy więźniów obozu koncentracyjnego, wtedy dochodziło do jakichś kontaktów. Było to możliwe, ponieważ np. Brytyjczycy mogli przekupić strażników papierosami, to się zdarzało nagminnie. O tym wiemy chociażby z narzekań i raportów dyrekcji fabryki. Otrzymawszy zgodę na zbliżenie się do miejsca pracy komanda więźniów, tacy jeńcy mogli np. czy to częstować ich papierosami, czy podawać im żywność. Względnie kiedy była obawa, iż w ich pobliżu pojawi się jakiś esesman, wtedy to ci jeńcy zostawiali gdzieś tam kociołki z jedzeniem po to, żeby więźniowie z kolei obozu mogli taki kociołek z zupą sobie zabrać. Było to dość częste i nagminne. I chwała za to brytyjskim jeńcom, że postępowali w ten sposób, co oczywiście irytowało Niemców i w takim raporcie znowu wicedyrektora Fausta mowa jest o tym, że ci jeńcy rozdają papierosy, czekoladę i inne artykuły, o zgrozo, również więźniom obozu koncentracyjnego. Trzecim takim źródłem, co ciekawe, są meldunki karne, które wystawiano w sytuacji, kiedy to schwytano więźnia obozu koncentracyjnego na popełnianiu jakiegoś wykroczenia. I tam często mowa o tym, że dany więzień został ukarany, ponieważ siedział z jeńcami brytyjskimi i palił z nimi papierosy, w związku z tym musiał być tymi papierosami jakoś częstowany, albo np. został schwytany więzień, który niósł ze sobą kociołek z zupą z obozu, przydzielaną dla brytyjskich jeńców wojennych. I więzień ten stwierdził, że tę zupę Brytyjczykom ukradł. I to znowu dość charakterystyczne, ponieważ właściwie zawsze w takich sytuacjach, gdy schwytano więźnia posiadającego ze sobą jakieś produkty żywnościowe dla niego nieosiągalne, czyli np. biały chleb, zawsze właściwie więźniowie twierdzili, że ten chleb ukradli. To raczej niemożliwe wydaje się i najprawdopodobniej chleb ten otrzymywali od np. robotników cywilnych czy jeńców i starali się w ten sposób mówiąc, że ów chleb ukradli, nie dopuścić do tego, żeby ich dobroczyńca został ukarany. Te kontakty były dość spore i częste, również w meldunkach karnych mowa jest o tym, np. że złapano jakiegoś więźnia, który krążył w pobliżu kuchni czy miejsca wydawania posiłków dla brytyjskich jeńców, albo wałęsał się wśród brytyjskich jeńców i żebrał o chleb. Co oznaczało, że więźniowie obozu wiedzieli, że można się spodziewać od Brytyjczyków, iż dadzą im coś do jedzenia.
Czy jeńcy brytyjscy mieli świadomość tego, co dzieje się w obozie Auschwitz? Czy z ich powojennych racji wynika świadomość tego czym był Auschwitz – obóz położony w niedalekim sąsiedztwie fabryki I.G. Farben?
Z pewnością tak. To właśnie wynika z zeznań Brytyjczyków złożonych przed trybunałem w Norymberdze. To raz. Dwa, z pewnością pracując na terenie fabryki wraz z więźniami obozu koncentracyjnego, musieli zauważyć, co dzieje się w komandach więźniów, tzn. jak więźniowie są traktowani, jak są bici przez kapów, przez esesmanów, niekiedy również zabijani. Ci z nich, którzy znali przynajmniej trochę polskich czy niemieckich słów, mogli się z więźniami obozów w takich sytuacjach nieformalnych jakoś tam porozumieć. No i wreszcie jeńcy brytyjscy, tak jak wszyscy mieszkańcy Oświęcimia i owych obozów dla robotników przymusowych, wiedzieli, co dzieje się po drugiej stronie rzeki w odległości mniej więcej 5 km od fabryki, kiedy to mogli codziennie właściwie zaobserwować nad horyzontem chmury dymu unoszące się z krematoriów czy też czuć okropny zapach palonych zwłok. Także tutaj nie ma wątpliwości, że jeńcy ci zdawali sobie z tego sprawę. Informowali o tym, przynajmniej jeden jest taki przypadek, o którym wiadomo, przedstawicieli Czerwonego Krzyża, aczkolwiek właściwie tutaj bez żadnego efektu. To nie jest tak, że brytyjscy jeńcy jako pierwsi niejako dopiero musieli poinformować czy to Czerwony Krzyż, czy generalnie rzecz biorąc państwo zachodnie o tym, że w Auschwitz ma miejsce zagłada Żydów, bo działo się to w lecie 1944 roku, kiedy na Zachodzie taka świadomość była powszechna. Niemniej też trzeba docenić takie próby, iż jeńcy usiłowali tę wiedzę przekazywać w kierunku państw alianckich.
Pewnym paradoksem, który widać w tej historii, jest to, że w tych obozach jenieckich zarówno w Jaworznie, w Libiążu, jak i w Monowicach byli brytyjscy Żydzi. Paradoksalne jest to, że kiedy Trzecia Rzesza robi wszystko, zwłaszcza w roku ‘44, żeby tych ostatnich Żydów, których oni mogą w swoje ręce dostać, zamordować w komorach gazowych w Auschwitz. Ten status brytyjskiego jeńca sprawia, że oni byli, tak jak wspomniano, bezpieczni.
Wcześniej władze niemieckie usiłowały, zdając sobie sprawę z tej, z ich punktu widzenia, nienormalnej niejako sytuacji, kiedy to Żydzi w ramach ostatecznego rozwiązania są masowo mordowani w różnych miejscach, obozach zagłady również. A z drugiej strony na terenie Niemiec przebywają sobie Żydzi, którzy nie mogą być w ten sam sposób traktowani, ponieważ są oni chronieni postanowieniami konwencji międzynarodowych podpisywanych również przez Niemców. Niemniej Niemcy starali się w pewnym momencie zrobić coś w tym kierunku, żeby no jakoś pokazać, że Żydzi – jeńcy wojenni powinni być traktowani gorzej, np. przede wszystkim oddzielać ich od pozostałych jeńców brytyjskich, zapewne z myślą o umieszczeniu ich w jakichś innych obozach, gdzie ci Żydzi byliby traktowani gorzej, itd. Spotkało się to z bardzo zdecydowaną reakcją ze strony Brytyjczyków, Spotkało się to z bardzo zdecydowaną reakcją ze strony Brytyjczyków, którzy odpowiadając na takie informacje, stwierdzili, że w takim układzie również podejmą stosowne retorsje, kroki wobec niemieckich jeńców wojennych, którzy znajdowali się w ich rękach. Także dość prędko Niemcy się z takich pomysłów wycofali i właściwie do końca wojny ci nieliczni Żydzi, bo oczywiście nie było ich wielu, wśród tych mas brytyjskich jeńców wojennych, mogli czuć się w miarę bezpiecznie.
O tym, co stało się z obozami w Jaworznie, Libiążu mówiliśmy. Fabryka wymieniła brytyjskich jeńców na więźniów obozu koncentracyjnego. A co stało się z obozem dla jeńców w Monowicach?
W Jaworznie pozostała pewna grupa Anglików właściwie do samego końca, tutaj w osobnym obozie byli oni przetrzymywani i w pewnym momencie nawet dyrekcja fabryki zaczęła doceniać ich umiejętności, tzn. stwierdzono, że generalnie kiedy wyprowadza się ich do pracy w masie, w takiej większej grupie, to wydajność ich jest zaskakująco niska. Ale jeśli by im wyznaczyć jakieś zadania wymagające pewnego namysłu czy też inteligencji, to nawet skutki nie są takie złe, prawda, co jako żywo przypomina zachowanie brytyjskich jeńców z chociażby ze znanego filmu czy też książki „Most na rzece Kwai” prawda. Natomiast generalnie rzeczywiście zatrudnienie więźniów – jeńców brytyjskich w Jaworznie do końca wiązało się ze znacznymi problemami. Natomiast znaczna grupa brytyjskich jeńców w Monowicach została tam już właściwie do końca, tzn. do stycznia 1945 roku i wtedy zostali ewakuowani pieszo w marszach na zachód do obozów jenieckich w Niemczech i dopiero tam doczekali wyzwolenia.