Blok nr 10 w Auschwitz I
Transkrypcja podcastu
Posłuchaj na: SPOTIFY | APPLE PODCAST
Posłuchaj na: SPOTIFY, APPLE PODCAST, YOUTUBE.
Blok 10 był szczególnym miejscem w historii obozu Auschwitz. Zanim przejdziemy do szczegółów, określmy, gdzie dokładnie się znajdował, jak wyglądał ten szczególny budynek.
Blok został częściowo wybudowany już w okresie, kiedy teren późniejszego obozu Auschwitz należał do Wojska Polskiego, czyli były to koszary Wojska Polskiego. Wówczas był budynkiem parterowym. Kiedy wiosną 1940 roku budynki koszarowe zostały przejęte przez SS i rozpoczęto organizację obozu, rozbudowa, a w tym nadbudowa pięter była tym podstawowym pierwszym planem, jeżeli chodzi o działanie obozu. I w takich okolicznościach właśnie to piętro zostało nadbudowane. Dlatego widząc różne budynki na terenie byłego obozu Auschwitz, zauważymy, że niektóre mają piętra podzielone na mniejsze pomieszczenia, a niektóre mają właśnie takie obszerne sale po dwóch stronach korytarza. I właśnie tak wygląda blok numer 10. Kiedy obóz został założony, ta pierwotna numeracja była inna i miał on numer 12. Po rozbudowie obozu, po dobudowaniu ośmiu kolejnych budynków, numerację zmieniono i w takich okolicznościach stał się blokiem numer 10. Pierwsi więźniowie, którzy zostali tam umieszczeni, to byli mężczyźni. Mężczyźni przywiezieni w pierwszych transportach. Wiosną 1942 roku wybudowany został mur oddzielający 10 budynków w ostatnim szeregu i umieszczone tam zostały kobiety. Budynki od pierwszego właśnie do dziesiątego były tym pierwszym Frauenlager, czyli obozem dla kobiet. Więźniarki przebywały tam do początku sierpnia ‘42 roku, kiedy to zostały przeniesione do Birkenau i ponownie te budynki zostały włączone do obozu i przebywali w nich mężczyźni. Widzimy, że właściwie do kwietnia ‘43 roku ten budynek ma takie same przeznaczenie jak większość budynków więźniarskich. Więźniowie różnych narodowości są tam umieszczani, pracują w różnych komandach. I nic do tego momentu go z tej struktury nie wyróżnia.
Jakie były okoliczności rozpoczęcia eksperymentu w bloku dziesiątym i jakiego rodzaju były to eksperymenty?
Zainteresowanie naukowców niemieckich wykorzystaniem więźniów obozu dla swoich celów właściwie miało miejsce od początku funkcjonowania obozu. Pamiętamy, że pierwsze zostały założone na terenie Niemiec. I później cała sieć rozwijała się wraz z sukcesami militarnymi. Później zresztą, też już w czasie klęsk wojennych, w dalszym ciągu sieć obozów była niezbędna dla funkcjonowania gospodarki Trzeciej Rzeszy, więc praca więźniów to był podstawowy element, który państwo niemieckie czerpało z obozów. Ale mając zebranych więźniów w takiej różnorodności, osadzonych zresztą w obozie wyrokiem sądu, uznano, że pewne elementy związane z różnymi kwestiami medycznymi mogą znaleźć tam swoją realizację. W normalnych warunkach istotnym elementem jest zgoda osoby, która jest poddawana eksperymentowi. W obozach koncentracyjnych takiej zgody nie trzeba było. Mało tego, więźniom nie tłumaczono, nie wyjaśniano, czemu służy ten eksperyment, czy on wpłynie w jakikolwiek sposób na ich zdrowie? Jakie będą konsekwencje w przeciągu tygodnia, miesiąca czy nawet 10 lat ich życia? W związku z tym naukowcy związani z różnymi placówkami badawczymi, ale również z uniwersytetami, starali się o uzyskanie zgody na właśnie różnego rodzaju eksperymenty. Jeżeli chodzi o sterylizację, było to zagadnienie obecne w Trzeciej Rzeszy. Wiązało się z różnymi planami społecznymi przedstawionymi, wprowadzanymi przez nazistów po objęciu władzy w 1933 roku. Była to kwestia eutanazji, kwestia właśnie przymusowej sterylizacji. Tematy te były bardzo żywo odbierane w społeczeństwie niemieckim, stąd obozy koncentracyjne, gdzie nie było możliwości takiej reakcji, były dla pewnych spraw bezpieczniejsze. No i właśnie sterylizacja, która wiązała się nie tylko z osiągnięciem takiego stanu czystości społeczeństwa niemieckiego, pozbycia się tego tak zwanego „życia, niegodnego życia”, ale również miała uwzględniać jeszcze jeden element związany właśnie z planami Trzeciej Rzeszy, tymi perspektywicznymi, jakim był podbój Wschodu, terytorium Europy Wschodniej. I tutaj ten plan zakładał, że kolonizacja ma odbywać się w sposób bardzo taki uporządkowany i bardzo rozciągnięty w czasie. Nie tylko zasiedlanie tych terenów przez Niemców, ale wykorzystanie ludności tamtejszej jako siłę roboczą przy bardzo rozbudowanej sterylizacji, która ma doprowadzić, że w perspektywie pokoleń tereny te będą po prostu czyste etnicznie, zasiedlone przez Niemców. Ten temat się pojawiał, ale do właściwie ‘42 roku jakoś nie był mocniej podejmowany. I właśnie w lipcu ‘42 roku do Berlina został zaproszony profesor Carl Clauberg, zaproszony przez Reichsführera SS Heinricha Himmlera. Obecny na tym spotkaniu był również Ryszard Glücks, który odpowiadał za administrowanie obozami koncentracyjnymi i profesor Karl Gebhardt. Profesor Clauberg był bardzo znanym ginekologiem, znanym szczególnie z metody, którą opracował, która pomagała, była skuteczna w przypadku leczeniu niepłodności. Dał się poznać esesmanom przy okazji leczenia żony jednego z oficerów SS. To małżeństwo długo starało się o potomstwo. I właśnie metoda zaproponowana przez Clauberga przyniosła pozytywny efekt. Stąd w środowisku ta radosna wiadomość szybko rozeszła się i poproszono Clauberga właśnie na spotkanie. Podejrzewał, że tematem tej rozmowy będzie właśnie demografia Niemiec, szczególnie państwa, które w tym czasie było w stanie wojny. W związku z tym, z naturalnych powodów, liczba urodzeń spadała. Tymczasem Himmler miał zupełnie inną propozycję dla Clauberga, mianowicie przedstawienia sposobu masowej sterylizacji, możliwie najprostszymi środkami. Zaproponowano, aby miejscem eksperymentowania był obóz koncentracyjny i tutaj, właściwie już w tym momencie uwaga została skierowana na Auschwitz. Dlaczego na Auschwitz, a nie na Ravensbrück? Przecież w tym czasie już działał ten obóz. Otóż w tym czasie profesor Clauberg kierował kliniką w Königshütte, czyli obecnie jest to Chorzów. Miał tam swoją siedzibę, tam mieszkał. W związku z tym przemieszczanie się na trasie Königshütte Auschwitz było zdecydowanie łatwiejsze niż jazda do Ravensbrück, szczególnie, że w marcu 42 roku został założony na terenie obozu Auschwitz oddział kobiecy. W związku z tym można było takie prace rozpocząć i właśnie w grudniu ‘42 roku, w Birkenau dokładnie, jeden z baraków zostaje przystosowany do potrzeb profesora Clauberga. I tam pierwsze eksperymenty rozpoczynają się. Jednakże warunki w Birkenau były niezwykle trudne, prymitywne. Obóz był w trakcie budowy. Nie było kanalizacji, nie było dróg. I z tego powodu uznano, że lepszym miejscem będzie inny budynek, właśnie na terenie obozu macierzystego, gdzie te wszystkie warunki, które się wydają takie banalne, ale tak naprawdę jeżeli mówimy tutaj o eksperymencie, jak pewnych działaniach medycznych, są dosyć istotne. I w takich okolicznościach właśnie blok 10 został wybrany. Jak popatrzymy na teren obozu Auschwitz, to jego lokalizacja wcale nie jest taka dobra, bo znajduje się tak w głębi obozu, dosyć daleko od bramy głównej z napisem „Arbeit macht frei”. Na dodatek tuż obok jest blok 11, który był aresztem obozowym. W związku z tym, no, nie jest to taka najszczęśliwsza lokalizacja. Należy przypuszczać, że wybrano ten blok, ponieważ też chciano w pewnym sensie utrzymać swego rodzaju tajemnicę. Jeżeli chodzi o to, co działo się w tym bloku, jak długo się dało, jak długo to było możliwe. Druga kwestia - fakt, że obok był blok 11, areszt obozowy i pełniący tam służbę esesmani, też gwarantował lepszy dozór tego budynku. I w takich okolicznościach Clauberg urządził swoją pracownię, przeniósł właściwie swoją pracownię z Birkenau do obozu Auschwitz. Clauberg postanowił wykorzystać substancje chemiczne. Zresztą już w leczeniu niepłodności te metody, które stosował właśnie z takim sukcesem, też wykorzystywał wiele farmaceutyków, więc kontakty z firmą Schering Werke miał już dosyć ustabilizowane. I tym sposobem jeden z chemików miał przygotować dla niego specjalną mieszankę. Eksperyment miał mieć kilka etapów. W pierwszym etapie, podczas rutynowego badania ginekologicznego, miał być wstrzyknięty właśnie roztwór do narządów rodnych, który miał powodować sklejanie się jajowodów. Wprowadzana była substancja irytująca, drażniąca i ten efekt miał być osiągnięty. Drugim etapem, po kilku tygodniach, miało być znowu wprowadzenie innej substancji, tym razem z kontrastem. I podczas prześwietlenia rentgenowskiego widoczne było, że faktycznie ta niedrożność, to sklejenie, została uzyskana. Bywało, że niektóre więźniarki jeszcze brały, uwzględniane były do trzeciego etapu, podczas którego raz jeszcze wprowadzano substancję, widząc, że rzeczywiście ten pożądany efekt był uzyskany. Chemikiem, który przygotowywał substancję, był Johannes Goebel, przedstawiciel firmy Schering Werke. Już właściwie w czerwcu ‘43 roku, czyli dosyć szybko, Clauberg przygotował raport ze swoich badań. Napisał, że potrzebują jeszcze wiele usprawnień, wiele poprawek, ale już w tym momencie może stwierdzić, że z pomocą personelu medycznego jest w stanie wysterylizować dziennie 1000 kobiet, więc jest to liczba rzeczywiście bardzo duża i świadcząca o tym, że powodzenia wprowadzania tych substancji były w ogromnym procencie. Ile więźniarek dziennie przebywało w bloku numer 10? Wiemy, na podstawie dokumentów, które się zachowały, mianowicie to były takie tygodniowe zestawienia, miesięczne właściwie zestawienia więźniarek. I jeżeli chodzi o blok 10 one są określone jako więźniowie dla celów doświadczalnych: „Haftlinge fur Versuchszwecke”. I liczba, którą widzimy w tym dokumencie, waha się od 200 do nawet 320, plus personel medyczny – 22 osoby. To bardzo ważna grupa, do której za chwileczkę przejdziemy. Widać więc, że ta grupa testowa była właściwie spora. Jak długo więźniarki tam przebywały? W zależności od przebiegu eksperymentu, mogło to być kilka tygodni, dni. W przypadku innych, taki pobyt mógł trwać nawet kilka miesięcy. Do lipca ‘44 roku, czyli następnego roku, Clauberg pozostał w bloku numer 10. Kiedy na terenie tak zwanego Lagererweiterung, czyli przedłużenia obozu, wybudowane zostały kolejne budynki, budynek numer 1 został przeznaczony właśnie dla celów eksperymentalnych i tam przeniósł się ponownie. I przebywał tam właściwie do ewakuacji obozu. Przed ewakuacją zabrał materiały i przeniósł się do Ravensbruck, gdzie w dalszym ciągu kontynuował eksperymenty.
Obok Carla Clauberga w bloku 10, w związku z eksperymentami nad sterylizacją, działał też Horst Schumann.
Tak. Okazuje się, że szukano różnych metod. Dlaczego? No prawdopodobnie Schumann gdzieś już dał się poznać jako ten, który jest zainteresowany różnymi sprawami związanymi właśnie z eugeniką. Był przecież kierownikiem zakładu eutanazyjnego w Grafeneck, później w Sonnenstein. I w Auschwitz był po raz pierwszy w ‘41 roku. W lipcu komisja miała wybrać grupę więźniów uznanych za niezdolnych do pracy. Mieli być wybrani ze szpitala obozowego. Oficjalnie powiedziano tym więźniom, że zostaną przeniesieni gdzieś, gdzie warunki będą lepsze. Tymczasem po prostu ci nierokujący wyzdrowienia, zostali przeniesieni, duża grupa, ponad 500 osób do Sonnenstein, gdzie po prostu zostali zamordowani tlenkiem węgla. Schumann miał rozległe zainteresowania, był lekarzem, też był doktorem medycyny i z tego względu zaproponował metodę uwzględniającą promienie rentgenowskie. W tym celu w baraku numer 30 w Birkenau, w tym samym, w którym zaczynał eksperymentować Clauberg, został zamontowany aparat rentgenowski, specjalnie przystosowany do jego potrzeb. I o ile Clauberg do swoich celów wybierał kobiety, w przypadku Schumanna ofiarami eksperymentów byli również mężczyźni. Więźniowie byli doprowadzani do baraku, następnie narządy rodne były naświetlane. Dla Schumanna istotną kwestią była wielkość wiązki, która miała być skierowana na te narządy, tak ażeby ta destrukcja została przeprowadzona właściwie, no i również uwzględniając czas, uwzględniając liczbę więźniów. Konsekwencją naświetlania były oparzenia ciała i w kolejnych dniach rany, ale też i obumarcie narządów, które wymagały operacji chirurgicznej. Dochodziło często do sepsy. Dawki były niewłaściwe, były zbyt duże, stąd dużo komplikacji. W swoim raporcie Schuman uznał, że jest to metoda, która jednak nie przynosi oczekiwanych rezultatów i skłonił się ku stosowanej metodzie farmakologicznej.
Czy poza eksperymentami związanymi ze sterylizacją, były prowadzone w bloku 10 jeszcze jakieś inne eksperymenty?
Właśnie jest to bardzo ważna sprawa, bardzo ciekawa sprawa, ponieważ właściwie w literaturze przedmiotu ta sprawa sterylizacji, która, no, była tam wiodąca i taka najbardziej szokująca, jest obecna. Tymczasem okazuje się, że sytuacja, kiedy ponad 200, a czasami i 300 więźniarek przebywa w bloku, więźniarek, które zostały przywiezione do obozu, jeszcze nie znają tych realiów obozowych, w sensie katastrofalnej sytuacji sanitarnej; same są jeszcze w całkiem dobrym stanie zdrowia, ponieważ większość z nich przyjechała po prostu z domu, skłoniła też innych lekarzy do wykorzystania tego faktu dla swoich celów. Dlaczego te więźniarki były w takim stanie? Otóż Clauberg, wybierając więźniarki, zwracał uwagę, żeby były to więźniarki przywiezione do obozu. A w takiej sytuacji były Żydówki przywożone najczęściej właśnie z obozów przejściowych, gdzie nie były długo, może kilka dni, a czasami nawet krócej. Poza tym, ich stan, jeżeli chodzi o wyżywienie, był jeszcze całkiem dobry, pomimo tych trudności okupacyjnych w różnych częściach Europy. W związku z tym, pod względem medycznym, były one właściwe. Kolejna sprawa, co do której Clauberg, był też dosyć skupiony, to kwestia tego, że więźniarki musiały być już matkami. Czyli proces ciąży, porodu miały w swoim doświadczeniu i tym sposobem kwestia medyczna uzyskania sterylizacji była dla niego jaśniejsza. Nie musiał faktycznie badać, czy rzeczywiście sterylizacja miała miejsce. Jeżeli, powiedzmy, więźniarka nie była matką i z jakichś powodów medycznych nie mogła być matką, tutaj, jeżeli już miał kobiety, które były w ciąży, były matkami, urodziły dzieci, więc te kwestie były po prostu bardziej praktyczne. No i taka grupa kobiet zebrana skłoniła, że Standortarzt, czyli lekarz garnizonowy Eduard Wirths, osoba bardzo ważna w obozie, jeżeli chodzi o sprawy medyczne, ponieważ odpowiedzialny był za wszystkie kwestie związane ze sprawami zdrowotnymi obozu, właściwie wszystkich: od członków załogi i ich rodzin, przez więźniów, skończywszy na dostarczaniu cyklonu b do obozu (to też była jego kompetencja), interesował się również różnymi eksperymentami i naukowcami, którzy pojawiali się w obozie. Stąd miał wgląd w sytuację, w miejsca. Tym bardziej, że jego brat, Helmut Wirths był ginekologiem i aby ułatwić mu karierę, ułatwić mu uzyskanie stopni naukowych, zaproponował, żeby właśnie wśród więźniarek wyszukać te, u których były zauważane pewne zmiany związane z nowotworem szyjki macicy. I znowu rzecz bardzo banalna. W czasie rutynowego badania ginekologicznego takie zmiany były obserwowane. Więźniarkom, oczywiście, nie udzielano żadnych informacji, pobierano natomiast tkanki, które były później przekazywane do badania. Mało tego, niektóre więźniarki były przeprowadzane do Erkenungdienst, gdzie znajdowała się pracownia fotograficzna. I tam, po podaniu więźniarkom leków, które powodowały, że po prostu były nieprzytomne, fotografie tych zmian były wykonywane. Brat doktora Wirthsa, Helmut Wirths, nie przebywał stale w obozie, przyjeżdżał tylko w związku z badaniami. Po zakończeniu eksperymentu więźniarki nie informowano o stanie zdrowia, a najczęściej po prostu kierowano do obozu.
Innym eksperymentem, który również jest dosyć zaskakujący, a dosyć istotny, jeżeli chodzi o kwestie militarne Niemiec, to sprawa grupy krwi, przetaczania krwi, oznaczania krwi. Wiąże się to oczywiście ze sprawami rannych żołnierzy i podawania im właściwej krwi. Otóż więźniarki, które były przyjmowane do bloku 10, miały oznaczoną grupę krwi. To była taka procedura medyczna zastosowana. Uznano, że przy pobraniu większej ilości krwi, a później podaniu więźniarce krwi innej grupy można zauważyć, jakie zmiany zachodzą i czy w warunkach właśnie frontowych tego rodzaju procedura może również w jakiś sposób wpłynąć na szybkie dostarczenie pomocy żołnierzom? I tak też się działo. Ta krew, która była pobierana była w różnych ilościach od 20 do 150 ml, ale były też sytuacje, kiedy i 300 ml albo i więcej. Pobierano krew, zachowywano również jako rezerwę w produkcji surowicy, badana była wzajemna tolerancja odmiennych grup krwi. I na skutek podania właśnie innej grupy więźniarki zaczynały gorączkować, miały również drgawki, miały również pewne objawy neurologiczne, zawroty głowy. Po pewnym czasie to wszystko się wycofywało, ustępowało. I w takich okolicznościach kierownik Instytutu Higieny, Bruno Beger, ustalił metodę określania grupy krwi. Ale tak naprawdę był to sukces nie jego, a grupy naukowców, którzy tą pracą się zajęli właśnie w bloku 10.
Inną okazją do prowadzenia eksperymentów w bloku 10 była kwestia bakterii, a szczególnie streptokoków. Więźniarkom wstrzykiwano ogromne ilości tychże substancji. Wspominają, że były to, jedna mówi o 42 zastrzykach, inna o 80, nawet niektóre mówią o 100. Te iniekcje były wykonywane najczęściej w plecy albo w klatkę piersiową. Oczywiście powodowały choroby. Więźniarki mówią, że chorowały na dyfteryt. Jedna z pielęgniarek, która kontrolowała przebieg tego eksperymentu, na papierze milimetrowym musiała każde nakłucie oznaczać. Tymi eksperymentami zajmował się lekarz Hans Munch, lekarz obozowy, lekarz SS. Substancje wstrzykiwane miały leczyć reumatyzm, stąd niektóre więźniarki były później przekazywane do stomatologów, ponieważ uważano, że tutaj po prostu będzie pewien związek pomiędzy stanem uzębienia, szczególnie korzeni, a kości, czyli tych kwestii reumatycznych. Niektóre więźniarki mówią, że usunięto im dużą liczbę zębów, niektóre mówią o 5, 6 zdrowych zębach, które zostały usunięte właśnie jako element tego eksperymentu.
Bardzo popularną sprawą w tym czasie badania krwi była kwestia śliny. Właściwie w medycynie ona do dzisiejszego dnia w pewnych kręgach jest stosowana. A mianowicie ustalano, że można określić miano aglutynacji tych samych elementów charakterystycznych dla danej grupy krwi, która jest w ślinie, jak i we krwi. Stąd pewna grupa więźniarek miała codziennie rano po prostu wypełnić śliną nieduży pojemnik. Najczęściej to była po prostu probówka. Jednocześnie pobierano im krew. Czasami w niektórych przypadkach pobierano także krew więźniarki, osocze mieszano z jej śliną. Zdaniem niektórych więźniarek używano tej mikstury do leczenia tyfusu plamistego. Ten zabieg, jak to więźniarki, które uczestniczyły w tym eksperymencie twierdzą, no, nie był aż tak szkodliwy dla ich zdrowia. Przez blok numer 10 przeszły również więźniarki, które straciły życie z tego względu, że w Uniwersytecie Rzeszy w Strasburgu jeden z profesorów, dokładnie August Hirt chciał poszerzyć kolekcję szkieletów. Chodziło dokładnie o żydowskie szkielety. Kolekcja czaszek miała być tutaj uzupełniona. Taka kolekcja istniała już w tym czasie w na Uniwersytecie Wiedeńskim. W związku z tym Hirt chciał swój uniwersytet wyposażyć. Był to taki element konkurencji pomiędzy uczelniami. W związku z tym wysłał do obozu Auschwitz swoich przedstawicieli i mieli dokonać przeglądu właśnie wśród żydowskich więźniów. Uwzględniał tutaj również jeńców radzieckich i wybrać te osoby, te przypadki dla niego interesujące. W takich okolicznościach Bruno Beger, Wilhelm Gabel , który był antropologiem, oraz Hans Fleischhacker, preparator z monachijskiego Instytutu Antropologicznego, przyjechali i w kilku etapach dokonywali wyboru. Za każdym razem osoby wybrane, byli to i mężczyźni i kobiety, były poddawane badaniom. Chodziło tutaj o wykluczenie chorób zakaźnych i cechy morfologiczne, czyli wynikające z budowy. Robiono także zdjęcia, Fleischhacker, robił także film. W czasie właśnie tych swoich wizyt. Ostatecznie wybrano 109 osób, ale z jakichś powodów tylko 86 opuściło Auschwitz i zostało przeniesionych do obozu Natzweiler-Struthof, gdzie wszyscy zostali zamordowani w komorze gazowej tam działającej. Kolejnym etapem miało być przygotowanie właśnie szkieletów. Do tego celu pomocnik anatomopatolog Henry Henrypierre przygotował właśnie ciała zamaczając je w kadziach i zauważył, że na lewym przedramieniu każda z osób ma numer. I z własnej inicjatywy spisał te numery. Ciała zostały odnalezione kilka miesięcy później przez armię francuską w czasie wyzwalania obozu. Zostały pochowane na cmentarzu i przez wiele lat była tam tylko informacja, że są to ciała osób znalezionych w takich i w takich okolicznościach. I 60 lat zabrało ustalenie nazwisk tych osób. Stało się to dzięki porównaniu dwóch dokumentów. Właśnie tej listy sporządzonej przez Henrypierre’a anatomopatologa oraz listy zachowanej w obozie Auschwitz w Instytucie Higieny, gdzie więźniowie ci zostali skierowani na badania krwi. Ich nazwiska są na tej mogile.
Dosyć ciekawą sprawą było przeznaczenie jednego z pomieszczeń w bloku 10 na laboratorium. No właśnie, bo mówimy tutaj cały czas o badaniach, o testach, o badaniach związanych z krwią, z innymi substancjami. Gdzieś jakaś fachowa placówka, te wyniki powinna dostarczać. Taką placówką był Instytut Higieny, który również w Auschwitz miał mieć swoją siedzibę. No właśnie, miał mieć, jeszcze nie miał. I aby taki zespół przygotować i też odpowiednio miejsce wyposażyć okazuje się, że blok numer 10 został, niejako przypadkiem, w tym całym procederze też uwzględniony. Otóż jesienią ‘42 roku umieszczono tam kilku naukowców przywiezionych ze Lwowa. Byli to dosyć wyjątkowi naukowcy. Otóż specjalizowali się w badaniach dotyczących tyfusu plamistego, a Instytut kierowany był przez wybitnego polskiego bakteriologa Rudolfa Weigla. Zostali oni aresztowani ze względu na swoje pochodzenie. Byli to Żydzi i, co ciekawe, do obozu Auschwitz zostali przywiezieni razem ze swoimi rodzinami. I tak, Ludwik Fleck był przywieziony ze swoją żoną, Ernestyną Fleck i synem, wówczas już niemalże pełnoletnim, Ryszardem Fleckiem. Doktor Bernard Umschweif przywieziony został z żoną Natalią i z synem Aleksandrem. Doktor Jakub Seeeman został przywieziony z żoną Anną i synem Bronisławem. Do tej grupy również został dołączony doktor Owsiej Abramowicz. Wszystkie te osoby miały w obozie status więźnia specjalnego. To bardzo wyjątkowa kategoria. O ile w na terenie Rzeszy, w obozach na terenie Rzeszy, dosyć często zdarzało się, że ktoś osadzony miał właśnie taki status. To byli na przykład członkowie, przedstawiciele rodzin szlacheckich albo więźniowie, którzy z jakichś powodów politycznych musieli być traktowani w inny sposób. Natomiast w obozie Auschwitz, właściwie poza tą grupą, takiego przypadku nie odnajdujemy. Ale osoby te były bardzo potrzebne właśnie do tych badań laboratoryjnych, więc do kwietnia ‘43 roku przebywali w obozie Auschwitz, a później, kiedy w Rajsku siedziba Higiene Instytut zostaje przygotowana, wyposażona, są oni tam przeniesieni. W czasie, kiedy przebywają w obozie Auschwitz, przebywają w obozie w bloku 10, mają tam swoje laboratorium, kobiety również są skierowane do różnych prac pomocniczych, administracyjnych w tymże laboratorium i też mieszkają na terenie bloku 10, w sztubie przeznaczonej dla pielęgniarek, przeznaczonych dla personelu, są zakwaterowane. Natomiast mężczyźni, są umieszczeni w bloku numer 20, który jest naprzeciwko. Do tej grupy dołączony został również doktor Jacques Lewin, przywieziony do obozu w ‘42 roku, również wybitny bakteriolog i właśnie jemu powierzone są prace związane z badaniami serologicznymi. Aparatura medyczna, wyposażenie, zostało przywiezione z różnych placówek medycznych w Polsce i we Francji. Po prostu zostało zrabowane przez Niemców.
Wspomniała pani, że więźniarki wybierane do eksperymentów nad sterylizacją pochodziły z transportów żydowskich. W jaki sposób najczęściej więźniarki trafiały do bloku dziesiątego i jak wyglądała też droga mężczyzn, którzy w tym bloku również się znaleźli?
Zdecydowana większość kobiet, Żydówek, wybierana była właśnie podczas selekcji, na podstawie kilku pytań, które kierowali, albo lekarze, albo esesmani. Prawdopodobnie pierwszą grupą skierowaną były Holenderki, później Belgijki. Stąd jedna z sal w bloku 10 była nazywana salą belgijską. Prawdopodobnie większa grupa Belgijek w jakimś okresie tam przebywała, ale nie tylko. Okazuje się, że niektóre więźniarki były ofiarami sterylizacji zarówno środkami chemicznymi, jak i sterylizacji poprzez wykorzystanie promieni rentgenowskich były kierowane z obozu. I wiemy na przykład z relacji Zofii Posmysz, która przywieziona została do obozu Auschwitz z Krakowa, aresztowana za działalność w organizacji konspiracyjnej. W obozie Auschwitz, skierowana była do pracy w kuchni obozowej, w dokładnie w Brotkammerze. Tam zajmowała się produktami sypkimi, prowadziła po prostu taką ewidencję. Jako osoba, która już pewne działania podejmowała, jeżeli chodzi o konspirację, o ruch oporu, także w obozie dosyć szybko nawiązała kontakt z koleżankami, ale również z więźniami, którzy przenosili do obozu lekarstwa. I właśnie ze względu na to dogodne położenie kuchni obozowej, Zofia Posmysz takie nieduże paczki z lekarstwami przenosiła do szpitala więźniarskiego w Birkenau, w odcinku kobiecym. Któregoś dnia niestety ogłoszono blokszperę, czyli sytuację, kiedy przeprowadzano selekcję. Więźniarki wtedy nie powinny znajdować się poza blokiem. Esesman, który ją spotkał, spisał jej numer. Na całe szczęście nie sprawdził zawartości paczki. Gdyby się okazało, że ona ma lekarstwa, być może byłaby nawet rozstrzelana. No, ale jej numer został zapisany i następnego dnia po apelu została wyczytana i razem z grupą kilku kobiet, prawdopodobnie 10, została przeprowadzona do bloku numer 10, gdzie również została poddana sterylizacji. Przebywała tam około miesiąca i po tym okresie jedna z lekarek przedstawiła się jako doktor Slawka. Była to Dorota Klein. Jedna z lekarek więźniarek dostała informację właśnie od więźniarek z Birkenau o tej tragicznej sytuacji i pomogła Zofii w przeniesieniu do Birkenau. Jednocześnie zwróciła się do niej słowami, że jest jej bardzo przykro z powodu tego, co jej zrobili. Inną więźniarką, która też w taki dosyć zaskakujący sposób została skierowana do eksperymentów, była Monika Dombke-Zatke. Mówi, że któregoś dnia po prostu w Birkenau wybrana została grupa 10 kobiet, które w miarę dobrze wyglądały. Jeżeli chodzi o kwestie wyglądu, nie było widać jakichś efektów głodu i po prostu zaprowadzone zostały do bloku 30, do baraku 30, gdzie po prostu przeprowadzono na nich te doświadczenia przy użyciu aparatu rentgenowskiego. Więc widać, że ta droga była bardzo różna. Jeżeli chodzi o mężczyzn. Tutaj właściwie wszyscy, których relacje znamy, to są więźniowie żydowscy i wybierani byli najczęściej w obozie, też na podstawie wyglądu. Wiek mógł tutaj też być istotny, ale głównie wybierano mężczyzn w wieku około 20, 30 lat. Co ciekawe, więźniowie ci, po przeprowadzeniu eksperymentu, czyli po przeprowadzeniu naświetlenia, właściwie od razu byli kierowani do obozu. Od razu byli kierowani do pracy, a przecież efekty tego naświetlenia, czyli rany, poparzenia często podbrzusza, były widoczne po kilku dniach. W kolejnym etapie eksperymentu byli ponownie przeprowadzeni, gdzie przeprowadzano właśnie operację. W przypadku mężczyzn, właściwie nie byli oni kierowani do bloku 10 tak często. Cała procedura naświetlania odbywała się w Birkenau, a później operacja usunięcia narządów również w bloku szpitalnym albo w obozie macierzystym albo w Birkenau. Tych operacji dokonywali również lekarze, którym po prostu polecano wykonywanie ich. Jak wspominają doktor Schumann, starał się prawie zawsze być obecny przy tych operacjach. Organy usunięte były zabezpieczane i wysyłane do Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie kontynuowano badania nad tymi uzyskanymi organami, więc była to procedura właściwie od samego początku kontrolowana. Więźniowie ani mężczyźni, ani kobiety nie mieli absolutnie wpływu na to. Nie mieli, nie mogli nawet zadecydować, czy nie zgodzić się, czy próbować uciec, czy w jakikolwiek inny sposób protestować. Po prostu byli traktowani zupełnie przedmiotowo i dla, właściwie, osiągnięcia tych celów lekarzy niemieckich.
Wspomniała pani o kilku lekarzach, którzy odpowiadali za przeprowadzanie eksperymentów, czy też badań w bloku 10, ale personelem tego bloku byli także więźniowie i więźniarki…
Tak, wiemy o nich nie tylko z relacji, ale ten dokument, o którym wspomniałam, mówi, że i była grupa, duża grupa więźniarek, od ponad 200 do około 300 oraz 22 osoby personelu. To sporo i kto to był? Otóż, były to więźniarki, które, po pierwsze, miały zajmować się sprawami administracyjnymi, bloku. Ponieważ paradoksalnie, jeżeli chodzi o rytm dnia, ten blok właściwie miał podobny rytm jak inne bloki, czyli odbywał się apel, więźniarki były liczone, następnie było wydawanie żywności. Była blokowa, były więźniarki, które się zajmowały sprzątaniem. No i była właśnie grupa więźniarek, które miały kwalifikacje medyczne. I do ich obowiązków należało uczestniczenie w eksperymencie na różnym etapie. Kierowane były do tego bloku z pełną świadomością. I taką, która miała tam właściwie najważniejsze kompetencje to Alina Brewda, która kierowała właśnie tym personelem pielęgniarskim, lekarskim. Miała pozycję równą właściwie blokowej. Była ginekologiem. Po ukończeniu studiów praktykowała w różnych szpitalach i została aresztowana w Warszawie, skierowana do obozu na Majdanku i tam, właściwie na polecenie SS, razem z grupą lekarek została przeniesiona do obozu Auschwitz i bezpośrednio właściwie do bloku 10. Często była wzywana podczas przeprowadzania eksperymentów przez Clauberga, kiedy więźniarki, na przykład miały zapaść albo jakieś inne trudności medyczne się pojawiały. Sama zresztą widziała, że lekarze niemieccy niektórzy nie do końca mieli pełne umiejętności i kompetencje, jeżeli chodzi o działania, których się podejmowali. Wprowadzanie substancji czasami przebiegało bardzo nieprawidłowo. No i właśnie Alina Brewda w tych sytuacjach się pojawiała i była przez lekarzy SS angażowana. Poza tym opiekowała się więźniarkami i wiedząc o sytuacji, w jakiej się znalazły starała się być dla nich pocieszeniem, starała się być również taką osobą wspierającą. Pewnych elementów nie dało się już odwrócić. W związku z tym zajęcie więźniarek, czy otoczenie ich taką opieką… była to w pełni świadoma działalność Aliny Brewdy. Inną lekarką, która również znalazła się w bloku 10 ze względu na swoje kompetencje, była Dorota Lorska. Przez wiele więźniarek zapamiętana jako Slawka Kleinowa, ponieważ została zarejestrowana w obozie pod nazwiskiem Klein. To jej nazwisko jeszcze z okresu przedwojennego i również jako ginekolog, świadoma tej sytuacji, w której się znajdowały kobiety, na tyle, na ile warunki obozowe pozwalały, starała się więźniarkom pomóc.
Inną więźniarką, która też ze względu na swoje kompetencje medyczne została skierowana do bloku 10, była więźniarka przywieziona z Francji, Adélaïde Hautval, która była psychiatrą. Aresztowana została za przekroczenie linii demarkacyjnej. Mieszkała na południu Francji. Dostała informację o chorobie, a później śmierci swojej mamy, chciała więc niezwłocznie udać się do domu. Nie miała wymaganej przepustki, no i to się skończyło aresztowaniem. Już w więzieniu widziała dużo więźniarek żydowskich i wyrażała, bardzo otwarcie, swoje współczucie dla aresztowanych Żydówek. Początkowo po deportacji umieszczona była w Birkenau, a później, właśnie ze względu na swoje kompetencje, przeniesiona została do bloku 10. Tutaj oczekiwano od niej, że będzie uczestniczyć w eksperymentach. Między innymi doktor Wirths oczekiwał od niej wykonania pewnych obowiązków związanych właśnie z rakiem szyjki macicy. Podobnie doktor Clauberg, który miał, właściwie nie sam, wprowadzał te substancje toksyczne, był to zawsze ktoś pomagający mu, liczył tutaj na Adélaïde Hautval. Doktor Hautval miała na tyle odwagi w sobie, że widząc charakter tych działań, świadomie odmówiła wszystkim właściwie. No to spowodowało, że zaczęła się obawiać trochę o swoje życie. Uratowało ją to, że na nogach znalazło się kilka ran, które miałyby świadczyć o tym, że zaraziła się świerzbem i po prostu została przeniesiona do Birkenau. I tam pozostała już właściwie do ewakuacji obozu.
Więźniem, właściwie jedynym, bardziej znanym, który był w bloku 10 i zapamiętanym przez więźniarki, był również lekarz ginekolog Maksymilian Samuel. Był Niemcem, pracował w Kolonii. I to jemu polecono wykonywanie operacji więźniarek po naświetlaniu. Wiemy z kilku relacji, że widząc w trakcie przeprowadzanego zabiegu, że naświetlanie było zbyt słabe i organy są jeszcze zdrowe, w kilku przypadkach sabotował te operacje, pozostawiając te zdrowe organy i dając tym sposobem szansę więźniarkom na macierzyństwo. Wiemy o takiej sytuacji chociażby z relacji Alizy Zarfati, przywiezionej z Grecji. Ale z innych relacji wiemy też, że był bardzo gorliwy, jeżeli chodzi o wykonywanie poleceń. Tłumaczyć to można tym, że w obozie przebywała również jego córka, którą w pewnym sensie chciał chronić. Miał przeprowadzać eksperymenty z wykorzystaniem kolonoskopu, co w owym czasie było dosyć nowatorskie. Przeznaczono mu nawet dwie pielęgniarki do pomocy i właśnie więźniarki, u których stwierdzono zmiany, które mogą wskazywać na raka szyjki macicy, właśnie pod opieką doktora Samuela były przeprowadzane na przykład do fotografowania bądź do różnych innych zabiegów. Działania doktora Samuela, kontakty (prawdopodobnie kontakty z ruchem oporu) doprowadziły do tego, że został aresztowany przez gestapo obozowe i został rozstrzelany w obozie.
Więźniarką, która znalazła się w bloku 10 w absolutnie kuriozalny sposób jest Ruth Dattel, Niemka, Żydówka aresztowana w Berlinie, aresztowana razem ze swoim synem Peterem, który wówczas miał 5 lat. Przywieziona została na rampę i właściwie była trochę zdezorientowana, ale zauważyła, że esesmani pytają, pytają o zawód, pytają o różne rzeczy. Sama miała włosy przefarbowane na blond. Peter również był blondynem i w pewnym momencie esesman zapytał ją o zawód. Mówi, że pracowała w biurze. Miał powiedzieć, że „Ach, czyli właściwie nic nie umiesz?”. Wtedy ona odpowiedziała, że ostatnio pracowała jako asystentka w gabinecie lekarskim. I to z kolei zainteresowało innego esesmana. W takich okolicznościach razem ze swoim dzieckiem, pięcioletnim Peterem, została przewieziona do bloku 10, gdzie miała być jedną z pielęgniarek. Co ciekawe, właśnie ten mały Peter został tam zarejestrowany i do ewakuacji obozu tam pozostał, czyli było to, możemy powiedzieć, kolejne dziecko, które znalazło się w bloku 10. Aczkolwiek dzieci pracowników Instytutu Higieny później zostały przeniesione. Natomiast mały Peter był tam dłużej. Więźniarki, które widziały go codziennie, reagowały w bardzo różny sposób. Niektóre otaczały go opieką, matkowały, bawiły się z nim, ich, jego widok był dla nich takim elementem radości, też nadziei, że ich dzieci, które gdzieś tam są ukryte, przeżyją. Dla innych, które wiedziały, że dzieci straciły, dzieci zostały zamordowane w komorach gazowych, to był trudny widok właśnie tego radosnego chłopca. Więźniarki pamiętają, że uczył się liczyć. I stały w piątkach w związku z tym on bardzo szybko odliczał 5, 10, 15, 20, 25. Jeden z więźniów, Julius Meyer, postarał się o buty dla małego Petera, za co został ukarany. Dostał 50 uderzeń kijem za tą pomoc. Kiedy rozpoczęła się ewakuacja obozu, tutaj też może wspomnijmy, bo to jest takie bardzo znowu heroiczne, jeżeli chodzi o więźniarki. Początkowo Peter szedł, była to zima, styczeń, śnieg, później Ruth uznała, że można wykorzystać skrzynkę jako sanki i razem z inną więźniarką, Ilse Nusbaum, ciągnęły tę skrzynkę, ale ona nie miała płóz, w związku z tym właściwie jeszcze bardziej utrudniała. Niemniej jednak udało się dojść na dosyć sporą odległość i powierzono małego Petera opiece małżeństwa czeskiego. Ruth została skierowana do Ravensbrück, potem do Neustadt-Glewe i wróciła do Berlina, ale bez Petera. Dzięki zaangażowaniu Czerwonego Krzyża Peter odnalazł się. W dalszym ciągu przebywał z rodziną czeską, nie mówił już po niemiecku. W 1947 roku dziecko wróciło do Berlina, co było wielkim wydarzeniem dla całej społeczności tej, która ocalała z Holokaustu.
Co stało się z dwoma głównymi postaciami bloku dziesiątego, to znaczy z Carlem Claubergiem i Horstem Schumanem po wojnie? Czy ponieśli jakiekolwiek konsekwencje swoich czynów?
Zarówno Clauberg, jak i Schuman byli znani. To nie byli esesmani niżsi rangą, czy lekarze, którzy gdzieś tam pracowali w jakiejś przychodni na wsi albo w małym miasteczku. To były osoby, dzisiaj byśmy to nazwali, rozpoznawalne. Clauberg w czasie ewakuacji obozu Auschwitz wyjechał do Ravensbruck i tam kontynuował sterylizację, między innymi uwzględniał również więźniarki romskie, poszerzył po prostu tą grupę. Po zakończeniu wojny znalazł się na terenie Niemiec w strefie zajętej przez Armię Czerwoną. Został aresztowany, został wywieziony do Moskwy i tam stanął przed sądem. Został skazany na karę więzienia, jednak w 1955 roku na mocy porozumienia między RFN a Związkiem Radzieckim powrócił do Niemiec i uznał, że może rozpocząć praktykę lekarską. W tym celu w lokalnej gazecie w Kolonii umieścił ogłoszenie, że poszukuje pracownika do pracy biurowej. Praca ma polegać na przyjmowaniu zgłoszeń, prowadzeniu ewidencji, ma być prowadzona w godzinach wieczornych. I podpisał to ogłoszenie, ten anons, swoim nazwiskiem. To zostało oczywiście zaraz rozpoznane. Został aresztowany i pozbawiono go wszystkich naukowych tytułów i zaczęto przygotowania do procesu. Jednakże ten proces nie rozpoczął się. Po prostu zmarł w więzieniu w trakcie przygotowań do procesu.
Horst Schumann długo pozostał na terenie Niemiec, właściwie do ‘51 roku mieszkał w RFN i zagrożony aresztowaniem wyjechał najpierw do Japonii. W ‘55 roku wyjechał z Japonii do Afryki. Osiedlił się w Sudanie, następnie w ‘59 roku zbiegł do Nigerii. W 1960 roku zamieszkał w Ghanie i pod naciskiem opinii publicznej, w ‘66 roku został aresztowany, przewieziony do RFN. Stanął przed sądem we Frankfurcie nad Menem. Jednak w ‘71 roku proces przeciwko Schumanowi został umorzony ze względu na jego stan, zły stan zdrowia, co chyba nie do końca było zgodne z prawdą, ponieważ Horst Schumann zmarł w 1983 roku, więc widać tutaj, że sąd absolutnie nie miał intencji, żeby wydać wyrok.
Eksperymenty w bloku 10 dla więźniarek, które przeżyły wojnę, były tą częścią historii obozowej, która była albo ich tajemnicą, albo była znana tylko najbliższym osobom. W 2023 roku odwiedziła nas rodzina z Holandii, trzypokoleniowa, babcia, córki i wnuk. Przyjechali w związku z tym, że właśnie rodzice tej pani seniorki byli deportowani do obozu Auschwitz. Johanna Schrijver i Salomon Schrijver przywiezieni zostali z Amsterdamu. Obydwoje podczas selekcji zostali uznani za zdolnych do pracy. Salomon umieszczony został w obozie w Monowitzach, Johanna została skierowana do bloku 10. W Holandii została ich córka, która była ukryta przez znajomych na wsi. Salomon bardzo szybko zachorował na dyfteryt. Został skierowany do bloku numer 20 w obozie macierzystym. I tam, po bardzo krótkim pobycie zmarł. Johanna, która była w bloku 10, otrzymała jakimś sposobem informację o tym, że mąż jest w bloku naprzeciwko i podobno właśnie przez okna mieli się widzieć, co jest możliwe, ponieważ te budynki są stosunkowo niedaleko siebie. Johanna, przeżyła wojnę, wróciła do Holandii, odnalazła córkę i w swoich wspomnieniach, z którymi dzieliła się z rodziną, a było ich niewiele, nigdy, nigdy nie mówiła o sterylizacji i o tych bardzo bolesnych doświadczeniach. Rodzina miała pewne przypuszczenie. W momencie, kiedy jedna z koleżanek obozowych, która odwiedzała Johannę dosyć regularnie, koleżanka, która była osobą bardzo wesołą, optymistyczną, pełną życia, odebrała sobie życie, to było bardzo zaskakujące dla krewnych. Zwłaszcza, że Johanna była osobą raczej smutną, raczej te doświadczenia wojenne bardzo ją przygnębiały. Chociaż miała córkę, wyszła za mąż, ale po prostu już taką osobą została. Natomiast tutaj ta koleżanka, pełna radości i taka decyzja. I okazało się, że właśnie one się znały z obozu, a znały się, ponieważ obydwie były w bloku 10. I właśnie ta wizyta w 2023 roku miała na celu przyjrzenie się tej historii, która nigdy nie została w rodzinie opowiedziana. Takich przypadków jest dosyć dużo. Jest grupa więźniarek, która spotkała profesora Hansa Joachima Langa, niemieckiego naukowca, który przez wiele lat zbierał informacje na temat historii bloku 10. W 2013 roku jego książka „Kobiety z bloku dziesiątego. Eksperymenty medyczne w Auschwitz” ukazała się i stąd wiemy dużo na temat tego bloku, ale była duża grupa więźniarek, dla których była to bardzo bolesna sprawa. Bardzo, bardzo bolesne przeżycie i w ten sposób ją traktowały do końca swoich dni.