Przemówienia
Wystąpienie Augusta Kowalczyka
27-01-2010
Dzień był podobnie jak dzisiaj zimowy, 4 grudnia 1940 roku.
Słupek rtęci na Blockfuehrerstubie wskazywał 19 stopni poniżej zera.
W grupie 80 więźniów z więzienia tarnowskiego stałem tuż przy bramie obozowej. Nowi. Zugang.
Tak kończyła się, na razie, moja bitwa o Polskę.
Tymczasem ludzkie mrowisko, wypełniające obozowe ulice, odsłaniało przede mną, nieznany mi dotychczas, a z każdą minutą coraz wyraźniej wyczuwalny stan zagrożenia.
Ulicą z głębi obozu Auschwitz nadbiegła grupa około 50 więźniów. Nadbiegła. Tak, żałosna, nieudolna próba regulaminowego Laufschritt — biegiem, więzień porusza się tylko biegiem.
Na ramionach dźwigają skrzynie.
Co oni noszą, piasek, kamienie? Ośmiu jedną skrzynię.
Z wysiłkiem zdjęli je z ramion. Drewno głucho stuknęło o zaśnieżoną, obozową ulicę.
Z Blockfuehrerstuby wyszedł młody żołnierz, w polowym mundurze. Zmierzał w kierunku komanda.
Jeżeli o mężczyźnie można powiedzieć, że jest piękny, to ten młody esesman był piękny.
Podszedł do pierwszej skrzyni.
— Weg! — wskazał wieko skrzyni. Wykonali rozkaz. Zrzucili deski.
W skrzyni „na waleta”, czyli głowami w przeciwnych kierunkach leżały dwa, nagie wychudzone ciała martwych więźniów. Numery wypisane kopiowym ołówkiem na nagich piersiach, były jedynym dowodem ich tożsamości.
Młody, piękny, pochylił się i zza cholewy żołnierskiego buta wyciągnął półmetrowy gwóźdź. Pchnął w jedną pierś — teraz na pewno martwy.
Pchnął w kolejne serce — ten też już sprawdzony. Mogą kontynuować swoją ostatnią drogę do krematorium.
Komando nosicieli trupów przeszło przez bramę, nad którą z wysiłkiem odczytaliśmy „Arbeit macht frei”.
Ci, których wyniesiono, byli już wolni. Na pewno.
To zbrodnicze kłamstwo miało być przykrywką dla ludobójstwa i Holokaustu, miało chronić autorów przed osądem tych, którym dane będzie opuścić obóz w tę drugą stronę, do życia, do wolności — aby dać świadectwo.
65. rocznica wyzwolenia to już nie tylko rzeczywistość historyczna. Wierni pamięci, nasze serca i umysły kierujemy ku tym, którzy nigdy nie wrócili do wolności. Przecież nie sposób z tego miejsca dzisiaj nie wspomnieć grudniowej nocy 2009 roku.
Świętokradzkie, zbrodnicze działania, podyktowane obłąkańczą ideą "mieć" stały się kolejnym ostrzeżeniem: 65 lat po wyzwoleniu Auschwitz nie ma żadnych „czarnych dziur” w historii ludzkości, które na zawsze pochłonęły zło.
Z bramy obozowej ukradziono napis „Arbeit macht frei”.
W miejscu, w którym nawet kamienie stały się relikwią, a ziemia przesiąknięta krwią poszarzała od popiołów holokaustu.
Ból, niedowierzanie i gniew towarzyszyły nam przez ostatnie tygodnie poprzedzające dzisiejszy odświętny charakter 65. rocznicy.
Jednoznaczna reakcja opinii światowej udowodniła przecież, że cena krwi i męczeństwa posiada tę moc niezwykłą, pozwalającą po 65 latach przemienić nazistowskie mega kłamstwo w relikwię pamięci narodów.