"Krematorium w obozie Auschwitz I służyło do spalania ciał więźniów zmarłych śmiercią naturalną"
Wielu negacjonistów, nie mogąc zakwestionować faktu istnienia krematorium I w KL Auschwitz, próbuje przekonać w swoich publikacjach, iż był to budynek, gdzie funkcjonowały piece przeznaczone wyłącznie do spalania zwłok więźniów zmarłych w obozie z przyczyn naturalnych.
Fakty:
Pod koniec września 1941 roku zdecydowano, aby pomieszczenie krematorium I, które dotychczas pełniło funkcję kostnicy, czyli miejsca przechowywania zwłok przed spaleniem w piecach, zaadaptować na komorę gazową. Było to już po zamordowaniu po raz pierwszy za pomocą preparatu cyjanowodorowego cyklon B kilkuset więźniów, jeńców sowieckich oraz polskich więźniów, co miało miejsce na początku września 1941 roku w podziemiach bloku nr 11. Aby uniknąć konieczności przewożenia tak dużej liczby zwłok na przeciwległą stronę obozu, postanowiono utworzyć komorę gazową bezpośrednio na terenie krematorium.
Plan krematorium I w KL Auschwitz. Największe pomieszczenie, które pierwotnie służyło jako kostnica, zostało we wrześniu 1941 roku zaadaptowane na komorę gazową, zdolną pomieścić około 700–800 osób. Źródło: APMA-B
Granulat cyklonu B wsypywano do pomieszczania przez cztery specjalne otwory w stropie.
Jednym z ważniejszych świadczących o tym dokumentów jest zachowane zamówienie do warsztatów obozowych pochodzące z dnia 25 września 1941 roku, będące formalnym zleceniem wykonania dla krematorium I (BW 11) czterech klap hermetycznych (Luftdichteklappen).
Zamówienie dla ślusarni obozowej z dnia 25 września 1941 roku w sprawie wykonania czterech pokryw hermetycznych dla krematorium I. Miały one za zadanie zabezpieczać i uszczelniać cztery otwory w suficie komory gazowej, przez które wsypywano do środka granulki preparatu cyklon B. Źródło: APMA-B
O zamordowaniu kilkusetosobowego transportu jeńców sowieckich w opublikowanych po wojnie wspomnieniach opowiada Rudolf Höss, pierwszy komendant obozu Auschwitz:
"Pierwszy wypadek stracenia ludzi za pomocą gazu nie dotarł należycie do mojej świadomości, być może dlatego, że byłem pod silnym wrażeniem całej procedury. Lepiej przypominam sobie zagazowanie 900 Rosjan; odbyło się ono wkrótce potem w starym krematorium […] ponieważ korzystanie z bloku 11 wymagało zbyt wiele zachodu.
W czasie wyładowywania transportu zrobiono w suficie kostnicy kilka dziur. Rosjanie musieli rozebrać się w przedsionku, po czym wchodzili zupełnie spokojnie do kostnicy, powiedziano im bowiem, że mają być odwszeni. Transport wypełnił akurat całą kostnicę. Następnie zamknięto drzwi, a przez otwory wsypano gaz. Nie wiem, jak długo trwało uśmiercanie, ale przez dłuższy czas słychać było jakiś szmer. Przy wrzucaniu gazu kilku jeńców krzyknęło „gaz”, po czym rozległ się głośny ryk i zaczęto napierać od wewnątrz na drzwi. Jednakże drzwi wytrzymały napór.
Dopiero po kilku godzinach otwarto i przewietrzono pomieszczenie. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem w takiej masie zwłoki zagazowanych. […] ogarnęło mnie uczucie grozy. […]
Nad samą kwestią zabijania radzieckich jeńców nie zastanawiałem się wówczas. Taki był rozkaz i musiałem go wykonać. Otwarcie jednak powiem, że zagazowanie tego transportu podziałało na mnie uspokajająco [!], wkrótce przecież trzeba było rozpocząć masowe uśmiercanie Żydów, a dotychczas ani ja, ani Eichmann nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, w jaki sposób będzie się odbywać masowe zabijanie. Miał być użyty jakiś gaz, ale nie wiadomo było, o jaki gaz chodzi i jak należy go używać. Teraz znaleźliśmy zarówno gaz, jak i sposób postępowania."
Źródło: Rudolf Hoss, Oświęcim w oczach SS, s. 62-63, Warszawa 1991.
"Pod koniec tej akcji w krematorium stłoczonych zostało około sześciuset zrozpaczonych ludzi. Kilku esesmanów wyszło z budynku, a ostatni z nich zamknął od zewnątrz drzwi wejściowe do komory gazowej. Niedługo potem dało się słyszeć z wnętrza coraz głośniejsze kasłania, krzyki i wołania o pomoc. Nie mogłem zrozumieć poszczególnych słów, jako że krzyki, które mieszały się teraz z wyciem i płaczem, były zagłuszane pukaniem i waleniem w drzwi. Po jakimś czasie odgłosy te stawały się coraz cichsze, krzyki umilkły, tylko od czasu do czasu dobiegał pojedynczy jęk, rzężenie lub głuche pukanie w drzwi. Ale i to szybko ustało, a w ciszy, jaka potem nastała, każdy z nas czuł grozę tej straszliwej, pomnożonej przez setki istnień ludzkich, pełnej męczarni śmierci.
Kiedy w krematorium zapanowała cisza, na jego płaskim dachu pojawił się Unterscharführer Teuer [SS-Rottenführer Adolf Theuer, sanitariusz SS (SDG), po wojnie skazany na śmierć przez czechosłowacki sąd w Pradze i w kwietniu 1947 r. stracony] wraz z pomocnikiem. Obaj mieli zawieszone na szyjach maski gazowe. Odstawili podłużne blaszane puszki, które wyglądały podobnie do konserw. Na puszkach tych znajdowały się naklejone etykietki z symbolem trupiej czaszki i napisem „Uwaga, trucizna!”. Straszliwe przypuszczenie stało się rzeczywistością: ludzie w krematorium zostali zamordowani przy pomocy gazu."
Źródło: Filip Müller, Auschwitz Inferno, s. 33-34, London 1979.